Drodzy Współbracia w biskupiej i kapłańskiej posłudze,
drodzy Siostry i Bracia!
W pewnym sensie wydarzenie, które nas dzisiaj zgromadziło, jest wydarzeniem radosnym: 29 kwietnia 1945 r. - przed dokładnie 70 laty – amerykańskie oddziały wyzwoliły obóz główny obozu koncentracyjnego w Dachau. Był to tryumf nad złem, które przez dwanaście lat na tym miejscu siało spustoszenie. Owo zwycięstwo było możliwe tylko dlatego, że wielu straciło życie w walce przeciwko terrorowi nazistowskich rządów. Również to cierpienie musimy wciąż na nowo przypominać.
Wdzięczność za wyzwolenie łączy się szczególnie z opłakiwaniem ofiar Dachau. Towarzyszy temu niedłącznie przerażenie na myśl, co się na tym miejscu wydarzyło. Razem z wieloma innymi obozami koncentracyjnymi jest Dachau „koncentratem” (esencją) pogardzającego ludźmi, znęcającego się nad nimi i mordującego ludzi reżimu. Tutaj widzimy bez osłonek okrucieństwo, jakie przyniósł Europie i światu narodowy socjalizm. 200 tys. więźniów było tutaj więzionych w okresie nazistowskim. Więcej niż 40 tys. z nich straciło życie w KZ Dachau. Wielu innych deportowano do obozów zagłady.
Żaden z nich nie jest zapomniany, kiedy my dziś – najpierw tu, na terenie obozu, a po południu w katedrze we Fryzyndze – wspominamy przede wszystkim polskich więźniów i księży, którzy cierpieli w obozie koncentracyjnym Dachau. Jest to dar dla mnie, że jako Niemiec, jako arcybiskup archidiecezji Monachium-Fryzynga, na terenie której znajduje się Dachau, oraz jako rzecznik moich współbraci biskupów niemieckich mogę dziś tutaj razem z Wami być. Wypełnia mnie ogromna wdzięczność za to, że tak wielu biskupów i setki księży z Polski na tę chwilę tutaj przybyło.
Jest to szczególne miejsce dla Kościoła w Polsce. Obywatele polscy liczbą 41 tys. osób stanowili najliczniejszą grupę narodową wśród więźniów. W ich gronie było 1.780 księży, z których przynajmniej 868 tutaj poniosło śmierć. Wiemy, że także setki niemieckich i austriackich duchownych różnych wyznań było tutaj przewiezionych. W taki czy inny sposób byli oni zaangażowani w opór przeciwko narodowo-socjalistycznemu reżimowi lub też popadli w konflikt z władzą państwową. Sprawa przedstawia się inaczej z masowymi deportacjami do obozu księży polskich: ci ludzie Kościoła należeli do elity polskiego narodu, ucieleśniali sobą samoświadomość polskiej kultury i dawali społeczeństwu moralną siłę. Oddzielić pasterzy od owczarni, zamknąć ich i w okropnych warunkach życia i pracy wyniszczyć – to była część polityki wyniszczania i czynienia niewolnikami, którą nazistowskie Niemcy prowadziły w stosunku do ludów słowiańskich, a więc także w stosunku do Polski. Również i to należy do przepastnych otchłani miejsca, na którym dzisiaj się znajdujemy.
Godną polecenia lekturą jest pamiętnik więzienny Adama Kozłowieckiego. Jego wspomnienia są w tym czasie tłumaczone i mają się wkrótce ukazać także w Niemczech. Kozłowiecki był jezuitą, który po niemieckiej napaści na Polskę został uwięziony i poprzez różne więzienia i obozy trafił w końcu do Dachau. Po wojnie był misjonarzem w dzisiejszej Zambii, został pierwszym arcybiskupem Lusaki, a w 1998 r. zamianowany przez papieża Jana Pawła II kardynałem. W 2007 r. zmarł osiągnąwszy sędziwy wiek 96 lat. Zupełnie niepretensjonalnie, bez jakiegokolwiek fałszywego patosu opisuje Kozłowiecki życie w obozie w Dachau: codzienne poniżanie, przemoc, głód i śmierć. I nie pomija także doświadczeń szczególnie dotkliwych dla kapłana. Opisuje więc, że także w izbach zamieszkałych tylko przez księży i seminarzystów kradziono chleb – czyli że mogła przeważać chęć przeżycia kosztem innych. Opowiada o „atmosferze niechęci, pretensji i wyrzutów” pomiędzy polskimi i niemieckimi duchownymi – podsycanej przez kierownictwo obozu przywilejami dla niemieckich księży.
