Ekscelencjo Księże Arcybiskupie Seniorze, Ekscelencje czcigodni Księża Biskupi, Wyżsi przełożeni zakonni, Kapituło Katedralna, Dziekanie, Prodziekani i profesorowie Wydziału Teologicznego, Moderatorzy Arcybiskupiego Seminarium Duchownego, Drodzy Bracia Kapłani, Osoby życia konsekrowanego, Diakoni i klerycy, Ministranci i członkowie służb liturgicznych, Czciciele Chrystusa, który w dniu dzisiejszym ustanowił sakrament Kapłaństwa i Eucharystii,
W Wielki Czwartek, na porannej Mszy św. Krzyżma, gromadzimy się na wymownej liturgii, w czasie której jest święcone święte Krzyżmo oraz olej chorych i katechumenów. Podczas której rozważamy dwie sprawy: zadania kapłańskie i chrzest.
„Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwieszczać rok łaski Pańskiej, i dzień pomsty naszego Boga; aby pocieszać wszystkich zasmuconych, aby im wieniec dać zamiast popiołu, olejek radości zamiast szaty smutku, pieśń chwały zamiast zgnębienia na duchu. […] Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana, mienić was będą sługami Boga naszego” (Iz 61,1-3a.6).
Ten izajaszowy tekst – zwany czasami „piątą pieśnią Sługi Jahwe” – przedstawia misję proroka posłanego po to, by wypełnić swoje zadania ewangelizacyjne Najpierw ma on „głosić dobrą nowinę ubogim”, czyli pokornym i pokładającym ufność w Panu (Łk 6,20; 7,22; Mt 5,3) oraz „opatrywać rany serc złamanych”, czyli nieść pociechę. Ma „zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę” z niewoli grzechu . Ma „obwieszczać Rok Łaski Pańskiej i dzień pomsty naszego Boga”, czyli ogłaszać rok jubileuszowy; tj. przywrócenie zniewolonym Izraelitom ich wolności i własności. Ma „pocieszać zasmuconych”, czyli tych, którzy noszą jakąkolwiek żałobę, którzy są przygnębieni faktem, że imię Boga wystawione jest na wzgardę. Ma „rozweselić płaczących na Syjonie”, czyli rozweselić lud Boży.
Jeśli Jezus – w swoim przemówieniu w synagodze nazaretańskiej – stwierdzi: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4,21), to znaczy, że przyszedł On po to, by wypełnić w sposób doskonały to, co zostało zapowiedziane przez Izajasza.
Życie kapłana, istota jego powołania i jego posługi, w pełni znajduje się w tej perspektywie, jaką ukazał Jezus
Te same zadania ewangelizacyjne przejmą – na prośbę Jezusa – apostołowie, a następnie biskupi i kapłani Nowego Przymierza, którzy nie tylko muszą z nich zdawać sobie sprawę, lecz również wypełnić je w sposób jak najwierniejszy. W dzisiejszych czasach nie wydaje się to szczególnie proste. A jednak – pomimo tego – te zadania mają zapewnioną przyszłość. Przecież, kiedy Chrystus zapoczątkował kapłaństwo, miał wokół siebie tylko dwunastu apostołów, którzy wstrząsnęli światem. Dziś jest na świecie ponad czterysta tysięcy kapłanów, a więc wszystko jest możliwe. Z pewnością też nigdy nie będziemy bardziej przeciążeni niż apostołowie.
