Abp Gądecki w Biedrusku: Ważne jest, aby żyć Kościołem

0
598

Ważne jest nie tyle to, aby wygłaszać swoje opinie o Kościele, ile by tym Kościołem żyć – mówił abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański, w Biedrusku podczas poświęcenia placu pod budowę nowej świątyni.

Publikujemy pełny tekst homilii:

W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przystępujemy do rozpoczęcia nowego, wielkiego zadania. Przystępujemy do poświęcenia krzyża i placu pod budowę nowego kościoła w Biedrusku, chciałbym rozważyć razem z wami dwa tematy; najpierw temat krzyża a następnie temat Kościoła.

1.      KRZYŻ

a.       krzyż Chrystusa

Pierwsza sprawa to krzyż Chrystusa. Chrystusowy krzyż przypomina nam najpierw, że śmierć Jezusa nie była owocem przypadku czy zbiegu nieszczęśliwych okoliczności, lecz tego, iż Jezus został wydany „z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego” (Dz 2,23). To znaczy, że ci, którzy „wydali Jezusa” (Dz 3,13), byli jedynie biernymi wykonawcami scenariusza przewidzianego wcześniej przez Boga Ojca (KKK, 599). Zresztą ten Boży scenariusz został wcześniej zapowiedziany w Piśmie świętym jako tajemnica powszechnego odkupienia. Św. Paweł mówi, że „Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy” (Dz 3,18; 7,52; 13,29; 26,22-23).

Krzyż ukazuje ostateczny tryumf Bożej miłości nad całym złem świata; w krzyżu moc zła została zniszczona przez potęgę ofiarnej miłości Chrystusa. Ale śmierć Jezusa na krzyżu ma nieskończoną wartość i znaczenie nie przez to, że jest śmiercią, ale dzięki temu, że jest śmiercią Syna Bożego.

Kościół nie zapomniał, „że to właśnie grzesznicy byli sprawcami i jakby narzędziami wszystkich mąk, jakie wycierpiał Boski Odkupiciel” (Katechizm Rzymski, 1,5,11; por. Hbr 12,3). To właśnie nasze grzechy sprowadziły na Pana Jezusa mękę krzyża i z pewnością ci, którzy pogrążają się w nieładzie moralnym i złu, „krzyżują… w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko” (Hbr 6,6). Nasza wina jest w tym przypadku większa niż żydów, oni bowiem – według świadectwa Apostoła – „nie ukrzyżowaliby Pana chwały” (1 Kor 2,8), gdyby Go poznali. „To nie złe duchy ukrzyżowały Go, lecz to ty wraz z nimi Go ukrzyżowałeś i krzyżujesz nadal przez upodobanie w wadach i grzechach – przypomina nam św. Franciszek z Asyżu (Admonitio, 5, 3).

Jednocześnie zaś „Krzyż mówi o tym, jak wielką wartość ma w oczach Bożych człowiek – każdy człowiek! — skoro Bóg umiłował go aż po krzyż. […] Czy można pozostać obojętnym wobec takiego dowodu miłości?” (św. Jan Paweł II, Homilia z Mszy św. odprawionej na wzgórzu Kaplicówka, Skoczów – 22.05.1995).

b.      Dlatego świat potrzebuje krzyża. Krzyż nie jest tylko prywatnym symbolem religijnym lub odznaką, wskazującą na przynależność do pewnej grupy w społeczeństwie. Krzyż – w swym najgłębszym wymiarze – nie ma nic wspólnego z narzucaniem na siłę jakiegoś credo czy jakieś filozofii. On mówi o nadziei, o miłości, o pokonaniu ucisku bez używania przemocy, mówi o Bogu podnoszącym maluczkich, umacniającym słabych, usuwającym podziały i zwyciężającym nienawiść miłością.

