Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

W dzisiejszą niedzielę mężczyźni i młodzież męska przybywa z pielgrzymką do sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Tulcach. Jest to spotkanie przeznaczone w szczególności dla tych, którzy zmagają się z życiem codziennym, zabiegają o dobro swoich rodzin, o wychowanie swoich dzieci i w tych sprawach nie chcą iść bez Chrystusa, ale razem z Chrystusem. Którzy mobilizują się do rozwoju ich życia chrześcijańskiego. Którzy pracują nad własnym charakterem, nad pogłębianiem swojej formacji religijnej. Którzy pragną być apostolscy.

W tym celu zastanówmy się nad trzema sprawami: nad duchowym znaczeniem ewangelijnej burzy na morzu, nad procesem sekularyzacji i wreszcie nad wymogiem ewangelizacji.

1. BURZA NA MORZU (Mk 4,35-41)

Pierwszą kwestią jest duchowe znaczenie dzisiejszej ewangelijnej sceny burzy na morzu.

a. Pierwszą sprawą jest sens dosłowny tej sceny. W tym sensie dosłownym pytamy o to, co się tam wówczas wydarzyło. mowa tam o wezwaniu Jezusa skierowanym do uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Na te słowa uczniowie wsiadają do łodzi i razem z innymi łodziami odpływają na drugą stronę jeziora Genezaret. Choć na początku tej wyprawy nic nie zapowiadało nadchodzącego zagrożenia, to jednak ono pojawiło się niespodzianie: „nagle zerwał się gwałtowny wicher”. Uczniowie – chociaż byli doświadczonymi rybakami – nie mogli sprostać uderzającemu w nich żywiołowi; poczuli się całkowicie bezradni i przerażeni. „Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą”.

Tymczasem Jezus: „spał w tyle łodzi na wezgłowiu”. Uczniowie zbudzili Go więc „i powiedzieli do Niego: ‘Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?’ [απολλυμεθα] On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do jeziora: ‘Milcz, ucisz się!’ [σιωπα πεφιμωσο]. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza” [γαληνη μεγαλη]. Jezus zwraca się do wichru słowami wypowiedzianymi przez Niego w scenie uzdrowienia opętanego w synagodze w Kafarnaum („Milcz [φιμωθητι] i wyjdź z niego!” – Mk 1,25). Po tych słowach ujawniła się moc Zbawiciela. Uciszając swoim słowem wzburzone fale jeziora Pan Jezus objawił się jako Ten, który ma władzę nad potężnym huraganem. Chaos w naturze został podporządkowany Bożemu panowaniu; nastała cisza.

„Wtedy rzekł do nich: ‘Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!'” W ten sposób powtórzyła się – znana z Ewangelii Mateusza – scena kroczenia Piotra po wodzie: „Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” (ολιγοπιστε εις τι εδιστασας – Mt 14,31). Na czym polegał ów brak wiary uczniów? Polegał on na tym, iż uczniowie byli przekonani o tym, że Jezus się nimi nie interesuje; że się o nich nie troszczy. „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” To powątpiewanie uczniów musiało głęboko wstrząsnąć Zbawicielem, bo przecież nikomu nie zależy na nas bardziej niż właśnie Jemu. I tak – gdy tylko został wezwany – natychmiast przyszedł z pomocą swoim przerażonym i zdesperowanym uczniom.

b. Ta ewangelijna scena podróży uczniów ma jednak nie tylko sens dosłowny, ale również sens alegoryczny. Dzięki niemu ujawnia się głębsze, nie tylko historyczne znaczenie dokonujących się wydarzeń, ale ich znaczenie w perspektywie Chrystusie. W tym sensie scena ta jest jedną wielką metaforą życia ludzkiego, które jest wielką przeprawą „na drugi brzeg”; przeprawą z życia doczesnego do życia wiecznego. W momencie Chrztu świętego podejmujemy – jako chrześcijanie – wyzwanie do rozpoczęcia tej zazwyczaj długiej drogi, na wyraźne zaproszenie Jezusa i w Jego towarzystwie (Mk 4,35). Podejmujemy je w jednej łodzi, zdani na wspólnotę z innymi uczniami. Tak jest w Kościele, w parafii, w pracy, w rodzinie; na dobre i na złe, gdzie z nami jest zawsze Zbawiciel. To On przecież nakazuje: „Przeprawmy się…”. To On nas posyła.

