Umiłowani Bracia i Siostry w Chrystusie! Kochani Rodacy rozproszeni po całym świecie, uczestniczący w tej Eucharystii dzięki TV Polonia!
Dzisiejsza niedziela jest dla nas czasem wyjątkowej radości duchowej. Oto poznańska wspólnota Karmelitów Bosych, a wraz z nimi cała Archidiecezja Poznańska – poczuwając się do wdzięczności za troskliwą opiekę św. Józefa przez blisko 400 lat w tym świętym miejscu oraz wychodząc naprzeciw współczesnym zmaganiom duchowym Kościoła – pragnie oddać cześć świętemu Józefowi, ozdabiając jego wizerunek koroną chwały; symbolem wdzięczności i zawierzenia wszystkich jego czcicieli.
W takiej chwili pragniemy zastanowić się nad dwoma sprawami; tj. nad dziełem apostolskim, które wykonał św. Józef na rzecz swojego przybranego syna, Jezusa Chrystusa, oraz nad naszymi własnymi zadaniami apostolskimi.
1. MISJA ŚW. JÓZEFA
a. Józefa wobec Jezusa
Misja jaką św. Józef spełnił w stosunku do swego przybranego Syna, Jezusa Chrystusa pozwala nam najpierw zauważyć, że niekiedy mamy do czynienia z ojcami biologicznymi, którzy zachowują się nieodpowiedzialnie i z ojcami przybranymi, którzy doskonale spełniają swoje zadania ojcowskie. Misja Józefa, męża Maryi, uczy nas tego, że:
ojciec to ten, kto nie opuszcza matki swoich dzieci,
ojciec to ten, kto nie opuszcza swoich dzieci,
ojciec to ten, kto troszczy się o dom bez lęku,
ojciec to ten, który nie boi się trudów i odpowiedzialności,
ojciec to ten, który mężnie znosi krzyże,
ojciec to ten, który nawet milcząc naucza,
ojciec to ten, kto idzie ze swoimi dziećmi do świątyni, aby Bóg mógł wkroczyć w ich życie.
Dlatego, drodzy ojcowie, bądźcie blisko waszych dzieci! One was potrzebują, potrzebują waszej obecności, bliskości i miłości. Bądźcie – jak św. Józef – opiekunami ich rozwoju w mądrości i łasce, opiekunami ich drogi życiowej. Podążajcie wraz z nimi. Przez waszą bliskość staniecie się prawdziwymi wychowawcami waszych dzieci.
Bycie ojcem to coś więcej niż budzenie życia biologicznego. To coś więcej niż zapewnienie dzieciom utrzymania i dachu nad głową. Bycie ojcem to nade wszystko opieka psychiczna, moralna i religijna. Prawdziwym ojcem jest ten, kto pozwala nam rosnąć. Nawet w zwykłych okolicznościach wychowanie nie polega na narzucaniu się dziecku, na wyręczaniu go w rozwoju jego własnej osobowości. Wychowanie winno stworzyć ramy i środowisko dla tego rozwoju, ale też winno zmierzać do tego, by dziecko stawało się coraz bardziej sobą – według predyspozycji, które nosi w sobie.
Józef zrozumiał, że jego zadanie polegało na dawaniu Jezusowi wszystkiego, czego potrzebował dla rozwoju swojej tajemniczej osobowości. Pod tym względem – o czym świadczą Ewangelie – Józef wypełnił doskonale swoją ojcowską rolę.
On przede wszystkim – wraz z Maryją – wychował Jezusa do modlitwy. Zgodnie z tradycją żydowską, przewodniczył modlitwie domowej zarówno codziennej – rano, wieczorem, przy posiłkach – jak i z okazji głównych świąt religijnych. Nie tylko w szabat prowadził Jezusa do synagogi, ale – z okazji wielkich świąt Izraela – pielgrzymował z Nim do świątyni jerozolimskiej. W ten sposób – w rytmie dni przeżywanych w Nazarecie, w prostym domu i warsztacie Józefa – Jezus nauczył się na przemian modlić i pracować.
To, co dostrzegał u Józefa, stawało się dla Niego normą odnoszenia się do Boga, normą wyrażania Mu swojej czci, miłości, poddania się Jego woli pośród codziennego życia. A skoro całe bytowanie Józefa polegało na służbie Bogu, to znaczy, że owo podstawowe usposobienie musiało przeniknąć w Jezusa i pozwoliło Mu okazywać Bogu swoje oddanie i miłość – na sposób świętego Józefa. Dzięki temu Józef ukształtował to, co najcenniejsze w duszy Syna, a mianowicie wzlot ducha ludzkiego ku Ojcu Niebieskiemu.
