Dzisiejszego wieczoru spotykamy się na Eucharystii z okazji jubileuszu wolontariatu oraz na dziękczynieniu za kanonizację Matki Teresy z Kalkuty. Obie te okoliczności – przeżywane w Roku Miłosierdzia – uświadamiają nam, że im bardziej Kościół służy miłości, tym bardziej staje się czytelnym „znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (Lumen gentium, 1).

1.         WOLONTARIAT

a.         Tak więc pierwszym tematem jest chrześcijański wolontariat. W orędziu wygłoszonym w 2001 roku – na zakończenie Międzynarodowego Roku Wolontariatu – św. Jan Paweł II powiedział: „Cóż takiego skłania wolontariusza do poświęcenia swego życia dla innych? Przede wszystkim naturalny odruch serca, który przynagla każdego człowieka do pomocy drugiemu – swemu bliźniemu. Jest to bez mała prawo istnienia. Wolontariusz, gdy bezinteresownie może dać innym coś z siebie, doświadcza radości, która przewyższa to, czego dokonał. Z tego właśnie powodu wolontariat jest szczególnym czynnikiem sprzyjającym postępowi na drodze humanizacji: dzięki różnym formom solidarności i służby, które promuje i konkretyzuje, uwrażliwia społeczeństwo na godność człowieka i na jego różne potrzeby. Działalność wolontariatu prowadzi do doświadczenia, że człowiek w pełni realizuje się wyłącznie wtedy, gdy kocha i daje siebie innym” (Jan Paweł II, Miłość najwspanialszą formą ewangelizacji. Przesłanie Papieża na zakończenie Międzynarodowego Roku Wolontariatu (Watykan, 05.12.2001).

Wolontariat, rodząc się z wiary i będąc przez nią stałe ożywiany, winien „stanowić połączenie umiejętności zawodowych i autentycznej miłości, pozwalającej wszystkim, którzy w nim uczestniczą, «aby postawę zwykłej filantropii wynosili na wyżyny miłości Chrystusa; aby każdego dnia, mimo trudów i zmęczenia, odnawiali w sobie świadomość godności każdego człowieka; aby starali się odkrywać potrzeby ludzi i wytyczać – jeśli to konieczne – nowe drogi tam, gdzie potrzeby są pilniejsze, zaś słabsi wymagają większej uwagi i pomocy»” – uczył św. Jan Paweł II (Ecclesia in Europa, 85).

b.         Dla młodych – uczył papież Benedykt XVI – wolontariat to szkoła życia i solidarności. Szkoła, która uczy gotowości do dawania nie tylko czegoś, ale dawania samych siebie. Antykulturze śmierci, która wyraża się na przykład w narkotykach, przeciwstawia on miłość, która nie szuka siebie samej, ale która właśnie w gotowości utracenia siebie dla drugiego jawi się jako kultura życia (por. Deus Caritas est, 30).

Wolontariat chrześcijański jest samarytańską służbą: „Wolontariusz winien realizować program dobrego Samarytanina. Ten program to ‘serce, które widzi […], gdzie potrzeba miłości i działa konsekwentnie’. Chrześcijańscy wolontariusze powinni zatem posiadać serca i oczy wrażliwe na potrzeby i cierpienia bliźnich, pamiętając przy tym, że nie powinni „zadowalać się tylko wydajnością techniczną czy rozwiązywaniem problemów i trudności materialnych” (Benedykt XVI, Świadkowie ewangelicznej miłości. Przemówienie do uczestników 17. sesji plenarnej Papieskiej Rady „Cor Unum” (29.02.2008).

Wolontariat to jeden z filarów duszpasterskiej działalności Kościoła: „W hospicjach, schroniskach dla bezdomnych, dla uzależnionych, dla samotnych matek i ofiar przemocy działają ludzie gotowi poświęcić swój czas dla służby innym. Niosą też pomoc chorym, samotnym, rodzinom wielodzietnym i cierpiącym biedę, osobom upośledzonym fizycznie lub umysłowo. Organizowane są ośrodki interwencji kryzysowej i instytucje służące pomocą osobom przeżywającym różnorakie trudności życiowe. Nie można nie doceniać dzieła tych, którzy wzorują się na przykładzie ewangelicznego Samarytanina. Trzeba to dzieło wspierać i animować” (Benedykt XVI, Przemówienie do III grupy biskupów z Polski przybyłych „ad limina”, Watykan – 17.12.2005).