Z kolei gwałtowny wicher, który zdaje się pogrążać łódź w odmętach wodnych to obraz kryzysów i przeciwności, jakie zazwyczaj towarzyszą naszemu życiu, z którymi trzeba się liczyć. W pewnym momencie naszego życia – podobnie jak uczniów z Ewangelii – ogarnia nas niespodziewana i gwałtowna burza, która zagraża naszemu fizycznemu lub duchowemu istnieniu. Uświadamiamy sobie, że jesteśmy wszyscy słabi i zdezorientowani. To zjawisko odsłania naszą bezradność i nasze fałszywe pewniki, z jakich budowaliśmy nasze plany, nasze nawyki i priorytety. Daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Zlekceważyliśmy Boże wezwania. Nie obudziliśmy się w obliczu niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich. Byliśmy w tej sprawie niewzruszeni, przypuszczając, że będziemy zawsze zdrowi w chorym świecie.

Czasem mamy wrażenie, iż w tej walce o dobro jesteśmy osamotnieni, że Jezus o nas zapomniał, a nawet jeśli jest blisko, to śpi. Po czasie okazało się jednak, że jedynym zabezpieczeniem dla nas – podróżujących po falach życia – jest tylko i wyłącznie obecność Jezusa i moc Jego słowa. W końcu więc – jak owi ewangelijni uczniowie z łodzi – przerażeni krzyknęliśmy: „giniemy”. Krzyk pełen strachu i nadziei to nasza modlitwa, to nasze wołanie o pomoc. A Jezus – obecny w łodzi Kościoła – pozwala nam, aby ujawniła się skala naszej niewiary. Ale w kluczowym momencie – gdy słyszy zdesperowane wołanie naszej modlitwy – objawia swoją moc i potwierdza, że to do Niego należy panowanie nad wszystkim, co dzieje się w świecie i w życiu Jego uczniów (por. ks. Adam Łuźniak, Kościół naszym domem). Takie chwile są zawsze próbą naszej wierności. Próbą, czyli szansą na zdobycie głębszej wiary. Dzięki tym próbom zdajemy sobie sprawę z tego, że nie możemy iść naprzód – tak razem jak i osobno – każdy na własną rękę, lecz tylko razem z Chrystusem. Tylko razem z Nim możliwe jest osiągnięcie dojrzałości w wierze, polegającej na zaufaniu, że tylko On może uciszyć nasze „burze” życiowe, ponieważ jest z nami w Kościele i może zamienić nasz chaos i zamęt wewnętrzny w ciszę (ks. Tomasz Jaklewicz, Śpiący wśród burzy).

Tak właśnie – dzięki próbom – dochodzimy do przekonania, że nie jesteśmy samowystarczalni. Że pozostawieni samym sobie toniemy, bo tylko moc słowa Bożego może skierować ku dobru wszystko, co nam się przytrafia; także rzeczy złe. Z Chrystusem życie nigdy nie umiera. Chrystus się budzi, aby ożywić naszą wiarę paschalną (Papież Franciszek, Czas próby to czas przestawienia kursu życia na Boga – 27.03.2020).

2. BURZA SEKULARYZACJI

Drugim tematem jest sekularyzacja. Sekularyzacja w Polsce jest właśnie jedną z odmian „burzy na morzu”, która objawia braki naszej wiary. W sondażach zaufanie polskiego społeczeństwa do Kościoła katolickiego, zwłaszcza wśród młodzieży, gwałtownie spadło. Jeśli oceniać sytuację wiary jedynie z punktu widzenia socjologii i statystyk – czyli pomijając zupełnie cały obszar nadprzyrodzony – to istotnie, zaufanie spada. Problem w tym, że takie socjologiczne podejście, postrzega Kościół jako dzieło budowane jedynie przez ludzi, bez jego głównego – boskiego – wątku, bez którego Kościół jest niepełny.

