Dokładnie w 80. rocznicę ich śmierci wspominamy dzisiaj pięciu młodych błogosławionych, zwanych „Piątką Poznańską”. Wszyscy oni byli zwykłymi chłopcami, jakich  wielu chodziło po poznańskich ulicach przed wojną. Św. Jan Paweł II beatyfikował ich – w gronie 108 męczenników II wojny światowej – w Warszawie dnia 13 czerwca 1999 roku.

Z okazji dzisiejszej rocznicy chciałbym skupić się na trzech sprawach: na wierności tychże młodych beatyfikowanych, dalej na odpowiedzi na pytanie: co to właściwie jest wierność?, wreszcie na tym, jak się przedstawia wierność dzisiejszej młodzieży.

  1. WIERNOŚĆ „PIĄTKI POZNAŃSKIEJ”

Pierwsza kwestia to wierności poznańskich błogosławionych. Tych pięciu młodzieńców – bł. Czesław Józwiak, bł. Edward Kaźmierski, bł. Franciszek Kęsy, bł. Edward Klinik i bł. Jarogniew Wojciechowski – wychowywało się w salezjańskiego Oratorium na ul. Wronieckiej i tam spędzali każdą wolną chwilę. Oratorium było dla nich miejscem, gdzie może było się spotykać w wesołej atmosferze, rozwijać, modlić, bawić, uczyć, pomagać sobie nawzajem. Tam grali oni w piłkę, śpiewali w chórze, występowali w przedstawieniach teatralnych, nieśli pomoc chorym i potrzebującym, ale przede wszystkim poznawali prawdy wiary i dojrzewali duchowo. W ich duchowości nie ma nic nadzwyczajnego, żadnej egzaltacji. Ich świętość urzeka swoją naturalnością. Św. Dominik Savio, wychowanek salezjański, mawiał do swoich kolegów z Oratorium: u nas świętość polega na tym, aby być wesołym i spełniać swoje obowiązki. Te słowa świetnie oddają istotę salezjańskiego modelu duszpasterstwa. Jego twórca, św. Jan Bosko, pisał, że Oratorium to dom, w którym panuje rodzinna atmosfera, Oratorium to szkoła, Oratorium to kościół i Oratorium to podwórko gdzie spotykają się przyjaciele i żyją radośnie. Te wszystkie sfery życia powinny się nawzajem przenikać.

Atmosfera na Wronieckiej była właśnie taką, o jakiej marzył dla swoich wychowanków św. Jan Bosko. Łączyła ona głęboką wiarę, formację do dojrzałych wyborów życiowych, ze spontanicznością i radością życia. Ci młodzi błogosławieni zawdzięczali swoją świętość zwykłym praktykom religijnym takim jak częsta spowiedź, Komunia św., nabożeństwo do MB Wspomożycielki Wiernych, kierownictwo duchowe. Te zwykłe, salezjańskie „metody” doprowadziły ich do dojrzałego chrześcijaństwa, gotowego potwierdzić własnym życiem i śmiercią ideał uczciwego obywatela i dobrego chrześcijanina, głoszony przez księdza Bosko. Od innych młodych poznańczyków z czasów międzywojennych różnili się oni jednie tym, że – dzięki godzinom spędzonym wspólnie w salezjańskim Oratorium i systemowi wychowawczemu księdza Bosko, opartemu na wartościach płynących z wiary – stali się oni ludźmi wolnymi od buntu i nienawiści (ze wspomnień Henryka Gabryela – świadka i towarzysza więziennej tułaczki „Poznańskiej Piątki”).

Po wybuchu drugiej wojny światowej – w 1939 roku – jeden z nich (Czesław Jóźwiak) zetknął się z konspiracją i został szefem oddziału Narodowej Organizacji Bojowej, do której m.in. zaprzysiągł swoich czterech kolegów z Oratorium. Niestety, wszyscy oni – pod koniec września 1940 roku –  zostali  zadenuncjowani do Gestapo przez polskiego konfidenta i aresztowani.