W rozumieniu tego samego papieża, wolontariat to istotny wymiar misji Kościoła, dlatego należy dbać o to, by nie zatracił on swojej chrześcijańskiej tożsamości. O to, by wolontariat i kościelna posługa charytatywna nie stały się zwyczajną ludzką filantropią, zrodzoną z litości, czy z odruchu solidarności społecznej, ale by zachowały swój nadprzyrodzony charakter: „Jest zatem bardzo ważne, aby działalność charytatywna Kościoła jaśniała wciąż swym blaskiem i nie rozpłynęła się w zwyczajnej organizacji asystencjalnej, stając się po prostu jedną z jej odmian” (Deus Caritas est, 31).

„Chrześcijańska działalność charytatywna musi być niezależna od partii i ideologii. Nie jest środkiem do zmieniania świata w sposób ideologiczny i nie pozostaje na usługach światowych strategii, ale jest aktualizacją tu i teraz miłości, której człowiek potrzebuje zawsze. Czasy obecne, zwłaszcza począwszy od XIX wieku, są zdominowane przez różne nurty filozofii postępu, której formą najbardziej radykalną jest marksizm. Częścią strategii marksistowskiej jest teoria zubożenia: kto w sytuacji niesprawiedliwej władzy – utrzymuje ona – pomaga człowiekowi przez dzieła charytatywne, faktycznie służy aktualnemu systemowi niesprawiedliwości, sprawiając, że jawi się, przynajmniej do pewnego stopnia, jako znośny. W ten sposób jest hamowany potencjał rewolucyjny, a więc blokuje się przemiany ku lepszemu światu. Dlatego też caritas jest kontestowana i atakowana jako system zachowawczy. W rzeczywistości jest to filozofia nieludzka. Człowiek, który żyje teraz jest poświęcany molochowi przyszłości – przyszłości, której realne nadejście pozostaje co najmniej wątpliwe. Wprawdzie nie można promować nadawania światu ludzkiego kształtu, chwilowo rezygnując z postępowania po ludzku. Możemy mieć udział w kształtowaniu lepszego świata jedynie wtedy, gdy spełniamy dobro teraz i osobiście, z pasją i wszędzie tam, gdzie możemy, niezależnie od strategii i programów partii. Program chrześcijański – program dobrego Samarytanina, program Jezusa – to „serce, które widzi”. Takie serce widzi, gdzie potrzeba miłości i działa konsekwentnie. Oczywiście, gdy działalność charytatywna jest podejmowana przez Kościół jako inicjatywa wspólnotowa, ze spontanicznością jednostki musi być połączone również programowanie, przewidywanie, współpraca z innymi podobnymi instytucjami” (Deus Caritas est, 31).

Specyficzny rodzaj wolontariatu jakim jest wolontariat Światowych Dni Młodzieży został nazwany przez Benedykta XVI „służbą miłości”: „Jestem pewien, że to doświadczenie wolontariuszy wzbogaciło wszystkich w życiu chrześcijańskim, które w gruncie rzeczy jest służbą miłości. Pan przemieni wasze nagromadzone zmęczenie, troski i ciężary wielu chwil w owoce cnót chrześcijańskich: cierpliwość, łagodność, radość z dawania siebie innym, gotowość do pełnienia woli Bożej. Kochać to służyć, służba zaś daje wzrost miłości. Myślę, że jest to jeden z najpiękniejszych owoców waszego wkładu do Światowego Dnia Młodzieży. Ale te owoce zbieracie nie tylko wy, lecz cały Kościół, który – jako tajemnica wspólnoty – bogaci się wkładem każdego ze swych członków. Teraz, gdy powracacie do swego zwykłego życia, zachęcam was do zachowania w swych sercach tego radosnego doświadczenia i do wzrastania z każdym dniem coraz bardziej w darze z samych siebie dla Boga i ludzi” (Benedykt XVI, Przemówienie do wolontariuszy Światowych Dni Młodzieży, Madryt – 21.08.2011).

c.         Myśl o wolontariacie należy też do jednego z fundamentalnych tematów nauczania papieża Franciszka. Podczas Mszy św. inaugurującej swój pontyfikat nazwał on poniekąd swoje zadanie wobec świata jako zadanie wolontariusza, który pragnie: „przyjąć z miłością i czułością całą ludzkość, zwłaszcza najuboższych, najsłabszych, najmniejszych, tych, których św. Mateusz opisuje w sądzie ostatecznym z miłości: głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich, chorych, w więzieniu (por. Mt 25, 31-46)”.

