(Polski) Laudacja podczas wręczenia Nagrody im. bp. Romana Andrzejewskiego dla abp. Henryka Hosera SAC

20-02-2020
1192

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Warszawa, 20 lutego 2020 r.
Nagroda im. ks. bp. Romana Andrzejewskiego dla ks. abp. Henryka Hosera

LAUDACJA

Księże Arcybiskupie Henryku, Szanowny Laureacie Nagrody im. bp. Romana Andrzejewskiego, Szanowny Księże Kardynale, Ekscelencje, Szanowni Zebrani Goście.

Zacznę od cytatu: ,,Ciepło, wilgoć i ciemność są niejako budzicielami uśpionego w nasionku życia” – zdanie to mogłoby być fragmentem homilii albo rozprawy teologicznej. W istocie pochodzi jednak z publikacji „Kilka uwag nad wysiewem nasion”, podpisanej: Bracia Hoser, Warszawa 1862 r. A jednak jakiś mistycyzm. O cudzie narodzin. Cudzie życia. Cudzie stworzenia.

Zatem jeszcze jeden cytat. Niech oba się wzajemnie naświetlają:

,,Rolnik to jest więcej niż zwykły robotnik. To jest ktoś, kto nabiera mądrości przez to, co robi. Nabywa mądrości, wiedząc, że nie wszystko od niego zależy. Ale może i zawsze powinien zwracać się do tego, który jest prawdziwym gospodarzem tej ziemi, do Boga. Mądrość rolnika uświadamia mu jego pokorę. On sieje, on przygląda się wzrostowi, zbiera. Ta mądrość rolnika kojarzy się z mądrością Pisma Świętego. Pismo Święte wyraża się językiem agropastoralnym” – abp Henryk Hoser, dożynki diecezjalne-powiatowo-gminne 2017.

I jest to znamienne, że przyjaciela-kapłana polscy rolnicy otrzymali w osobie tak bardzo jednak genetycznie umiastowionej, w osobie arcybiskupa Hosera.

I niech będzie to widzialny znak związku wsi z miastem i zależności miasta od wsi. Wsi, której plonami polskie miasta, metropolie żywią się lub chcą się żywić, a przede wszystkim – żywić się powinny.

Wielce szanownemu laureatowi cytowane przeze mnie słowa dyktowały rozum oraz – jestem pewien – zapisane głęboko w poczuciu tożsamości rodzinne doświadczenia pokoleń. Doświadczenia związane z ziemią, nasionem, ziarnem, choć w gruncie rzeczy, no właśnie, doświadczenia miejskie.

Arcybiskup Henryk jest reprezentantem czwartej generacji warszawskich Hoserów, słynnych i zasłużonych ogrodników. Cebula Wolska, Marchew Lenka, rabarbar Wczesny (lub Wielki, jak też słyszałem) Hoser – oto tylko część plonów założonej w połowie XIX wieku w Warszawie firmy ogrodniczej Bracia Hoser, specjalizującej się w hodowli warzyw, owoców, kwiatów oraz drzew.

W swoim zawodowym życiu odbyłem szereg rozmów z arcybiskupem Henrykiem. Były to rozmowy o Kościele, o społeczeństwie, o Polsce. Ale z największą atencją wsłuchiwałem się zawsze w historie rodzinne obecnego tu z nami biskupa seniora.

Dlaczego? Odpowiem nie za długo i jako varsavianista, bo też po trosze – jak sądzę – paradoksalnie z tego tytułu, że zajmuję się Warszawą (i mimo to, że nie zajmuję się rolnictwem) przypadł mi zaszczyt wygłoszenia tej mowy pochwalnej. Odpowiadam zatem: bo to historie arcy… arcywarszawskie. Rozpięte szeroko na osi czasu. Zawiera się w nich całe spectrum doświadczeń miasta – tych pięknych i wzruszających oraz tych tragicznych, odkładających się w pamięci zbiorowej traumą.

Dwuletni Henryk Hoser w czasie Rzezi Woli stracił tatę Janusza, dziadka Henryka. Egzekucji dokonano na terenie fabryki Franaszka, leżącej tak niedaleko od posesji i ogrodów Hoserów na Woli.

Nikt nie zasłaniał się niemieckobrzmiącym nazwiskiem. Ani wyznaniem – wszak ekumenizm jest głęboko zakorzeniony u Hoserów – katolicy i ewangelicy pospołu. Polacy.

