Homilia: I rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się! XII Niedziela Zwykła „B”

W dzisiejszą niedzielę przybywamy do Tulec, do tutejszego sanktuarium Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, do Tuleckiej Pani. Jest to przyjście odmienne od innych, bo przeznaczone dla mężczyzn Archidiecezji Poznańskiej, czyli dla tych, którzy – według swojej męskiej natury – zmagają się ze sobą, z intensywną pracą, z wychowaniem dzieci, a w tych codziennych sprawach starają się wsłuchiwać w Słowo Boże i mobilizować się do dalszego rozwoju życia chrześcijańskiego własnego i swojej rodziny, społeczeństwa w którym żyją.

Jako mężczyźni doświadczamy tego, że w naszym życiu bywają sytuacje łatwe, ale bywają też i niełatwe. Bywają chwile trudne, które pozostawiają trwały ślad w naszych sercach i umysłach. Niemiecki filozof Karl Jaspers nazywał je „sytuacjami granicznymi”. Takimi trudnymi chwilami może być np. śmierć bliskiej osoby, choroba, uzależnienie lub wypadek. W tych momentach człowiek zazwyczaj popada w trwogę, smutek, rozpacz, strach. Są one niczym burza na jeziorze naszego życia. A chociaż my staramy się je ominąć albo o nich zapomnieć, chociaż ludzkość próbuje kontrolować destrukcyjne siły, chociaż stara się zagwarantować sobie życie zdrowe, długie i piękne, składające się z samych sukcesów, to jednak – pomimo ogromnych wysiłków – pozostaje bezradna wobec „sytuacji granicznych”.

1.      Wszechmocne Słowo Boga w dziele stwarzania świata

O takiej „granicznej sytuacji” słyszeliśmy dzisiaj w przypadku biblijnego Hioba. Ten sprawiedliwy człowiek zostaje poddany próbie, która ma dowieść, czy jest on w stanie – nie tylko w obliczu powodzenia, ale również pośród niepowodzeń – postępować sprawiedliwie. Hiob – wystawiony na ekstremalną próbę, w której traci cały majątek, dzieci i zachoruje na trąd – nie odstępuje od sprawiedliwości i – mimo wszystko – dalej zachowuje wiarę w sprawiedliwego Boga.

Wierzy, że Bóg jest jego jedynym, ostatecznym oparciem. W odpowiedzi na to usłyszy: Człowiek nie może równać się z Bogiem i jego wszechmocą. „Z wichru Pan odpowiedział Hiobowi tymi słowami: „Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdym chmury mu dał za ubranie, za pieluszki ciemność pierwotną? Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: Aż dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich nadętych fal” (Hi 38,1.8-11). Wystarczy jedno słowo Boga, wystarczy Jego prawo, aby uspokoić wzburzony pierwotny ocean i zmusić go do posłuszeństwa. Pytanie Boga: „kto bramą zamknął morze?” jest pytaniem retorycznym. Nie uczynił tego ani nie uczyni żaden człowiek. Słowa te skierowane są nie tylko do Hioba.

2.      Wszechmocne Słowo Boga ocalające rozbitków

Tę samą prawdę potwierdza – w poetycki sposób – dzisiejszy psalm responsoryjny (107, 23-32), który przytoczę w przekładzie Jana Kochanowskiego:

„Którzy w przeważnym drewnie po morzu żeglują

A swe potrzeby pławem sprawują,

Ci umieją powiedzieć o Pańskiej możności

I cudach Jego na głębokości.

Kiedy każe, wnet wiatry wstaną popędliwe,

Alić już morze skacze gniewliwe,

A nawę to do nieba wełny wymiatają,

To zaś w przepaści ślepe spuszczają.

Żeglarzom twarzy bladną, serce zjął strach srogi,

Odjął i ręce, odjął i nogi;

Taczają się pijanym podobni; mądrości

Nie zstawa przeciw morskiej srogości.

Ci do Pana wołali, a Pan w ich frasunku

Prędkiego smutnym dodał ratunku;

Stanął wiatr, morze spadło, żeglarze ożyli,

Nawę do portu zdrową przybili”

(przekł. Jan Kochanowski).

Psalm opisuje dramatyczną sytuację kupców, którzy wypłynęli w morze, gdzie napotkali sztorm. Fale zaczęły rzucać okrętem jak piłką. „Wznosili się pod niebo, zapadali w otchłań, ich dusza truchlała w nieszczęściu”.

