Homilia: Idź, a od tej chwili już nie grzesz! V niedziela Wielkiego Postu (Poznań, sanktuarium Krwi Pańskiej)

Powoli dobiega końca czas Wielkiego Postu, za tydzień Niedziela Palmowa. Kończy się czas naszego nawrócenia i poprawy. W takim kontekście dzisiejsza liturgia Słowa Bożego podejmuje ostatnie próby zmierzające do przeprowadzenia zasadniczych zmian na lepsze w naszym życiu.

  1. IZAJASZ
Najpierw prorok Izajasz przypomina o wyjściu Izraela z Egiptu. Nie chodzi tu tylko o przypomnienie przeszłości: „Oto ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie… Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu” (Iż 43,18-19).

Z Egiptu Bóg wyprowadził Izraela poprzez wielkie wody Morza Czerwonego. Z Babilonu wyprowadza przez wielką pustynię: „Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu. Sławić Mnie będą zwierzęta polne, szakale i strusie, gdyż na pustyni dostarczę wody i rzek na pustkowiu, aby napoić mój lud wybrany”.

Słowami proroka Pan Bóg wprowadza nas w chrześcijański sens historii. Wydarzenia minione stają się jakby wielkim proroctwem o przyszłości. Bóg miłosierny prowadzi swój lud do nowej Paschy, do nowego Przejścia od niewoli do wolności, aby ten lud, który sobie utworzyłem, mógł opowiadać moją chwałę (Iz 43,21).

  1. JEZUS
Dzisiejsza Ewangelia przypomina zakaz potępiania bliźniego. „Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować”. Myślenie faryzeuszy jest proste: tam gdzie jest zbrodnia, tam też winna być kara. „A Ty co powiesz?” – pytają Jezusa. Gdyby Jezus uniewinnił kobietę, podeptałby jednocześnie Prawo Mojżesza. Gdyby ją potępił, zaaprobowałby postawę faryzeuszy. Jezus nie godzi się ani na jedno ani na drugie rozwiązanie. On wszystkich oskarżycieli postawił w stan oskarżenia. On upoważnia do wykonania wyroku tylko tego, kto nigdy nie naruszył Prawa.

W jaki sposób tego dokonał? Jezus „schyliwszy się, pisał palcem po ziemi”. Co pisał Jezus? Św. Hieronim był przekonany, że Jezus wypisywał grzechy poszczególnych oskarżycieli. Inni uważają, że Jezus zajął się pisaniem, bo nie chciał patrzeć na nienawistny wzrok faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Jeszcze inni są przekonani, że w ten sposób udowodnił, że nie pozwoli sobą manipulować. W tej przejmującej ciszy Jezus budził sumienie każdego z oskarżycieli.

„Jezus zaapelował do sumienia każdego z obecnych. Prawo, obiektywna norma moralności ludzkich czynów, wyraża się zawsze poprzez  sumienie, które przemawia we wnętrzu człowieka, oskarżając go o grzech. Odpowiedź Jezusa zabrzmiała w umysłach oskarżycieli w pewnym sensie tak: Czy sumienie wasze o nic was nie oskarża? Czy macie prawo potępić tę kobietę? A może i wy jesteście współwinni tych samych grzechów1)? Takie postawienie sprawy okazało się skuteczne. … Każdy z oskarżycieli musiał sobie uświadomić, że i on nie jest bez grzechu. A w takim razie nie ma prawa do potępienia tej kobiety, a zwłaszcza nie ma moralnych podstaw do wykonania wyroku śmierci, jaki w tym przypadku przewidywało Prawo Mojżesza. W ten sposób Jezus ukazał swoim rozmówcom, że wyłączne prawo do karania grzeszników ma tylko Bóg oraz że Bóg nie chce przede wszystkim karać, ale zbawiać (por. Ez 18,23)! Jeszcze raz Jezus zajmuje wobec tradycji pozycję rzecznika nowej „ekonomii” moralnej, która wypełnia Prawo Mojżeszowe. Bóg, który za pośrednictwem Chrystusa daje kobiecie cudzołożnej możliwość odkupienia win, jest Bogiem bogatym w miłosierdzie..” (Jan Paweł II, Homilie na niedziele i święta, Kraków 2006, 174-175).

Pisząc palcem po ziemi Jezus przypomniał, że wszyscy, którzy opuszczają Boga, źródło wody żywej, pójdą w niepamięć: „Wszyscy, którzy Cię opuszczają, będą zawstydzeni. Ci, którzy oddalają się od Ciebie, będą zapisani na ziemi, bo opuścili źródło żywej wody, Pana” (Jer 17,13). A zatem gest Jezusa nie tylko ujawnił faryzeuszom ich grzeszność. On także pośrednio ukazał coś więcej. On dowiódł, że nikt z nich nie zachowuje Prawa (por. J 7,19). Nie podważając autorytetu Mojżesza, udowodnił, że każdy z faryzeuszów jest grzesznikiem.