Edward Kaźmierski tak pisze o tym, co nastąpiło później: „Aresztowano mnie – wraz z kolegami z Oratoriumu pod zarzutem przygotowań do zdrady stanu. Smak tortur poznałem w Domu Żołnierza w Poznaniu, gdzie mieściła się siedziba Gestapo. Przebywaliśmy tam niecałe dwadzieścia cztery godziny, ale były to najcięższe dni w moim życiu. Następnym miejscem kaźni był osławiony Fort VII w Poznaniu, gdzie spędziliśmy blisko cztery tygodnie; cztery tygodnie nieustannego znęcania się nad nami i niepewności o życie. Nikt z przekraczających bramę ponurej budowli nie wiedział, czy opuści ją żywy. Myśmy ją opuścili, by trafić do więzienia przy ulicy Młyńskiej”. Potem przewieziono ich do Wronek, potem do Spandau, Neukölln, aż wreszcie znaleźli się w szczególnie ciężkim więzieniu w Zwickau na Zamku Osterstein. Wszyscy więźniowie musieli tam pracować w sposób katorżniczy. Na koniec znaleźli się w Dreźnie. Tam byli bici podczas przesłuchań i zmuszani do ciężkiej pracy, cierpieli zimno i głód, a mimo to zachowali spokój i niespotykaną pogodę ducha.

„Nie zwątpiliśmy nigdy – wyznaje jeden z nich – nawet w okrutnych warunkach, podczas więziennej gehenny, pozostawaliśmy apostołami księdza Bosko. Nie załamało nas śledztwo, rozdzielenie w różnych celach, terror i uciążliwy głód. Pomimo udręczeń fizycznych, moralnych, stosowanych tortur, gdy tylko drzwi zamykały się za odchodzącym gestapowcem, wracały humor i pogoda ducha. Często współwięźniowie mówili, że jesteśmy jacyś inni i pytali, czy przypadkiem nie jest nam dobrze w więzieniu” (ze wspomnień Henryka Gabryela – świadka i towarzysza więziennej tułaczki „Poznańskiej Piątki”). „Co prawda i na nas przychodzą ciężkie chwile, wątpienie chce nas ogarnąć, chce osłabić naszą wiarę i ufność. Wtedy westchnienia skierowane do naszego Wszechmogącego Ojca i Ucieczki Grzeszników przynosi nie tylko natychmiastowy spokój, ale pomnaża naszą wiarę i ufność… Jaka to siła ta nasza wiara!” – pisał Edek Kazimierski w więziennym liście do swoich najbliższych.

W początkach istnienia Kościoła do takich właśnie przyszłych męczenników kierował swoje pouczenie św. Cyprian (ur. ok. 200 lub 210 r. – zm. 14.09.258 r.): „O jakże szczęśliwe to więzienie, rozjaśnione waszą obecnością! O szczęśliwe więzienie, które posyła do nieba mężów Bożych! O ciemności, bardziej promienne niż słońce i jaśniejsze niż światło dnia! W nich teraz pozostajecie, świątynie Boże, i uświęceni jesteście wyznaniem Boga.

Teraz w waszych sercach rozważajcie tylko Boże przykazania i naukę z niebios. O nich tylko myślcie, bo przez nie Duch Święty pobudzał was zawsze do znoszenia cierpień. Nie myślcie o śmierci, lecz o nieśmiertelności; nie o czekającej was męce, lecz o chwale wiecznej. [..] Gdy więc rozważacie o tym, że będziecie sądzić i królować wraz z Chrystusem Panem, to również i myśl o przyszłej chwale niech wam pomoże wzgardzić obecnymi cierpieniami. Od początku świata już tak jest, że [szatan] zwalcza … sprawiedliwość i ją prześladuje” (św. Cyprian, List 6,1-2).

Na koniec zostali oni skazani na  śmierć jako zdrajcy III Rzeszy. Na chwilę przed śmiercią Edward Kaźmierski pisał: „O dziękujcie Najłaskawszemu Zbawcy, że nie wziął nas nieprzygotowanych z tego świata, lecz po pokucie, zaopatrzonych Ciałem Jezusa w dzień Marii W.W [Wspomożycielki Wiernych]. O dziękujcie Bogu za Jego niepojęte miłosierdzie. Dał mi spokój. Pogodzony z Jego Przenajświętszą Wolą schodzę za chwilę z tego świata. Wszak On tak dobry, przebaczy nam (…). Do upragnionego zobaczenia w niebie”.

Wyrok wykonano przez zgilotynowanie ich dnia 24 sierpnia 1942 roku. w więzieniu w Dreźnie, dokładnie we wspomnienie Maryi Wspomożycielki Wiernych, patronki salezjanów. Pochowano ich w zbiorowym grobie na katolickim cmentarzu przy Bremerstraße 20, niedaleko więzienia.

