Prymas Polski o współczesnych formach ubóstwa i głodu

O współczesnych formach duchowego ubóstwa i głodu, będących także konsekwencją niewystarczającego świadectwa ludzi wierzących, mówił w homilii kończącej centralne obchody Bożego Ciała w Gnieźnie Prymas Polski abp Wojciech Polak. „Wy dajcie im jeść!” – prosił słowami Jezusa z Ewangelii św. Łukasza.

0
1617

Publikujemy pełny tekst homilii Prymasa Polski

Z katedry gnieźnieńskiej, z naszego gnieźnieńskiego wieczernika, z wieczernika polskiego millennium, z wieczernika, w którym nie tak dawno świętowaliśmy 1050. rocznicę Chrztu Polski, wyszliśmy dziś z Jezusem Eucharystycznym na ulice naszego miasta. Wyszliśmy tak, jak kiedyś, wyruszył z jerozolimskiego wieczernika Kościół. Wyszedł On – jak przypomniał nam właśnie w jerozolimskim wieczerniku papież Franciszek – z chlebem łamanym w rękach, mając w oczach rany Jezusa i Ducha miłości w sercu. Kościół idzie do świata z chlebem w dłoniach. Wychodzi także dziś, w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, niosąc ten szczególny chleb, to znaczy niosąc Chrystusa ukrytego pod postacią chleba. Idzie niosąc chleb żywy, który zstąpił z nieba. Kościół idzie niosąc Ciało Chrystusowe. Idzie, mówiąc wszystkim: tu jest Jezus i za świętym Janem Paweł II wciąż nam przypominając, że wiara wymaga od nas, żebyśmy stojąc przed Eucharystią byli świadomi tego, że stoimy przed samym Chrystusem. To On dziś idzie z nami i pośród nas. To On dziś do nas mówi, gdy przy poszczególnych stacjach – ołtarzach słuchaliśmy słów Ewangelii. To On pragnie nas objąć swoją miłością i miłosierdziem, tak jak w czasie tej drogi, obejmował nas swoim spojrzeniem, błogosławiąc nam i otwierając nasze umysły i serca na dar Jego świętej obecności. Tak, Eucharystia jest tajemnicą Jego obecności. Jest – jak przypominał nam swoim słowem i przykładem święty Jan Paweł II – tajemnicą realnej obecności, to znaczy rzeczywistej i prawdziwej. I my bowiem wierzymy, że pod postaciami eucharystycznymi jest tutaj realnie obecny Jezus. Stoimy przed Nim. Jesteśmy więc z Nim, teraz tutaj, w tym miejscu, tak jak kiedyś byli z Nim Jego uczniowie, a także tłum ludzi, który Mu towarzyszył, który On nauczał, mówił im o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrawiał.

Umiłowani Siostry i Bracia!

W katedrze gnieźnieńskiej, podczas sprawowanej przed procesją Eucharystii, a także w czasie tej procesji, którą przyszliśmy, przy drugim ołtarzu usłyszeliśmy Ewangelię o rozmnożeniu chleba. To właśnie w tych, odczytanych nam fragmentach Ewangelii i ze świętego Łukasza, i ze świętego Marka, spotkaliśmy Jezusa i Jego uczniów otoczonych tłumem głodnych ludzi. Zarówno Jezus, jak i Jego uczniowie zauważyli, że trwając przy nich i – jak wskazał święty Łukasz – będąc na pustkowiu, po prostu nie mają co jeść. W obydwu fragmentach Ewangelii, a więc i w tym odczytanym nam w katedrze i w tym z procesji, opisana sytuacja przerasta możliwości uczniów. Z lękiem pytają więc Jezusa: skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem? Dobrze znają swoje ograniczenia i swoje możliwości. O ile we wspomnianym fragmencie z Ewangelii świętego Marka Jezus, wobec tego, co odkryli Jego uczniowie, pyta ich tylko o to, ile mają chlebów, w Łukaszowej Ewangelii, mówi im wprost: wy dajcie im jeść! Jak jednak ci słabi i biedni ludzie mają to zrobić? W jaki sposób oni mogą nakarmić tłumy? Mamy przecież tylko pięć chlebów i dwie ryby – mówią – ale cóż to jest dla tak wielu. Wszystko to wielokrotnie przekracza ich ludzkie możliwości. Nie, nie są tego w stanie sami zrobić. Ale Jezus nie oczekuje od nich, aby sami znaleźli jakiś sposób na rozwiązanie problemu. Nie pozostawia ich w sytuacji bez wyjścia. Nie zostawia samych z problemem, który jest nie do uniesienia. Nie odwraca się od nich. Prosi tylko, aby byli posłuszni temu, co On sam zamierza zrobić. Nie staje jednak wobec nich jako cudotwórca. Nie wyręcza ich i nie zastępuje. Nie sprawia, że będą zbędni i niepotrzebni. On ich potrzebuje. On nimi się posługuje. Potrzebuje ich rąk i umysłów. Potrzebuje ich wrażliwych serc i bystrych oczu. Potrzebuje, aby to, co mają, to, czego jest tak niewiele dla tak wielu potrzebujących, włożyli w Jego Boskie dłonie, przynieśli do Niego, a potem – jak zapisze święty Marek – z Jego błogosławieństwem, w Jego imię rozdawali ludowi. On bowiem – ukazuje nam święty Łukasz – wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali tłumowi.

