Ich Ekscelencje, Księża Biskupi,

Przedstawiciele Prześwietnej Kapituło Katedralna i inne Kapituł Archidiecezji,

Księże Dziekanie Wydziału Teologicznego, Prodziekani i Profesorowie,

Moderatorzy z Ojcami Duchownymi Arcybiskupiego Seminarium Duchownego,

Umiłowani Bracia w kapłaństwie,

w szczególności Proboszczowie parafii pochodzenia diakonów,

Osoby życia konsekrowanego,

Szanowni Rodzice, Rodzeństwo, Krewni i Przyjaciele tych, którzy mają przyjąć święcenia prezbiteratu,

Umiłowani w Chrystusie, Bracia i Siostry, Dzieci Kościoła,

Dzień dzisiejszy jest dla nas wszystkich – zgromadzonych w poznańskiej katedrze – dniem niezwykle radosnym i promiennym. Dzisiaj bowiem nasi diakoni przyjmą święcenia kapłańskie i staną się członkami poznańskiego presbyterium. Wraz z księżmi biskupami i kapłanami naszej archidiecezji, zakonnikami i zakonnicami oraz wiernymi świeckimi dziękujemy Chrystusowi za dar Jego kapłaństwa, którym ubogaci naszą wspólnotę diecezjalną o sześciu nowych duszpasterzy.

W takim kontekście nie można pominąć rozważenia dwóch spraw; najpierw przesłania, jaki dociera do nas z dzisiejszych czytań, a następnie intrygującego pytania o wizję kapłana jutra.

  1. APOSTOŁ I CHRZEŚCIJANIN

Po pierwsze więc, zatrzymajmy się nad przesłaniem obu dzisiejszych czytań liturgicznych. Stanowią one swego rodzaj greckiego dyptychu, czyli całości składającej się z dwóch części, wzajemnie się uzupełniających. I tak oto, z jednej strony prezentuje on ideał doskonałego apostoła (Dz), z drugiej zaś – ideał doskonałego chrześcijanina (Łk).

a. W Dziejach Apostolskich przyglądamy się najpierw szkicowi doskonałego apostoła. Znajdujemy go w mowie pożegnalnej, wygłoszonej przez apostoła Pawła w Milecie. W tej mowie Paweł ogarnia spojrzeniem swoją przeszłość (Dz 20,18b-21) i przyszłość (ww. 22-24), potem przekazuje nam swój testament (ww. 25-31), na koniecwydaje swoje ostatnie polecenia (ww. 32-35).

Gdy idzie o godną naśladowania przeszłość wspomina: „Wiecie, jakim byłem wśród was od pierwszej chwili, w której stanąłem w Azji. Jak służyłem Panu z całą pokorą [ταπεινοφροσυνης] wśród łez i doświadczeń, które mnie spotkały z powodu zasadzek [ταις επιβουλαις] żydowskich. Jak nie uchylałem się tchórzliwie od niczego, co pożyteczne, tak że przemawiałem [αναγγειλαι] i nauczałem [διδαξαι] was publicznie i po domach, nawołując zarówno Żydów, jak i Greków do nawrócenia się [μετανοιαν] do Boga i do wiary [πιστιν] w Pana naszego Jezusa” (20,18-21).

„Dlatego oświadczam [μαρτυρομαι] wam dzisiaj: Nie jestem winien [καθαρος] niczyjej krwi, bo nie uchylałem się tchórzliwie od głoszenia wam całej woli [την βουλην] Bożej” (w. 26-27). „Przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać [νουθετων] każdego z was” (w. 31). „Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych” (ww. 33-35).

Gdy idzie z kolei o przyszłość apostoł zapowiada – po swoim odejściu – pojawienie się herezji, mówiąc o „wilkach drapieżnych” [λυκοι βαρεις], co w tamtym języku oznaczający heretyków  atakujących naukę Kościoła tak z zewnątrz, jak i z wewnątrz.

Potem przekazuje słuchaczom swój testament: „Wiem teraz, że wy wszyscy, wśród których po drodze głosiłem [κηρυσσων] królestwo, już mnie nie ujrzycie. […] Uważajcie na samych siebie i na całe stado, nad którym Duch Święty ustanowił was biskupami [επισκοπους], abyście kierowali [ποιμαινειν] Kościołem Boga, który On nabył własną krwią” (ww. 25.28). Tak oto, przewidując narodziny herezji, Paweł dostarcza jednocześnie lekarstwo w postaci  urzędu biskupiego, którego zadaniem jest czuwanie nad przekazywaną Ewangelią.

