Ja jestem Pan, twój Bóg. 600-lecie urodzin Jana Długosza

W czytaniach liturgicznych dzisiejszej III Niedzieli Wielkiego Postu rozważamy najpierw Dekalog, oś życia moralnego człowieka, ukazującą nam, na czym polega prawdziwy kult. Następnie scenę oczyszczenia świątyni jerozolimskiej przez Jezusa, czyli oczyszczenie kultu zdegenerowanego.

Dlatego dzisiaj – w naszym rozważaniu – skupimy się na 3 sprawach: na Dekalogu, jako warunku ludzkiego szczęścia, dalej na kulcie sprawowanym w „Duchu i prawdzie”, wreszcie na osobie Jana Długosza, który wychowywał innych do życia według przykazań. 1. JAM JEST PAN, TWÓJ BÓG

„Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!” Pierwsze z przykazań Dekalogu jest najważniejsze i nadaje ton wszystkim pozostałym. Pierwsze przykazanie zawiera w sobie wszystkie pozostałe przykazania (Abrahama ben Ḥiyya). Od jego przestrzegania zależy przestrzeganie wszystkich pozostałych przykazań. Zawarty w tym przykazaniu zakaz bałwochwalstwa i związany z nim nakaz monoteizmu jest tak dalece ważny dla życia i szczęścia człowieka, ponieważ kieruje go ku Stwórcy, który jest źródłem stworzenia. Ponieważ oddaje prawdę.

Księga Rodzaju uczy, że Bóg stworzył człowieka „na swój obraz, na obraz Boży go stworzył” (Rdz 1,27), podobnego do siebie. Inaczej mówiąc, Bóg stworzył człowieka jako odbicie swojej chwały. Niestety – po upadku – człowiek jest skłonny podnosić stworzenie do rangi Stwórcy; wartości względne do rangi Absolutu. Nie zgadza się być odbiciem chwały Stwórcy i zaczyna oddawać boską chwałę stworzeniu. Proces ten ma jednak swoje przykre i nieuchronne konsekwencje. Bałwochwalca staje się podobny do bożka, którego sobie wybrał. „Do nich są podobni ci, którzy je robią, i każdy, który im ufa” (Ps 115,4-5.8).

Kiedy dziecko jest jeszcze małe, rozpoczyna swoje życie od naśladowania rodziców. Dziewczynka gotuje jedzenie dla swoich lalek, karmi je i karci, podobnie jak robi to jej mama. Gdy trafi do przedszkola, naśladuje z kolei przedszkolankę; uczy swoje lalki, śpiewa im piosenki, chce być jak jej przedszkolanka. Podobnie niektórzy chłopcy, zafascynowani tym, co robi ich ojciec, naśladują jego zawód i zachowanie. Naśladowanie nie kończy się bynajmniej razem z dzieciństwem. Młody człowiek najczęściej ubiera się jak inni; nosi podobne koszulki, dżinsy, buty, plecak, powodowany tendencją do upodobnienia się. Ta tendencja rozwija się także w wieku dojrzałym; czasem świadomie, czasem nieświadomie, naśladujemy innych. W każdym z nas jest obecna tendencja do odzwierciedlania tego, co nas otacza. Odzwierciedlamy kulturę, społeczeństwo, rodzinę i wiele, wiele innych rzeczy.

Dlaczego bałwochwalstwo jest tak niebezpieczną sprawą? Słowo „idol”, „bożek” pochodzi z greki i oznacza „obraz”, „postać”, „wizerunek”, lecz również „widmo”, „zjawę”, „czczy pozór”. Bożek jest zwodniczy, odwodzi bowiem tego, kto mu służy od rzeczywistości, aby zamknąć go w królestwie pozoru (por. Benedykt XVI, Rozum nigdy nie jest w sprzeczności z wiarą. Msza św. na placu Inwalidów, Paryż – 13.09.2008). Amerykański filozof XIX wieku, Ralph Waldo Emerson dał prostą odpowiedź na  pytanie, dlaczego bałwochwalstwo jest tak niebezpieczne: „Trzeba być ostrożnym w tym, co czcimy, ponieważ to, co czcimy, tym się stajemy.” Kto ubóstwia np. pieniądz, lub władzę, ten jest kuszony do przekroczenia wszystkich innych przykazań Dekalogu. Człowiek staje się tym, czym jest jego bożek, dlatego zachowanie lub nie pierwszego przykazania ma tak przemożny wpływ na każdą dziedzinę naszego myślenia, mówienia i działania.