Na uwagę zasługują też jego słowa skierowane na zakończenie Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro. Ojciec Święty podziękował wówczas wszystkim wolontariuszom za „wiele małych gestów, które uczyniły ten Dzień niezapomnianym doświadczeniem wiary. Powołując się na słowa zaczerpnięte z Dziejów Apostolskich mówił: „Przez uśmiech każdego z was, uprzejmość, gotowość posługi udowodniliście, że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu (Dz 20,35)”. Pełniona w duchu chrześcijańskim służba wolontariuszy przywodzi papieżowi Franciszkowi nie tylko porównanie ze służbą samarytańską, ale także z misją św. Jana Chrzciciela, polegającą na przygotowaniu drogi Jezusowi, aby „wszyscy mogli poznać, spotkać i pokochać Pana”.

Tego rodzaju służba zasługuje na wielką wdzięczność Kościoła i na jego pamięć.

2.         ŚW. MATKA TERESA (1910-1997)

Tyle o pierwszej sprawie, a teraz druga, czyli św. Matka Teresa z Kalkuty, tj. przykład bezinteresownej służbie drugiemu człowiekowi, szczególnie temu najsłabszemu i najbiedniejszemu. „Matka Teresa przez całe swoje życie była hojną szafarką Bożego miłosierdzia, stając się dyspozycyjną dla wszystkich poprzez przyjęcie i obronę życia ludzkiego, zarówno nienarodzonego jak i opuszczonego i odrzuconego. Zaangażowała się w obronę życia nieustannie głosząc, że ‘ten kto się jeszcze nie narodził jest najsłabszym, najmniejszym, najbiedniejszym’. Pochylała się nad osobami konającymi, pozostawionymi, by umrzeć na poboczu drogi, uznając godność, jaką obdarzył je Bóg; mówiła możnym ziemi, aby uznali swoje winy w obliczu przestępstw ubóstwa, które sami stworzyli. Miłosierdzie było dla niej ‘solą’ nadającą smak każdemu z jej dzieł oraz ‘światłem’ rozjaśniającym ciemności tych, którzy nie mieli nawet łez, aby opłakiwać swoje ubóstwo i cierpienie” (Papież Franciszek, Homilia wygłoszona podczas kanonizacji św. Matki Teresy z Kalkuty – 4.09.2016).

Chociaż zostawiła ona po sobie ponad 5,4 tys. różnych tekstów m.in. do rodzin, dzieci, teologów, zakonnic i zakonników), to akademicka teologia jej nie interesowała. Interesowała ją wyłącznie kontemplacyjna refleksja oraz miłość bliźniego. Jej działalność kontynuuje dzisiaj ok. sześciu tysięcy sióstr, braci i księży z jej rodziny zakonnej.

Trzeba pamiętać  o tym, że Matka Teresa miała całkowicie misyjne nastawienie. Pragnęła przybliżyć ludzi do Boga niezależnie od ich religii, rasy, czy narodowości. Początkowo myślała, że musi nawracać ludzi, lecz w późniejszym okresie uświadomiła sobie, że ludzi musi tylko kochać i przekazywać im czułość Boga. Uważała, że wtedy sama miłość ich nawróci, jeśli zechce – mówił o niej ks. Leo Maasburg, austriacki kapłan, który przez wiele lat towarzyszył Matce Teresie w Indiach, Rzymie oraz w innych jej licznych podróżach.