Świadomi bliskiego niebezpieczeństwa śmierci obecni na pokładzie rozpoczęli rozpaczliwe modlitwy o ocalenie. Ich sytuacja była jakby echem losu żeglarzy z dziejów Jonasza: „Pan zesłał na morze gwałtowny wiatr, i powstała wielka burza na morzu, tak że okrętowi groziło rozbicie. Przerazili się więc żeglarze i każdy wołał do swego bóstwa; rzucili w morze ładunek, który był na okręcie, by uczynić go lżejszym. Jonasz zaś zszedł w głąb wnętrza okrętu, położył się i twardo zasnął. Przystąpił więc do niego dowódca żeglarzy i rzekł mu: "Dlaczego ty śpisz? Wstań, wołaj do Boga twego, może wspomni Bóg na nas i nie zginiemy" ” (Jon 1,4-6).

Podobnie zachowali się kupcy: „Wołali w niedoli do Pana, a On ich uwolnił od trwogi. Zamienił burzę na powiew łagodny, umilkły morskie fale. Radowali się w ciszy, która nastała, przywiódł ich do upragnionej przystani”. Kolejny raz pełne mocy Słowo Boga powstrzymało burzę na morzu i przyniosło  ludziom ocalenie.

 3.     Słowo Jezusa pełne Bożej mocy

Z kolei scena burzy na morzu – opisana w dzisiejszym fragmencie Ewangelii – jest swego rodzaju komentarzem do usłyszanych słów Psalmu 107. Rozgrywa się ona na Jeziorze Galilejskim. Ten zbiornik wodny liczy 21 km długości i 12 km szerokości i jest położony w niecce około 200 m. poniżej Morza Śródziemnego. Burze na tym jeziorze zdarzają się często i znane są ze swojej gwałtowności. Sztorm pojawia się szybko i niespodziewanie. Następuje uderzenie wiatru o niewyobrażalnej mocy na spokojną powierzchnię wody. Dzieje się tak za sprawą licznych wąwozów, uformowanych po północno-wschodniej i wschodniej stronie jeziora. Wpadające w nie wiatry z wyżyn Hauranu, z płaskowyżu Trachonickiego i ze szczytu góry Hermon zostają w ich wąskich gardłach tak bardzo stłoczone, że pędzą w dół z zawrotną szybkością, a kiedy w końcu wydostaną się na wolną przestrzeń nad wodami jeziora, uderzają w nie, wywołując gwałtowne burze. Uczniowie Jezusa znaleźli się właśnie pośrodku takiej burzy. „Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała”.

Jezus tymczasem spał na wezgłowiu (por. Jon 1,4). Jak to możliwe, że nasz Pan spał podczas burzy? Św. Ambroży powie: ten sen wyrażał świadomość Jego władzy, bo tylko On spał spokojnie, podczas gdy wszyscy inni byli przerażeni. Inną więc była Jego natura, skoro wobec niebezpieczeństwa inaczej był nastawiony.

Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? Ich wołanie było głosem rozpaczy w obliczu śmierci. Apostołowie pragnęli, aby Jezus coś uczynił, by ocalił ich od śmierci.

„On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się! Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza” (słowa Jezusa skierowane do żywiołu brzmiały dosłownie: „milcz, nałóż sobie kaganiec”). Tym samym Jezus objawił swój boski autorytet, według Biblii bowiem tylko Bóg mógł zapanować nad żywiołami zagrażającymi ludzkiemu życiu (Ps 107,29). Skuteczny ratunek w „sytuacji granicznej” może przyjść tylko z zewnątrz – od Boga. Boskie zaś rozwiązania są niezwykle proste i przekraczające nasze oczekiwania. Apostołowie liczyli na wylewanie wody z wnętrza łódki, a Jezus po prostu uspokoił wodę w całym jeziorze.

„Wtedy rzekł do nich: Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?”. Lęk przed burzą Jezus uznaje za przejaw braku wiary apostołów. To wskutek braku wiary apostołów ogarnął strach. Brak wiary powoduje bowiem osamotnienie człowieka wobec świata, a zwłaszcza wobec śmierci. Bo cóż może człowiek w obliczu ogromu wszechświata i swego nieuchronnego końca, jeśli nie ma Boga? Jeśli się w Niego nie wierzy? Człowiek podejmuje owszem rozpaczliwą walkę o ratowanie siebie, ale daremnie, bo samemu nie można się zbawić. Słusznie więc apostołowie zostali skarceni za to, że lękali się, mając Chrystusa przy sobie. Przecież kto trzyma się blisko Chrystusa, ten nie może zginąć.

