(Polski) Homilia: Deo et patriae. 100-lecie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (Lublin, 15.10.2017)

15-10-2017
0
1773

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Abp Stanisław Gądecki

Deo et patriae. 100-lecie inauguracji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. XXVIII niedziela zwykła „A” (Lublin, katedra lubelska – 15.10.2017)

Uczestniczymy dzisiaj w uroczystej inauguracji roku akademickiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Bierzemy więc udział w wydarzeniu, które niesie w sobie także zapowiedź, wyrocznię, prognozę na temat nadchodzącej przyszłości. W pewnym sensie partycypujemy w czymś, do czego zmierzała aktywność starożytnych augurów, którzy – z kształtu piorunów, z lotu ptaków i wnętrzności zwierząt, z proroczych snów i transów – tworzyli auspicia na temat woli bogów odnośnie bliższej lub dalszej przyszłości. Jeśli istnieją bogowie – twierdzili oni – i jeśli bogowie czuwają nad ludźmi to znaczy, że muszą przekazywać ludziom swoją wolę za pośrednictwem znaków (Ciceron, de Leg., II,13). Dzięki temu żadne wydarzenie społeczne, polityczne czy militarne starożytnego Rzymu epoki przedchrześcijańskiej nie mogło się odbyć bez „inauguracji”, czyli bez wprowadzenia przez augura w to wydarzenie. Podobnie też dzisiaj, nasza obserwacja znaków czasu, czyli „wyzwań obecnego czasu” pozwala nam przy okazji inauguracji snuć przewidywania na temat przyszłości KUL-u.

W takim oto kontekście dzisiejsza liturgia Słowa zaprasza nas do podjęcia dwóch tematów, najpierw refleksji nad celem istnienia katolickiego uniwersytetu, a następnie dziękczynienia Bogu i ludziom za 100 lat radości i trudów tegoż uniwersytetu.

1.        CEL ISTNIENIA KATOLICKIEGO UNIWERSYTETU

 a.    poszukiwać prawdy

Co właściwie jest celem uniwersytetu katolickiego? Najprościej mówiąc, tym celem jest prawda. Wszelka kultura uniwersytecka bierze swój początek z człowieczego pragnienia poznania prawdy. Cel każdej autentycznej wyższej uczelni kryje się właśnie w pragnieniu poznania istoty rzeczy, odkrycia jej ukrytej natury oraz nazwania jej po imieniu. Tego rodzaju pragnienie nadaje badaniom naukowym ich godność i wielkość.

Potwierdza to głos pochodzący z warszawskiego środowiska akademickiego, który nam to przypomniał w sposób jednoznaczny: „Przysięga doktorska którą składaliśmy, wspólna dla całego Uniwersytetu w zasadzie mówi tylko o Prawdzie: ‘nie dla czczej chwały, ale by jaśniej błyszczało światło Prawdy, od którego dobro rodzaju ludzkiego zależy.’ Każdy więc z doktorów uniwersytetu wyrażał przekonanie, że Prawda istnieje i jego celem będzie dążenie do niej. […]  Gdyby Uniwersytet kiedykolwiek zrezygnował z poszukiwania Prawdy, to stalibyśmy się tylko zbiorowiskiem przebierańców w togach” (W obronie prawdy, Rzeczpospolita 9.02.2011).

Prawda wiąże się najpierw z widzeniem, rozumieniem, z teorią – jak ją nazywa tradycja grecka – choć  prawda nigdy nie jest wyłącznie teoretyczna. Celem poznania prawdy bowiem jest poznanie dobra. Prawda sprawia, że stajemy się dobrzy. Zwyczajna wiedza nas zasmuca – mawiał św. Augustyn. Faktycznie, kto gromadzi zwykłą wiedzę o tym, co dzieje się w świecie ostatecznie popada w smutek. Od tego smutku ratuje nas tylko świadomość tego, iż celem poznania prawdy jest poznanie dobra. Autentyczna służba prawdzie kieruje nas ku dobru. Prawda domaga się tego, abyśmy stali się dobrzy (por. Benedykt XVI, Papież nie narzuca wiary, lecz zachęca do szukania prawdy). A zatem człowiek nauki nie będzie tworzył idei, dzieł, wytworów techniki i sztuki bez pytania się o dobro człowieka. Raczej będzie dojrzale identyfikował prawdę i odpowiedzialnie wskazywał na dobro.