Mowa pożegnalna datuje koniec pierwszego pokolenia ludzi Kościoła, tj. koniec pokolenia naocznych świadków-założycieli i podkreśla przejście do drugiego etapu. Nauczanie pawłowe – prowadzone „we dnie i w nocy”, czyli „zawsze, nieustannie” – pozostanie dla tego nowego etapu niedościgłym wzorem działalności apostolskiej. Będzie wzorem, z jakim będą musieli się zmierzyć także święceni dzisiaj kapłani.

b. Z kolei usłyszana dzisiaj Ewangelia nie koncentruje się już na zadaniach apostoła, ale opisuje tożsamość chrześcijanina. Odpowiada na pytanie: kim jest autentyczny chrześcijanin. „Wy jesteście solą dla ziemi”. „Wy jesteście światłem świata”. Tym razem sam Jezus mówi o tym, do czego są powołani w społeczeństwie chrześcijanie, którzy przyjmują Jego słowa i będą zgodnie z nimi żyć. Uczy tego odwołując się do metafory soli i światła.

Gdy nie istniały jeszcze lodówki, solenie świeżego mięsa, aby zapobiec jego zepsuciu było czymś zrozumiałym dla wszystkich. Sól nie ocali zepsutego mięsa, ale zapobiega zepsuciu świeżego, czyniąc potrawy smaczniejszymi. Podobnie też uczniowie Chrystusa nie są w stanie zagwarantować świeżość temu, co definitywnie zepsute, ale mogą zachować od zepsucia to, co świeże i niezepsute. Gdyby jednak „sól” jaką jest chrześcijanin w społeczeństwie utraciła swój smak, stanie się całkowicie bezużyteczna. Utracić swój smak, znaczy dostosować się i zagubić w ciemnościach tego świata.

Światło z kolei jest dla człowieka czymś niezbędnym po to, aby dostrzec pełne kontury ludzi i przedmiotów. Również światło – podobnie jak sól – ma swój głęboki sens teologiczny. Tym światłem „oświecającym każdego człowieka” (J 1,9) jest sam Chrystus. Chrześcijanie – czerpiąc ze światłości Jezusa Chrystusa – są wezwani do tego, aby Słowem Chrystusa rozświetlać ciemności tego świata (Flp 2,15). Po „oświeceniu”, czyli po chrzcie (Hbr 10,32), stają się ‚synami światłości’ (1 Tes 5,5), a nawet samą „światłością” (Ef 5,8).

Chrześcijanin jest solą i światłem wtedy, gdy – poprzez swoje słowa i czyny – prowadzi intensywną działalność apostolską. Sobór Watykański II tak o tym mówi: „Niezliczone okazje nadarzają się świeckim do uprawiania apostolstwa w zakresie szerzenia Ewangelii i uświęcania. Sam przykład chrześcijańskiego życia i dobre uczynki spełniane w duchu nadprzyrodzonym mają już siłę pociągania ludzi do wiary i do Boga”. Im bardziej świat staje się zeświecczony, tym pilniej potrzebne jest działanie apostolskie, do jakiego powołuje swoich uczniów Chrystus.

  1. KAPŁAN JUTRA

Jaki – w świetle wzoru, jaki zostawił nam apostoł Paweł oraz dzisiejszy fragment Ewangelii – powinien wyglądać kapłan jutra? To pytanie postawił dawno temu znany teolog Karl Rahner. Dana przez niego odpowiedź wydaje się po dziś dzień prorocza.

a. Już dzisiaj bowiem kapłanowi nie wolno – twierdzi Rahner – a w przyszłości w znacznie większej mierze nie będzie mu wolno być jedynie funkcjonariuszem instytucji religijnej, która dzięki swojej potędze zdobywa dla siebie znaczenie w świecie. Nie będzie mógł legitymować się Kościołem, lecz będzie musiał świadczyć o Kościele. Nie będzie mógł – z racji swego kapłaństwa – rościć sobie prawa do jakichkolwiek przywilejów społecznych. Wręcz przeciwnie, to dzięki niemu urząd ten będzie w oczach ludzi nabierać wartości. O tej wartości będzie decydował jego duch, hart i to, co rodzi się w nim   przez żywe i bezpośrednie doznanie Boga. Nie może więc być urzędnikiem, który swoje funkcje traktuje jako cywilny zawód, związany ze ściśle określonymi obowiązkami, po których spełnieniu może sobie pozwolić na bycie prywatnym człowiekiem, którego życie nie powinno nikogo obchodzić.