Przy tej egzekucji był obecny O. Franz Bänsch OMI, niemiecki oblat, który przygotowywał ich duchowo na ostatnią drogę. Ojciec Franz – który spowiadał wielu skazanych na śmierć tuż przed wykonaniem wyroku – powiedział: jeszcze nigdy dotąd nie spotkałem się z takim spokojem, z taką zgodą na wolę Bożą jak u tych młodych ludzi. Jako proboszcz parafii na której terenie znajdowało się więzienie brał on udział we wszystkich egzekucjach, których tam dokonywano, ale po raz pierwszy usłyszał niesamowitą prośbę. Młodzi Polacy prosili go, aby przed swoją śmiercią mogli patrzeć na krzyż i zjednoczyć swoją śmierć ze śmiercią Chrystusa. To dlatego – natychmiast po powrocie na plebanię – Ojciec Bänsch zapisał na odwrotnej stronie wezwania do więzienia następujące słowa: „Dziś przeszli do wieczności ludzie święci”.

Ci młodzi męczennicy byli przedstawicielami najbardziej ideowej polskiej młodzieży, jaka wyszła z salezjańskiego Oratorium z wizją i gorącym pragnieniem ofiarnej służby Ojczyźnie i Kościołowi. Są oni przekonującym potwierdzeniem skuteczności salezjańskiego modelu formacji młodzieży (z opinii ks. Tomasza Kaczmarka, wyrażonej się z okazji ich beatyfikacji). Swoim życiem dowiedli, że naśladowanie Chrystusa aż do końca uzdalnia człowieka do przełamania wszelkich barier egoizmu i własnej słabości oraz uzdalnia do największej ofiary.

Przez ich życie i śmierć, Pan Bóg ofiarował wszystkim młodym ludziom wzór bogatego człowieczeństwa, które w momencie próby odkryło wielkość swojego ducha, męstwo, ofiarność i osobiste doświadczenie Chrystusa. Są oni dla współczesnej młodzieży wezwaniem do poszanowania godności osoby ludzkiej, oporu wobec wszelkich fałszywych ideologii. Są wzorem oparcia życia na Chrystusie i jego Ewangelii jako źródle szczęścia (por. ks. Pascual Chavez Villanueva, generał salezjanów, w 60-tą rocznicę męczeńskie śmierci Piątki Poznańskiej, Częstochowa – 25.09.2002).

Święty Jan Paweł II w swojej książce Pamięć i tożsamość pisze: „Zdawać by się mogło, że zło obozów koncentracyjnych, komór gazowych, okrucieństwa pewnych działań służb policyjnych, wreszcie samej wojny totalnej oraz ustrojów opartych na przemocy –  że to zło, które również programowo przekreślało obecność krzyża – było mocniejsze. Jeżeli jednak popatrzymy nieco wnikliwiej na dzieje ludów i narodów, które przeszły przez próbę systemów totalitarnych i prześladowań za wiarę, wówczas odkryjemy tam wyraźną, zwycięską obecność krzyża Chrystusowego. A na tak dramatycznym tle ta obecność jawi się jako jeszcze bardziej przejmująca. Tym, którzy poddani są programowemu oddziaływaniu zła, nie pozostaje nikt inny i nic innego poza Chrystusem i krzyżem, jako źródłem duchowej samoobrony, jako rękojmia zwycięstwa” (Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, Kraków 2005, s. 28).

  1. CO TO JEST WIERNOŚĆ?

Druga kwestia to odpowiedź na pytanie: cóż to jest wierność? Myśląc o wspaniałym świadectwie życia błogosławionej „Piątki Poznańskiej”, warto postawić sobie proste pytanie: co to w ogóle jest wierność? List do Galatów wymienia ją pośród innych dziewięciu cnót: „Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność [πιστις], łagodność, opanowanie” (Ga 5,22-23). W sumie polega ona na konsekwencji i wytrwałości w wypełnianiu dobrych zobowiązań, które zostały przez nas podjęte. Jest ona konieczna dla rozwoju relacji z Bogiem i życia społecznego. „Chrześcijaństwo – na przykład – to wierność sumieniu aż do końca” (Józef Michalik).