Jezus przejął od Józefa owo niewzruszone życie duchowe, które stało się przesłanką „większej sprawiedliwości” praktykowanej przez Jezusa, której pewnego dnia zacznie nauczać swoich uczniów. Dlatego okrzyk mieszkańców Nazaretu: „Czyż nie jest to syn Józefa?” (Łk 4,22), potwierdza to, że Jezus dał się przeniknąć do głębi swoich myśli i uczuć osobowością Józefa. Duch Józefa przeniknął do głębi duszę Jezusa.
W ten sposób cieśla z Nazaretu uczy nas, że to, co każdy ojciec powinien w pierwszym rzędzie przekazać swoim dzieciom nie dotyczy bogactw materialnych, dóbr kultury ani żadnych innych rzeczy tego świata. Dla prawdziwego wychowawcy nie ma na świecie ważniejszego zadania, niż kierowanie duszy dziecka ku Bogu (por. J. Galot, Święty Józef – Wychowawca). „Kto nie daje człowiekowi Boga, ten daje stanowczo za mało” (Matka Teresa z Kalkuty).
b. Józefa wobec samego siebie
Dlaczego Pan Bóg wybrał właśnie Józefa do zadania wychowania Jezusa? Dlaczego wybrał do tego rzemieślnika? Św. Ambroży odpowiada na to pytanie w obrazowy sposób: „Jeśli nawet to, co ludzkie nie może być porównywane z tym, co boskie, to jednak symbol ten jest doskonały, ponieważ [Bóg] Ojciec Chrystusa działa przez ogień i Ducha, niczym dobry rzemieślnik duszy, wygładza nasze wady, zawczasu każe podnieść siekierę na nieurodzajne drzewa, potrafi ściąć to, co słabe, zachować strzeliste, stępić hardość dusz i ukazać całemu rodzajowi ludzkiemu cele, jakie może osiągnąć przez pełnienie tego rodzaju służby” (św. Ambroży, Homilia na Ewangelię św. Łukasza, rozdz. 3).
Zadanie wychowania – powierzone Józefowi – wymagało od niego najwyższej doskonałości moralnej. On musiał być przykładem godnym naśladowania w sposób spontaniczny dla Tego, który był uosobioną świętością. Józef przerósł w świętości wszystkich ludzi, którzy żyli przed nim. On miał w sobie więcej wiary i posłuszeństwa niż Abraham. Więcej cierpliwości do pracy niż Jakub. Więcej czystości niż Józef egipski. Więcej zażyłości z Bogiem niż Mojżesz. Miał więcej miłosierdzia dla swojego ludu niż Samuel. Więcej pokory i łagodności niż Dawid.
„Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą. Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie, a liście jego nie więdną: co uczyni, pomyślnie wypada” – uczy Psalm 1 (Ps 1,1-3).
Całkowita ofiara, jaką Józef złożył ze swego istnienia, aby godnie przyjąć Mesjasza we własnym domu, znajduje wytłumaczenie „w niezgłębionym życiu wewnętrznym, które kierowało jego postępowaniem i było dlań źródłem szczególnych pociech. To z niego czerpał Józef rozwagę i siłę – właściwą duszom prostym i jasnym – dla swoich wielkich decyzji, jak wówczas gdy bez wahania podporządkował Bożym zamysłom swoją wolność, swoje prawo do ludzkiego powołania, swoje szczęście małżeńskie, godząc się przyjąć w rodzinie wyznaczone sobie miejsce i ciężar odpowiedzialności” (por. Redemptoris custos, 26).
Przyglądając się osobie św. Józefa łatwo dostrzeżemy jego apostolskie serce. On nie mógł być apostołem w takim znaczeniu, jak uczniowie Chrystusa. Nie przeżył Zesłania Ducha Świętego, który przetworzył galilejskich rybaków w płomiennych głosicieli Słowa Bożego po krańce świata. Nie był świadkiem zdumiewającego rozwoju Kościoła w pierwszych latach jego istnienia. Tym niemniej – nie opuszczając Nazaretu – Józef stał się apostołem na inny sposób. A kiedy Jezus – odwieczne Słowo Boga – dał się słyszeć, głosząc Królestwo Boże, Józef odszedł z tego świata niepostrzeżenie jak ktoś, kto spełnił swój cichy obowiązek.
Z tej racji do żadnego innego człowieka na świecie – z wyjątkiem Maryi – nie możemy skierować takich pochwał, jakie kierujemy do św. Józefa. Tę wizję starał się nam unaocznić autor poznańskiego obrazu św. Józefa. Przedstawił on na nim Józefa w sile wieku, zamyślonego, lecz promieniującego dobrocią, troskliwością i szczęściem. Podtrzymując Jezusa na lewym ramieniu, prawą ręką wskazuje na Tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. Promienne Dziecko Jezus trzyma z kolei w prawej ręce rajskie jabłka – symbol zbawienia, a w lewej różę – symbol Zbawiciela. Oto portret ostatniego z patriarchów Starego Testamentu, wychowawcy Mesjasza.