„Zawsze żyłem etosem mojego ojca, mojego dziadka” – wyznał mi kiedyś arcybiskup Henryk.

Janusz Hoser był żołnierzem Armii Krajowej. Przed powstaniem odprawił żonę i dwuletniego syna, dzisiejszego laureata, do Podkowy Leśnej, gdzie Henryk, Henryczek Hoser przeżył z mamą powstanie.

Wolski ogród Hoserów z willą był w sierpniu 1944 r. punktem zaopatrzenia dla oddziałów AK. Po wojnie odkopano na jego terenie dokumenty i broń, której powstańcy nie zdołali wykorzystać.

Mówię o tym z pewnym przejęciem i chyba w ogóle mówię o tym, dlatego, że historię tę usłyszałem przed laty od czcigodnego laureata, który odbiera dziś nagrodę właściwie za zasługi całej rodziny. Rodziny, która wskutek agresji dwóch wielkich totalitaryzmów – niemieckiego nazizmu i komunizmu, który dotarł nad Wisłę z sowieckiej Rosji – straciła tak wiele.

I proszę mi w tym radosnym i uroczystym dniu wybaczyć, że w ten sposób rozpocząłem tę laudację, że odezwała się tonacja mollowa, że rachunek krzywd. Ale stal hartuje się w ogniu. W tym wypadku w ogniu wojny, a później w pożodze komunizmu.

Ale ogień – tak się składa – związany jest od wieków z rodem Hoserów. Jest im jakoś pisany.

Trzy języki ognia widnieją zarówno w herbie biskupim Henryka Hosera z zawołaniem Maior Est Deus, jak i w herbie rodowym. W tym drugim przypadku upamiętniają burmistrza Augsburga Konrada Hosera, który w XV wieku w pocie czoła walczył z pożarem trawiącym miasto, niczym nasz późniejszy, nie mniej dzielny, burmistrz powietrzny Łukasz Drewno ratujący Warszawę przed morowym powietrzem.

Zatem ogień. Jakże symboliczny w optyce religijnej – ogień piekielny, ale też gorejący krzew. Języki ognia. Wieloznaczność symbolu. Napięcie semantyczne w obrębie jednego żywiołu. Znów – szerokie spectrum doświadczeń.

,,Przyjąłem ten ogień w innym znaczeniu, jako ogień Boży, ogień Ducha Świętego” – to słowa laureata, odnoszące się do płomieni w herbie biskupim.

Hoser to zatem niezłomność. Hoser to tradycja. Hoser to marka. I choć wymyślił sobie Bolesław Prus Wokulskiego, Rzeckiego, Łęcką i Karolową, to Hosera najwyraźniej wymyślić nie zdołał i między innymi za sprawą tego nazwiska wymienionego w „Lalce” związał fikcję literacką z warszawską rzeczywistością, ujawniając się tedy na kartach powieści jako kronikarz miasta:

,,Grób w naszym kościele będzie cudowny. Mój poczciwy Wokulski daje fontannę, sztuczne ptaszki śpiewające, pozytywkę, która będzie grała same poważne kawałki i mnóstwo dywanów. Hoser dostarcza kwiatów” – czytała w liście panna Izabela.

A teraz powiem jak to się stało, że Hoser dostarczał kwiaty na kwestę wielkanocną zgotowaną przez pana Prusa na kartach „Lalki”. Już bez fikcji literackiej.

W 1846 r. zarządca Ogrodu Saskiego Michał Bończa-Brujewicz sprowadził z Wiednia młodego ogrodnika Piotra Hosera. Za czasów sprawowania pieczy nad roślinnością Ogrodu Saskiego przez Hosera w zachodniej części ogrodu wystawiono m.in. cieplarnię. Obiekt ten przetrwał jedynie w ikonografii i tekstach pisanych. Dziś, współcześni varsavianiści roztkliwiają się nad dawnymi kartami pocztowymi, na których powszechnie umieszczano widok tego artefaktu. Cieplarnia, znana też jako palmiarnia i oranżeria, była dla Hosera miejscem wspaniałych ogrodniczych praktyk. Dzięki niej możliwa była hodowla egzotycznych roślin, urządzanie wystaw kwiatowych. Wyhodowane w cieplarni rośliny Hoser wysadzał w piękniejącym po stratach doznanych w czasie powstania listopadowego Ogrodzie Saskim. Hoser wprowadzał nowe odmiany kwiatów i drzew. Ogród pysznił się 150 odmianami róż, 33 odmianami akacji, 48 odmianami pelargonii, czy 136 odmianami georginii. Piotr Hoser był wizjonerem. W działalności na rzecz Ogrodu Saskiego ograniczały go tylko finanse. Z pracą pożegnał się w 1853 r. Wtenczas wykazał się przedsiębiorczością, okazał się tez znakomitym organizatorem. Do Warszawy sprowadził braci – Wincentego i Pawła, z którymi wkrótce założył rodzinną firmę ogrodniczą, którą w 1890 r. Edmund Jankowski nazwał „pierwszą w kraju pod względem umiejętności traktowania pięknej sztuki ogrodniczej”.

