Otworzyć całą siebie na Chrystusa. 20. lecie beatyfikacji s. Sancji Szymkowiak (Poznań, kościół pw. Św. Rocha – 18.08.2022).

0
596

Dzisiaj wspominamy 20. lecie beatyfikacji siostry Janiny Szymkowiak. Osobiście ze wzruszeniem wspominam tę chwilę, w której – bez żadnych moich zasług – mogłem na Krakowskich Błoniach przedstawiać św. Janowi Pawłowi jej postać, pośród innych wówczas osób błogosławionych. Postać ujmującą swoją skromnością, pokorą i niezłomnym pragnieniem świętości.

1.      DZIECIŃSTWO

Janina przyszła na świat dnia 10 lipca 1910 r. w Możdżanowie k. Ostrowa Wielkopolskiego, jako najmłodsze dziecko Augustyna i Marianny z Duchalskich. Miała wprawdzie już czterech starszych od siebie braci, tym nie mniej jej przyjście na świat stało się dla rodziny wielkim świętem a ona sama otrzymała na Chrzcie św. dwa imiona: Janina Ludwika.

Jej rodzice troszczyli się o mądre, oparte o wiarę wychowanie swoich dzieci. Przez modlitwę i świadectwo życia zasiewali w ich sercach ziarna prawdy, pracowitości, miłości bliźniego i ofiarności. Często przystępowali do sakramentów św. Odznaczali się też głęboką czcią dla Serca Bożego. Nic dziwnego, że po wielu latach Janina mogła powiedzieć, iż wszystko co dobre, otrzymała od rodziców.

Polska w tym czasie  znajdowała się jeszcze pod zaborami, a tereny zamieszkiwane przez Szymkowiaków były wówczas włączone do Prus. Szymkowiakowie – nie mając innych możliwości – posyłali swoje dzieci do szkoły niemieckiej, zależało im jednak, aby ich dzieci wzrastały w poczuciu patriotyzmu, bez cienia chorego nacjonalizmu. Aby posiadały wiedzę o dziejach swojej Ojczyzny. By umiały czytać i pisać po polsku. Aby wyrastały na ludzi umiejących bronić własnych ideałów. Matka uzupełniała w domu ich wykształcenie w polskim duchu. Za przemycanie ulotek agitacyjnych i śpiewy polskich kolęd jej rodzina ucierpiała ze strony władz pruskich. Jej ojca i brata internowano, a do ich mieszkania wrzucono granat.

Janina, będąc bardzo wrażliwym dzieckiem, przeżywała to wszystko głęboko. Tajemnicę jej życia można krótko wyrazić słowami: „Pragnę, aby całe moje życie było jednym aktem miłości”. Tak ujęty program życia oparła na całkowitym oddaniu się Sercu Bożemu. Realizacja jej powołania była zbieżna z „małą drogą” św. Tereski, według której każdy czyn – wielki czy mały – podjęty z miłości do Boga i bliźniego ma swoją nieocenioną wartość.

2.      MŁODOŚĆ 

Po dziewięciu latach szczęśliwego dzieciństwa spędzonego w gronie najbliższych – i  ukończeniu pruskiej szkoły elementarnej w Szklarce – Janina opuściła dom rodzinny i zamieszkała na stancji w Ostrowie Wielkopolskim w celu dalszego kształcenia. Tam – w 1919 roku, już w wolnej Polsce – rozpoczęła naukę w Żeńskim Liceum i Gimnazjum Humanistycznym. Po niedługim czasie jej rodzice zakupili dom w Ostrowie Wielkopolskim i przenieśli się do tego miasta, dzięki czemu mogli zamieszkać znowu razem.