Po nastaniu ciszy bojaźń [deilos] przed żywiołem przeradza się u uczniów w lęk [fobos] przed wielkością mocy Jezusa. „Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” Ewangelista rozróżnia wcześniejszy stan apostołów od późniejszego, używając na ich określenie różnych pojęć. Wcześniejsza bojaźń zrodziła się w nich z braku ich wiary, natomiast późniejszy lęk płynął z głębokiego szacunku dla mocy Bożej, działającej w osobie Zbawiciela. Ten religijny szacunek znajdzie swoją kulminację w wyznaniu setnika pod krzyżem: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15,39).

Ojcowie Kościoła znają zasadniczo trzy główne sposoby tłumaczenia burzy na morzu:

Jedni odnoszą to do sytuacji indywidualnej osoby, łódź to – ich zdaniem – ludzkie serce. Słowa „Przepłyńmy na drugi brzeg” (Mk 4,35) są rozumiane jako zachęta skierowana do słuchacza, by przeszedł od rzeczy ziemskich do niebieskich; od tego, co doczesne, do spraw przyszłych. Łodzią jest serce, którym miota wicher beznadziejności i trosk o sprawy doczesne. Gdy tak się dzieje, wówczas Słowo Boże pogrążone jest we śnie w jego wnętrzu. Pod wpływem duchowej burzy człowiek staje na granicy rozpaczy, zapomina o Chrystusie, lecz wystarczy że rozbudzi wiarę, aby napełnił swoje serce pokojem i bezpiecznie doszedł do portu zbawienia, którym jest życie wieczne.

Inni tłumaczą tę scenę na sposób zbiorowy. Łodzią jest dla nich Kościół. Burzą są prześladowania oraz pokusy, które towarzyszą jego wędrówce przez dzieje, a interwencja Jezusa oznacza opiekę, jaką otacza On Kościół w poszczególnych chwilach jego historii. Sen Zbawiciela oznacza Jego cierpliwość, natomiast wołanie uczniów jest odczytywane jako symbol modlitwy świętych. W czasach ostatecznych (podczas paruzji) Chrystus definitywnie okaże swoją władzę nad światem i zaprowadzi wieczny pokój.

Autor „Listu do Jakuba” wyróżnia nawet poszczególne kategorie osób znajdujących się w łodzi Kościoła. Głównym sternikiem na rufie jest Chrystus, lecz Jego pomocnikiem, znajdującym się na dziobie okrętu, i pełniącym rolę drugiego sternika jest biskup. Marynarze symbolizują kapłanów. Nadzorcy wioślarzy to diakoni. Na łodzi Kościoła znajduje się też grupa tych, którzy zachęcają do wejścia na pokład – to katecheci. Pasażerami łodzi są wszyscy ochrzczeni. A niebezpieczeństwem grożącym łodzi – poza burzą i wichrem – są podwodne skały oznaczające prześladowców oraz piraci, którymi są hipokryci.

Trudniejsza jest interpretacja paschalna, gdzie łódź oznacza krzyż, sen Jezusa to jego śmierć, przebudzenie to zmartwychwstanie, a uciszenie burzy to zwycięstwo Chrystusa nad szatanem, grzechem i śmiercią. Przypomina to wiersz Cypriana Norwida „Krzyż i dziecko”:

„ – Ojcze mój! Twa łódź

Wprost na most płynie –

Maszt uderzy!...wróć...

Lub wszystko zginie.  [...]

- Synku! Trwogi zbądź:

To znak – zbawienia;

Płyńmy! Bądź co bądź –

Patrz, jak? Się zmienia...

Oto – wszerz i wzwyż

Wszystko – toż samo.

- Gdzie się podział krzyż?

- Stał się nam bramą”.

4.      Słowo Boże w naszych czasach

Próbą wiary są różne przeciwności, których doświadczamy dzisiaj na wzburzonym morzu naszego życia. Im głębiej potrafimy w takiej sytuacji oprzeć się na Bogu, tym bardziej zwycięsko wychodzimy z wszelkich opresji.