Akademickie poszukiwanie prawdy nosi w sobie cechy poznania uniwersalnego. Nie znaczy to, iż obejmuje ono pełen wachlarz wszystkich dyscyplin naukowych, ale raczej, iż każda dyscyplina jest uprawiana w duchu uniwersalności, czyli ze świadomością, że każda z pozostałych dyscyplin – chociaż odmienna – jest w taki sposób związana z pozostałymi, że nie da się jej nauczać poza kontekstem wszystkich pozostałych. Ograniczenie się do jednej dyscypliny oznacza – prędzej czy później – skazanie się na jałowość. Implikuje niebezpieczeństwo przyjęcia wycinka rzeczywistości za całkowitą Prawdę. W rzeczywistości zaś każda z nauk jest próbą dostrzeżenia złożonej jedności Prawdy w splocie różnych gałęzi wiedzy, wzajemnie się uzupełniających (por. Jan Paweł II, Uniwersytet w Kolonii, 1980).

Każda dziedzina wiedzy – uprawiana przez ludzi wolnych i w sposób wolny i podporządkowana jedynie obiektywnej prawdzie i właściwym dla niej regułom metodycznym – jest równoprawna. Żaden z wydziałów wchodzących w skład jednego organizmu poświęconego nauce nie jest „wyższy” niż inne. Żaden z wydziałów nie powinien sprawować nad innym jakiejś władzy. Żaden nie powinien dyktować innemu wydziałowi warunków pracy naukowej (prof. M.A. Krąpiec).

W tym intelektualnym procesie wiara w Boga nie tłumi poszukiwania prawdy w ludziach nauki, wprost przeciwnie, jeszcze bardziej zachęca do jej poszukiwania. W perspektywie wiary praca badawcza na wyższej uczelni jawi się bowiem jako służba królestwu Bożemu, skoro cel badań naukowych nie zawiera się przecież w samych badaniach, bo ostatecznie służą one przecież chwale Bożej oraz duchowej i materialnej promocji ludzkości. „Istotne jest byśmy uświadomili sobie pierwszeństwo etyki przed techniką, prymat osoby wobec rzeczy, wyższość ducha nad materią. Sprawie człowieka służyć będzie jedynie poznanie zespolone z sumieniem. Ludzie nauki, jeśli mają naprawdę pomóc ludzkości, muszą zachować świadomość transcendencji człowieka wobec świata i Boga wobec człowieka’” (Jan Paweł II, Ex corde Ecclesiae, 18).

b) być wiernym prawdzie

„Dwie rzeczy dają duszy największą siłę: wierność prawdzie i wiara w siebie” – twierdził Seneka. Każdy profesor jest więc zobowiązany do wierności prawdzie. W realizacji tego zadania nie krępują go żadne programy, zarządzenia, ani instytucje. Profesor, który postawił sobie jakieś inne cele ponad prawdą, w sensie moralnym przestaje być profesorem wyższej uczelni, choćby posiadał uprawniające go do tego dyplomy. Gdy profesorowie nie odnoszą się do prawdy jako najgłębszej potrzeby własnego intelektu i gdy ta prawda ich nie przemienia, uniwersytet przestaje być uniwersytetem.

Jeśli więc zaistnieje taka potrzeba, katolicki uniwersytet powinien także mieć odwagę głoszenia prawd niewygodnych, które nie schlebiają opinii publicznej, lecz są niezbędne dla obrony autentycznego dobra społeczeństwa. Stąd Jan Paweł II w swoim przemówieniu do społeczności uniwersyteckiej KUL-u wołał: „Uniwersytecie! (…) Służ prawdzie!”

Wierność prawdzie nie jest łatwa. Potwierdza to odpowiedź środowiska akademickiego Poznania na głos z Uniwersytetu Warszawskiego. Czytamy tam: „Podobnie jak nasi koledzy z Uniwersytetu Warszawskiego doświadczamy uciążliwości tej sytuacji i tak jak oni obserwujemy, że zarówno w życiu wewnątrz uczelni, jak i w debacie publicznej coraz mniej niezależnego myślenia i wymiany należycie uargumentowanych poglądów, a coraz więcej piętnowania adwersarzy, etykietowania czy – co dodajemy od siebie – wyszydzania naruszającego godność osoby ludzkiej. Zgadzamy się także z opinią o zdziczeniu języka debaty, o nieusprawiedliwionej nigdzie – a zwłaszcza w takich miejscach, jak uczelnie – agresji werbalnej wobec inaczej myślących” (W obronie prawdy, Rzeczpospolita, 9.02.2011). Prawdziwe niebezpieczeństwo polega na niewierności nauczyciela akademickiego prawdzie i jej wymogom, zwłaszcza wymogom etycznym.