A zatem, pomimo wszelkich trudności, trzeba odważnie głosić integralną Ewangelię. Kard. Sarah powiedział kiedyś: „Zniknęły wspólne moralne wzorce. Nie wiadomo już, co jest złe, a co dobre. […] Nie to jest groźne, że człowiek się myli, ale że przekształca błąd w regułę życia. […] Jeśli obawiamy się głoszenia prawdy płynącej z Ewangelii, jeśli wstydzimy się poruszać kwestię poważnych uchybień i dewiacji w sferze moralnej, jeśli dopasowujemy się do tego świata forującego swobodę obyczaju oraz relatywizm religijny i etyczny, jeśli boimy się żywo piętnować ohydne prawa związane z nową światową etyką mówiące o małżeństwie, rodzinie pod różnymi postaciami, aborcji, prawa całkowicie sprzeczne z prawami natury i prawami Bożymi, a które są promowane i narzucane przez narody i kultury zachodnie za pomocą mass mediów i dzięki ich potędze ekonomicznej, wówczas prorocze słowa … spadają na nas niczym groźne boskie upomnienie” (kard Robert Sarah, Homilia wygłoszona z okazji święceń kapłańskich we Wspólnocie Saint-Martin – 2011),
Jak możemy w dzisiejszych sprostać tak trudnemu zadaniu integralnego głoszenia Ewangelii? Papież Benedykt XVI odpowiedział kiedyś na to pytanie w następujący sposób: „potrzebne jest połączenie gorliwości i pokory, a zatem uznanie własnych ograniczeń. Z jednej strony gorliwość: jeśli naprawdę wciąż na nowo spotykamy Chrystusa, nie możemy Go zachowywać tylko dla siebie. Czujemy się wezwani, by pójść do ubogich, do starszych, do słabych, a także do dzieci i do młodzieży, do ludzi w sile wieku; czujemy się posłani do tego, by być «głosicielami», apostołami Chrystusa. Ale aby ta gorliwość nie stała się dla nas pusta i wyniszczająca, musi łączyć się z pokorą, z umiarem, z akceptacją naszych ograniczeń. Jak wiele jest rzeczy, które należałoby zrobić — a widzę, że nie jestem do tego zdolny. Dotyczy to proboszczów — przynajmniej wyobrażam sobie, w jakiej mierze — i dotyczy to także Papieża, który powinien robić tak wiele! Ale po prostu nie starcza mi na to sil. Muszę się więc nauczyć czynić to, co mogę, a resztę pozostawiać Bogu i współpracownikom, mówiąc: «Ostatecznie to Ty musisz to zrobić, bo Kościół jest Twój. A Ty dajesz mi tylko tyle sił, ile mam. Ofiarowuję je Tobie, bo od Ciebie pochodzą, a resztę pozostawiam Tobie». Sądzę, że pokora wyrażająca się w zaakceptowaniu tego — «tu kończą się moje siły, resztę pozostawiam Tobie, Panie» — że ta pokora ma znaczenie decydujące. I do tego jeszcze ufność: Bóg da mi także współpracowników, którzy mi pomogą i zrobią to, czego ja nie potrafię” (Benedykt XVI, Spotkanie z kapłanami i diakonami stałymi. Freising – 14.09.2006).
Każdy kapłan potrzebuje nieustannej modlitwy. Bo niestety, chociaż Kościół jest boską instytucją zbawienia, rozdającą środki prowadzące do wspólnoty z Bogiem, może się zdarzyć, że jego członkowie gardzą lub nadużywają tych środków, przez co wyłączają się z tego organizmu i przestają być żywymi członkami Kościoła. Wtedy albo odstąpią od niego również zewnętrznie, albo obumrą duchowo i będą tylko martwymi narzędziami, jak to jest w wypadku niegodnego księdza, który wprawdzie rozdziela łaski w Kościele, ale sam nie ma w nich udziału. Teresa Wielka niedługo po wstąpieniu do klasztoru ciężko zachorowała i musiała wyjechać na leczenie. Kapłan, u którego się spowiadała, wstrząśnięty czystością jej duszy, wyznał, że od długiego czasu żył w ciężkim grzechu. Święta nie zrezygnowała ze starań, dopóki go nie doprowadziła do zerwania grzesznej relacji i rozpoczęcia godnego życia kapłańskiego. Rok, w którym ów kapłan poznał Teresę Wielką, był ostatni w jego życiu i stał się przygotowaniem do jego dobrej śmierci.