a. Dlaczego sekularyzacja czyni takie postępy w życiu religijnym Polaków? Powody takiej sytuacji są bardzo zróżnicowane, a często nawet ze sobą sprzeczne. Niektórzy cierpią z tego powodu, że Kościół za bardzo dostosował się do wymogów dzisiejszego świata. Inni przeciwnie są poirytowani, bo w ich odczuciu jest on właśnie zbytnio wyobcowany z tego świata. U większości ludzi niezadowolenie bierze się z tego, że jest on – w ich rozumieniu – instytucją nie różniącą się od wielu innych i jako taki ogranicza ich wolność.

Taki zanik chrześcijańskiej nadziei ujawnił się u nas już na przełomie lat dziewięćdziesiątych, gdy pragnienie dążenia do wyłącznie ziemskich celów opanowało wielu Polaków, dokładnie kopiujących wzorce zachodnie. Korzenie nadziei zostały przeniesione z obietnicy wiary w obietnicę dobrobytu. Dokonało się to tym chętniej, im bardziej w naszej sferze postkomunistycznej panowała bieda. Niestety, kto ogranicza swoje życie do wyłącznie doczesnych celów, ten wcale nie jest skłonny przejmować się – czekającym go w przyszłości – spotkaniem z Bogiem. Pragnienie doznawania przyjemności ziemskich sprawia, że odsuwa on od siebie niepokojącą myśl o śmierci i o tym, co po niej nieuchronnie nastąpi. Człowiek taki nie umie już odpowiedzieć na wezwanie Chrystusa: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą” (Mt 7,13). Alternatywą dla nadziei staje się fatalizm i poczucie braku sensu.

Do najpoważniejszych powodów każdego kryzysu należy jednak najpierw kryzys chrześcijańskiej nadziei. Najkrócej istotę tejże nadziei zdefiniował Dante: „Nadzieja – rzeknę – jest oczekiwanie tej chwały przyszłej,/ którą się zdobywa przez łaskę Bożą i własne staranie” (Boska komedia, Raj, Księga XXV,70-72; tłum. H. Świderska). Językiem teologicznym to samo oddaje Katechizm Kościoła Katolickiego w następujący sposób: „Nadzieja chrześcijańska jest cnotą dzięki której pragniemy jako naszego szczęścia Królestwa niebieskiego i życia wiecznego, pokładając ufność w obietnicach Chrystusa i opierając się nie na naszych siłach, ale na pomocy łaski Ducha Świętego” (KKK, 1817). Żadne ze stworzeń nie może zaspokoić tego pragnienia w człowieku, tylko Pan Bóg może je nasycić i nieskończenie przewyższyć. Ks. Tischner powiedział kiedyś, że tylko nadzieja ,,stwarza możliwość autentycznego przeżycia teraźniejszości”.

Przyczyną upadku chrześcijańskiej nadziei w Polsce jest także przerost indywidualizmu, którego konsekwencją w życiu publicznym staje się relatywizm i erozja trwałych wartości. Pojawia się – zamaskowana pod hasłami wolności i praw człowieka – wielokierunkowość i ogólnikowość wartości, z której każdy może wyczytać, co zechce, i z której zupełnie nic nie wynika. Problem ten został dobrze uchwycony przez Notę doktrynalną o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym Kongregacji Nauki Wiary: „W konsekwencji dochodzi do tego, że z jednej strony obywatele domagają się uznania całkowitej autonomii swoich wyborów moralnych, z drugiej zaś ustawodawcy uważają, że wyrazem poszanowania tej wolności wyboru jest tworzenie praw nie liczących się z zasadami etyki naturalnej i ulegają przemijającym tendencjom kulturowym i moralnym, tak jakby wszystkie możliwe wizje życia miały taką samą wartość. Jednocześnie żąda się od znacznej części obywateli, w tym także od katolików, aby w imię opacznie rozumianej tolerancji rezygnowali z uczestniczenia w życiu społecznym i politycznym swoich krajów w sposób zgodny z wizją człowieka i dobra wspólnego, którą uważają za prawdziwą i słuszną z ludzkiego punktu widzenia i którą chcieliby realizować za pomocą legalnych środków, jakie demokratyczny porządek prawny zapewnia wszystkim członkom wspólnoty politycznej”.