Zbyt liczni są dzisiaj ci, którzy z pulpitu lub z ambony  łudzą się zarozumiale, że są światłem świata – tych należy unikać. Mówią o Bogu, ale w gruncie rzeczy myślą o sobie. To nawet obojętne, czy twierdzą, że wiedzą o Bogu dużo czy zbyt mało.

Inni wymyślają metody, aby zwrócić na siebie uwagę ludzi. Mają problemy języka i myślą, że ludzie zaczną ich słuchać i zrozumieją, gdy tylko usłyszą, że mówią o Bogu światowym językiem. Jest to coś w rodzaju ‚cudu manipulowanej Pięćdziesiątnicy’. Są oni podziwiani przez ludzi z ich własnego kręgu, ale pogardzani przez tych, których pragnęliby zdobyć; nie mają im nic do powiedzenia.

Są następnie dezerterzy, którzy – chociaż zostali powołani do przyjęcia stylu życia Chrystusa – przestraszyli się, że stracili kontakt z ludźmi. Doprowadzili do rozbicia się miłości do Boga w miłość do bliźniego. Nie mają ani co głosić, ani posłania, by wymagać od ludzi czegoś, co wykracza poza ich samozrozumienie; gubią się w anonimowości tego, co ludzkie.

Są w końcu bojaźliwi, którzy – im bardziej przemijają stare formy – tym mocniej się ich chwytają. Chociaż wiedzą, że Duch wciela się w formy historyczne, nie są na tyle wolni, aby pozwolić Mu tchnąć tam, gdzie chce, i mieszają Ducha z tradycyjnymi formami (por. Hans Urs von Balthasar, Kapłan, którego szukam).

b. Kapłan jutra musi być człowiekiem wiary, nadziei i miłości przeżywanych w głębi własnego serca. Jego powołanie jest charyzmatem i to w sposób wyraźniejszy aniżeli charyzmat mędrca czy poety. „Musiałby on być moim pośrednikiem – mówi teolog Urs von Balthasar – w moich niepowtarzalnych relacjach z Bogiem, nie rozmieniając ich na ogólniki tego świata. Powinien wiedzieć – opierając się na własnej niepowtarzalnej relacji z Bogiem – czym jest taka niepowtarzalność, a równocześnie powinien być wyposażony w posłanie i władzę, aby wiedzieć to – w Duchu Świętym – także dla innych, w celu dania im odpowiednich wskazań. Posłanie i władza dane od Boga, połączone z doświadczeniem w Duchu, upoważniałyby go do wymagania ode mnie – nie dla siebie, ale dla Boga i dla mnie – tego, czego ja nie mam odwagi wymagać od siebie” (por. Hans Urs von Balthasar, Kapłan, którego szukam).

Kapłan jutra winien angażować się w swoje powołanie całym swoim życiem. Takim musi pozostać jego życie nawet w warunkach, w jakich nie mógłby on – w cywilnym tego słowa znaczeniu – spełniać swego zawodu. Można to przyrównać do zawodu muzyka. Muzycy z zawodu przede wszystkim zarabiają muzyką na swoje życie. Natomiast muzycy z powołania – nawet głodując – pozostają muzykami.

Kapłan jutra będzie człowiekiem, do którego będą przychodzić ludzie dojrzali, ale laickie społeczeństwo nie będzie przysyłać do niego swoich dzieci. Doświadczy on – razem ze swoimi braćmi i siostrami – przytłaczających ciemności istnienia, lecz będzie wiedział, że rozjaśnieniem tych ciemności jest tylko miłość zwyciężająca przez krzyż.

„Jeśli brakuje mu doświadczenia, nie mógłby przepowiadać wiarygodnie słowa Bożego nawet od pulpitu; mógłby co najwyżej być martwym echem tego, co o słowie Bożym inni (na przykład św. Paweł) przepowiadali swoim życiem. Nie byłby tym bardziej zdolny towarzyszyć wierzącemu, i umacniać go, w egzystencjalnym zestawieniu ze słowem Bożym. […] ta ‚wiedza’ […] może być udzielona tylko tym (i przez tych tylko może być zrozumiana), którzy przez modlitwę i praktykę życia starają się przeniknąć do centrum Ducha (por. Hans Urs von Balthasar, Kapłan, którego szukam).