2. OCZYSZCZENIE ŚWIĄTYNI

A teraz przychodzi kolej na Ewangelię. Według Ewangelii Janowej, po weselu w Kanie Galilejskiej Jezus udaje się do Jerozolimy, aby tam obchodzić swoją pierwszą Paschę. Pascha była dla Żydów najważniejszym świętem roku. Podczas tego święta miał pojawić się – zapowiadany przez proroka – Mesjasz, którego pierwszym czynem będzie oczyszczenie świątyni: „a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe” (Ml 3,1-3).

Przyszedłszy do świątyni, Jezus – prawdziwy Mesjasz, napotkał tam kupujących i sprzedających zwierzęta przeznaczone na ofiarę. Nie było w tym nic dziwnego. Świątynia domagała się wręcz obecności zwierząt ofiarnych, skoro były w niej składane ofiary. Z kolei obecność bankierów była podyktowana koniecznością wymiany monet obiegowych na monety świątynne. Pielgrzymi, którzy mieszkali daleko od Jerozolimy – zamiast przyprowadzać zwierzęta ofiarne z daleka – mogli przyjść do świątyni i kupić dary potrzebne na ofiarę. „Jeśli daleka będzie twoja droga, nie zdołasz tego zanieść, ponieważ daleko będzie miejsce, które sobie obierze Pan, Bóg twój, by tam umieścić swe imię [...] zamienisz dziesięcinę na srebro, weźmiesz srebro w sakiewce do ręki i pójdziesz na miejsce, które sobie obierze Pan, Bóg twój. Kupisz tam za srebro wszystko, czego pragnie twoja dusza: większe i mniejsze bydło, wino, sycerę, wszystko, czego życzy sobie twoja dusza, i spożyjesz tam w obliczu Pana, Boga swego. Będziesz się cieszył ty i twoja rodzina” (Pwt 14,24-26).

Jezus widząc tę – w sumie normalną – scenę świątynną „sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska! (oikon emporiou)»”.

Dlaczego nasz Zbawiciel zachował się w tak surowy sposób, skoro prawo pozwalało na handel świątynny? Czy chodziło Mu o to, że prowadzący kantory przyjmowali monety „nieczyste”, obiegowe, czyli noszące podobizny bożków lub władców, co mogło być traktowane przez Niego jako obecność bałwochwalstwa na terenie świątynnym? „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!” – uczy Księga Wyjścia (Wj 20, 3-4). Czy zatem chodziło o przepędzenie bałwochwalców?

Czy też Jezusowi idzie o to, co piętnowali przed Nim wszyscy prorocy, o kult, który nie przekłada się na święte życie? „Kraść, zabijać, cudzołożyć, przysięgać fałszywie, palić kadzidło Baalowi, chodzić za obcymi bogami, których nie znacie [...]. A potem przychodzicie i stajecie przede Mną w tym domu, nad którym wzywano mojego imienia, i mówicie: ‘Oto jesteśmy bezpieczni’, by móc nadal popełniać te wszystkie występki. Może jaskinią zbójców stał się w waszych oczach ten dom, nad którym wzywano mojego imienia? [...]

A teraz, ponieważ popełniliście te występki – wyrocznia Pana – i mimo że mówiłem do was nieustannie i niezmordowanie, nie usłuchaliście, a gdy wołałem, nie odpowiedzieliście, uczynię temu domowi, nad którym wzywano mojego imienia, a w którym wy pokładacie ufność, i temu miejscu, danemu wam i waszym przodkom, to samo, co uczyniłem Szilo. Odrzucę was sprzed mego oblicza, podobnie jak odrzuciłem wszystkich waszych braci, całe pokolenie Efraima” (Jr 7,9-11.13-15).

„Życie w cieniu świątyni” jest nieustannym zmaganiem się z kultem tam sprawowanym, który nie przekłada się na święty sposób codziennego życia. Świątynia staje się często dla ludu swoistą „polisą ubezpieczeniową”, którą każdego roku należy „opłacić”, po to, by później czynić to, co się nam podoba, bez oglądania się na Dekalog.