Piotr Hoser zaczął skupywać ziemię. W końcu jego tereny rozpinały się pomiędzy aleją Jerozolimską a ulicami Nowogrodzką, Składową (obecnie Pankiewicza) Marszałkowską. Ale wcześniej była taka sytuacja. Za miedzą leżała posesja hrabiego Adama Ożarowskiego. Ten sprowadził sobie na stare lata krowy, co by pasły się na miejscu, dając codziennie świeże mleko. Patrzył na te wielkomiejskie krowy sąsiada pan Hoser i wzdychał do pastwiska. Aż w końcu i ten teren kupił, osiągając dostęp do alei Jerozolimskiej, przy której na początku XX wieku stanęła pyszna kamienica Hoserów ze słynnym składem nasiennym. Do dziś detal architektoniczny zaświadcza o ogrodniczych tradycjach miejsca, a nad przejazdem bramnym umieszczono kartusz z wizerunkiem pochylonej konewki. Dom zaprojektował prawdopodobnie kształcony w Lozannie architekt Paweł Hoser.

W albumach rodzinnych przechowywane są zdjęcia z czasu budowy hotelu Polonia, który w 1910 r. rósł w ogrodzie pradziadka arcybiskupa Hosera, jeszcze pośród drzewek owocowych.

Hoserowie byli nie tylko ogrodnikami, nie tylko przedsiębiorcami, ale także nauczycielami. Piotr Hoser li nauczał w szkole działającej przy nieistniejącym już Ogrodzie Pomologicznym na warszawskich Koszykach. Był twórcą Szkółki Żbikowskiej (przeniesionej z Rakowca), przyczynił się do powstania Wydziału Ogrodniczego Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Wykładał dendrologię i kwiaciarstwo. Był prezesem Towarzystwa Ogrodniczego Warszawskiego. I warto zaznaczyć, że tradycje szkółkarskie w Żbikowie odrodziły się pod szyldem Hoser i są kontynuowane.

To zaledwie zarys historii warszawskich Hoserów, w imieniu których nagrodę odbiera dziś wielce szanowny arcybiskup Henryk Hoser, przyjaciel rolników i rodzinnych gospodarstw wiejskich.

Ale ten kontekst osobistej historii Jego Ekscelencji jest w tym wszystkim niezmiernie ważny. W uzasadnieniu przedstawionym przez kapitułę nagrody czytamy:

,,Kapituła wysoko oceniła także wezwania kierowane do młodego pokolenia rolników, by kultywowali tradycję umiłowania ziemi i pracy na niej – wzorem rodziców i dziadków”.

Wyraźnie widać, że nauczanie księdza arcybiskupa wyrasta wprost z doświadczeń rodzinnych, z przywiązania do tradycji. Że słowa kierowane do ogrodników, rolników nie są wystudiowanymi formułkami obliczonymi na efekt i poklask, lecz są wezwaniem prawdziwie ojcowskim.

Wreszcie, tak dzisiaj ważna kwestia ekologii, troski o zdrową żywność. I tu znów – już na zakończenie – zdanie z uzasadnienia:

„Wzywał rolników do rozwijania produkcji żywności ekologicznej, jak również wzmożonej troski o stan środowiska naturalnego”.

Chciałbym zakończyć słowami z homilii Ekscelencji, które wyrażają największą wdzięczność dla ludzi plonów, którzy nas żywią:

,,Dzięki miłości rolnika do ziemi i poczuciu wolności przetrwaliśmy czasy komunizmu” – mówił Jego Ekscelencja ks. abp Henryk Hoser, laureat nagrody im. bp. Romana Andrzejewskiego, przyjaciel ogrodników i rolników.

Dziękuję.

Piotr Otrębski