Przewodniczący Episkopatu: świat bez krzyża byłby światem bez nadziei

0
1246

Świat potrzebuje krzyża. Krzyż mówi o miłości, mówi o zwycięstwie rezygnacji z przemocy. Mówi o Bogu, który podnosi pokornych, daje siłę słabym, pozwala pokonywać podziały i zwyciężać nienawiść miłością. Świat bez krzyża byłby światem bez nadziei – powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki w homilii liturgii Męki Pańskiej sprawowanej w Wielki Piątek w katedrze poznańskiej.

Przewodniczący Episkopatu zauważył, że jako chrześcijanie zdajemy sobie sprawę z tego, że ten, kto chce iść za Chrystusem, musi wziąć krzyż na każdy dzień. „Droga, która wiedzie do królestwa niebieskiego, jest +wąska i stroma+ i Chrystus przeciwstawia ją drodze +wygodnej i szerokiej+, która jednakże +wiedzie na potępienie+. Szereg razy mówił Chrystus również o tym, że uczniów Jego i wyznawców będą spotykać wielorakie prześladowania, co jak wiadomo sprawdziło się nie tylko w pierwszych stuleciach istnienia Kościoła w cesarstwie rzymskim, ale sprawdzało się i sprawdza w różnych okresach historii i w różnych miejscach globu, również za naszych czasów” – powiedział.

Abp Gądecki stwierdził, że owocem nawrócenia jest to, że człowiek odkrywa zbawczy sens cierpienia i że w cierpieniu staje się nowym człowiekiem. „Znajduje nową miarę całego swojego życia i powołania. Odkrycie to jest szczególnym potwierdzeniem wielkości duchowej, która w człowieku całkiem niewspółmiernie przerasta ciało. Gdy to ciało jest chore, całkowicie niesprawne, a człowiek jakby niezdolny do życia i do działania, owa wewnętrzna dojrzałość i wielkość duchowa tym bardziej jeszcze się uwydatnia, stanowiąc przejmującą lekcję dla ludzi zdrowych i normalnych”.

Przewodniczący Episkopatu zauważył, że człowiek pyta o sens cierpienia. „Wiara w uczestnictwo w cierpieniach Chrystusa niesie w sobie tę wewnętrzną pewność, że człowiek cierpiący +dopełnia braki udręk Chrystusa+, że w duchowym wymiarze dzieła Odkupienia służy, podobnie jak Chrystus, zbawieniu swoich braci i sióstr. Toruje drogę łasce przeobrażającej dusze ludzkie” – powiedział.

„Dlatego Kościół upatruje we wszystkich cierpiących braciach i siostrach źródło swojej nadprzyrodzonej siły. Źródła mocy Bożej biją właśnie ze środka ludzkiej słabości” – zakończył przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

BP KEP

Publikujemy pełną treść homilii:

W Wielki Piątek przeżywamy mękę i śmierć Pana Jezusa. Wchodzimy – razem z Jezusem – na Kalwarię. Kierujemy nasze spojrzenie „na Tego, którego przebili” (por. J 19,37) i adorujemy ukrzyżowanego Zbawiciela.

Staramy się zrozumieć stan ducha, w jakim Jezus przeżywał chwile swojej najcięższej próby i rozważamy sens cierpień i śmierci trzech osób: Sługi Pańskiego, Jezusa Chrystusa oraz sens cierpienia i śmierci chrześcijanina.

1.         SŁUGA BOŻY (Iz 52,13-53,12)

Najpierw osoba Izajaszowego Sługi Bożego. Usłyszeliśmy przed chwilą słowa Czwartej Pieśni Sługi Jahwe proroka Izajasza (52,13-53,12). Tłem dla tych słów były wydarzenia z VI wieku przed Chr. Wygnanie Izraelitów dobiega końca. Potęga Babilonu załamała się. Uprowadzeni do niewoli Żydzi wkrótce powrócą. Jerozolima zostanie odbudowana po wielkim upokorzeniu. Wbrew oczekiwaniom w 549 r. przed Chr. – gdy wydawało się, że wygnanie będzie trwać jeszcze długo – Bliskim Wschodem wstrząsa wieść, że perski wódz, Cyrus, zdobył Babilon. Następnie – już w 538 r. przed Chr. – król ten wydaje słynny dekret, który pozwala wszystkim ludom ujarzmionym przez imperium babilońskie swobodnie powrócić do swoich ziem i zabrać z sobą swoje bóstwa. Sam Cyrus, Pers i poganin, zostanie nazwany z wdzięcznością przez izraelskiego proroka „pomazańcem”, wypełniającym wolę Boga Jahwe (Iz 45,1).

