(Polski) Homilia: Odpust Św. Mikołaja

06-12-2016
3726

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Odpust Św. Mikołaja, Lublin, Czwartek, 06.12.2016 r.

Czcigodni Bracia w kapłańskim posługiwaniu, Osoby życia konsekrowanego, Siostry i Bracia w Chrystusie.

Słuchając czytań mszalnych odkrywamy, że wspomnienie św. Mikołaja doskonale wpisuje się w przeżywany w Kościele czas adwentu. Oto w Ewangelii św. Mateusz opisuje scenę sądu ostatecznego a poprzedzające ją teksty z Księgi Tobiasza i z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian wyraźnie wskazują nam drogę, która prowadzi na „prawą stronę”, na stronę ludzi sprawiedliwych.

Jedna z popularnych niegdyś piosenek religijnych opisuje sąd ostateczny w następujących słowach:

Kiedy Pan przyjdzie sądzić nasze serca i naszą marność
Damy kłosy a On spali plewy, oddzieli ziarno
Będzie sądził z miłości tej najprostszej i tej niełatwej
Sądzić tylko z miłości to aż nadto, aż nadto.

Cała Chrystusowa nauka to nauka o miłości, a całe Jego życie to ustawiczne objawianie nieskończonej miłości Boga Ojca do swojego stworzenia. Przykazanie nowe daję wam, byście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem mówi do swoich uczniów, a w innym miejscu Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali. To ma być nasz znak rozpoznawczy jako chrześcijan – wzajemna miłość, i to właśnie z miłości będziemy sądzeni na końcu czasów.

Chrystus stawia siebie samego za wzór miłości. On był przecież tym, kto nie tylko mówił o tej miłości wzajemnej, ale na własnym przykładzie pokazał, jak można tą miłością żyć na co dzień. Nie tylko pokazał, ale i zaświadczył, bo z miłości przecież oddał swoje życie, abyśmy zostali odkupieni i mogli żyć z Nim w chwale.

My też często mówimy o miłości i dosyć chętnie o niej słuchamy, ale bardzo często na mówieniu się kończy, a nasze codzienne życie pokazuje coś zupełnie innego.

Jakże bardzo w naszym codziennym życiu brakuje nam nie tylko miłości, ale nawet zwyczajnej ludzkiej życzliwości. Jakże często naszym codziennym życiem kierują negatywne uczucia i pragnienia zazdrość, chęć dominacji nad drugim człowiekiem, udowodnienia mu swojej władzy czy swojej wyższości. Tymczasem św. Paweł pisze: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

Może nie raz, a może nawet teraz, zadajemy sobie w sercu pytanie: no dobrze, ale jak mam to wszystko wprowadzić w życie? Jak mam być ciągle cierpliwy, nikomu nie zazdrościć, zapomnieć istniejące przez lata urazy i znosić wszystko, co życie mi przynosi? Tak. Tego pragnie od nas Bóg i tego od nas wymaga. Choć czasem to zadanie wydaje się przerastać nasze siły, to ten sam Bóg uzdalnia nas do takich postaw, jeśli otworzymy się na Jego łaskę, na działanie Ducha św. w naszym życiu.

Dobrym przykładem do naśladowania jest Patron naszej parafii – św. Mikołaj. Swoim postępowaniem pokazał, że można zupełnie dosłownie zrozumieć i wcielić w życie słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Zaprawdę powiadam wam, wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.