Najważniejszym oparciem dla wierności chrześcijanina jest wierność samego Boga. To Bóg jest najlepszą gwarancją, najważniejszą podstawą naszej własnej wierności. „On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego” (2Tm 2,13). Bóg jest niezmienną i nieskończoną wiernością, której nasze niewierności nie przekształcają w niechęć Boga lub jego nienawiść do nas. Ilustruje to przypowieść o synu marnotrawnym. Niewierność syna nie zmniejszyła wiernej miłości, jaką ojciec go kochał (Łk 15,11-32). Biblia posiada bardzo realistyczną wizję człowieka; wskazuje na jego słabości i skłonność do niewierności. Cała biblijna historia staje się bowiem przedstawieniem niewierności miłowanego ludu, której towarzyszy niezmienna wierność Boga. Właściwie tutaj znajdujemy wskazówkę. Ludzkiej wierności nie można jej oprzeć jedynie na sobie. Nasza zmienność, słabość, brak pamięci muszą zostać zanurzone w Tym, który jest Wiecznością, Niezmiennością, w którym z kolei zanurzone pozostają wszystkie sprawy tego świata, zachowując przed Bogiem swoją powagę i trwałość. Psalmista poucza, że tylko ci, którzy zaufali Panu, „są jak góra Syjon, co się nie porusza, ale trwa na wieki” (Ps 125,1).

„Męża wiernego [πιστὸν] któż znajdzie?” (Prz 20,6). To pytanie z Księgi Przysłów zdaje się dziś brzmieć szczególnie mocno. Wierność bowiem stała się dzisiaj chyba najbardziej kwestionowaną wartością przez współczesną kulturę i związaną z nią wizję człowieka, w której ważne jest tylko bardzo wąsko rozumiane „tu i teraz”; pojawiające się w nim uczucia, pragnienia, zainteresowania i interesy.

Taka wizja człowieka prowadzi do zakwestionowania potrzeby, a nawet możliwości wierności w dziedzinie, która z wiernością łączy się w pierwszym skojarzeniu – w dziedzinie ludzkiej miłości, i to bez względu na to, czy mówimy o miłości małżeńskiej, o wyborze życia kapłańskiego lub zakonnego, czy o relacjach między rodzicami i dziećmi. Każde bowiem postępowanie będące synonimem sprzeniewierzenia się danej obietnicy można w tej sytuacji usprawiedliwić słowami: „Jeżeli nie wiem, co będę myślał jutro, co będę robił jutro, jakże możliwe jest, bym zachował wierność temu, co obiecuję czy czynię dzisiaj”. Ten sposób myślenia przenosi się także na inne dziedziny – lojalności wobec pracownika i pracodawcy, wierności ideom i wyznawanym ideałom.

Tego rodzaju zakwestionowanie możliwości wierności łatwo usprawiedliwia każdy koniunkturalizm, niespodziewane wolty polityczne i ideowe, które wtedy łatwo jest wyjaśnić i usprawiedliwić. Brak wierności powoduje więc chaos i dezintegrację nie tylko w dziedzinie życia osobistego, jakbyśmy w pierwszym momencie byli skłonni sądzić, ale i w sposób zasadniczy przekłada się na życie społeczne, gospodarcze i polityczne.

Trzeba więc na nowo docenić wierność i jej wagę w budowaniu życia najpierw osobistego, a na tym gruncie społecznego i państwowego. Okazuje się bowiem, że to, co najbardziej podważane i odrzucane, jest równocześnie najbardziej potrzebne. Kwestionowanie możliwości wierności staje się tak naprawdę zakwestionowaniem możliwości osobistego rozwoju, który tak bardzo podkreśla współczesna kultura, a jednocześnie zakwestionowaniem możliwości budowania takich relacji, które w sposób naturalny sprzyjają rozwojowi społecznemu i gospodarczemu (Anna Gąsior, Talent. Duszpasterstwo przedsiębiorców).

Nasze zaufanie do wierności Boga nie zwalnia nas od konieczności osobistego wysiłku. Wierność Bogu wymaga walki i to walki człowieka starego z człowiekiem Bożym — kawałek po kawałku, bez ustępstw (św. Josemaría, Bruzda, s. 126). „Pozostać wiernym nie jest żadną sztuką, gdy wszystko idzie gładko. Wierność okazuje się dopiero wtedy, gdy wszystko źle się układa” (Phil Bosmans). „Kiedy jest ciężko, pamiętaj, że nie zostaliśmy wezwani do odnoszenia sukcesów, ale do wierności. Wierność jest ważna w najmniejszych rzeczach i to nie dla samej siebie – ale ze względu na rzecz wielką, jaką jest wola Boża” (św. Matka Teresa z Kalkuty).