Zachowanie ludu handlującego w świątyni jest obrazem martwego kultu, który Mesjasz przyszedł zniszczyć. „Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie”. Uczniowie po zmartwychwstaniu Jezusa doszukali się w tym czynie wypełnienia Pism odnoszących się do Jego osoby (por. Ps 69,10). 3. DŁUGOSZ – WYCHOWAWCA JAGIELLONÓW

Wreszcie trzecia odsłona; jest nią Jan Długosz – wychowawca Jagiellonów do życia według Bożych przykazań. W tym roku – pierwszego grudnia – będziemy obchodzić 600-lecie narodzin tego wybitnego duchownego, historyka i dyplomaty, jednej z najbardziej zasłużonych postaci polskiej nauki i kultury. Swoją pracę pisarską rozpoczął on na dworze biskupa krakowskiego, Zbigniewa Oleśnickiego w 1440 roku i kontynuował ją przez ok. 40 lat. Tworzył historię nie tylko dla zachowania od zapomnienia minionych wydarzeń, ale również w przekonaniu, że jego dzieło: „może posłużyć królom, książętom i innym bohaterskim mężom za przykład i zwierciadło, które by ich zapalało i podniecało do sławnych czynów”. Historię uważał bowiem za mistrzynię życia, która uczy cnoty i drogę do cnoty wskazuje.

Wybór takiej metody był tym bardziej uderzający, że – jak sam pisze na rok przed powierzeniem mu na wychowanie synów królewskich – przyszło mu żyć w czasach pod względem cnoty nieciekawych: „Czasy te, nie tylko w roku bieżącym, ale i w latach poprzednich, były, niestety, płodne w wszelakiego rodzaju występki, czy to z przyczyny ich bezkarności, czy skutkiem ustawicznych i długo toczących się wojen, czy wreszcie z dopuszczenia i niełaski niebios. Mężczyźni trefili włosy i obyczajem niewiast skręcali w sploty. Stroili się w szaty długie, w domu i poza domem, we dnie zarówno jak w nocy, przesadzając się zniewieściałością z kobietami i na ich wzór zapuszczając  kędziory. Na piersiach nosili błyszczące wstęgi, jakie ledwo niewiastom przystały, rzadkim tego wieku przykładem.

Zepsucie obyczajów i bezkarna swawola nadzwyczaj wygórowała, tak iż występki wszelką przeszły miarę. Wielu lekkomyślnie potraciwszy ojczyste majątki, puszczało się na kradzieże i rozboje. Miałeś między Polakami łakomców i prawdziwych wyrodków, wierzgających zuchwale przeciw prawym nakazom i natrząsających się z religii chrześcijańskiej, a co najzdrożniejsze, lekceważących prawa Boskie i kościelne. Woleli oni zwierzchności swej przyganiać niż własne poprawiać błędy. Chełpiąc się czynami, zasługami i herbami przodków, w ustach mieli próżne przechwałki, jakby sami co wielkiego zdziałali, i nie umiejąc się zalecić szlachetnymi sprawy, [...] zawsze tylko na przeszłość się oglądali. [...]

W udzielaniu urzędów i godności panowały wtedy wzajemne targi i przekupstwa i nie ten je otrzymywał, który był lepszy i zasłużeńszy, lecz który więcej zapłacił. Niektórzy usiłowali duchowną podkopywać władzę, aby ją sami sobie przywłaszczyli. Za tę zbrodnię widziałeś ich schodzących ze świata bezdzietnie albo zostawujących potomstwo wyrodne i zgnuśniałe. Sami ostatecznie ściągali karę na siebie lub na swoje potomstwo. Wielu na koniec gwałtem i wydzierstwem, z krzywdą Boga i ludzi, dochodziło do tego stanu pomyślności, który jest śliski i długo trwać nie może. Dnie i noce przepędzając na światowych rozrywkach, nie pamiętali na to, że w dniu ostatecznym winni będą zdać liczbę z najmniejszego szelążka. Co, jak mniemam, stąd pochodziło, że rózga kary z wolna się przybliżała, i że zasługiwali na to, aby nie z ludźmi, ale z czartami razem byli karanymi” (Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa polskiego, Księga XII, 1466 rok).