Krzyż jest „najbardziej przekonującym symbolem nadziei, jaki świat kiedykolwiek widział. Przemawia on do wszystkich, którzy cierpią: prześladowanych, chorych, ubogich, zepchniętych na margines społeczny, ofiar przemocy, i daje im nadzieję, że Bóg może ich cierpienie przemienić w radość, osamotnienie — w poczucie duchowej bliskości, a śmierć — w życie. Krzyż daje upadłemu światu nieskończoną nadzieję”  (Benedykt XVI, Krzyż daje światu nieskończoną nadzieję. Nikozja. Msza św. dla duchowieństwa i świeckich w kościele Świętego Krzyża – 5.06.2010).

„…chwałą ponad wszelką chwałę jest krzyż – powie św. Cyryl Jerozolimski. […].  Zdumiewającym było to, iż niewidomy od urodzenia odzyskał wzrok w sadzawce Siloe. Cóż jednak za korzyść mieli z tego niewidomi na całym świecie? Wielkim zaiste i niezwykłym wydarzeniem było wskrzeszenie Łazarza, trzy dni leżącego w grobie. Jednakże łaska ta odnosiła się tylko do niego; cóż więc skorzystali ci, którzy na całym świecie pozostawali w śmierci grzechu? Rzeczą przedziwną było, iż pięć chlebów, niby niewysychające źródło, nasyciło pięć tysięcy ludzi; czymże jednak jest to wydarzenie, gdy pomyślimy o ludziach, którzy na całym okręgu ziemskim cierpieli głód wiedzy? Podziwu godnym było uwolnienie niewiasty, osiemnaście lat związanej przez szatana, lecz cóż to jest wobec nas wszystkich krępowanych więzami grzechu?

Otóż właśnie chwała krzyża zajaśniała nad tymi, których niewiedza pogrążyła w ciemnościach; wszystkich uwolniła spod władzy grzechu, odkupiła cały rodzaj ludzki. Nie wstydźmy się więc krzyża Zbawiciela, ale raczej nim się szczyćmy. Krzyż wprawdzie dla Żydów jest zgorszeniem, dla pogan głupstwem, dla nas zaś jest zbawieniem: ‚Dla tych, którzy idą na zatracenie, jest głupstwem, dla nas zaś, dostępujących zbawienia, mocą Bożą'” (Katecheza św. Cyryl Jerozolimski, Katecheza 13,1.3.6.23).

Tomasz a Kempis w swoim bezcennym dziele O naśladowaniu Chrystusa pisze: „Ostre wydają się niektórym słowa: Zaprzyj się siebie, weź swój krzyż i naśladuj Jezusa. Ale przecież ostrzejsze będą słowa ostateczne: Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny. […]

Tak oto wszystko mieści się w krzyżu i wszystko zawiera się w śmierci, i nie ma innej drogi do życia i prawdziwego pokoju ducha, tylko droga krzyża i codziennego umierania. Idź, gdzie chcesz, szukaj, czego chcesz, a nie znajdziesz w górze drogi wznioślejszej ani w dole pewniejszej, tylko tę drogę krzyża świętego. Ułożysz sobie wszystko i zaplanujesz według własnej woli i chęci, a i tak zawsze, chcesz czy nie chcesz, znajdzie cię cierpienie, zawsze krzyż znajdziesz. Bo albo dotknie cię boleść ciała, albo znieść będziesz musiał udręki ducha.

A tu Bóg cię opuści, a tu bliscy zranią, a co gorsza, staniesz się sam sobie źródłem męki. A znikąd pomocy, znikąd nadziei uwolnienia i ulgi i musisz przejść przez to wszystko, aż Bóg powie ci: Dość. Bóg bowiem chce, abyś uczył się cierpieć mękę bez ochłody, abyś cały Jemu się poddał, aż cierpienie uczyni cię bardzo pokornym. Tylko ten może całym sercem współcierpieć z Jezusem, kto przeszedł podobną mękę. Krzyż jest gotowy zawsze i czeka wszędzie. Nie uciekniesz, choćbyś nie wiem gdzie odbiegł, bo gdziekolwiek się znajdziesz, wszędzie musisz nieść z sobą siebie – i zawsze siebie odnajdziesz. Ty w górę, ty w dół, ty w głąb, ty na zewnątrz, a wszędzie krzyż. I wszędzie potrzeba wiele cierpliwości, jeśli chce się osiągnąć pokój i zasłużyć na nagrodę wieczności” (Tomasz a Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, II,12.1-4).