Każdy z kapłanów winien tak zaprogramować swój dzień, aby znalazło się w nim poczesne miejsce na modlitwę. Kard. Sarah przytacza następujący przykład na potwierdzenie tej konieczności. Pewnego razu zatrudniono starego profesora, aby nauczył grupę kilkunastu dyrektorów wielkich przedsiębiorstw, jak skutecznie planować swój czas. Profesor miał na to tylko jedna godzinę. Powiedział więc do nich: „Zróbmy doświadczenie”. Wyjął spod stołu ogromny, wielolitrowy szklany słój i postawił go przed sobą. Następnie wyjął kilkanaście kamieni wielkości piłki tenisowej pojedynczo włożył je do wielkiego słoja. Kiedy słój wypełnił się aż po brzegi, tak że nie mieścił się w nim więcej ani jeden kamień, zapytał kursantów: „Czy słój jest pełen?”. Wszyscy odpowiedzieli: „Tak”. Odczekał kilka sekund i dodał: „Naprawdę?” Znowu nachylił się i wyjął spod stołu pojemnik ze żwirem. Wsypał żwir na duże kamienie i lekko potrząsnął słojem. Żwir przesypał się między kamieniami aż do samego dna słoja. Profesor znów podniósł wzrok i po raz kolejny zapytał: „Czy słój jest pełen?” Tym razem niektórzy kursanci, rozumiejąc fortel, powiedzieli: „Prawdopodobnie nie”. „Dobrze!” – odparł profesor. Znów się pochylił i wydobył spod stołu piasek. Wsypał go do słoja. Piasek wypełnił przestrzeń między kamykami a żwirem. Po raz kolejny zapytał: „Czy słój jest pełen?” Tym razem kursanci chórem odpowiedzieli: „Nie”. „Dobrze!”, odparł profesor i – jak się spodziewali – wziął dzbanek z wodą i wypełnił nią słój aż po brzegi. Potem zapytał patrzących: „Czego dowodzi to doświadczenie?” Najodważniejszy z kursantów odpowiedział: „Dowodzi to tego, że nawet gdy nam się wydaje, że nasz kalendarz jest całkowicie wypełniony, możemy do niego dodać więcej spotkań”. „Nie”, odrzekł profesor. To doświadczenie dowodzi, że jeśli w pierwszej kolejności nie włożymy do słoja dużych kamieni, to potem już nigdy nie uda się nam ich do niego włożyć”. Profesor kontynuował dalej: „Co w naszym życiu jest dużymi kamieniami? Wasze zdrowie, wasza rodzina, przyjaciele, marzenia, kariera zawodowa? Ważne jest położeni dużych kamieni waszego życia na samym początku, inaczej narazicie się na to, że już nigdy wam się to nie uda. Jeśli dacie pierwszeństwo tandecie, tzn. żwirowi, albo piaskowi, to wypełnicie wasze życie drobnostkami bez znaczenia i bez wartości, i nie starczy wam czasu na poważne sprawy. Nie zapominajcie więc o zadawaniu sobie pytania: co jest dużymi kamieniami w waszym życiu? A potem włóżcie je jako pierwsze do słoja waszego życia”. Modlitwa winna być jednym z dużych kamieni w waszym życiu. Na modlitwie ważne są nie tyle nasze słowa, ile umiejętność milczenia, by pozwolić mówić Duchowi Świętemu, by słuchać, jak błaga i wstawia się za nami. Zamiast wiele mówić, wiele robić, wiele myśleć, lepiej jest szukać Boga, by objawił nam swoją wolę. Milczenie jest drogą do wewnętrznego spotkania z milczącą, lecz żywą obecnością Boga w nas. Z takiego spotkania wychodzimy z twarzą jaśniejącą blaskiem Bożego oblicza, podobnie jak Mojżesz schodzący z góry po rozmowie z Bogiem (Kard. Robert Sarah, Bóg albo nic. Rozmowa o wierze, Warszawa 2016, 170-176 passim).