W tym kontekście pojawia się nagle postać „Sługi Pańskiego”. Sługa ten odniesie najpierw sukces („powiedzie się mu”, „wybije się”, „wywyższy”, „wyrośnie bardzo”). Zostanie uznany przez rzesze. Będzie nazwany „różdżką” i „odroślą” (Iz 11,1.10), czyli będzie królem z rodu Dawida.

Następnie Sługa zmieni się w „męża boleści”, w kogoś „przed kim się twarze zakrywa”, czyli zmieni się kogoś przypominającego człowieka trędowatego. Zostanie poniżony, uwięziony i poddany niesprawiedliwemu sądowi. We wszystkich tych próbach Sługa zachowa milczenie; bez sprzeciwu przyjmie wyznaczony mu los, który go poprowadzi  na śmierć. On „wyda swe życie na ofiarę za grzechy” (hebr. ’aszam); (Iz 53,10). On sam był bez grzechu, ale został „przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy”; „Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich”. W ten sposób po raz pierwszy pojawia się w Biblii myśl o cierpieniu zstępczym – nie zwierzęcia ofiarnego – lecz niewinnego człowieka jako zadośćuczynieniu za grzechy winnych.

„Zgładzono Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć”. Świadkowie jego męki – którzy sądzili, że to Bóg go zdeptał – sami dostrzegają nagle swój grzech. Grzech, jakim niesłusznie został obarczony Sługa Pański, staje się – dla patrzących na niego – początkiem ich uzdrowienia i usprawiedliwienia: „Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie”. Tekst mówi więc o podwójnej rehabilitacji dotyczącej tak Skazańca, jak i tych, którzy go skazali. Zarówno tego, kto jest włączony w plan Boga i jako tego, kto dobrowolnie ten plan realizuje.

W przyszłość Sługa Pański „ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży”. I chociaż nie używa się w tym miejscu technicznej terminologii dotyczącej zmartwychwstania, to jednak słowa te sugerują życie Sługi Pańskiego po śmierci. To, co przydarzyło się Słudze, będzie czymś „niesłychanym” (Iz 52,15b). Samo skazanie na śmierć człowieka niewinnego nie uchodzi jeszcze za coś „niesłychanego”, ale przywrócenie go do życia po śmierci uzasadnia takie stwierdzenie.

Kim konkretnie był wspominany przez proroka Sługa Pański? Czy Sługa Pański to określenie zbiorowości, czy też odpowiednik jednostki? Zwykle strona żydowska interpretuje cierpienia Sługi Pańskiego jako typ cierpień doznawanych przez zbiorowość, przez lud izraelski na wygnaniu pośród obcych narodów (Izrael, wygnańcy żydowscy w Babilonii, Reszta, Syjon). Żydowskie średniowiecze (Raszi i Ibn Ezra) interpretowało ten tekst jako mowę o ludzie Bożym Izraelu, który jest ludem sprawiedliwym utworzonym przez Boga po to, aby światłem Bożego Prawa rozświetlał narody. Za tą hipotezą mogłoby przemawiać wyrażenie: „Tyś Sługą moim, ‘Izraelu’” (49,3); (Anne-Marie Pelletier).

Chrześcijańskie interpretacje tego samego proroctwa wskazują raczej na pojedynczą osobę. Tą osobą mógłby być Mojżesz, Jojakin, Zorobabel, Deutero-Izajasz, Jeremiasz, albo Jozjasz.

2.         JEZUS

Drugą osobą dzisiejszych rozważań jest Jezus. Strona chrześcijańska bowiem – od samego początku – sytuuje tę wyrocznię w centrum swego wyznania wiary, wyjaśniając ją w świetle męki i zmartwychwstania Jezusa.

a.         Tak postrzegał Jezusa Nowy Testament. Przykładem tego Ewangelista Mateusz, który – cytując Pierwszą Pieśń Sługi Jahwe – mówi o Jezusie: „Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza:

„Oto mój Sługa; którego wybrałem,

Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie.
Położę ducha mojego na Nim,

a On zapowie prawo narodom.

Nie będzie się spierał ani krzyczał,

i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu.
Trzciny zgniecionej nie złamie

ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi.
W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą” (Mt 12,17-21).