Chrześcijanin nie tylko powinien przyjąć cierpienie; on powinien je także uświęcić. Cierpienie, które tylko przyjmujemy, nie przynosi żadnej korzyści naszym duszom, nadaje im tylko twardość. Samo znoszenie cierpienia nie jest jeszcze jego uświęceniem. Cierpienie można uświęcić i ofiarować Bogu jedynie przez wiarę – nie przez wiarę w cierpienie, ale wiarę w Boga (por. Thomas Merton, Nikt nie jest samotną wyspą, Kraków 1983, s. 105).

2.      KOŚCIÓŁ

a.       Kościół duchowy

Z tajemnicy krzyża rodzi się Kościół; wspólnota uczniów Chrystusa w drodze. Uczniów, którzy są zjednoczeni w Chrystusie i prowadzeni przez Ducha Świętego, ale którzy są także dziećmi swoich czasów. Siła tej wspólnoty nie kryje się jednak w ludziach, w budynkach, czy nawet w modlitwach; prawdziwa siła Kościoła kryje się w Chrystusie. To dzięki Niemu i „w Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię” (Ef 2,21). To On wybrał słabych ludzi, aby nie przesłonili jego dzieła: „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg …” – pisze św. Paweł (1Kor 1,27).

To On – biorąc naszą słabość pod uwagę – zaprasza nas do uformowania w sobie dojrzałej wiary, a nie jest to rzecz łatwa: „Ileż ‚powiewów nauki’ przyniosły nam ostatnie dziesięciolecia, ileż nurtów ideowych, ileż modnych kierunków myślowych… – mówił kard. Ratzinger. Były one często niczym wzburzone fale, które popychały myślenie wielu chrześcijan niczym małą łódkę z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizmu, aż po libertynizm; od kolektywizmu po radykalny indywidualizm; od ateizmu do mglistego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu do synkretyzmu i tak dalej. Każdego dnia powstają nowe sekty i urzeczywistnia się to, co mówi św. Paweł na temat ‚oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu’ (Ef 4,14). Wyznawanie jasno określonej wiary, zgodnej z Credo Kościoła, jest często określane jako fundamentalizm. Natomiast relatywizm, to znaczy poddawanie się ‚każdemu powiewowi nauki’, jawi się jako jedyna postawa godna współczesnej epoki. Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki. My natomiast mamy inną miarę: Syna Bożego, prawdziwego Człowieka. To On jest miarą prawdziwego humanizmu. Nie jest ‚dojrzała’ wiara, która unosi się na falach mody i ostatnich nowinek; dorosła i dojrzała jest wiara zakorzeniona głęboko w przyjaźni z Chrystusem. Ta właśnie przyjaźń otwiera nas na wszystko, co dobre, i wskazuje nam kryterium, które pozwala odróżniać rzeczywistość od fałszu, oszustwo od prawdy” (kard. Joseph Ratzinger, Ku ‚dojrzałości’ wiary w Chrystusa. Homilia podczas Mszy św. pro eligendo Romano Pontifice, Watykan – 18.04.2005). To jest fundament duchowego Kościoła, który chcemy budować.

Gdybym nie był katolikiem – mawiał abp Fulton Sheen – a chciałbym znaleźć prawdziwy Kościół w dzisiejszym świecie, to szukałbym takiego Kościoła, który nie żyje w zgodzie ze światem; szukałbym Kościoła, którego świat nienawidzi. Jeśli bowiem Chrystus znajduje się w którymkolwiek z dzisiejszych kościołów na świecie, to Kościół ten musi być wciąż tak samo znienawidzony, jak nienawidzono Chrystusa, gdy przebywał na ziemi. […]

Szukaj Kościoła, który pośród zamętu sprzecznych opinii miłowany jest przez swoich członków tak, jak miłują oni Chrystusa, szanując głos Kościoła jako głos jego Założyciela, aż zaczniesz coraz lepiej rozumieć, że jeśli Kościół nie cieszy się popularnością tego świata, to musi być z innego świata. A ponieważ jest z innego świata, jest on nieskończenie miłowany i nieskończenie nienawidzony, tak jak nasz Pan Jezus Chrystus. Tylko Boskość może być nieskończenie nienawidzona i nieskończenie miłowana (por. abp Fulton Sheen, Gdybym nie był katolikiem).