Na drodze integralnego głoszenia Ewangelii potrzebujemy kapłańskiej ascezy. W jej praktykowaniu uczę się przezwyciężać sam siebie, zostawiać moje życie i je oddawać; w rozczarowaniach i porażkach uczę się rezygnować, przyjmować ból, uwalniać się. W radości z rzeczy udanych uczę się wdzięczności. W udzielaniu sakramentów przyjmuję je również wewnętrznie. Asceza posługi i sama posługa jako właściwa asceza mojego życia jest bardzo ważnym motywem, ciągle na nowo wymagającym wewnętrznego ładu moich działań.
Potrzeba też – na wzór Chrystusa – umywania sobie nawzajem nóg. Umywać sobie nogi znaczy przede wszystkim niestrudzenie sobie przebaczać, wciąż na nowo razem rozpoczynać, choćby się wydawało, że nie warto. Oznacza też oczyszczać się nawzajem, wspierając się i przyjmując pomoc innych, przekazując sobie uświęcającą moc słowa Bożego i prowadząc jedni drugich do sakramentu Bożej miłości.
Poza tym, my, kapłani – zarówno młodzi, jak i starsi – winniśmy nauczyć się konieczności cierpienia. Musimy wytrzymać i przekroczyć cierpienie. Tylko w ten sposób życie staje się bogatsze. Przecież Nasz Zbawiciel nosi na wieczność swoje blizny. One są znakami Jego zwycięstwa i Jego miłości do nas (por. Benedykt XVI, Spotkanie z kapłanami i diakonami stałymi. Freising – 14.09.2006).
Ale tegoroczna Msza św. Krzyżma niesie ze sobą także drugi temat, a mianowicie szczególne przesłanie chrzcielne. W tym roku przypada bowiem jubileusz 1050 lecia Chrztu Polski. Znamy dobrze naukę Katechizmu Kościoła katolickiego na temat chrztu: „Chrzest święty jest fundamentem całego życia chrześcijańskiego, bramą życia w Duchu (vitae spiritualis ianua) i bramą otwierającą dostęp do innych sakramentów. Przez chrzest zostajemy wyzwoleni od grzechu i odrodzeni jako synowie Boży, stajemy się członkami Chrystusa oraz zostajemy wszczepieni w Kościół i stajemy się uczestnikami jego posłania” (KKK, 1213).
Znamy też przepiękną syntezę chrzcielną św. Grzegorza z Nazjanzu: „Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga… Nazywamy go darem, łaską, namaszczeniem, oświeceniem, szatą niezniszczalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią i wszystkim, co może być najcenniejsze. Darem – ponieważ jest udzielany tym, którzy nic nie przynoszą; łaską – ponieważ jest dawany nawet tym, którzy zawinili; chrztem – ponieważ grzech zostaje pogrzebany w wodzie; namaszczeniem – ponieważ jest święty i królewski (a królów się namaszcza); oświeceniem – ponieważ jest jaśniejącym światłem; szatą – ponieważ zakrywa nasz wstyd; obmyciem – ponieważ oczyszcza; pieczęcią – ponieważ strzeże nas i jest znakiem panowania Boga” (św. Grzegorz z Nazjanzu, Orationes, 40,3-4)
Wiemy, czego uczy nas św. Bazyli o konieczności śmierci duchowej, aby powstać do nowego życia: „Jak bowiem ci, co osiągają w zawodach graniczną linię stadionu i zawracają z powrotem, muszą na chwilę przystanąć, aby rozpocząć bieg w odwrotnym kierunku, tak wydaje się rzeczą konieczną, by i przy zmianie życia, między starym a nowym istnieniem pośredniczyła śmierć, która kładzie kres temu, co ustępuje, i daje początek temu, co następuje” (św. Bazyli Wielki, O Duchu Świętym, 15,35).