Będąc tego pewien, Jezus wypowiada słynne zdanie: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”. Zostawia każdego z nich sam na sam z jego własnym sumieniem. Faryzeusze reflektując nad tym, zdali sobie sprawę z tego, że i oni są tylko grzesznikami i tak „ jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych”. Tymi słowami Jezus raz na zawsze pragnie wyplenić zajęcie szpicla śledzącego cudze grzechy.

Chyba w żadnym innym fragmencie Ewangelii, nie ma tak dobitnej i jednoznacznej konfrontacji Bożego i ludzkiego sposobu myślenia o grzechu. Zawiera on jakby podsumowanie i streszczenie Dobrej Nowiny o miłosierdziu Boga; „nie potępiaj, a nie będziesz potępiony!” „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą” (Mt 7,1-2). Tylko człowiek bezgrzeszny może wydać sprawiedliwy wyrok na grzesznika. A zatem tylko Jezus – będąc jedynym Sprawiedliwym – mógł pierwszy rzucić kamieniem. On jednak zrezygnował z tego, ponieważ – podobnie jak Ojciec – „nie pragnie śmierci występnego, lecz by się nawrócił i żył” (Ez 33,11). Każde przebaczenie, odpuszczenie grzechów i pojednanie z Bogiem dokonuje się przez Chrystusa.

Co mówi ta scena dzisiejszemu człowiekowi? Jezus nie chce nam przez nią powiedzieć, że cudzołóstwo nie jest grzechem. Zbawiciel mówi bowiem: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił cudzołóstwa” (Mt 5,28). Mówi także: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz”.

W naszym życiu istnieją – czego jasno dowodzi historia najnowsza – dwie dostępne formy samousprawiedliwienia. Pierwsza forma samousprawiedliwienia polega na kamienowaniu tych, którzy popełnili zło. Na bezwzględnym ich oskarżaniu i domaganiu się kary dla nich. A chociaż dzisiaj nie możemy rzucać kamieniami w drugich, bo tego zabrania prawo, to jednak możemy obrzucić go błotem naszej obmowy i krytyki. Bynajmniej nie dlatego, że nienawidzimy grzechu, lecz dlatego, że nie cierpimy grzesznika. Tym, którzy to czynią wydaje się, że jeśli publicznie atakują grzechy innych, to sami są od nich wolni. Występując jako stróże porządku moralnego, oddalają od siebie podejrzenie, że sami ten porządek naruszają.

Druga forma samousprawiedliwienia polega na zaciekłej obronie ludzi, którzy popełnili zło. Ten kto za wszelką cenę chce obronić i wytłumaczyć Judasza, szuka w tym usprawiedliwienia dla siebie. Jeśli bowiem można dać rozgrzeszenie Judaszowi z tak wielkiego grzechu, to i ja wraz z moimi mniejszymi grzechami na pewno je otrzymam. Usprawiedliwianie innych staje się jedną z form usprawiedliwiania siebie.

To zadziwiające z jakim uporem i gorliwością lubimy zwalczać grzechy innych ludzi. Gdybyśmy choć jeden procent tej energii wykorzystali dla usunięcia własnych wad i pracy nad własnym charakterem, dawno już bylibyśmy świętymi. Bo po pierwsze, nikt tak dobrze nie zna naszych wad jak my sami. Po drugie, nikt inny nie ma takiego wpływu na nas, jak my sami. Po trzecie, do nikogo nie mamy takiego zaufania, jak do samych siebie. Mamy więc optymalne warunki, aby coś ze sobą zrobić.

My jednak zostawiamy siebie na boku, aby zajmować się innymi. Czyżby kierowała nami troska o drugiego człowieka? Raczej nie. To nie bezinteresowna troska o innych nami kieruje, lecz raczej sprytnie zakamuflowany mechanizm obronny, zwany popularnie obłudą. Polega on na tym, że przypisujemy innym nasze własne grzechy i przywary, aby w ten sposób odwrócić uwagę od siebie. Walczymy z cudzym grzechem, aby uwolnić się od walki ze swoim. Potępiamy surowo innych, aby samemu we własnych oczach wydać się lepszymi.

Jesteśmy często podobni do faryzeuszów. Uzurpujemy sobie prawo do osądzania i potępiania innych, do ferowania i wykonywania wyroków. Chrystus jest innego zdania. On nie jest obojętny na zło, ale nie cierpi obłudy, bo ta najskuteczniej zamyka nam drogę do nawrócenia.