Niebezpiecznym jest także przyjmowanie ograniczonych kryteriów za kryteria ostateczne: „jeżeli rozum – w trosce o swoją domniemaną czystość – staje się głuchy na wielkie przesłanie, jakie mu ofiaruje wiara chrześcijańska i jej mądrość, usycha niczym drzewo, którego korzenie już nie dosięgają życiodajnych wód. Traci odwagę prawdy i przez to nie staje się większy, lecz mniejszy. W odniesieniu do naszej kultury europejskiej oznacza to: jeżeli pragnie ona jedynie budować samą siebie, przyjmując za podstawę krąg własnych argumentacji i to, co w danej chwili jest dla niej przekonujące, i – w obawie o swój świecki charakter – odcina się od korzeni, z których czerpie życie, wówczas nie staje się bardziej racjonalna i czysta, lecz ulega rozpadowi i rozbiciu” (por. Benedykt XVI, Papież nie narzuca wiary, lecz zachęca do szukania prawdy – 17.01.2008).

Szczególnym objawem błędnego myślenia o wolności człowieka nauki jest przekonanie, że jest on niezależny od zasad moralnych. Ten błąd myślowy występuje często w świecie nauki i sztuki. Twierdzi się tam dość często, że naukowiec – podobnie jak artysta – winien kierować się wyłącznie swoimi celami, a więc naukowiec postępem wiedzy a artysta wyrażaniem swoich ideałów, bez oglądania się na jakiekolwiek zasady moralne. Gdyby tak było naprawdę, gdyby nauka miała być wolna od zasad moralnych, to nie byłoby żadnego uzasadnienia, aby oskarżać niemieckich lekarzy przeprowadzających doświadczenia na więźniach obozów koncentracyjnych. Wolność człowieka nauki pozostaje zawsze w relacji do dobra. Z tego powodu praca naukowa nie może być oceniana jako etycznie neutralna, czyli pozostająca – mówiąc językiem Nietzschego – „poza dobrem i złem”.

Veritatem autem facientes in caritate (Ef 4,15); „czyńcie prawdę w miłości”. Samo bowiem przekazywanie prawdy bez miłości zawiera w sobie jakiś brak, podobnie zresztą jak okazywanie miłości bez prawdy, gdyż prawda i miłość należą do siebie i wzajemnie się warunkują. Miłość bez prawdy jest ślepa. Prawda przekazywana bez miłości jest okrutna. W miarę zbliżania się do Chrystusa prawda i miłość stapiają się w naszym życiu z sobą. Żyjąc w prawdzie i miłości sprawiamy, że wszystko rośnie ku Temu, który jest naszą Głową – ku Chrystusowi.

c) przekazywać prawdę

Zadaniem wyższej uczelni jest nie tylko poszukiwanie prawdy oraz wierność prawdzie, ale również  przekazywanie prawdy. Nie idzie przy tym o prosty przekaz wiedzy, ale raczej o wdrażanie studenta do myślenia kierowanego przez prawdę.

Waszym zadaniem – drodzy profesorowie – jest przekazywanie studentom prawdy. Uwrażliwienie na to, by i oni prawdę nie tylko szukali, nie tylko kochali, nie tylko nieśli ją innym, ale całkowicie się jej poddali tak, by ona przez nich działała, by oni przez nią działali. Waszym zadaniem jest zachęcanie studentów do wyruszenia na poszukiwanie prawdy, dobra, piękna, co nie jest niczym innym jak poszukiwaniem odblasku Boga.

Poza tym każdy profesor i student katolickiego ateneum jest powołany do ewangelizacji, Kościół bowiem ze swej natury jest misyjny. Jakże bowiem można kochać Chrystusa, nie pragnąc dzielenia się Nim z innymi?  W tej dynamicznej, misyjnej wizji Kościoła są usytuowane uniwersytety katolickie. Chodzi w nim o formację fachowców w różnych dziedzinach wiedzy, którzy biorą wiarę na serio. W ten sposób student może realizować w pełni siebie oraz skutecznie służyć innym – poprzez wykonywanie swego zawodu i świadectwo wiary. Uniwersytet bowiem nie jest nazwany katolickim dlatego, że jest prowadzony przez katolików. On jest tak nazwany, ponieważ całym swoim działaniem włącza się w misję Kościoła. W dzisiejszej rzeczywistości także w naszym kraju – wobec zobojętnienia religijnego i zeświecczenia społeczeństwa – ta misja jest czymś niezwykle ważnym.