Kolejnym czynnikiem osłabiającym nadzieję jest przekonanie, że człowiek zostanie ostatecznie zbawiony przez naukę i technikę. Tego rodzaju nadzieja jest niestety zwodnicza, bo nauka może wiele wnieść w proces humanizacji świata i ludzkości, ale czasami przemienia się jednak w pseudonaukową ideologię, która niszczy człowieka i świat.

Z drugiej strony trzeba też wspomnieć o zaniedbywaniu wiedzy religijnej, które powoduje kształtowanie się religijności opartej nie tyle na rozumie, ile na emocjach. Ponad 90 % Polaków deklaruje wiarę w Boga, ale zaledwie 40 % uczestniczy w niedzielnej Mszy św. Na ogół ten słaby poziom wiedzy religijnej jest wynikiem braku głębszych zainteresowań duchowych, lenistwa myślowego oraz innych atrakcyjniejszych – opartych na emocjach – ofert spędzania wolnego czasu.

Innym czynnikiem wpływającym na postrzeganie stanu Kościoła w Polsce jest współczesna kultura cyfrowa, kształtowana przez hermetycznie zamknięte światy cyfrowe, przede wszystkim mediów społecznościowych. Kultura ta niesie ze sobą – tak u nas, jak i w innych częściach świata – niebezpieczeństwo uzależnienia, izolacji i postępującej utraty kontaktu z rzeczywistością, utrudniając rozwój autentycznych relacji międzyludzkich (por. Christus vivit, 88). Paradoks polega na tym, że nigdy w swojej historii ludzkość nie była tak silnie skomunikowana, a jednocześnie – np. podczas izolacji w kwarantannie – nie udało się jej przezwyciężyć problemu samotności i poczucia bycia nikomu niepotrzebnym. Podczas gdy dystanse międzyludzkie skróciły się lub zniknęły do tego stopnia, że zanika już prawo do prywatności, w tym samym czasie narastają postawy zamknięcia i nietolerancji, izolujące nas od innych. Przykładem tego są ruchy cyfrowej nienawiści i zniszczenia, które jednoczą ludzi z pewnych kręgów przeciw jakiemuś nieprzyjacielowi. Kontakty wirtualne często zwalniają ze żmudnego pielęgnowania przyjaźni, ze stabilnej wzajemności, a także z dojrzewającej z czasem zgodności. Mają one pozory kontaktów towarzyskich, lecz nie budują nas prawdziwie, lecz zazwyczaj maskują i wzmacniają indywidualizm, który wyraża się w ksenofobii i pogardzie dla słabych. Niestety, logika alternatywnego życia cyfrowego jest konfliktogenna.

Trudno uwolnić się od wrażenia, że pojawiające się w Polsce protesty – a w szczególności ich wulgarna i przemocowa forma – wyglądały niczym kopia konfliktów przeniesionych żywcem z mediów społecznościowych na ulice. Nie tyle udział sporej grupy młodych ludzi w tych protestach był wstrząsem, prawdziwym wstrząsem było odkrycie tego, jak wielu wierzących bezkrytycznie poparło hasła negujące zasady głoszone przez Ewangelię i Kościół. Wygląda to jak wejście w epokę nowych identyfikacji i nowych tożsamości w obliczu starych problemów. Jest to dowód pośredni na to, że połączenia cyfrowe nie wystarczają do budowania mostów i nie są w stanie jednoczyć ludzi wokół dobra (por. Fratelii tutti, 43).

W ten sposób – tracąc chrześcijańską nadzieję – podlegamy powoli nowym formom kolonizacji kulturowej, zapominając o tym, że „narody, które są wyobcowane ze swej tradycji i – z powodu manii naśladowczej, narzucającej się przemocy, niewybaczalnego zaniedbania czy apatii – tolerują wyrywanie im duszy, tracą, wraz z obliczem duchowym, także spójność moralną i wreszcie niezależność ideologiczną, ekonomiczną i polityczną” (Card. Raùl Silva Henrìquez, S.D.B., Homilía en el Tedeum en Santiago de Chile – 18 września 1974 roku).