Sam Jezus – już podczas swojego chrztu w Jordanie – bierze na siebie grzechy ludzkości, niejako je wyznaje i prosi o przebaczenie i już w tym momencie wyraża zgodę na śmierć na krzyżu za grzechy całej ludzkości (kard. J. Ratzinger). On sam zawsze – gdy mówi o swojej zbliżającej się męce i śmierci – identyfikuje się ze Sługą Pańskim. „Potem wziął Dwunastu i powiedział do nich: ‘Oto idziemy do Jerozolimy i spełni się wszystko, co napisali prorocy o Synu Człowieczym. Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i zabiją, a trzeciego dnia zmartwychwstanie’” (Łk 18,31-33). Jezus myślał o swojej śmierci, jako o czymś, o czym już wcześniej „napisano” (Mt 26,24.54.56). Dlatego m.in. domagał się milczenia na temat swojej misji mesjańskiej: „Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich” (Iz 53,7). Można nawet powiedzieć, że Jezus świadomie kształtował całe swoje posłannictwo na modłę obrazu Sługi.

Również katecheza pierwotnego Kościoła dostosowuje słowa proroctwa o Słudze Pańskim do Jezusa. Diakon Filip – wyjaśniając Etiopczykowi Czwartą Pieśń Sługi Pańskiego – „wychodząc z tego [tekstu] Pisma opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie” (Dz 8,35). Również Apostoł Paweł mówi o Jezusie, który „przyjął postać Sługi” (Flp 2,7). O „swoim Słudze” mówią też Dzieje Apostolskie (Dz 3,13.26.30).

Biorąc to wszystko pod uwagę, możemy powiedzieć, że w dziejach Izraela ani w dziejach ludzkości nie ma nikogo, kto spełniałby przymioty, misję oraz owoce cierpienia i śmierci tak jak spełnił je Jezus. Gdy odwoływał się On do „Pism”, to nie czynił tego w odniesieniu do całego Starego Testamentu, ale zasadniczo i przede wszystkim w odniesieniu do Czwartej Pieśni Sługi Jahwe (ks. Tadeusz Brzegowy, Księga Izajasza, rozdziały 40-66, Częstochowa 2019, s. 545). Nieprzypadkowo Izajasz nazywany jest piątym ewangelistą, ponieważ – oprócz tego, że w swojej księdze umieścił cztery pieśni o Cierpiącym Słudze Jahwe (42,1-9; 49,1-7; 50, 4-9; 52,13-53,12) – z zadziwiającą precyzją, na sześć wieków przed przyjściem Chrystusa, opisał Jego cierpienia. Można nawet odnieść wrażenie, jakby prorok był naocznym świadkiem sądu, biczowania, drogi krzyżowej i samego ukrzyżowania Jezusa, choć wiemy, że to niemożliwe. To Bóg posłużył się Izajaszem, aby pokazać tajemniczą postać pokornego skazańca, który w Jezusie znajduje swoje najprawdziwsze ucieleśnienie. Inaczej mówiąc, „biografia” Sługi Pańskiego pokrywa się z biografią Jezusa.

b.         Rozważając analogie między postacią Sługi Pańskiego a Jezusem, trzeba jednocześnie zwrócić uwagę na to, że bardziej od samego opisu cierpień Sługi Pańskiego, „przemawia do nas głębia ofiary Chrystusa. On sam niewinny, „przyjmuje na siebie poniekąd cierpienia wszystkich ludzi dlatego, że przyjmuje grzechy wszystkich. Cały grzech człowieka i ludzkości w jego rozciągłości i głębi staje się właściwym źródłem cierpienia Odkupiciela. Jeżeli cierpienie „mierzy się” doznawanym złem, to słowa proroka pozwalają nam ogarnąć miarę tego zła i tego cierpienia, jakie przyjął na siebie Chrystus.

Ten współistotny Ojcu Syn cierpi jako człowiek. Jego cierpienie ma ludzkie wymiary, ma też jedyną w dziejach ludzkości głębię oraz intensywność, która będąc ludzką, może być taką nieporównywalną głębią i intensywnością cierpienia dlatego, że Człowiek, który cierpi, jest podmiotowo Jednorodzonym Synem: „Bóg z Boga”. On sam jeden jest zdolny ogarnąć miarę zła, jakie zawiera się w grzechu człowieka: w każdym — i w „całym” grzechu wedle rozmiarów historycznego bytowania ludzkości na ziemi

W Jego cierpieniu grzechy zostają zgładzone właśnie dlatego, że On jeden – jako Jednorodzony Syn – mógł je podjąć, wziąć na siebie, z tą miłością ku Ojcu, która przewyższa zło wszelkiego grzechu. Mógł unicestwić to zło i wypełnić dobrem duchową przestrzeń stosunków pomiędzy Bogiem a ludzkością (por. Salvifici doloris, 17). W męce Jezusa cierpienie ludzkie osiągnęło swój zenit. Jednocześnie zaś weszło ono w całkowicie nowy wymiar i nowy porządek, ponieważ zostało związane z miłością. Związane z tą miłością, która tworzy dobro, wyprowadzając je również ze zła. Krzyż Chrystusa stał się źródłem, z którego biją strumienie wody żywej. W nim też musimy postawić na nowo pytanie o sens cierpienia i odczytać do końca odpowiedź na to pytanie (por. Salvifici doloris, 18).