2. MISJA CHRZEŚCIJANINA
A co z nami? Co z naszym zadaniem apostolskim, które winno podążać śladami świętego Józefa? Na mocy otrzymanego Chrztu świętego każdy z nas stał się apostołem (por. Mt 28,19). Jeśli ktoś rzeczywiście doświadczył miłości Boga, który go zbawia, nie potrzebuje wiele czasu, by zacząć Go głosić i nie potrzebuje oczekiwać wielu lekcji lub długich pouczeń. Każdy chrześcijanin – niezależnie od swojej funkcji w Kościele i stopnia wykształcenia w wierze – jest misjonarzem w takiej mierze, w jakiej spotkał się z miłością Boga w Chrystusie Jezusie (por. Evangelii gaudium, 120).
„Nic bardziej zimnego od chrześcijanina, który nie troszczy się o zbawienie innych.
Tutaj nie możesz wymawiać się ubóstwem: oskarży cię bowiem ta, która wrzuciła dwa pieniążki. Piotr mówił: «Złota i srebra nie mam». [...]
Nie możesz także wymawiać się niskim pochodzeniem; oni także wywodzili się z niższej warstwy i do niej należeli.
Nie możesz tłumaczyć się brakiem wykształcenia; oni również go nie posiadali.
Nie możesz wymawiać się chorobą; w takim samym położeniu był Tymoteusz, zapadając bardzo często na zdrowiu. Każdy może pomóc bliźniemu, byleby tylko zechciał wypełnić to, co do niego należy.
Czyż nie widzicie, jak są potężne, piękne, strzeliste, harmonijne i wysokie te drzewa, które nie dają owoców? Gdybyśmy jednak mieli ogród, daleko bardziej wolelibyśmy jabłonie i owocujące oliwki niż tamte. Tamte bowiem sprawiają przyjemność, ale nie przynoszą pożytku, a jeśli nawet przynoszą, to niewielki. Takimi są ci, którzy troszczą się jedynie o siebie samych. [...]
Zauważ, iż żaden z nich nie jest oskarżony z powodu własnych grzechów: cudzołóstwa, krzywoprzysięstwa czy też czegokolwiek innego, ale o to tylko, że nie był wsparciem dla innych. Takim właśnie był ten, który zakopawszy talent prowadził życie bez zarzutu, ale nieużyteczne dla drugich.
I jakże ktoś taki – odpowiedz mi – może być chrześcijaninem? Jeśli zaczyn zmieszany z mąką nie spowoduje fermentacji całego ciasta, to czyż jest on naprawdę zaczynem? Albo czy nazwiemy perfumem to, co nie daje zapachu?
Nie mów: Nie potrafię wpłynąć na innych. Albowiem jeśli jesteś chrześcijaninem, nie może to nie nastąpić. To, co wynika z natury, nie może być z nią sprzeczne. Tak samo i tutaj: oddziaływanie należy do natury chrześcijanina.
[...] Łatwiej jest bowiem słońcu nie ogrzewać ani świecić niż chrześcijaninowi nie oświetlać. [...] Nie może skryć się światłość chrześcijanina, nie może pozostać w ukryciu tak olśniewający blask (Jan Chryzostom, Homilia do Dziejów Apostolskich 20,4).
ZAKOŃCZENIE
Niech więc dzisiejsza koronacja stanie się przejawem naszej wdzięczności i miłości względem świętego Józefa, który otacza nas swoją ojcowską opieką. Niech stanie się dziękczynieniem za otrzymane od Boga łaski w tutejszym sanktuarium. Niech będzie wyrazem najwyższej czci i hołdu złożonego Temu, który był wychowawcą i apostołem Zbawiciela. Niech będzie zachętą do wypełniania z wiernością, prostotą i pokorą naszego zadania misyjnego, które nam wyznaczyła Opatrzność.
Myślę tu przede wszystkim o matkach i ojcach rodziny; modlę się, aby zawsze potrafili doceniać piękno prostego i pracowitego życia, troskliwie dbali o swoje małżeństwo i z entuzjazmem wypełniali wielką i niełatwą misję wychowawczą – nie zapominając o swoim zadaniu misyjnym.
Myślę o kapłanach – którzy są ojcami wspólnot kościelnych. Niech św. Józef wyprasza im coraz to większe umiłowanie Kościoła, miłością czułą i ofiarną i aby nie zapominali o swoim zadaniu misyjnym.
Osobom konsekrowanym niech pomaga wiernie i z radością żyć według rad ewangelicznych: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, nie zapominając o ich zadaniu misyjnym.
Myślę wreszcie o pracownikach na całym świecie, aby wykonując różne zawody przyczyniali się do postępu całej ludzkości. By wiernie i z miłością wypełniali wolę Bożą, nie zapominając o ich zadaniu misyjnym (por. Benedykt XVI, Życie piękne w pokorze i ukryciu. Rozważanie przed modlitwą „Anioł Pański” – 19.03.2006).