Rok później – 1.10.1467 – król Kazimierz Jagiellończyk powierzył mu na wychowanie swoich synów (prawie dwunastoletniego Władysława, dziewięcioletniego Kazimierza, ośmioletniego Jana Olbrachta i sześcioletniego Aleksandra i w kolejnych latach Zygmunta i Fryderyka). Długosz wychowywał królewiczów w „rygorze i skromnych warunkach”. Jego ulubionym uczniem był pobożny i wielce uzdolniony Kazimierz, ogłoszony później świętym. Wychowawca cenił Kazimierza za jego szlachetność, rzadkie zdolności i lotną pamięć. „Nie sposób też wypowiedzieć i pojąć jego wielkiej dobroci, umiaru, roztropności, mocy ducha i zrównoważenia, które go cechowały: jest to tym bardziej godne uwagi, że w tym, nie bardzo jeszcze dojrzałym, wieku jest się zazwyczaj nierozważnym i już z natury skłonnym do złego” (Acta Sanctorum Martii, 1, 347-348). Jan Targowicki – autor Rocznika – pisał o nim: „Książę wzbudzającej podziw cnoty i rozwagi oraz nauki nadzwyczajnej, którymi to przymiotami serca wiele narodów do miłości ku sobie pociągał”.

W „królewskiej szkole Długosza” Kazimierz studiował język łaciński, niemiecki, historię Polski, prawo, retorykę, początki teologii moralnej oraz Pismo Święte. Zaś sama szkoła zmieniała swoją siedzibę w zależności od potrzeb. Miała swoją siedzibę w Krakowie, Tyńcu lub Nowym Sączu, a w czasie przebywania rodziny na Litwie, chłopcy uczyli się w Trokach lub w Miednikach. Sporadycznie nauka odbywała się także w Lublinie, Łęczycy i Radomiu.

Skutki Długoszowego wychowania nie dały długo na siebie czekać. „Dzięki łasce Ducha Świętego serce Kazimierza płonęło szczerą i niesłychaną miłością do Boga wszechmogącego; ogarnięty nadmiarem tej miłości szedł ku innym: jego największą radością i największym pragnieniem było nie tylko rozdawanie tego, co posiadał, ale również i całkowite poświęcenie się ubogim Chrystusa, wędrowcom, chorym, więźniom i cierpiącym. Dla wdów, sierot, uciemiężonych był nie tyle opiekunem i dobroczyńcą, ile ojcem, synem i bratem. I dużo byłoby do powiedzenia, gdyby się miało spisać wszystkie jego czyny i podać dowody jego gorącej miłości Boga i ludzi” (Acta Sanctorum Martii, I, 347-348).

Mógł więc Długosz spokojnie zakończyć swoje życie, świadom dobrze wykonanego zadania, tak pod względem wychowania synów królewskich, jak i pod względem swej historycznej twórczości: „Po długiej i ustawicznej pracy, po wielorakich badaniach i rozmysłach, a ktemu wycieczkach i podróżach, które podejmowałem spisując kroniki, tak krajowe, jako i obce, po doznaniu rozmaitych przymówek, obelg i potwarzy, czuję niemałą w sercu pociechę, acz pośród gorzkich utrapień i niemal schodząc już do grobu, że domierzyłem kresu mojego dzieła; które lubo pragnąłbym, raczej dla chwały Pana Boga i pożytku miłej ojczyzny, niżeli z zaufania w moich siłach i zdolnościach, dalej spisywać, bacząc na to, że jak na początku tych ksiąg oświadczyłem, nikt się podobną pracą nie zatrudnia; wyroki jednak niebios nie dozwalają, mam bowiem mocne przeczucie, że niezadługo życia mego dosnuje się wątek. Już z łaski Najwyższego doszedłem wieku, który zwykłym bywa ludzi naszych czasów zakresem; skończyłem lat sześćdziesiąt pięć, a przebywszy porę południową, chylę się ku zachodowi i dotykam łoża wiecznego spoczynku, pełen nadziei, że wkrótce przeniosę się w krainę światłości i z miłosierdzia Boskiego oglądać będę jasność wiekuistą, która oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego, a wraz z wszystkimi świętymi używać wiecznej szczęśliwości” (Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa polskiego, Księga XII, 1480 rok). ZAKOŃCZENIE

Zakończmy dzisiejszą refleksję modlitwą do św. Kazimierza: Panie Jezu Chryste, który świętego Kazimierza darami swej łaski ubogacałeś, pośród zepsucia i niezmierzonych dostatków od grzechu zachowałeś i wśród majestatu królewskiego ubóstwem ducha obdarzyłeś, daj nam, prosimy, abyśmy – w miłości Twojej i wierze utwierdzeni – jego niewinność anielską naśladowali. Matkę Twoją jak On pobożnie wychwalali. A gardząc ziemskich dóbr próżnością, do niebieskich nieustannie wzdychali. Amen.

« 1 »