Msza dziękczynna za kanonizację Matki Teresy, obrończyni życia

„Kto buduje na Bogu, buduje na skale, bo On jest zawsze wierny, nawet jeśli my odmawiamy wierności”. Szczególnym świadkiem prawdy tych słów, które Papież zamieścił dziś na Twitterze, jest kanonizowana przez niego wczoraj Matka Teresa z Kalkuty. Potrafiła ona być heroicznie wierna Bogu nawet w ciężkich doświadczeniach życiowych, w jakich i my nieraz nie dochowujemy Mu wierności.

Dzisiaj, w 19. rocznicę śmierci tej misjonarki miłości miłosiernej Kościół obchodzi jej wspomnienie, po raz pierwszy jako świętej. Przed południem Mszy dziękczynnej za jej kanonizację, koncelebrowanej na placu św. Piotra, przewodniczył kard. Pietro Parolin. W homilii przypomniał jej szczególne powołanie, które uświadomiła ona sobie w 1946 r., jadąc na rekolekcje. „Otwarłam oczy na cierpienie i zrozumiałam do głębi istotę mojego powołania – pisała Matka Teresa. – Czułam, że Pan żąda ode mnie wyrzeczenia się spokojnego życia w moje wspólnocie zakonnej, aby wyjść na ulice i służyć ubogim. To nie była sugestia, zachęta czy propozycja, ale rozkaz”.

Watykański sekretarz stanu przytoczył też jej słowa: „Nasze życie musi być stale żywione Eucharystią, bo gdybyśmy nie potrafili zobaczyć Chrystusa pod postacią chleba, nie byłoby też możliwe odkryć Go w pokornej postaci wycieńczonych ciał ubogich”. Kard. Parolin zwrócił uwagę, że Matka Teresa dobrze wiedziała, iż jedną z form ubóstwa jest czuć się niekochanymi i pogardzanymi, a ma to miejsce również w krajach i rodzinach bogatszych, gdzie doświadcza się pustki duchowej i zagubienia sensu życia.

 

„To doprowadziło ją do uznania dzieci nienarodzonych i zagrożonych w swoim istnieniu za «najbiedniejsze z biednych». Każde z nich bowiem zależy, bardziej niż jakakolwiek inna istota ludzka, od miłości i troski matki oraz ochrony przez społeczeństwo. Poczęte dziecko nie ma nic swojego, wszystkie jego nadzieje i potrzeby są w rękach innych. Niesie ono  z sobą projekt życia i przyszłości, prosząc o przyjęcie i ochronę, by mogło stać się tym, czym już jest: kimś z nas, o kim Pan myślał już od wieków, dając mu do spełnienia misję, by  «kochać i być kochanym», jak lubiła mawiać Matka Teresa. Dlatego odważnie broniła rodzącego się życia śmiałym słowem i prostolinijnym działaniem, co jest jasnym znakiem obecności proroków i świętych, którzy nie padają na kolana przed nikim, jak tylko przed Wszechmogącym; są wewnętrznie wolni, gdyż są silni wewnątrz, i nie ulegają chwilowym modom ani bożkom, ale idą za sumieniem oświeconym światłem Ewangelii” – mówił kard. Parolin.

Watykański sekretarz stanu wskazał, że Matka Teresa łączyła heroiczną miłość z wyraźnym głoszeniem prawdy.

„Stwierdziła w słynnym przemówieniu z okazji przyznania jej nagrody Nobla w Oslo 11 grudnia 1979 r.: «Ważne jest dla nas zrozumieć, że miłość, aby była prawdziwa, musi boleć. Jezusa bolało to, że nas kocha». A dziękując obecnym i przyszłym darczyńcom powiedziała: «Nie chcę, żebyście mi dali z tego, co wam zbywa; chcę, byście mi dawali, aż was zaboli». Moim zdaniem te słowa są jak próg, po przejściu którego wchodzimy w przepaść, która ogarnęła życie tej świętej, w te wyżyny i głębie, które trudno jest zbadać, bo przechodzą blisko cierpienia Chrystusa, Jego bezwarunkowego daru miłości i głębokiej rany, jakich musiał doznać” – mówił sekretarz stanu.

Kard. Parolin przypomniał też „ciemną noc wiary”, jaką przez długi czas przeżywała przyszła święta, upodabniając się do Chrystusa na krzyżu, który wołał: „Boże, czemuś mnie opuścił”. Ponadto przytoczył inne słowo umierającego Zbawiciela: „Pragnę”, które z woli założycielki widnieje przy krucyfiksie w każdym domu jej zgromadzenia. Na zakończenie raz jeszcze nawiązał do otrzymywanych przez nią w życiu nagród.

 

„Teraz w raju, z Maryją Matką Bożą i Świętymi, otrzymuje o wiele wyższą nagrodę, przygotowaną dla niej od założenia świata, przeznaczoną dla sprawiedliwych, łagodnych, pokornych sercem, tych, którzy przyjmując ubogich przyjmują Chrystusa. Kiedy Matka Teresa przeszła z tego życia do nieba 5 września 1997 r., przez długie minuty Kalkuta pozostawała całkowicie w mroku. Ona na tej ziemi była przejrzystym znakiem wskazującym niebo. W dniu jej śmierci niebo zechciało dać pieczęć dla jej życia i zakomunikować nam, że nowe światło zabłysło nad nami. Dziś, po «oficjalnym» uznaniu jej świętości, błyszczy jeszcze intensywniej. Niech ono, będące nieprzemijającym światłem Ewangelii, nadal oświetla nasze ziemskie pielgrzymowanie i ścieżki tego trudnego świata!” – powiedział kard. Parolin.

ak/ rv

Powered by WPeMatico

« 1 »