Wagę wierności w tym co małe przypomina nam to, co mówił Pan Jezus w przypowieści o talentach (Mt 25,21-23): „Ponieważ byłeś „wierny w rzeczach małych, wejdź do radości twego Pana”. To tak, jakby nam Chrystus przypominał: walcz w każdej chwili w tych drobiazgach, z pozoru nieistotnych, ale wielkich w moich oczach; wypełniaj punktualnie swoje obowiązki” (św. Josemaría. To Chrystus przechodzi, s. 77).

Często mówi się, że wierność jest wyrazem miłości. I na pewno tak jest, ale jednocześnie wierność jest też drogą do miłości. Nie da się osiągnąć miłości bez wierności. Gdzie nie ma wierności, tam miłość się nie rozwija. Dlatego może nie powinniśmy mówić, że wierność jest wyrazem miłości, ile raczej że wierność zapowiada prawdziwą miłość. Istnieje też głęboka więź między szczęściem i wiernością. Jeśli wierność prowadzi do świętości, prowadzi też do pełnego i ostatecznego szczęścia i napełnia nas zadowoleniem już tutaj na ziemi. Potwierdza to nasze doświadczenie; wystarczy rozejrzeć się wokół nas, aby dostrzec, że osoby wierne zwykle są szczęśliwe i rozsiewają pokój i radość w miejscach, w których się pojawiają.

Warto wreszcie przytoczyć obrazową wizję wierności, pochodzącą od bł. Honorata Koźmińskiego:

„Życie nasze to podróż po wzburzonych wodach oceanu, pośród ciemności nocy;

wiara to latarnia morska, co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje;

wierność w obowiązkach to czółno, które nas od morskich broni bałwanów, tj. od wpływów świata;

nadzieja, ufność w Bogu to kotwica, co nas od zatonięcia ratuje;

miłość to wiatr, co żagle nadyma. I do nieba wiedzie”.

  1. WIERNOŚĆ DZISIEJSZEJ MŁODZIEŻY

Trzecia kwestia to wierność współczesnej nam młodzieży. W naszych uszach odbijają się jeszcze silnym echem słowa zachęty do wierności, skierowane przez św. papieża Jana Pawła II na Placu Mickiewicza w Poznaniu: „Bądźcie w tym świecie nosicielami wiary i nadziei chrześcijańskiej, żyjąc miłością na co dzień. Bądźcie wiernymi świadkami Chrystusa zmartwychwstałego, nie cofajcie się nigdy przed przeszkodami, które piętrzą się na ścieżkach waszego życia. Liczę na was. Liczę na wasz młodzieńczy zapał i oddanie Chrystusowi. Znałem młodzież polską i nie zawiodłem się nigdy na niej. Świat was potrzebuje. Potrzebuje was Kościół. Przyszłość Polski od was zależy. Budujcie i umacniajcie na polskiej ziemi „cywilizację miłości”: w życiu osobistym, społecznym, politycznym, w szkołach, w uniwersytetach, parafiach, w ogniskach rodzinnych, które kiedyś utworzycie. Nie żałujcie na ten cel młodzieńczego entuzjazmu, wysiłku ani ofiary. „A Bóg, dawca nadziei, niech wam udzieli pełni radości i pokoju w wierze, abyście przez moc Ducha Świętego byli bogaci w nadzieję (Rz 15,13)”; (Jan Paweł II, Homilia wygłoszona w czasie liturgii słowa, skierowana do młodzieży, Poznań, Plac Mickiewicza  – 3.06.1997).