Pokładanie ufności tylko we własnych zdolnościach, w ludzkich układach, w doczesnych zabezpieczeniach jest budowaniem zamków na piasku, które ulegną zburzeniu przy najbliższym podmuchu wiatru. Żaden człowiek choćby najukochańszy, żaden przedmiot choćby najwartościowszy, żaden ludzki układ, choćby najbardziej stabilny, żaden tytuł choćby najbardziej naukowy nie jest w stanie obdarzyć nas pokojem podczas burzy na jeziorze naszego życia. Tylko nasza wiara w moc Słowa Bożego, które może uciszyć wszelkie burze i nawałnice pozwala nam kroczyć za Panem w zadziwieniu, radości i pokoju serca. Lecz do dorosłej wiary musimy dojrzewać. Ten, kto jest dzieckiem w wierze, nie posiada właściwego rozeznania, czuje się niepewny, bojaźliwy, „miotany przez fale i poruszany przez każdy powiew nauki” (Ef 4, 14).

W tym miejscu trzeba jednak dopowiedzieć kilka słów o tym, co rozumiemy pod słowem „ocalenie” w sytuacji granicznej. Mogą się przecież zdarzyć takie sytuacje, kiedy – mimo naszych modlitw – nie otrzymamy ratunku. O takiej właśnie sytuacji mówił przykładowo Ojciec Święty Benedykt XVI  podczas swojej wizyty w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau: „Ileż pytań nasuwa się w tym miejscu! Ciągle powraca jedno: Gdzie był Bóg w tamtych dniach? Dlaczego milczał? Jak mógł pozwolić na tak wielkie zniszczenie, na ten tryumf zła? Przychodzą na myśl słowa Psalmu 44, zawierające skargę cierpiącego Izraela: «[...] starłeś nas na proch w miejscu szakali i okryłeś nas mrokiem. Lecz to z Twego powodu ciągle nas mordują, mają nas za owce na rzeź przeznaczone. Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze!» (Ps 44,20.23-24). Ten krzyk trwogi cierpiącego Izraela , który wzywa Boga w godzinie ogromnej udręki, jest równocześnie wołaniem o pomoc wszystkich ludzi, którzy w historii – wczoraj, dziś i jutro – płacą cierpieniem za umiłowanie Boga, prawdy i dobra; a jest ich wielu, również dziś.

Nie potrafimy przeniknąć tajemnicy Boga – widzimy tylko jej fragmenty i błądzimy, gdy chcemy stać się sędziami Boga i historii. Nie obronimy w ten sposób człowieka, przeciwnie, przyczynimy się do jego zniszczenia. Nie – ostatecznie powinniśmy wytrwale, pokornie, ale i natarczywie wołać do Boga: Przebudź się! Nie zapominaj o człowieku, którego stworzyłeś! To nasze wołanie do Boga winno jednocześnie przenikać i przemieniać nasze serca, aby obudzić ukrytą w nas obecność Boga – by Jego moc, którą złożył w naszych sercach, nie została stłumiona i zagrzebana w nas przez muł egoizmu, strachu przed ludźmi, obojętności i oportunizmu” (Auschwitz-Birkenau – 28.05.2006).

Tego rodzaju sytuacje należą rzeczywiście do tajemnicy Boga. Podobnie jak śmierć Jego własnego Syna, o którym mowa, że Jego modlitwy zostały wysłuchane: „Z głośnym wołaniem i płaczem za swych dni doczesnych zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości” (Hbr 5,7).

Ten Chrystus – całkowicie oddany Ojcu – pozostaje dla nas przykładem prawdziwego zawierzenia. Razem z Nim winniśmy wołać każdego dnia: „Ojcze w ręce Twoje oddaję ducha mego!” Taka wiara pozwoli nam na doświadczenie mocy Bożej podczas sztormów naszego życia.

ZAKOŃCZENIE

Na koniec – słowami modlitwy napisanej przez świętego Cypriana – polećmy Bogu wszystkie nasze „sytuacje graniczne”: „Błagamy, o Panie, aby szybko został nam dany pokój i pomoc w tych ciemnościach i niebezpieczeństwach, i aby spełniły się obietnice, jakie raczyłeś zapowiedzieć Twoim sługom: odnowienie Kościoła, pewność zbawienia wiecznego, po deszczu pogoda, po ciemnościach światło, po burzy przyjemna cisza. Prosimy jeszcze o łaskawą pomoc Twojej miłości ojcowskiej, o cuda Twego boskiego majestatu na zawstydzenie prześladowców, o szczerą pokutę dla upadłych i o to, aby żywa i mocna wiara tych, którzy są wytrwali, została nagrodzona”.

« 1 »