Tak więc – powie Jan Damasceński – „Krzyż dany nam został jako znak na czole, podobnie jak Izraelowi dane było obrzezanie, gdyż znakiem krzyża odróżniamy się i rozpoznajemy wśród niewierzących jako wierzący. On jest dla nas tarczą, orężem i sztandarem w walce z szatanem. On jest ową pieczęcią, która sprawia, że nas omija [anioł] niszczyciel wspomniany w Piśmie. On jest powstaniem dla tych, którzy upadli, mocą tych, którzy stoją, oparciem dla słabych, ‘laską pasterską dla strzeżonych na  pastwisku’, dłonią prowadzącą dla nawróconych, doskonałością dla postępujących w dobrem, zbawieniem ciała i duszy, obroną przed wszelkim złem, rękojmią wszelkiego dobra, zgładzeniem grzechu, latoroślą, z której wykwita zmartwychwstanie, drzewem wiecznego życia (św. Jan Damasceński, Wykład wiary prawdziwej).

3.         CHRZEŚCIJANIN

Trzecią osobą dzisiaj rozważaną jest każdy chrześcijanin. W Wielki Piątek – jako ludzie wchodzący przez chrzest w zadania Sługi Pańskiego oraz Jezusa Chrystusa – wpatrujemy się w krzyż. Niektórzy pytają, dlaczego my, chrześcijanie, sławimy narzędzie tortur, znak cierpienia, porażki i niepowodzenia? To prawda, że krzyż wyraża wszystkie te rzeczy, ale mimo to – ze względu na Jezusa – krzyż reprezentuje dla nas także ostateczny tryumf miłości Boga nad wszelkim złem świata.

Jest on najwymowniejszym symbolem nadziei, jaki kiedykolwiek widział świat. Przemawia do wszystkich, którzy cierpią – uciśnionych, chorych, biednych, zepchniętych na margines, do ofiar przemocy – dając im nadzieję, że Bóg może przemienić ich cierpienie w radość, ich osamotnienie w komunię, a ich śmierć w życie. Daje nieograniczoną nadzieję naszemu upadłemu światu.

Właśnie dlatego świat potrzebuje krzyża. Tego krzyża, który mówi o rezygnacji z przemocy. Mówi o Bogu, który podnosi pokornych, daje siłę słabym, pozwala pokonywać podziały i zwyciężać nienawiść miłością. Świat bez krzyża byłby światem bez nadziei; światem, w którym trwałaby cięgle nieposkromiona brutalność. Słaby byłby wykorzystywany a ostatnie słowo należałoby do chciwości. Nieludzka postawa jednego człowieka względem drugiego objawiałaby się w sposób coraz bardziej przerażający i nie byłoby końca błędnego koła przemocy. Tylko krzyż stawia temu kres. Podczas gdy żadna ludzka moc nie może nas ocalić od skutków naszych grzechów i żadna władza ziemska nie może pokonać niesprawiedliwości u jej źródła, to tylko zbawcza interwencja naszego miłosiernego Boga zmieniła rzeczywistość grzechu i śmierci w ich przeciwieństwo. To właśnie czcimy, gdy czcimy naszego Odkupiciela na krzyżu (por. Benedykt XVI, Homilia podczas Mszy św. w kościele Świętego Krzyża, Nikozja – 5.06.2010).

Dlatego – jako chrześcijanie – zdajemy sobie sprawę z tego, że kto chce iść za Chrystusem, potrzebuje wzięcia krzyża na każdy dzień. Jezus wiele razy mówił o tym, że Jego uczniów i wyznawców będą spotykać wielorakie prześladowania, co jak wiadomo sprawdziło się nie tylko w pierwszych stuleciach istnienia Kościoła w cesarstwie rzymskim, ale sprawdzało się i sprawdza w różnych okresach historii i w różnych miejscach globu, również za naszych czasów. Ten pierwszy rozdział ewangelii cierpienia, który mówi o prześladowaniach, czyli cierpieniach ze względu na Chrystusa, zawiera w sobie szczególne wezwanie do odwagi i męstwa. Nasz udział w cierpieniach „dla Jego imienia” jest zarazem szczególnym sprawdzianem podobieństwa do Chrystusa oraz jedności z Nim.