Po upływie 25 lat te same słowa – skonfrontowane z dzisiejszą sytuacją – prowadzą raczej do smutnych wniosków. Wielu młodych, którzy wyszli z rodzin wierzących, nie chcą już uczęszczać do Kościoła. Nie identyfikują się z nim. Zniknęli często na naszych oczach i pozostawili puste miejsca w ławkach kościelnych. Od wierności Bogu i praktyk religijnych oddalili się z powodu braku czasu, mnożących się zajęć szkolnych i pozaszkolnych, pracy czy zajmowania się planowaniem przyszłości. Nierzadko czują się też bezradni wobec gwałtownych zmian zachodzących w otaczającej nas rzeczywistości. Często po prostu boją się, bo w dzisiejszych czasach samo otwarte przyznanie się w laickim otoczeniu do regularnych praktyk religijnych, może być dla niektórych młodych poważnym wyzwaniem. Raczej nie skandale pedofilskie ani pieniądze, ale ogólnie krytyczne nastawienie do Kościoła i księży oraz własny światopogląd, w którym nie ma miejsca na wiarę religijną i potrzebę praktykowania – to główne powody rezygnacji z praktyk religijnych, jakie deklarują Polacy zapytani przez CBOS.

Ks. prof. Krzysztof Pawlina – charakteryzując syntetycznie trudności w dziedzinie wierności ludzi młodych urodzonych na przełomie XX i XXI wieku – twierdzi, iż to pokolenie wyróżnia nowa mentalność, zakorzeniona w świecie nowych sieci technologicznych i świecie wirtualnym. Zostali oni wychowani przez rodziców, którzy zasadniczo zapewnili im wszelkie dobra. Czują się bardzo pewni. Nie dbają tyle o to, aby posiąść jakąś własność, lecz aby ją czasowo używać. Wyróżnia ich niebywała twórczość, pewność siebie i elastyczność. Nie interesują ich takie wartości, jak szczęśliwa rodzina, czy stała praca. Ich częstą cechą jest tymczasowość. Duszpasterze nie mogą odnaleźć klucza do serc młodych ludzi, bo autorytety instytucjonalne przestały działać. Młodzi nie słuchają odgórnych nakazów. Dziś bardziej potrzebne jest towarzyszenie w ich przeżywaniu życia. Młodzi nie słuchają kazań, chcą by ktoś ich wysłuchał i zrozumiał. Nie potrzebują już wiary. Wiara w Boga i Ewangelia nie są dla nich wartością. Zastąpiły je rzeczy użyteczne „na dziś”. Żyją wydarzeniami. Trzeba ze smutkiem przyznać, że doszło do generacyjnego pęknięcia.

Mając taki obraz przed oczyma pytamy: czy w naszym Kościele w Polsce istnieje jeszcze wierna młodzież? Z pewnością tak. Są to jednak ci młodzi, którzy poszukują w Kościele głębszej formacji, którzy wchodzą na drogę jakiegoś ruchu czy wspólnoty, gdzie  praktyka wiary nie jest tylko jakimś obowiązkiem czy obyczajem, ale „źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego”. To młodzi, którzy najczęściej formują się w dobrych młodzieżowych grupach rówieśniczych, w ruchach, stowarzyszeniach i wspólnotach. Młodzi np. z Ruchu Czystych Serc, Ruchu Światło-Życie i KSM-u mają wiele do zrobienia.

Dlatego jednym z wyzwań stojących przed duszpasterstwem młodzieży jest „przybliżenie” młodym Kościoła; w pewnym sensie „ocieplenie” jego wizerunku. Zaproponowanie w parafiach swego rodzaju przestrzeni – Oratoriów, gdzie młodzi będą – jak kiedyś w Oratorium na Wronieckiej – mogliby poczuć się gospodarzami powierzonego im miejsca, gdzie poprzez „bycie razem” będą uczyli się przeżywania wiary we wspólnocie. Światowe Dni Młodzieży pokazały, że należy odważnie powierzać im odpowiedzialność, nie traktować ich tylko jako biernych odbiorców, ale ufać im i czynić podmiotem kościelnych działań. Dopiero na takiej płaszczyźnie zasiew słowa i ewangeliczne przepowiadanie znajdą żyzny grunt do pogłębienia wiary i jej płodnego owocowania.

ZAKOŃCZENIE

Na koniec pomódlmy się więc o wstawiennictwo „Błogosławionej Piątki”:

„Wszechmogący Boże,
dziękuję Tobie za świadectwo
męczeńskiej śmierci wychowanków
salezjańskiego Oratorium z Poznania.

Oni, oczyszczeni Krwią Chrystusa
i pokrzepieni Jego Ciałem
stali się godnymi udziału
w krzyżowej Ofierze Twojego Syna.

Za ich wstawiennictwem
zawierzam Tobie tych,
którzy doświadczając trudu dźwigania krzyża
nie potrafili być wiernymi aż do końca”. Amen

BRAK KOMENTARZY