Ks. Mateusz Dziedzic został uprowadzony w nocy z 12 na 13 października z misji w Babou. Poprzez porwanie rebelianci chcieli wynegocjować uwolnienie generała Abdullaha Miskina. Ks. Dziedzic przebywał w niewoli przez sześć tygodni. Jak wspomina, najtrudniejsze były dla niego pierwsze dni, kiedy buntował się przeciw porwaniu, trudny był też czas choroby i chwila, gdy dowiedział się o tym, że wraz z więzionymi Kameruńczykami opuszcza obóz, ale dziesięć osób z Republiki Środkowoafrykańskiej pozostaje nadal w niewoli. Obiecał im, że będzie robił wszystko co w jego mocy, by ich uwolnić.
- Był taki dzień, kiedy powiedziałem „Bądź wola Twoja” i wtedy do mojego serca wrócił pokój i przebaczyłem moim rebeliantom i miałem siłę, by wspierać pozostałych więźniów – mówił, dzieląc się, już w Warszawie, doświadczeniem z niewoli.
Wolny już misjonarz, w drodze do Brazzaville miał okazję spotkać się z uwolnionym również generałem Miskinem. – Ja jestem wolny i ty jesteś wolny, ale dziesięć osób wciąż przebywa w niewoli rebeliantów – mówił generałowi. Miskin zadzwonił, w obecności księdza Dziedzica, do rebeliantów i kazał uwolnić zakładników. Informacja o uwolnieniu została potwierdzona tuż przed wyjazdem misjonarza do Polski.
Ks. Mateusz Dziedzic wrócił z Afryki 30 listopada, po 24 godzinach podróży. Swoimi doświadczeniami dzielił się m.in. na konferencji prasowej w Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie, tuż po przylocie. - Dziękuję Bogu za to, że mnie przeprowadził przez te trudne chwile - mówił. Dziękował też wszystkim, którzy przyczynili się do jego uwolnienia: prezydentom Kamerunu, Konga i Rzeczpospolitej Polskiej, przedstawicielom Kościoła i Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a szczególnie ks. Mirosławowi Gucwie - wikariuszowi generalnemu diecezji Bouar, który zdobył numer telefonu do rebeliantów i wynegocjował możliwość dostarczenia mu odzieży i lekarstw.
Posłuchaj: Ks. Mateusz Dziedzic: Dziękuję Bogu i ludziom zaangażowanym w uwolnienie mnie z rąk rebeliantów