Z życiorysu, który podają hagiografowie wiemy, że już od młodości Mikołaj odznaczał się pobożnością i wrażliwością na potrzeby ubogich. Ponieważ był jedynym dzieckiem swoich rodziców, po ich śmierci odziedziczył cały majątek i gdy tylko zobaczył okazję do czynienia dobra, zaraz ją wykorzystywał. W doskonałym stopniu realizował wskazanie z Księgi Tobiasza: Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka, a nie odwróci się od ciebie oblicze Boga. Jak ci tylko starczy, według twojej zasobności dawaj z niej jałmużnę! Może pamiętamy opis, jak to pomógł trzem ubogim pannom w zamążpójściu, podrzucając im skrycie pieniądze na posag. Innym razem poszedł do Konstantynopola, aby uprosić cesarza Konstantyna o ułaskawienie dla trzech młodzieńców ze swojej diecezji. Zostali bowiem oni skazani na śmierć, która wydawała się nieproporcjonalną karą za ich występki. W czasie zarazy opiekował się osobiście chorymi, nie dbając o to, że sam może zachorować. Wszędzie szukał i wykorzystywał okazje do czynienia dobra, a Pan Bóg zsyłał mu je nieustannie, dlatego też możemy dziś gromadzić się w tej świątyni i wspominać go jako świętego.

 Kochani!

Podejmowanie uczynków miłosierdzia, tak co do duszy jak i co do ciała, jest obowiązkiem każdego chrześcijanina. W sposób szczególny przypomniał nam o tym papież Franciszek w niedawno zakończonym Roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia. Odkrywajmy na nowo uczynki miłosierdzia i czyńmy je zasadą naszego chrześcijańskiego życia.  Pamiętajmy o tym, by głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, przybyszów w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych pogrzebać. I nie zapominamy o uczynkach miłosierdzia względem duszy wątpiącym dobrze radząc, nieumiejętnych pouczając, grzeszących upominając, strapionych pocieszając, krzywdy cierpliwie znosząc, urazy chętnie darując, modląc się za żywych i umarłych. Jednak nie czyńmy tego nigdy na pokaz. Jezus nas ostrzega: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; (…) Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy w synagogach i na ulicach. Tak też czynił św. biskup Mikołaj, gdyż nie chciał zawstydzać tych, którym pomagał i wolał pozostać anonimowym darczyńcą i współpracownikiem Boga.

Dzisiaj na ziemi Jezus ma do dyspozycji nasze serca i dłonie i pragnie abyśmy troszczyli się o bliźniego w potrzebie. Musimy o tym pamiętać i nie możemy pozostać obojętni na potrzeby naszych braci, poczynając od tych najbliższych aż po tych, którzy w odległych rejonach cierpią biedę, niesprawiedliwość i prześladowanie. Musimy jednak wystrzegać się, aby naszą motywacją nie była litość lub chęć pokazania swojej dobroci, ale prawdziwa chrześcijańska miłość bliźniego. Pomoc bliźniemu niezależnie od tego, czy jest to pieniądz, talerz zupy, czy też posługa w wolontariacie, ma charakter głęboko ludzki i religijny. Musi być jednak świadczona w pokorze i na chwałę Boga, gdyż inaczej zatraca swój wymiar. Nie można przecież wykorzystując innych tworzyć własnej legendy dobroczyńcy i budować pomnika ku własnej chwale. Uczynek miłości bliźniego nie może być przeradzany w uczynek miłości własnej, bo w ten sposób zatraca swój ewangeliczny wymiar.

Czynna miłość bliźniego musi współistnieć z modlitwą. W oczach Bożych traci swoją wartość wiara bez uczynków, ale także uczynki bez wiary. Miłość Boga ożywia, naszą wiarę i nasze działania. Ten, kto działa na rzecz bliźniego, nie może zapominać, że tu na ziemi jest tylko posłańcem Bożym, że pomaga innym ze względu na wspólnego Ojca w niebie, od którego przecież otrzymaliśmy wszystko co tu posiadamy. Dla Boga, który przenika serce człowieka, liczy się nie tylko ilość dobrych uczynków, ale przede wszystkim ich jakość; liczy się miłość, która powinna być zasadą sprawczą ludzkiego działania.

Św. Paweł powiedział: „gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic (bym nie zyskał) mi nie pomoże” (1 Kor 13.3) miłość nobilituje nasze działania i nasze zasługi zostaną nagrodzone przez Boga tylko wtedy, gdy będą odblaskiem Jego miłości. Nasza miłość jest bowiem wtórna w relacji do miłości Boga. To On pierwszy ukochał nas bezgranicznie i to doświadczenie Jego miłości uzdalnia nas do świadczenia jej bliźnim.