Okres nauki w gimnazjum dał Janinie możliwości coraz bardziej świadomego życia wiarą. W 1921 roku przyjęła I Komunię św., a dwa lata później – sakrament bierzmowania. Ona sama nigdy nie afiszowała się swoją pobożnością, ale można było zauważyć, że Pan Bóg stał się dla niej najważniejszy. Chętnie rozmawiała z Nim na modlitwie, przystępowała do sakramentów św., czytała książki religijne, brała udział w rekolekcjach, trwała w ciszy na adoracji Najświętszego Sakramentu.

W szkole należała do grupy najlepszych uczennic. W nauce była pilna, systematyczna i ambitna a także odpowiedzialna. W sposobie bycia była naturalna, szczera, koleżeńska, ale nie narzucająca się nikomu. W otoczeniu koleżanek szybko dała się poznać jako osoba umiejąca głośno wyrazić swoje zdanie, a przy tym skromna, wewnętrznie skupiona i pogodna. Jej prostolinijność i bezpośredniość sprawiły, że zyskała opinię koleżanki, na którą zawsze można liczyć. Nie pozwalała też o nikim źle mówić. Przynależąc do Sodalicji Mariańskiej i Kółka Miłosierdzia św. Wincentego, niosła konkretną pomoc potrzebującym, zanim jeszcze wstąpiła na drogę życia zakonnego.

Wydarzeniem, które rozbudziło w niej pragnienie pogłębienia przyjaźni z Chrystusem okazały się ostatecznie święcenia i prymicje jej brata, Eryka.

3.      STUDIA

W maju 1928 roku złożyła pomyślnie egzamin dojrzałości. Jej rodzice planowali w tym czasie dla niej  zamążpójście. Ona jednak – pamiętając o słowach Zbawiciela „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26) – wybrała pójście za Chrystusem. Po roku nauki prowadzenia domu, przekonała najbliższych i rozpoczęła studia na Uniwersytecie Poznańskim. Najpierw na Wydziale Prawa, a następnie przeniosła się na Filologię Romańską.

Okres studiów był dla niej czasem wytężonej pracy umysłowej, ale także głębokiego rozwoju życia wewnętrznego. Nadal brała czynny udział w pracach Sodalicji Mariańskiej; w spotkaniach, konferencjach i rekolekcjach zamkniętych oraz podejmowała apostolstwo wśród potrzebujących. Szczególnym miejscem, w którym poznano jej ofiarność stała się najbardziej zaniedbana dzielnica Poznania, tzw. „Wesołe Miasteczko”. Spieszyła tam z pomocą ubogim dzieciom, ofiarując im skromne dary materialne oraz swój czas na wspólną naukę.

Coraz wyraźniej ujawniało się, że jej pobożność – zwłaszcza pobożność eucharystyczna – nie jest jakimś dodatkiem do jej zajęć, ale rzeczywistością integrującą wszystko wokół Boga. Każdy dzień rozpoczynała od uczestnictwa we Mszy św. i przyjmowania Komunii św., następnie znajdywała czas na modlitwę i adorację Najświętszego Sakramentu. Jej koleżanka Irena napisała: „Janina szybko i niepostrzeżenie znikała z towarzystwa, chyba z obowiązkowości i tęsknoty do Miłości Najwyższej, Jedynej – Ukrytego w tabernakulum, bo w tej szkole dojrzewała”. „Ona też chcę zostać świętą” – powiedziała inna koleżanka.

4.      ŻYCIE ZAKONNE

a.       W 1934 roku – w czasie studiów – przyjęła zaproszenie Sióstr Oblatek Serca Jezusowego i wyjechała do ich wspólnoty we Francji, aby w ten sposób lepiej przygotować się do egzaminu magisterskiego z języka francuskiego. Tam wzięła udział w pielgrzymce do Lourdes i właśnie ta pielgrzymka przerwała dotychczasowy tok jej życia. Nie wracając do rodzinnego domu, wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Oblatek w Montluçon, rozpoczynając formację w tamtejszym postulacie. Ale Opatrzność miała wobec niej inne zamiary. Po siedmiu miesiącach pobytu we Francji, rodzina zmusiła ją do powrotu do Polski.