Tego rodzaju radykalny zwrot w życiu duchowym naszych przodków nastąpił w państwie Polan w 966 roku. Rocznik kapituły krakowskiej – pod rokiem 966 – zanotował krótką zapiskę: Mesco dux Poloniae baptizatur, co znaczy: „Mieszko książę Polski został ochrzczony”. W tak lakoniczny sposób opisano najbardziej przełomowy moment w historii Polski. A chociaż o szczegółowych okolicznościach przyjęcia chrztu przez księcia Polan i jego poddanych niewiele wiemy, to jednak nie ulega wątpliwości, że było to najbardziej doniosłe i brzemienne w skutki wydarzenie w dziejach Polski. Można nawet powiedzieć, że bez chrztu mogło nie być państwa polskiego, ani Polaków, ani naszej wielkie historii, ani kultury. Narodziny państwa polskiego i jego chrzest są ze sobą ściśle powiązane.
List pasterski Episkopatu Polski na tę okazję tak mówi o znaczeniu owej chwili: „Książę Mieszko wiedział jednocześnie, że tym samym wprowadza swoich pobratymców w świat kultury łacińskiej i czyni ich obywatelami wspólnoty ludów zwanej Christianitas. Wspólnoty, w której każdy wymiar życia osobistego i publicznego (z politycznym włącznie) naznaczony jest chrześcijaństwem. Być może przeczuwał, że jego chrzcielnica będzie kolebką rodzącego się narodu i że na tysiąclecia pozostanie znakiem inspirującym i budującym jego tożsamość. Nie ulega jednak wątpliwości, że najpierw potrzebny był jego osobisty wybór. On go uczynił, ponieważ był przekonany, że tylko nowi ludzie tworzą nowy świat, wypowiadając się przez nową kulturę, nowe instytucje, struktury i zapisy prawne. Że tylko ich doświadczenie wiary przekłada się z mocą na postawy moralne, widoczne także w życiu gospodarczym, politycznym i kulturalnym. Społeczne konsekwencje przyjętego przez niego Chrztu pojawiły się później, podążając od rodziny po naród, a nawet wspólnotę narodów, jaką dzisiaj stanowi dla nas Europa” (Nowe życie w Chrystusie. List Pasterski Episkopatu Polski na Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski).
W najpowszechniejszym wymiarze kościelnym, czyli w wymiarze parafialnym, ten moment będzie wspominany w tych dniach podczas Wigilii Paschalnej, w Noc Zmartwychwstania, kiedy wraz z całym Kościołem odnowimy nasze przymierze chrzcielne. Wszystko zależy od wspólnot parafialnych, jak przygotują się do tego i jak będą to celebrować. Chodzi o włączenie jak największej liczby parafian w przygotowanie tej chwili. Idzie w szczególności o młodych, którzy mogą licznie uczestniczyć w liturgii, dziękując za chrzcielne wszczepienie w Chrystusa. Tym doświadczeniem mogą się potem podzielić z innymi uczestnikami Światowych Dni Młodzieży.
Od momentu chrztu Mieszka, cała formacja chrześcijańska dokonująca się w naszej Ojczyźnie miała być odwoływaniem się do chrztu świętego jako daru i zadania. Niestety, niekiedy brakowało nam konsekwencji, a nawet świadomości, że zostaliśmy ochrzczeni. Joseph Ratzinger ubolewał, że „w zdechrystianizowanym społeczeństwie nie następuje już katechumetyczne rozwinięcie chrztu. Gdy ludzie podtrzymują tradycję chrztu jedynie dlatego, że sakrament ten nadaje początkowi życia uroczysty charakter, że go, by tak powiedzieć, rytualizuje – ale potem wewnętrznie kwestionują ten obrzęd. Chrzest jest czymś znacznie więcej niż aktem socjalizacji, jak go niejeden dziś pojmuje. Jest aktem narodzin, w którym otwiera się nowy wymiar życia” (Dariusz Kowalczyk, SJ – Sakramenty inicjacji chrześcijańskiej.).