Kapłan jutra będzie człowiekiem, który umie słuchać, dla którego każda osoba – bez względu na rangę społeczną i polityczną – będzie ważna. Będzie człowiekiem, który niesie – czy też próbuje nieść – ze świętym szaleństwem raczej ciężary drugich niż swoje. Będzie człowiekiem, który – mając nawet ku temu możliwość – nie będzie gonił nerwowo za pieniądzem, za użyciem i tym wszystkim, co stępia ból rozczarowania istnieniem, chociaż sam je także odczuwa. Nie podda się temu wszystkiemu, bo wierzy i swoim życiem świadczy, że miłość ukrzyżowanego Zbawiciela uzdalnia go do dobrowolnych wyrzeczeń i przynosi mu wolność.

Kapłan jutra nie będzie czerpał swego znaczenia ze społecznej roli Kościoła. Odważnie pozostanie bezsilnym, wiedząc, że życie płynie ze śmierci, że tylko nauka krzyża, tylko łaska Boża mogą sprawić, aby człowiek pogodził się – w wierze i nadziei – z tajemnicą swego bytu.

Kapłan jutra będzie człowiekiem, którego zawód – ze świeckiego punktu widzenia – nie znajdzie uzasadnienia, gdyż jego prawdziwą owocność ukrywa się w tajemnicy Boga, a on sam nie jest psychoterapeutą w niemodnym kostiumie magika. W całkowitym spokoju będzie czekał na zwycięstwo Boga tam, gdzie sam spotka się z niepowodzeniem. Dojrzy łaskę Bożą nawet tam, gdzie ani słowo Boże, ani sakramenty nie będą przez ludzi przyjmowane. On sam będzie przekazywał słowo Boże nie jako echo z dalekiej przeszłości, ale jako słowo bliskie, dotykalne i jasne, tak samo jak jego życie w czasie i przestrzeni (por. Hans Urs von Balthasar, Kapłan, którego szukam).

Kapłan jutra nie będzie oceniał skuteczności działania łaski według statystyki praktyk religijnych. Zdając sobie sprawę, że jest na służbie Bożej, będzie głęboko przekonany, iż miłosierdzie Boże dokona swego dzieła nawet bez niego. Będzie człowiekiem o przebitym sercu, przebitym nieobecnością Boga w świecie, przebitym szaleństwem miłości, przebitym doświadczeniem własnej nędzy i dogłębnej słabości, a wierzący tylko we własną przydatność jako narzędzia, którego Bóg używa.

Kapłan jutra będzie człowiekiem o przebitym sercu, bo ma prowadzić ludzi do jądra ich bytu, na samo dno serca. Nie będzie mógł tego zrobić, nie znając własnego serca. A własne serce jak i serca drugich poznaje się tylko wtedy, gdy się wyrazi zgodę na jego zranienie; zranienie niepojętą miłością, która zwycięża przez śmierć. Taki powinien być kapłan w każdej epoce i takim trzeba go sobie zawsze wyobrażać.

Kapłaństwo bowiem w coraz mniejszej mierze będzie wartością społeczną samą przez się zrozumiałą, coraz częściej natomiast będzie sprawowane w atmosferze niewiary, nieliczenia się społeczeństwa z Kościołem i braku zrozumienia dla obecności Boga. W każdym razie epoka konstantyńska skończyła się nie tylko dla Kościoła jako całości, ale i dla każdego kapłana z osobna. Nie wypełnia on już swojego posłannictwa w ramach jakiegoś małego państewka kościelnego, nie jest już dla swojej wioski papieżem, nie zalicza się go do ludzi, którym oddaje się honory; jego przywileje i prestiż społeczny zanikają.

Pozostanie tylko tym, kim jest naprawdę, tzn. człowiekiem będącym w całości własnością Boga; kimś, kto wierzy, ma nadzieję i kocha. Gdy zaś kapłan jutra zapyta gdzie szukać tego, czego sam nie posiada, wtedy pozostanie mu tylko jedno: zwrócić się do Zbawiciela i wpatrywać się w Tego, któremu otwarto Serce. Pozostanie mu wielbić przebite Serce Jezusa, czyli odnaleźć w swoim wnętrzu siebie, Boga i Ducha Bożego (por. Karl Rahner SJ, Człowiek o przebitym sercu).

ZAKOŃCZENIE

Na koniec powtórzmy słowa wypowiedziane przez św. Jana Pawła II w tutejszej katedrze do kapłanów archidiecezji poznańskiej: „Proszę, ażebyście zawsze byli godni tej czci, którą nas, kapłanów, obdarza sam Chrystus. Żebyście byli Mu bezgranicznie wdzięczni za dar kapłaństwa i żebyście tę wdzięczność spłacali całym swoim życiem”. Amen.