W Lourdes jak na poligonie, ale Francuzi nie dali się zastraszyć

Uroczystość wniebowzięcia jest dla Francuzów dniem modlitwy za ojczyznę. W tym roku, po serii zamachów, jest on przeżywany intensywniej niż w latach ubiegłych.

Choć ze względów bezpieczeństwa odwołano wiele wydarzeń o charakterze kulturalno-rozrywkowym, nie zrezygnowano z samej modlitwy za Francję. Praktycznie w całym kraju odnotowano dziś większy niż w latach ubiegłych udział wiernych. Po niedawnym zamachu na kapłana w Rouen do kościoła przyszli też katolicy, którzy uważają się za niepraktykujących.

Zwiększony napływ pielgrzymów odnotowano także w Lourdes. Poranna Msza była kulminacyjnym punktem dorocznej narodowej pielgrzymki do tego sanktuarium. Przybyło na nią 30 tys. wiernych. Ze względu na panujące we Francji zagrożenie islamskim terroryzmem, władze zastosowały drakońskie środki bezpieczeństwa. Nad porządkiem czuwa ponad 500 żandarmów i żołnierzy. Wczoraj sytuację w Lourdes osobiście skontrolował minister spraw wewnętrznych.

„Zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy celem terrorystów, ale uderzając w nas, chcą oni uderzyć w cały nasz kraj, a nie tylko w Kościół” – komentuje tę niecodzienną, zmilitaryzowaną atmosferę w Lourdes miejscowy biskup Nicolas Brouwet. Przyznaje on, że nigdy dotąd nie było tu tak ostrych środków bezpieczeństwa, nawet podczas wizyty Benedykta XVI w 2008 r. Docenia przy tym odwagę Francuzów, którzy nie dali się zastraszyć i zdecydowali się wziąć udział w uroczystościach. Na marginesie ordynariusz Lourdes zauważa, że reakcja francuskich muzułmanów na niedawne zamachy jest wciąż zbyt powściągliwa. Chciałbym by zajęli bardziej jednoznaczne stanowisko – podkreśla abp Brouwet.

kb/ rv

Powered by WPeMatico

« 1 »