Krótko mówiąc, uniwersytet katolicki musi się charakteryzować dwoma podstawowymi cechami: z jednej strony ma być dobrym uniwersytetem, a z drugiej – musi być naprawdę katolicki, tzn. pielęgnować swoją tożsamość i misję zleconą mu w Kościele. Przyszłość mają tylko te uniwersytety katolickie, które wykazują jasną tożsamość i są świadome swojej roli w Kościele i społeczeństwie. Nie można być katolikiem a jednocześnie niekatolikiem. Oczywiście każdy ma prawo głosić to, co uważa za słuszne, ale byłoby  rzeczą nieuczciwą głosić poglądy sprzeczne z prawem naturalnym i nauką Kościoła pod płaszczykiem uniwersytetu katolickiego. Taki brak spójności powodowałby wielkie zamieszanie pośród wiernych oraz czynił uczelnię niewiarygodną. Uczelnia byłaby nieuczciwa, gdyby nazywała siebie katolicką, a jednocześnie nie przekazywała wartości katolickich. Od uczelni katolickich słusznie należy oczekiwać przejrzystości.

Zwłaszcza dwa „prądy” zagrażają dzisiaj takiej misji wyższych uczelni. Pierwszy z nich to pewnego rodzaju utylitaryzm, czyli ograniczanie zainteresowania i przedmiotu studiów do dziedzin wiedzy, z którymi łączą się korzyści materialne, postęp techniczny i ekonomiczny oraz zdrowie, a zaniedbywanie podejmowania problemów dotyczących podstawowych kwestii życia ludzkiego, takich jak: cel człowieka, dobro i zło. Zgodnie z tą błędną tendencją edukacja sprowadza się jedynie do przekazywania wiadomości i nauczenia umiejętności; rozum bywa angażowany tylko w służbie tych przygodnych użyteczności. Uważa się, że misją profesora uniwersytetu jest już tylko kształtowanie kompetentnych i skutecznych specjalistów, mogących zaspokoić zapotrzebowanie rynku w danym momencie. Tymczasem wiadomo, że kiedy jako główne kryterium wynosi się jedynie użyteczność i bezpośredni pragmatyzm, może dojść do dramatycznych strat; od nadużywania nauki pozbawionej ograniczeń, poza samą sobą. Prawdziwa idea uniwersytetu to właśnie ta, która chroni nas od takiej redukcjonistycznej i wypaczonej wizji człowieka. Papież Benedykt XVI wzywał nas do „rozszerzenia horyzontów racjonalności”, do stawiania sobie także, czy raczej przede wszystkim, podstawowych kwestii, które od zawsze nurtują głęboko umysły i serca ludzi. Jest to stawianie człowieka wobec całej prawdy jego istnienia i celu jego życia. Od odpowiedzi na te podstawowe pytania w dużej mierze będzie zależało właściwe używanie osiągnięć techniki na rzecz prawdziwego i całościowego dobra jednostek i społeczeństwa.

Drugim prądem, któremu należy stawić czoła jest relatywizm, czy raczej kultura, która czyni z relatywizmu prawdy i dobra swoje „credo”, uważająca za coś niebezpiecznego samo dociekanie i propagowanie prawdy obiektywnej. Benedykt XVI mówił nawet o panującej dziś „dyktaturze relatywizmu”. W takiej perspektywie trudno jest przekazywać młodemu człowiekowi trwałe wartości. Wszystko jawi się wówczas jako niepewne, płynne i relatywne. Na jakich więc zasadach należy budować swoją postawę – zarówno w wymiarze własnej egzystencji, jak i życia wspólnego – aby ona przygotowywała do wprowadzania pokoju, współpracy na rzecz dobra wspólnego, prawdziwego postępu, nieograniczającego się do dóbr materialnych? W atmosferze relatywizmu – zwłaszcza moralnego – nieuniknione jest stwarzanie chaosu i sprzyjanie degradacji etycznej. Relatywizm, jak ktoś powiedział, to mętne wody, w których rodzą się wszelkiego rodzaju ideologie i demagogie. Na czym więc  polega droga pójścia pod prąd? Na otwartości umysłu i serca na wszystkie problemy ludzkiego życia, zwłaszcza na te podstawowe oraz na szczerym szukaniu i umiłowaniu prawdy we wszystkich jej wymiarach, z czym łączy się konieczność demaskowania wypaczonej wizji człowieka, będącej wytworem utylitaryzmu materialistycznego (por.: Rozmowa ks. kard. Zenona Grocholewskiego z O. Krzysztofem Bielińskim CSsR).

  1. DZIĘKCZYNIENIE

Gdy już odpowiedzieliśmy sobie – w najogólniejszy sposób – na pytanie o cel istnienia katolickiego uniwersytetu, nadszedł czas postawienia drugiego pytania: jak możemy najpiękniej uczcić 100. rocznicę pierwszej inauguracji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego?