b.         Jej służba miłości nie była usiana różami. Matka Teresa cierpiała nie tylko fizycznie, ale również doświadczała wielu cierpień duchowych. „Ojcze – pisała – od roku 49 albo 50 to straszliwe poczucie pustki – ta niewypowiedziana ciemność – ta nieustanna tęsknota za Bogiem, która przyprawia mnie o ten ból w głębi serca. Ciemność jest taka, że naprawdę nic nie widzę – ani umysłem, ani rozumem. Miejsce Boga w mojej duszy jest puste. Nie ma we mnie Boga. Kiedy ból tęsknoty jest tak wielki – po prostu tęsknię i tęsknię za Bogiem – i wtedy jest tak, że czuję: On mnie nie chce, nie ma Go tu (…). Czasem słyszę po prostu, jak może serce krzyczy: Mój Boże! i nic więcej się nie dzieje. To tortury i cierpienie, których nie potrafię wytłumaczyć” (z listu do o. J. Neusnera, z roku 1961). Teologowie bez trudu rozpoznają tu opisaną przez św. Jana od Krzyża tzw. ciemną noc wiary – z tą różnicą, że według niego jest ona elementem przejściowym, etapem duchowego oczyszczenia, zaś u Matki Teresy owa noc trwała prawie pół wieku, z jedną, niespełna miesięczną przerwą…

Początkowo doświadczenie ciemności Matkę Teresę zaskoczyło, była oszołomiona i wystraszona. Najpierw przypisywała tę nieobecność swojej grzeszności. Dopiero z czasem zaczęła rozumieć, że to doświadczenie jest istotnym elementem wcielania w życie jej misji. Uznała, że jej wewnętrzna agonia jest śladem, jaki w jej duszy zostawiła męka Chrystusa. Dlatego tak bardzo chciała wejść w fizyczne i duchowe cierpienie najuboższych z ubogich, niechcianych, niekochanych, odtrąconych – w ich umieraniu przeżywała Kalwarię Jezusa (por. ks. Paweł Siedlanowski, Święta od ciemności).

„Jeśli kiedykolwiek będę Świętą – na pewno będę Świętą od „ciemności”. Będę ciągle nieobecna w Niebie – aby zapalić światło tym, którzy są w ciemności na ziemi” – powiedziała w jednym ze swoich osobistych wyznań (por. Matka Teresa. „Pójdź, bądź moim światłem”. Prywatne pisma „Świętej z Kalkuty„. Opracowanie i komentarz Brian Koledejchuk MC, tłum. M. Romanek, Kraków 2008).

c.         „Jej misja na obrzeżach miast i na peryferiach egzystencjalnych – mówił papież Franciszek podczas jej kanonizacji – pozostaje dzisiaj  jako wymowne świadectwo bliskości Boga wobec najuboższych z ubogich. Dzisiaj przekazuję tę symboliczną postać kobiety i osoby konsekrowanej całemu światu wolontariatu: niech ona będzie waszym wzorem świętości! Niech ta niestrudzona pracownica miłosierdzia pomaga nam zrozumieć coraz bardziej, że naszym jedynym kryterium działania jest bezinteresowna miłość, wolna od wszelkiej ideologii i od wszelkich ograniczeń, skierowana do wszystkich niezależnie od języka, kultury, rasy czy religii. Matka Teresa lubiła mawiać: „ Być może nie znam ich języka, ale mogę się uśmiechnąć”. Nieśmy w sercu jej uśmiech i obdarzajmy nim tych, których spotkamy na naszej drodze, zwłaszcza cierpiących. W ten sposób otworzymy perspektywy radości i nadziei wielu ludziom przygnębionym oraz potrzebującym zrozumienia i czułości” (Papież Franciszek, Homilia wygłoszona podczas kanonizacji św. Matki Teresy z Kalkuty – 4.09.2016).

ZAKOŃCZENIE

Na zakończenie pomódlmy się słowami samej św. Matki Teresy:

„Panie, otwórz nasze oczy,
abyśmy w naszych braciach i siostrach
Ciebie rozpoznali.

Panie, otwórz nasze uszy,
abyśmy usłyszeli plącz i wołanie głodnych,
zmarzniętych, przerażonych
i zgnębionych.

Panie, otwórz nasze serca,
abyśmy potrafili kochać siebie
tak jak Ty nas kochasz.

O Boże, daj nam, proszę,
dar z wszystkich, jakie znamy, najcenniejszy:
serce przepełnione miłością do Chrystusa.

Amen”

BRAK KOMENTARZY