b.      Pomimo tego nie zrezygnowała z raz podjętej decyzji oddania się Chrystusowi. I właśnie wtedy jej brat, ksiądz Eryk – pragnąc jej pomóc w rozeznaniu woli Bożej – skontaktował ją z siostrami serafitkami, które pracowały w jego parafii w Drobninie. Poznawszy siostry serafitki, ich duchowość i posługę, Janina upewniła się, że Pan Bóg powołuje ją właśnie do tego Zgromadzenia. I tak oto – dnia 27 czerwca 1936 roku – poprosiła ona o przyjęcie do domu prowincjalnego w Poznaniu przy ul. św. Rocha 13, gdzie rozpoczęła swoją formację seraficką.

Przy obłóczynach otrzymała nowe imię: Maria Sancja, zapisując w swoim dzienniczku: „Ja świętą muszę zostać za wszelką cenę. Droga, którą muszę pójść i która jest najwłaściwsza to pokora”. Wierna regułom zakonnym, posłuszna poleceniom przełożonych, z głęboką wiarą uczyła się dostrzegać wszędzie wolę Chrystusa, którego wybrała. Nowicjat – w ogniu upokorzeń, których jej nie szczędzono – zahartował jej duszę. Nie unikała tych przykrych doświadczeń, uważała bowiem każdy dzień, w którym brakowało tych upokorzeń za dzień stracony. Pierwszą profesję złożyła dnia 30 lipca 1938 roku przekonana, że: „Nic nadzwyczajnego nie ma być we mnie, wszystko zwyczajne, ale nie zwyczajnie”.

Po profesji została skierowana do pracy wychowawczej w przedszkolu w Poznaniu-Naramowicach. Po roku rozpoczęła także kurs aptekarski, którego jednak nie skończyła ze względu na wybuch II wojny światowej.

5.      WOJNA

Podczas dramatycznych dni niemieckiej okupacji jej życie nabrało szczególnego blasku. Trudne warunki poznańskiego klasztoru – objętego wówczas aresztem domowym – stały się jeszcze bardziej uciążliwe, odkąd zamieszkało w nim wojsko niemieckie oraz grupa jeńców angielskich i francuskich. Wielu młodym siostrom pozwolono wówczas wrócić do domów rodzinnych. Siostra Sancja nie skorzystała z tej możliwości. Pozostała w klasztorze, dzieląc los innych sióstr wykonujących ciężką, przymusową pracę narzuconą im przez okupanta. We wszystkim bowiem dostrzegała wolę miłującego Boga, dlatego – pomimo ogromnego trudu – czuła się szczęśliwa, wnosząc w otoczenie ducha pokoju i nadziei. Dla załamanych na duchu była duchowym oparciem, wszystkim niosła pociechę i światło wiary. Wielkości jej ducha doświadczali w szczególności jeńcy francuscy i angielscy, przetrzymywani w pobliżu klasztoru, którym służyła z narażeniem życia jako tłumaczka. Dostrzegając ich rozpacz i załamanie, niosła im nadzieję i duchowe wsparcie. Wdzięczni za to więźniowie nazwali ją „aniołem dobroci”. Wszystko to czyniła zgodnie z godłem Zgromadzenia, którym jest Serce Matki Bożej przeszyte siedmioma mieczami. Znak ten wzywa siostry do mężnego znoszenia własnych cierpień, jak również udzielania pomocy w cierpieniu tym, których w szczególny sposób ono dotknęło.

6.      ŚMIERĆ

Pośród tych trudnych wojennych warunków nikt nie dostrzegł, że s. Sancja zachorowała na gruźlicę gardła. Podczas tej choroby dała przykład wielkiego heroizmu w cierpieniu a jednocześnie troski o potrzeby duchowe współsióstr i wszystkich, którzy się do niej w tych sprawach zwracali. I tak oto – z wielką radością – złożyła śluby wieczyste dnia 6 lipca 1942 roku.