Siostry i Bracia!

Kościół wyszedł w Wieczernika z chlebem połamanym w rękach. Nie wyszedł więc na świat z pustymi rękami. Wyszedł niosąc ludziom Chrystusa. Wyszedł pełen Ducha Świętego, a więc Bożej mocy, która potrafi sprawić, że to niewiele czym po ludzku wciąż przecież jest i co tak naprawdę ma, może przemieniać świat i człowieka. Gdyby szedł jedynie sam, swoją własną mocą i siłą, ze swoim własnym programem i własną strategią na zbawienie innych, ze swoimi własnymi zasobami i pomysłami wciąż musiałby mówić, musiałby nieustannie narzekać: mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby (…) ale cóż to jest dla tak wielu. Musiałby więc, w prawdzie oceniając swoje własne siły, zażenowany prosić Jezusa: odpraw tłum; niech idą do innych. Przecież i my wszyscy żyjemy na takim czy innym życia pustkowiu, a skąd tu, na pustkowiu, będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem. Kościół jednak wyszedł z wieczernika z chlebem w rękach. Wyszedł, tak jak i my, dziś wyszliśmy z katedry, z naszego diecezjalnego wieczernika, z chlebem żywym, z Eucharystią, z Jezusem Chrystusem, z Bogiem. Niosąc Go ulicami naszego miasta, niosąc wśród mieszkających tutaj ludzi, niosąc pośród nękających nas wszystkich problemów i lęków, pośród radości i kłopotów dnia codziennego, przy drugiej stacji, przy drugim ołtarzu, usłyszeliśmy wszyscy z ust Chrystusa: żal mi tego ludu. Albowiem żal tych, którzy z takich czy innych powodów, a może nieraz także z powodów naszej własnej słabości, braku naszego chrześcijańskiego świadectwa i naszej gorliwości, jakoś szczelnie pozamykali już swoje uszy, serca, domy, rodziny na Chrystusa i na Jego Ewangelię. Przestała ich ona interesować i obchodzić. Żal tych, którzy choć przecież ochrzczeni, żyją praktycznie tak, jakby Bóg nie istniał, szukają szczęścia na własną rękę i gubią się we własnych projektach, wciąż jednak jakoś nie mogąc odnaleźć pokoju i prawdziwej drogi życia. Żal tych, których przygniata smutek i lęk, dosięga trwoga, że nie mają nikogo, kto mógłby im dopomóc, podźwignąć, dodać wiary czy otuchy. Zostali bowiem sami. Żal tych, którzy żyją w ciągłych złościach, pretensjach, w nienawiści, których wrogość i niezgoda rozdziela. Są skłóceni, poróżnieni, poobrażani, i szczelnie pozamykani jedni na drugich. Żal pogubionych, uzależnionych, którzy nawet zapukają do naszych drzwi, zadawalając się jednak tylko kawałkiem chleba, którym się podzielimy. Żal Mi tego ludu – mówi nam dziś Jezus – bo nie mają co jeść. I z osłupieniem na te wszystkie Jezusowe żale przychodzi powtórzone nam dziś przez świętego Łukasza wezwanie, z jakim On sam zwraca się jeszcze do swoich uczniów: wy dajcie im jeść! Nie będziecie tego czynić jednak sami – zapewnia nas dzisiaj – ale ze Mną, bo jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Dlatego idzie dziś obecny w Najświętszej Eucharystii pośród nas. Niesiemy Go w naszych dłoniach. Skłaniamy przed Nim nasze głowy i serca. Ze czcią przed Nim przyklękamy. Przyjmujemy Go w nasze życie. On zaś wciąż prosi nas o odwagę, by Mu zawierzyć, o ufność, by dać się pociągnąć Jego miłości, o wiarę, by doświadczyć, że On pragnie i dziś posługiwać się naszymi rękami, naszym sercem, naszym życiem dla innych. I są przecież i dziś tacy – są z pewnością również tacy, pośród nas, tutaj, przed Nim w Eucharystii obecnym – którzy jak ci, z opisanych i przypomnianych nam dziś przez świętego Łukasza i świętego Marka fragmentów Ewangelii o rozmnożeniu chleba, uczniowie Jezusa, i w swoim życiu, w życiu swoich najbliższych, swoich rodzin, wspólnot, w życiu społecznym, zawodowym czy osobistym, nie tylko zobaczyli, że jedli i nasycili się wszyscy, ale – jak mówią nam Ewangelie – miłosierdzie i dobroć Boża okazała się tak przeobfita, że zdolna była wypełnić i wypełniła jeszcze siedem czy nawet dwanaście takich czy innych życiowych koszów.

Prosimy Cię więc, Panie Jezu Chryste, Chlebie żywy, który jesteś z Nami i błogosławisz dziś naszemu życiu i naszemu miastu, niech i my sami doświadczamy Twojej wyzwalającej obecności, a ufni w Twoje słowa, w Twoje imię i Twoją mocą wyjdziemy do naszych bliźnich, ufnie składając to, kim jesteśmy i co mamy w Twoje boskie dłonie. Amen.

bgk / Gniezno

BRAK KOMENTARZY