Przywódcy państw odpowiedzą kiedyś przed Bogiem za to, co dzieje się w Syrii – ostrzegł melchicki arcybiskup Aleppo Jean-Clément Jeanbart. Wezwał on chrześcijan na całym świecie, aby wywierali nacisk na swych przywódców, domagając się od nich przywrócenia pokoju w swym kraju.
W sposób szczególny 73-letni hierarcha liczy na zmianę polityki Stanów Zjednoczonych, które od ponad 5 lat traktują Syrię jako miejsce walki o wpływy, władzę i pieniądze. "Wojna, która miała nam przynieść demokrację i lepsze życie, doprowadziła do całkowitego zniszczenia" – podkreślił arcybiskup Aleppo.
Przypomniał, że jego miasto należało do najzamożniejszych w Syrii. „Wszystko nam zburzyli: przemysł, szkoły, szpitale. Nie ma nawet wody, prądu, jedzenia i lekarstw” – powiedział abp Jeanbart. Obawia się całkowitej zagłady chrześcijan i muzułmanów, którzy nie chcą wojny. Podkreślił, że radykałowie szykują się do ludobójstwa.
Melchicki arcybiskup Aleppo przypomniał jednak, że chrześcijanie muszą pozostać na tej ziemi aż do powtórnego przyjścia Chrystusa. Syria była bowiem widownią wydarzeń biblijnych i tutaj rodził się Kościół. Mieszkańcy Syrii jako pierwsi przyjęli chrzest z rąk apostołów po Zesłaniu Ducha Świętego. "Jesteśmy prawdziwymi synami Abrahama, członkami narodu wybranego" – zaznaczył abp Jeanbart, podkreślając, że jako następca apostołów ma obowiązek przypominać światu o roli chrześcijan w Syrii.
(KAI/RV) / Aleppo
Zdjęcie ilustracyjne: PKWP