Znamienne stały się jej słowa wypowiedziane przed śmiercią – gdy pełna dziecięcej ufności, że Bóg nie odmówi niczego tym, którzy Go miłują – zapewniała otaczające ją grono sióstr: „polecajcie mi wasze sprawy, a ja przedstawiać je będę Panu, bo umieram z miłości, a Miłość miłości niczego odmówić nie może”.

Po ciężkiej chorobie s. Sancja zmarła w opinii świętości dnia 29 sierpnia w 1942 roku a następnie została pochowana na poznańskim cmentarzu Bożego Ciała na Dębcu. Po ekshumacji w 1962 roku, jej ciało przeniesiono na cmentarz w Żegrzu. Po rekognicji, czyli po rozpoznaniu jej tożsamości – w 1969 roku – złożono je przy kościele pw. św. Rocha w Poznaniu. Obecnie relikwie Błogosławionej spoczywają na ołtarzu Najświętszego Serca Pana Jezusa w tymże kościele.

Wkrótce po jej pogrzebie zaczęły napływać liczne prośby skierowane do niej a sława jej świętości – istniejąca już za życia – zaczęła się rozszerzać. W związku z tym Zgromadzenie Sióstr Serafitek podjęło starania o jej beatyfikację. Proces informacyjny rozpoczął się 24 marca 1968 r. i trwał – na szczeblu diecezjalnym – do 23 stycznia 1979 roku. Odpis akt – przełożony na język łaciński – złożono dnia 5 lipca 1984 r. w Kongregacji ds. Świętych. Spośród wielu łask – jakie s. Sancja wyjednała dla wiernych korzystających z jej wstawiennictwa – do procesu beatyfikacyjnego wybrano cudowne uzdrowienie nieuleczalnie chorego dziecka. I tak to – po zamknięciu procesu – Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł ją do chwały ołtarzy dnia 18.08.2002 roku na Krakowskich Błoniach. Zwrócił wtedy szczególnie uwagę na treść pozostawionego przez nią duchowego testamentu, w którym pojawiło się jedno proste zdanie: „Jak się oddać Bogu, to na przepadłe”.

ZAKOŃCZENIE

Kilka lat temu kard. Zenon Grocholewski – w swojej homilii – wskazał klucz do odczytania życia i działalności bł. s. Sancji. Najgłębszy sekret jej życia polega na tym, że otworzyła ona w pełni swój umysł, serce i całą siebie na Chrystusa. Otworzyła się na prawdę słowa Bożego, które uświęca, bo kwintesencją tego, co przynosi nam Chrystusa, jest miłość. Wszystko inne: jej apostolat modlitwy, pobożność, adoracja Najświętszego Sakramentu, pokuty, fascynująca pokora, uczynki miłosierdzia, zdecydowane dążenie do świętości, było jedynie konsekwencją tego hojnego otwarcia się na Chrystusa i wielkiej miłości do Niego. Ta postawa Błogosławionej jest najgłębszą, najsilniejszą i najbardziej konkretną zachętą dla każdego i każdej z nas do realizowania jej w naszej codzienności (por. kard. Zenon Grocholewski, Kluczem do świętości bł. siostry Sancji było jej otwarcie się na Chrystusa – KAI, 18 listopada 2012).

Spotykając się dzisiaj ze wzrostem sekularyzacji a w związku z tym także ze spadkiem liczby powołań zakonnych i diecezjalnych trzeba powiedzieć, że pierwszą i najważniejszą potrzebą Kościoła są święci: „Święci i święte zawsze byli źródłem i początkiem odnowy w najtrudniejszych momentach całych dziejów Kościoła. Dzisiaj bardzo potrzebujemy świętych i musimy wytrwale prosić o nich Boga” (Vita consecrata, 35). Amen.

 

BRAK KOMENTARZY