Dzisiejsza liturgia Słowa zachęca nas do odwołania się w tym celu do Eucharystii. Na taką eucharystyczną ucztę – na której pokarmem jest Ciało Syna Bożego a napojem jest Krew Chrystusa – został zaproszony każdy z nas w jakiś sposób już na Chrzcie Świętym, w szczególności zaś rektorzy, członkowie Senatu, profesorowie, adiunkci, pracownicy uniwersytetu i studenci. Na tę dziękczynną ucztę, na której – zdaniem św. Ignacego z Antiochii – wiara jest ciałem Pana a miłość jest krwią Jezusa (List do Trallan, 8).

Jest za co dziękować Bogu i ludziom. „Blisko 100-letnia historia naszego Uniwersytetu – mówi obecny jej rektor – to powód do wielkiej radości i dumy. KUL bowiem jest jednym z pierwszych dzieł wolnych Polaków i pierwszą uczelnią, która podjęła na nowo działalność po zawierusze II wojny światowej. W czasach komunistycznych nazywany wyspą wolności, oazą wolnej myśli, będący jedynym katolickim, prywatnym uniwersytetem od Łaby do Władywostoku, w czasach najnowszych – uwzględniając zmieniające się realia – konsekwentnie realizuje idee jego inicjatora, twórcy i pierwszego rektora ks. Idziego Radziszewskiego”.

Na tej szlachetnej Alma Mater profesorem był św. Jana Paweł II Wielki. Jej absolwentem był kard. Stefan Wyszyński, Z niej wywodzi się większość członków polskiego episkopatu. Tutaj studiował bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Stąd się wywodził promotor odnowy liturgicznej w Polsce; sługa Boży Franciszek Blachnicki, organizator pionierskich form duszpasterstwa młodzieży i założyciel Ruchu Światło – Życie. Tutaj powstała słynna Lubelska Szkoła Filozofii Klasycznej. Dzięki pracy tego uniwersytetu wykształcono dziesiątki tysięcy – nie tylko polskiej – inteligencji katolickiej. Tutaj trafiali ludzie, którzy z racji swych poglądów nie mogli studiować gdzie indziej. Tutaj – w marcu 1968 roku – ks. rektor Wincenty Granat stanął po stronie studentów aresztowanych przez władze i zadecydował się na przyjęcie studentów relegowanych z „wilczym biletem” z innych uczelni.

Dzisiejsza jest już setną inauguracją na KUL-u, a zatem jest to już drugi biblijny jubileusz znaczony upływem kolejnych 50 lat . Jak każdy tego rodzaju jubileusz winien on przynieść członkom społeczności akademickiej duchowe owoce, czyli – jak uczy Księga Kapłańska 25 – powrót do pierwotnej wolności i dziedzicznej własności, inaczej mówiąc powrót do godności synów Bożych.

Setna inauguracja niesie też nową nadzieję w starości, podobną do nadziei Abrahama, który: „nie zachwiał się w wierze, choć stwierdził, że ciało jego jest już obumarłe – miał już prawie sto lat – i że obumarłe jest łono Sary” (Rdz 4,19; por. Rdz 11,10).

ZAKOŃCZENIE

Na koniec, niech w owocnym przeżywaniu tej dziękczynnej Eucharystii pomogą nam  słowa św. Augustyna: „Dopomóż mi, Panie, pozbyć się próżnych i złych wymówek i spraw, abym poszedł na ucztę, która mnie posila wewnętrznie.

Niech mnie nie powstrzymuje wyniosłość pychy, nie, niech pycha mnie nie czyni wyniosłym;

niech mnie nie zatrzymuje ciekawość niedozwolona, oddalając mnie od Ciebie;

niech mi nic przeszkadza rozkosz zmysłowa kosztować rozkoszy duchowych.

Spraw, abym przystąpił i zmężniał.

A kto przybył [na Twoją ucztę], jeśli nie ubodzy, słabi, chromi, niewidomi? Nie przyszli natomiast bogaci, zdrowi, ci, którzy uważali, że chodzą dobrze i wzrok mają bystry, ludzie zadufani w sobie, a więc tym biedniejsi, im bardziej pyszni.

Pójdę jako ubogi, bo zapraszasz mnie Ty, który będąc bogatym stałeś się ubogim dla mnie, aby swoim ubóstwem wzbogacić moje ubóstwo.

Pójdę jako słaby, nie potrzebują bowiem lekarza zdrowi, lecz chorzy.

Pójdę jako chory i powiem do Ciebie: „Kieruj kroki moje na Twoje ścieżki”.

Pójdę jako niewidomy i powiem do Ciebie.

Oświeć moje oczy, bym nic zasnął w śmierci”.

NO COMMENTS