Chrystus, będąc jedynym prawdziwie Sprawiedliwym, który miał prawo rzucić na nią kamieniem, miał prawo potępić kobietę cudzołożną, nie potępia jej, lecz odsyła z pełnym miłości napomnieniem: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” (J 8, 11). Dostrzegł jej grzech, ale podał rękę, wydobył z bagna grzechu, uchronił przed rękami uzbrojonymi w kamienie i odesłał wolną.

Kobieta nie tłumaczyła się żadnymi okolicznościami łagodzącymi. Stała w poczuciu winy. Chrystus przyjął jej milczące wyznanie winy i przebaczył. „Idź, a od tej chwili już nie grzesz!”, czyli przestań szkodzić samej sobie i innym. Odzyskaj swoją ludzką godność. Przez ten gest Jezus ukazuje prawdziwe oblicze Boga, który nie jest skory do potępiania grzesznego człowieka, lecz hojnie udziela mu miłosiernego przebaczenia, aby ten mógł rozpocząć nowe, święte życie. Jezus wezwał, by zerwała z grzechem, i to natychmiast, „od tej chwili”. Z grzechem skutecznie można zerwać tylko natychmiast, nie można tego odkładać do jutra.

Warto w tej scenie zwrócić uwagę jeszcze na jedno. U Boga nie uzyskuje się usprawiedliwienia przez tłumaczenie. Ludzie sądzą, że potrafią się przed Bogiem wytłumaczyć z wielu grzechów — różnymi okolicznościami, sytuacją, skłonnościami itp. To wielka pomyłka. Bóg usprawiedliwia jedynie tych, którzy mają odwagę przyznać się do winy i prosić o przebaczenie. Naszego tłumaczenia nie jest do niczego Bogu potrzebne. On wszystko zna doskonale. On potrzebuje tylko uznania winy i naszego żalu.

Wychować kobiety, by umiały szanować swoją godność jako skarb cenniejszy niż życie, i wychować mężczyzn, by szanowali kobietę i bogactwo jej serca, to trudna sprawa. Jak daleko jesteśmy od właściwej postawy, świadczą najlepiej wzajemne oskarżenia. Kobiety oskarżają mężczyzn o to, że ich nie szanują, a mężczyźni oskarżają kobiety o to, że same się narzucają. Jeszcze smutniejszym jest fakt, że jedna kobieta nie umie szanować drugiej kobiety. Najprawdopodobniej naprawienie wzajemnej harmonii między mężczyzną a kobietą jest uzależnione od naprawienia wzajemnych odniesień kobiet do siebie i mężczyzn do siebie. Trzeba na nowo odkryć godność kobiety i same kobiety solidarnie muszą stanąć na jej straży. Wtedy i mężczyźni łatwiej dostrzegą wielkość tego skarbu.

  1. PAWEŁ
Dopowiedzeniem do dzisiejszej Ewangelii jest refleksja św. Pawła Apostoła o potrzebie głębszego poznania Chrystusa (Flp 3,8). A poznać Chrystusa to znaczy nie pozostawać na poziomie sprawiedliwości pochodzącej z Prawa, ale tej sprawiedliwości, którą objawił nam Bóg przez krzyż Chrystusa.

Gdy Paweł robi rachunek sumienia ze swego burzliwego życia, wyznaje, że Chrystus jest najważniejszą wartością jego życia: „Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Jezusa Chrystusa, Pana mojego”. „Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa” (Flp 3,8). Od momentu nawrócenia, całe Jego życie zostało zorientowane na Chrystusa.

Paweł ma świadomość tego, że był kiedyś wrogiem krzyża Chrystusowego, że jego życie jest obciążone grzechem, chociaż prześladował Kościół nie ze złej woli, ale z błędnego przekonania. Tym bardziej ceni sobie łaskę nawrócenia, która pozwala mu uczestniczyć w krzyżu Chrystusa jako źródle wiecznego zbawienia (Jan Paweł II, Homilie na niedziele i święta, Kraków 2006, 175).

A jednocześnie Apostoł zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszystko już osiągnął. Jego podróż wiary jeszcze się nie skończyła: „Nie mówię, że już to osiągnąłem i już stałem się doskonałym, lecz …. pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie”. Jest to droga coraz ściślejszego upodabniania się do Chrystusa, „do Jego śmierci, a potem także do Jego zmartwychwstania” (Flp 10,11).

ZAKOŃCZENIE

Któż z nas nie potrzebuje Bożego miłosierdzia? kto nie ma niczego, co wymagałoby Jego przebaczenia? A zatem i my biegnijmy z entuzjazmem ku bliskiej już Wielkanocy, umocnieni przez doświadczeni Bożego miłosierdzia, które nieustannie – w sakramencie pokuty – otwiera przed nami swoje podwoje.

« 1 »