Sytuacja w oblężonym Aleppo staje się coraz bardziej dramatyczna. Syryjskie wojska rządowe rozpoczęły ofensywę mającą na celu wyparcie z miasta rebeliantów. Wszystko to odbija się na i tak już tragicznej sytuacji tamtejszych mieszkańców, którym brakuje żywności i wody. Dostarczanie pomocy stało się praktycznie niemożliwe, ponieważ jedyna droga prowadząca do tego „Sarajewa XXI w.”, jak nazwano to - jeszcze do niedawna - największe miasto Syrii, znajduje się pod kontrolą snajperów.
„Potrzebujemy konkretnej pomocy świata, ludzie żyją w ogromnym przerażeniu” – powiedział Radiu Watykańskiemu pracujący w Aleppo syryjski franciszkanin o. Firas Lutfi. Podkreślił, że jedynie Kościół jest głosem bezbronnej i uciemiężonej ludności i niestrudzenie niesie jej pomoc.
„Dość już krwi, łez i obaw o przyszłość. Te dni są wyjątkowo trudne. Za każdym razem, gdy słyszę spadające bomby, myślę o ludziach, którzy schronili się w naszym klasztorze. Jest ich ponad setka, często są to dzieci, które szukają spokojnego miejsca do zabawy" – oświadczył zakonnik. Zapewnił, że "jesteśmy blisko ubogich, bo właściwie tylko tacy ludzie pozostali już tutaj". Zaznaczył, że ci, których było na to stać, uciekli już pięć lat temu i dziś w Aleppo żyją najubożsi."Staramy się im pomóc, zapewniając żywność, wykopaliśmy też w naszym klasztornym ogrodzie studnię, by mieli dostęp do wody. Próbujemy również pomagać im duchowo i psychologicznie. W tej niełatwej sytuacji wierzymy, że Bóg jest z nami i że to On pomaga nam wytrwać i mieć nadzieję, iż także dla nas nadejdzie czas zmartwychwstania po tym doświadczeniu męki i śmierci” - powiedział na zakończenie o. Lutfi.
(KAI/RV) / Aleppo