Spadek zaufania do Kościoła spowodowany jest także serią oskarżeń osób duchownych o czyny pedofilii. Kościół musi być wiarygodny, duchowny musi być wiarygodny, nieletnim nie może się dziać w Kościele żadna krzywda, a jeśli się stała, Kościół musi działać w obronie osoby skrzywdzonej. Jest sprawą oczywistą, że tych, którzy otrzymali sakrament święceń kapłańskich obowiązuje znacznie wyższy stopień odpowiedzialności, niż osoby świeckie. Niemniej jednak, utożsamianie każdego kapłana z pedofilem – jakie się w międzyczasie dokonało – wpływa niewątpliwie nie tylko na młode pokolenie.

3. EWANGELIZACJA

a. Trzecia sprawa to pytanie, w jaki sposób Kościół Katolicki może odpowiedzieć na sekularyzację? Odpowiedzią jest – jak podczas burzy na jeziorze – zdanie się na moc słowa Jezusowego; odpowiedzią jest mądra ewangelizacja. W obliczu kryzysu działania Kościoła winny zmierzać do przywrócenia wiary w sens słowa Bożego.

Gdy idzie o podstawowe środki, jakie winny nam towarzyszyć w odnowie życia wiary, będzie to powrót do uczestnictwa w sakramentach, powrót do spowiedzi i Eucharystii, lektura Ewangelii, modlitwa osobista. Nade wszystko zaś kontakt z żywą wspólnotą, w której co tydzień można się modlić. Nie zapominajmy przy tym, że wiara to przede wszystkim dzieło Boże a nie tylko ludzkie.

Ewangelizacja polega przede wszystkim na zwiastowaniu Dobrej Nowiny. Ale jak przekazać tę nowinę ludziom, którzy nic o Bogu nie wiedzą i niczego od Niego nie oczekują? Przede wszystkim – przez naszą osobistą więź z Chrystusem. Paweł mówi: „przyoblekliście się w Chrystusa” (Ga 3,27). W powołaniu chrześcijanina – który nie przyjmuje wszystkich, nie wykluczając nikogo – leży bezinteresowność, okrywająca drugiego człowieka życiem samego Chrystusa. Bezinteresowność naszych czynów będzie mówić za nas; to ona sprawi, że nasze słowa staną się wiarygodne.

Są jednak też sytuacje, w jakich same czyny nie wystarczają. Nawet najpiękniejsze czynne świadectwo przestanie kiedyś oddziaływać bez objaśnienia i rozwinięcia go przez jasne i niedwuznaczne głoszenie. To właśnie pragnął wyrazić Święty Piotr w słowach: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 Pt 3,15). Dlatego Dobra Nowina obwieszczona przez świadectwo życia, musi być wcześniej czy później obwieszczona także przez Słowo życia.

Ewangelizować to przede wszystkim świadczyć o przemianie własnego wnętrza; świadczyć o tym, że zmartwychwstanie Chrystusa przekształciło się w nasze duchowe zmartwychwstanie. Ewangelizować, to nie tyle mówić komuś o Bogu, ile raczej uświadomić mu, jak cenny jest on w oczach Boga: „drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję” (Iz 43,4).

b. Zwłaszcza ludzie młodzi – chociaż nie tylko – potrzebują dzisiaj towarzyszenia. To właśnie zakładają słowa papieża Franciszka z adhortacji Christus vivit: „Wielu ludzi młodych podlega naciskom ideologicznym i jest wykorzystywanych, zarówno przez liberalną prawicę, jak i lewicę, i używani są jako ‘mięso armatnie’ lub ‘oddziały szturmowe’, by niszczyć, zastraszać czy wyśmiewać innych. Najgorsze jest to, że wielu z nich przekształciło się w indywidualistów, w osoby wrogie i nieufne wobec wszystkich, stając się w ten sposób łatwym łupem projektów dehumanizujących i destrukcyjnych, opracowanych przez ugrupowania polityczne lub potęgi gospodarcze” (p. 73).