Z pewnością nie powinniśmy się dziwić: pokusa w opresji, chwile głębokiej beznadziei – wszystko to nie jest obce także chrześcijaninowi i kapłanowi, który swoje życie w szczególny sposób poświęcił Bogu. A jednak na końcu pozostaje doświadczenie, że wiara była wsparciem także w nieludzkich warunkach obozu koncentracyjnego – dla niezliczonych chrześcijan różnych wyznań, tak dla niemieckich jak i dla polskich kapłanów. Wielu doświadczyło, jak ich więź z Chrystusem w prześladowaniach została pogłębiona i uszlachetniona. Tak działo się we wszystkich czasach, kiedy chrześcijanie byli prześladowani, zagrożeni i poniżani. A wspomnienia wierzących, którzy przeżyli obozy koncentracyjne ukazują to na nowo. Fragment z Listu do Rzymian, którego właśnie wysłuchaliśmy, zyskuje całkiem osobliwą wymowę i siłę oddziaływania, gdy sobie uświadomimy, że był to jeden z tekstów, z których męczeni w obozach czerpali otuchę: „Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź“ (Rz 8,36). Jednakże „ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga“ (Rz 8,38n). Bo „jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?“ (Rz 8,31).
„Oni zachowali słowo Twoje“, słyszeliśmy w krótkim fragmencie Ewangelii (J 17,6) odczytanym przed chwilą. Oni zachowali słowo Twoje – słowa te odnoszą się także do chrześcijan, których wiary nie zdołano zniszczyć nawet na tym miejscu okrucieństwa i nikczemności. Nie sposób powiedzieć o chrześcijaninie czegoś wspanialszego. Za to też wielu zostało męczennikami.
Wszystko to pokazuje nam: nawet obóz koncentracyjny nie był miejscem, którym diabeł mógł zawładnąć w całości. Również od tego miejsca Bóg się nie odwrócił. Także tutaj żył Jezus wśród ludzi. Krótki epizod ze wspomnień późniejszego kardynała Kozłowieckiego naświetla to w poruszający sposób. W styczniu 1941 urządzono w baraku polskich księży małą kaplicę. Kozłowiecki komentuje: „O, jakże to nierozsądne! Oni (zbiry nazistowskiego reżimu) nie zdawali sobie sprawy z tego, że dając nam kaplicę i możliwość odprawienia przynajmniej jednej Mszy św. dziennie, mieli o jednego Więźnia więcej, niż to było zapisane w oficjalnych kancelaryjnych listach. Tego Więźnia się bali, z Nim walczyli na każdym kroku, ale On był obecny tutaj za elektrycznym ogrodzeniem, pośrodku naszpikowanych karabinami maszynowymi strażnic”. Ponieważ Pan sam był obecny pośrodku wszelkich opresji, wszelkiego okrucieństwa i nieludzkiego barbarzyństwa, ponieważ tutaj był uwielbiany i zsyłał pocieszenie, dlatego nawet obóz koncentracyjny w Dachau nie był nigdy zupełnie pozbawiony obecności Boga.
Przy końcu swojego obozowego pamiętnika Adam Kozłowiecki stawia pytanie: „Czy ludzkość nauczyła się czegoś z tej okropnej lekcji? Czy wyciągnęła konsekwencje z tego bolesnego doświadczenia? Czy stała się w końcu rozsądniejsza?” 70 lat od zakończenia narodowo-socjalitycznego koszmaru nie potrafimy na te pytania dać całkowicie jednoznacznej odpowiedzi. Kto pamięta o tym, co dzieje się w naszych dniach na Bliskim Wschodzie, o orgiach przemocy, które wciąż nawiedzają części Afryki, czy wreszcie o tym, że nawet w Europie obecnie prowadzona jest wojna, ten będzie wątpił w to, że ludzkość zdolna jest w tej materii się czegoś nauczyć. Ale, dzięki Bogu, dane nam są także i inne doświadczenia. Niemcy i Polacy są dziś sobie bliżsi niż prawdopodobnie kiedykolwiek w swojej wspólnej, nasyconej cierpieniem historii. Wspólnoty kościelne, ale także liczni inni ludzie dobrej woli z obu narodów mają w tym swój udział. I tak historia naszych narodów daje podstawy do tego, by żywić nadzieję, że nienawiść, przemoc i ucisk nie muszą być wiecznymi towarzyszami człowieka.
W tej Mszy św. wspominamy ofiary morderczego systemu. Łączymy się w modlitwie z tymi, którzy wbrew wszelkiej wrogości pozostali wierni chrześcijańskiej wierze w czasie 12 lat najciemniejszej nocy. I dziękujemy Bogu za dar pojednania, które nasze narody w ostatnich dekadach otrzymały. Właśnie my, jako polscy i niemieccy katolicy, mamy szczególne powołanie, misję, owo doświadczenie cierpienia, okropności i przebaczenia wnieść we współczesną historię Europy. Dlatego pozostanie Dachau miejscem niepokojącej pamięci i równocześnie przebaczenia, szczególnie dla Niemców i Polaków. Amen.
(tekst nieautoryzowany)