Co w związku z tym możemy powiedzieć na temat przyszłości chrztu w Polsce i przyszłości wiary? Życie religijne – pisze Leszek Kołakowski – będzie się toczyć nadal, może niekoniecznie po istniejących koleinach. „Zależy to – przynajmniej na obszarach tradycyjnie chrześcijańskich – od żywotności, jaką noszą w sobie, jaką rozsiewają przekaźnicy wiary, głównie wiec kapłani, od sprawności i siły języka, jakim się posługują, by wiernych uczyć, do sumień trafiać, budujące wieści rozgłaszać. Jeśli język kapłanów wydaje się ludowi bożemu jałowy, kapłani są winni, nie lud. Jeśli zbiorowe życie religijne redukuje się do organizowania socjalnych, politycznych, narodowych albo nawet moralnych potrzeb i emocji, może przetrwać czas jakiś, ale w końcu rujnuje się albo ustępuje pola innym formom religijności. Gdyby Europa miała zostać owładnięta przez buddyzm albo hinduizm, przez baptystów albo świadków Jehowy, albo Mormonów, [dodajmy albo przez islam] kapłani chrześcijańscy byliby winni, kapłani okazaliby się ludźmi małej wiary” (Leszek Kołakowski, Mini wykłady o maxi sprawach, Kraków 2004, 302). A zatem, nie jesteśmy ludźmi od których nic nie zależy.
ZAKOŃCZENIE
Tak więc, na koniec, jak najserdeczniej dziękuję każdemu z Was – braciom w biskupstwie i kapłaństwie – za Waszą dzisiejszą, liczną obecność i pełne refleksji uczestnictwo. Udziałem wielu z Was jest radość i entuzjazm, inni być może cierpią, są zmęczeni, lub czują się zagubieni. We wszystkich pragnę uszanować wizerunek Chrystusa, który otrzymaliście wraz ze święceniami, owo niezatarte „znamię”, które wyróżnia każdego z Was. Jest ono znakiem szczególnej miłości Chrystusa, której doświadcza każdy kapłan i na którą może zawsze liczyć, aby iść dalej dążąc z nowym entuzjazmem do coraz większej wierności.
W Wielki Czwartek nie możemy zapomnieć o naszych chorych współbraciach (księdzu Józefie Nowaku z Domu Księży Emerytów, Stanisławie Pioterku z Rydzyny, ks. profesorze Adamie Przybeckim, Marianie Plewie z Gryżyny) a także o starszych kapłanach, którzy ze względu na wiek i dolegliwości są tutaj nieobecni, choć nadal uczestniczą w budowaniu Kościoła, dopełniając w swoim ciele „braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).
Za chwilę odnowimy nasze przyrzeczenia kapłańskie. Ponowimy gorące postanowienie, by stać się coraz wierniejszym obrazem Najwyższego Kapłana, który nas wzywa do tego, abyśmy brali z Niego przykład i dzień po dniu ofiarowywali nasze życie za zbawienie owczarni, którą powierzył naszej opiece.
Powierzam każdego z Was i Waszą codzienną posługę Maryi, Matce Kapłanów. Niech Ona uprosi Wam to, byście nigdy nie przyzwyczaili się do Tajemnicy złożonej w Wasze ręce. Niech wyprosi dla Kościoła liczne i święte powołania kapłańskie, zakonne i misyjne; wielu wiernych i wspaniałomyślnych kapłanów.
Serdecznie dziękuję Wam za codzienny, kapłański trud i życzę Wam oraz Waszym wspólnotom parafialnym błogosławionych świąt Zmartwychwstania Pańskiego!