Zazwyczaj młodzi starają się angażować w to, co przynosi szybki efekt, lubią też chodzić na skróty. Skoro można coś osiągnąć bez wysiłku, to po co go podejmować? Stąd wielu młodych kojarzy wiarę nie tyle ze żmudną pracą wewnętrzną i formacją duchową, ile raczej z „zaliczaniem” sakramentów oraz udziałem w uroczystościach, które budują tradycyjny „kościec” wiary przeciętnego Polaka. Wszystko jest rwane i fragmentaryczne, przeżywane indywidualnie, co najwyżej w gronie najbliższej rodziny. Myślenie o wspólnotowym przeżywaniu wiary, o budowaniu Kościoła jest tu dość odległe (bp Grzegorz Suchodolski).

Dlatego młodzież potrzebuje przewodników, z którymi będzie mogła przeżywać swoje wzloty i upadki, dostrzegając w nich prawdziwych, autentycznych towarzyszy swojej niełatwej drogi. Potrzebuje miejsc, w których będzie mogła z całym zaufaniem otworzyć się na formację duchową i intelektualną. Potrzebuje czasu, który jest konieczny do owocowania tych procesów, jakie prowadzą do osiągnięcia pełnej dojrzałości osobowej. Łatwo jest dzisiaj wydawać wyroki na młodych, którzy odwrócili się plecami do Pana Boga i do instytucji Kościoła, dużo trudniej jest „dołączyć” do nich – podobnie jak Jezus dołączył do uczniów idących do Emaus – i towarzyszyć im cierpliwie aż do momentu rozpoznania przez nich obecnego Jezusa. Bez cierpliwego towarzyszenia młodym oraz nawrócenia pastoralnego całej wspólnoty Kościoła osiągnięcie tego celu będzie niemożliwe.

c. Wszyscy wiemy, że współczesny kryzys ludzkości nie jest powierzchowny, ale głęboki. Dlatego nowa ewangelizacja – nawołując do odważnego pójścia pod prąd, do nawracania się od bożków ku jedynemu prawdziwemu Bogu – winna posługiwać się językiem miłosierdzia, na który składają się przede wszystkim gesty i postawy, a potem także słowa. Kościół winien mówić do współczesnego człowieka i ludzkości: Przyjdźcie do Jezusa wszyscy, „którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”, a On was pokrzepi (Mt 11,28).

Dzisiaj stajemy przed wielką szansą bycia miłosiernymi Samarytanami, niestrudzonymi we włączaniu, integrowaniu i podnoszeniu tego, kto upadł; na pierwszym miejscu samych siebie. Umacniajmy to, co jest dobre i oddawajmy się na służbę dobru. Myślmy się nie tylko o pomocy dla poturbowanych przez życie, ale także o rozwiązaniach, które uniemożliwią mnożenie się zbójców.

ZAKOŃCZENIE

Na koniec, serdecznie dziękuję każdemu z uczestników dzisiejszej pielgrzymki do Matki Bożej Tuleckiej, w szczególności pielgrzymów z sanktuarium św. Józefa w Poznaniu. Dziękuję wszystkim, którzy – od kilku już lat – przybywają do Maryi, która w najdoskonalszy sposób wyraziła swoją wiarę w Chrystusa.

Zakończmy nasze dzisiejsze rozważanie modlitwą św. Bernarda odpowiednią na czasy wszelkiego kryzysu, na czas każdej „burzy na morzu” naszego życia:

Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo,
że nigdy nie słyszano,
abyś opuściła tego,
kto się do Ciebie ucieka,
Twej pomocy wzywa,
Ciebie o przyczynę prosi.

Tą ufnością ożywiony, do Ciebie,
o Panno nad pannami i Matko,
biegnę, do Ciebie przychodzę,
przed Tobą jako grzesznik płaczący staję.
O Matko Słowa,
racz nie gardzić słowami moimi,
ale usłysz je łaskawie i wysłuchaj.
Amen.