W parze przez ludzkie dzieje idzie drugi, jeszcze rozleglejszy, rozdział ewangelii cierpienia. A piszą go wszyscy ci, którzy cierpią wraz z Chrystusem, jednocząc swoje ludzkie cierpienie z Jego odkupieńczym cierpieniem. W tym cierpieniu kryje się szczególna moc przybliżająca człowieka wewnętrznie do Chrystusa, jakaś szczególna łaska. Tej łasce zawdzięcza swoje głębokie nawrócenie wielu świętych.

Owocem owego nawrócenia jest nie tylko to, że człowiek odkrywa zbawczy sens cierpienia, ale nade wszystko to, że w cierpieniu staje się nowym człowiekiem. Znajduje nową miarę całego swojego życia i powołania. Odkrycie to jest szczególnym potwierdzeniem wielkości duchowej, która w człowieku całkiem niewspółmiernie przerasta ciało. Gdy to ciało jest chore, całkowicie niesprawne, a człowiek niezdolny do życia i do działania, owa wewnętrzna dojrzałość i wielkość duchowa tym bardziej jeszcze się uwydatnia, stanowiąc przejmującą lekcję dla ludzi zdrowych i normalnych.

Można jednakże przypuszczać, że prawie każdy wchodzi w cierpienie z typowo ludzkim pytaniem: „dlaczego”. Prawie każdy pyta o sens cierpienia i szuka odpowiedzi na to pytanie. Niejednokrotnie stawia to pytanie również Bogu i stawia je Chrystusowi. Nie może przy tym nie zauważyć, że Ten, wobec kogo stawiamy nasze pytania, sam cierpi — a więc, że chce nam odpowiadać z krzyża, z pośrodka swego własnego cierpienia. Trzeba nieraz czasu, nawet długiego czasu, ażeby ta odpowiedź została przez nas wewnętrznie usłyszana. Człowiek słyszy zbawczą odpowiedź, w miarę jak sam staje się uczestnikiem cierpień Chrystusa.

Apostoł Paweł w Liście do Kolosan pisze: „raduję się w cierpieniach za was”. Źródłem radości staje się dla nas przezwyciężenie poczucia bezużyteczności cierpienia; poczucia, które bywa bardzo mocno zakorzenione w ludzkim cierpieniu. Wiara w uczestnictwo w cierpieniach Chrystusa niesie w sobie tę wewnętrzną pewność, że człowiek cierpiący „dopełnia braki udręk Chrystusa”, że w duchowym wymiarze dzieła Odkupienia służy, podobnie jak Chrystus, zbawieniu swoich braci i sióstr. Toruje drogę łasce przeobrażającej ludzkie dusze.

Dlatego Kościół dopatruje się we wszystkich cierpiących braciach i siostrach źródła swojej nadprzyrodzonej siły. Źródła mocy Bożej biją właśnie ze środka ludzkiej słabości. Im bardziej człowiek jest zagrożony grzechem, im cięższe struktury grzechu dźwiga w sobie współczesny świat, tym większą wymowę posiada w sobie ludzkie cierpienie i tym bardziej Kościół czuje potrzebę odwoływania się do ludzkich cierpień dla ocalenia świata (por. Salvifici doloris, 25-27).

ZAKOŃCZENIE

Zakończmy nasze wielkopiątkowe rozważanie słowami św. Jana Damasceńskiego: „Chociaż więc wszystkie dzieła Chrystusa były wielkie, boskie i godne podziwu na równi z Jego cudami, to jednak ponad wszystkie wznosi się Jego wspaniały krzyż. Bo tylko właśnie krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa, a nie cokolwiek innego, zwyciężył śmierć, zgładził grzech praojca, pokonał piekło, darował nam zmartwychwstanie, udzielił siły do wzniesienia się ponad doczesność i ponad samą śmierć, przygotował powrót do dawnego szczęścia, otworzył bramy raju, umieścił naszą naturę po prawicy Boga, uczynił nas Jego dziećmi i dziedzicami. Bo przecież to wszystko dokonało się dzięki krzyżowi” (św. Jan Damasceński, Wykład wiary prawdziwej).

BRAK KOMENTARZY