Już św. Cyprian przestrzegał ochrzczonych, aby lekkomyślnie nie opuszczali tego Kościoła z powodu rozpoznanego w nim kąkolu. „Pracujmy tylko nad tym – mówił – abyśmy mogli być pszenicą, i gdy zacznie się zwozić pszenicę do spichrzów Pana, abyśmy uzyskali owoc naszego dzieła i pracy. Powiada Apostoł: W wielkim domu znajdują się naczynia nie tylko złote i srebrne, ale również drewniane i gliniane; jedne otoczone czcią, inne wzgardą (2 Tm 2,20). Przyłóżmy się do tego i w miarę możności pracujmy nad tym, abyśmy byli naczyniem złotym lub srebrnym. Jednemu tylko Panu wolno rozbić naczynia gliniane, bo Jemu przekazano żelazną rózgę”.

Aby w tym Kościele osiągnąć naszą dojrzałość potrzebna jest nam wytrwała cierpliwość. Rzadko bywa, iż człowiek w jednym momencie staje się świętym. Zazwyczaj jest to raczej proces powolnego dojrzewania; proces przechodzenia od przedświtu jutrzenki do światła słońca w pełni – mówi Grzegorz Wielki: „Ponieważ jutrzenka, zwana też przedświtem, usuwa ciemność, a wprowadza światło, dlatego nie bez racji w ten właśnie sposób nazwany jest cały Kościół wybranych. Kiedy bowiem przechodzi z nocy niewierności do światła wiary, wówczas na podobieństwo jutrzenki zapoczątkowuje dzień po ustąpieniu ciemności dzięki przychodzącemu z wysoka światłu. […]

Brzask jutrzenki zapowiada wprawdzie ustąpienie nocy, ale nie ujawnia dnia w całej jego pełni. Gdy bowiem usuwa ciemność i przyjmuje światło, daje światło zmieszane z ciemnością. Otóż i my wszyscy, którzy podążamy za prawdą, czymże jesteśmy na tym świecie, jeśli nie brzaskiem jutrzenki? Niektóre bowiem spośród naszych czynów należą do światła, w innych znowu okazujemy się nie pozbawieni resztek ciemności. […].

Święty Kościół wybranych stanie się pełnym dniem wówczas, gdy nie będzie w nim już cienia grzechu. Będzie dniem w pełni, gdy rozbłyśnie całą mocą wewnętrznego światła. […] Do tego znanego sobie miejsca pośpieszała jutrzenka wówczas, gdy Paweł mówił, iż ‚pragnie odejść i być z Chrystusem’ i znowu: ‚Dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć jest mi zyskiem'” (św. Grzegorz Wielki, Komentarz do Księgi Hioba, Księga 29,2-4).