 Bóg jest miłosierny dla miłosiernych. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią – pamiętamy słowa Chrystusa i słowa hymnu niedawno przeżytych Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Dlatego miłosierdzie nie może być tylko ulotnym porywem serca, powierzchownym współczuciem, demonstracją własnych uczynków i swojego charytatywnego zaangażowania. Miłosierdzie musi owocować konkretną, trwałą  postawą. Człowiek miłosierny wychodzi naprzeciw ludzkim problemom, jest bezinteresowny. Miłość bliźniego jest więc sprawdzianem i miarą miłości do Boga. Św. Jan mówi nam: Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga?

Miłość bliźniego, to przede wszystkim pragnienie dobra, dla drugiej osoby; to zwyczajna ludzka życzliwość, szczerość, szacunek, solidność czy uczciwość wobec drugiego człowieka. Czy staram się dorastać do takiej właśnie postawy? Czy takiej postawy próbuję się uczyć?

Miłość bliźniego wyraża się także w tym, że będę starał się jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki zawodowe, rodzinne, czy społeczne. Tak naprawdę to jest to o wiele ważniejsze, niż najpiękniejsze nawet słowa czy deklaracje.

Popatrzmy chociażby na to, co się dzieje w naszych zakładach pracy, gdzie coraz mniej miejsca dla wzajemnej życzliwości, pomocy, czy chociażby szczerości. Jakże często zdarza się, że ktoś tylko czyha na błąd czy potknięcie kogoś innego, by mu zaszkodzić, oczernić go przed przełożonym, czy nawet próbować zająć jego miejsce. Bardzo często się tłumaczymy, że takie są czasy. A czyż czasy nie są takie, jakimi je tworzymy?

A czy nasze rodziny wyglądają lepiej? To już nie jest środowisko naszej pracy, gdzie spotykamy się w gronie obcych i do pewnego stopnia przypadkowych ludzi. Rodzina to przecież najbliżsi mi ludzie. To ci, za których odpowiadam nie tylko przed innymi, ale także w sposób szczególny przed samym Bogiem. Ludzie, którzy są dla mnie Bożym darem. A tymczasem jakże często nie potrafimy ich prawdziwie kochać. Jak często górę bierze nasz egoizm, zapatrzenie w samych siebie, w tylko i wyłącznie swoje sprawy i swoje problemy. Czy naprawdę nie potrafimy, czy nie chcemy zrozumieć swojej żony, męża, dzieci, rodziców…? Nie potrafimy ich prawdziwie pokochać? Każdy z nich posiada swoje wady i nie jest do końca taki, jakim ja chciałbym go widzieć, ale my też nie jesteśmy idealni. Św. Tereska od Dzieciątka Jezus pisała, że człowieka kocha się nie za coś, lecz pomimo wszystko.

Czasami próbujemy się tłumaczyć i przed sobą samymi i przed Panem Bogiem, że dzisiaj nie można inaczej, że człowiek nie może być za dobry w dzisiejszych czasach. Czy jednak rzeczywiście tak to jest? Czy są takie czasy i okoliczności, które nie pozwalają być dobrym, przyzwoitym człowiekiem? Ponoć Ghandi mawiał, że zostałby chrześcijaninem, gdyby w swoim życiu spotkał chociaż jednego człowieka żyjącego prawdziwie po chrześcijańsku. Czy mógłby się nawrócić patrząc na nasze życie?

Mogę dzielić się wiatrem i chlebem,
tyle wspólnych znajdować spraw
A na miłość pod Twoim niebem
Tyle miejsc

Mówią słowa wspomnianej już piosenki. Obyśmy zawsze potrafili, jak św. Mikołaj, dostrzec te miejsca, w których możemy czynić dobro dla drugiego człowieka i potrafili wykorzystać okazje, które daje nam Bóg jeszcze tu na ziemi, by na końcu czasów usłyszeć: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Amen.