b.      Kościół materialny

Ale Kościół jest nie tylko rzeczywistością duchową, on jest także rzeczywistością materialną. W wielu polskich diecezjach buduje się przecież nowe kościoły i remontuje zabytkowe świątynie. Dziś nie ma na ogół problemów z pozwoleniami na budowę, z projektem budowlanym i wizją artystyczną. Trzeba natomiast zwrócić uwagę na koszt działki, miejsce na parking, miejsce na posadowienia budynku, na koszty utrzymania. W naszej diecezji buduje się aktualnie 15 kościołów, głównie w pierścieniu podpoznańskim, gdzie powstały nowe osiedla. Lokalizacja budowy wynika najczęściej z pragnień mieszkańców, którzy chcą mieć blisko „swój” kościół. Polskie miasta rozbudowują się przede wszystkim na obrzeżach, gdzie kościołów po prostu nie ma. Kościelni specjaliści od socjologii wskazują, że parafia powinna liczyć maksymalnie 5 tys. osób, bo tylko w mniejszych grupach może wytworzyć się prawdziwa więź wspólnotowa. Pieniądze na budowę pochodzą głównie z ofiar wiernych, ewentualnie od darczyńców, od firm budowlanych, które kredytują budowę przez jakiś czas nie zagrażający istnieniu firmy. Zwykle kto zamierza najpierw zgromadzić budżet wystarczający na pokrycie wszystkich kosztów budowy, ten nigdy kościoła nie zbuduje. Budowa kościoła sama z siebie jest cudem.

Nie można przy tym zapomnieć, że budowa kościoła materialnego ma ostatecznie inny cel aniżeli powstanie materialnego budynku. Wspominał o tym dawno temu Jan Dobraczyński. Pewien ksiądz – jako swoje powołanie – umyślił sobie wybudować kościół w Chochołowie. To nie była jego parafia, ale chciał to zrobić z wdzięczności za swoje powołanie. I budował ten kościół pośród wielu trudów i kłopotów, przy uśmieszkach innych księży, przy obojętności ludzi. Jeździł tam nocami, doglądał i budował. Spotykał się z rozmaitymi ludźmi. Budowa kościoła szła z oporami i jak na złość, ostatnia belka wciągana na kalenicę, czyli na zwieńczenie dachu, wymsknęła się z rąk cieśli i spadając zabiła księdza. Ostatecznie więc nie wybudował on tego, co zamierzał, ale wybudował coś ważniejszego; on w sercach ludzi wybudował Kościół.

I jeszcze jedno wspomnienie, które pochodzi od dominikanina, Ojca Góry. Jako świeżo upieczony kleryk – opowiada on – tuż po nowicjacie, zjechałem na studia do Krakowa. Wtedy na ustach wszystkich była budowa kościoła w Nowej Hucie. Reżim triumfował, zabraniając tej budowy w tym modelowym mieście komunistycznym w Europie Środkowej. Jako początkujący reporter pojechałem na uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego. Zaprzyjaźniłem się z proboszczem i podziwiałem go szczerze. Gdy nadszedł dzień naszych prymicji pojechałem znowu do Nowej Huty i spotkawszy tam proboszcza powiedziałem: jakiż to z księdza budowniczy? Ja zdążyłem w międzyczasie skończyć studia, przyjąłem święcenia, a kościoła jak nie było, tak dalej go nie ma. „Jesteś młody i niezbyt mądry – odpowiedział ks. Gorzelany. Widzisz, ja mury mógłbym wyciągnąć bardzo szybko, tylko co by to było? Sam bym w nich siedział? Kto zintegrował Nową Hutę, czy może uczynił to kombinat? Nie, to ja, Józef Gorzelany, i moja budowa kościoła. Wtedy pocałowałem księdza proboszcza w rękę.

Tak, ważne jest nie tyle to, aby wygłaszać swoje opinie na temat Kościoła, ile by tym Kościołem żyć. I to żyć w taki sposób, by nasza postawa prowokowała innych do stawiania pytań: skąd czerpiemy tyle siły, dobroci i radości. Dopiero wtedy staniemy się żywym Kościołem, gdzie kapłani, osoby konsekrowane i wierni świeccy – jak naczynia połączone – podzielą się odpowiedzialnością za wspólnotę Kościoła i wzajemnie będą się inspirować do działania dla jego dobra.

ZAKOŃCZENIE

Na koniec jeszcze prośba świętego kardynała Henry Newmana: Naucz mnie, o umiłowany Panie, mądrości krzyża, abym – dzięki procesowi budowy tego kościoła – nie tylko zrozumiał jak daleki jestem od Ciebie, ale abym równocześnie otrzymał od Ciebie łaskę przebaczenia. Amen.

BRAK KOMENTARZY