Ubóstwo w Gruzji potrafi osiągać naprawdę przerażające formy. Dzisiaj Ojciec Święty spotkał się z przedstawicielami i podopiecznymi organizacji charytatywnych. Podziękował wszystkim udzielającym się w dziełach miłosierdzia za ich nieocenioną posługę. O naprawdę poważnych potrzebach tego kraju, z którymi ci ludzie się mierzą, opowiedziała Radiu Watykańskiemu pracowniczka ośrodka Caritas w Tbilisi, s. Bernarda Bałtrukowicz, elżbietanka.
„Niedawno, to już kolejny taki przypadek, że jedna z pacjentek… No, niejedna, przedtem też to miało miejsce, była gryziona przez szczury. Pacjenci żyją w skrajnych warunkach. Tam często okien nie ma, zimą nie ma ogrzewania. Leży osoba od kilku lat, nawet nie mając w pokoju okna. Zimno, myszy, różne robactwo… Ta pacjentka pogryziona przez szczury też niedawno zmarła. Przedtem miało miejsce jeszcze w latach 2000., krótko po upadku, że ks. Witold Szulczyński, dyrektor, utworzył domy dziecka. Dlaczego? Ponieważ był gdzieś w terenie i odwiedził jeden z domów dziecka, jakieś podarki przywiózł, i ze śniegu wystawały zwłoki małych dzieci. I dlatego otworzył tutaj… Też dzieci tutaj dużo było na ulicach i właśnie ten dom nazywano domem dla dzieci ulicy. Także bieda jest… W Gruzji jest tak, że mężczyzna chyba od 65 lat a kobieta od 60 otrzymuje rentę. Jest to renta bez względu na pracę, jaką wykonywano – czy ktoś pracował, czy nie, czy był profesorem, czy zamiatał ulice – dostaje się 160 lari, co się równa 320 zł polskich. I z tego trzeba żyć, a ceny porównywalne jak w Polsce. Także gdyby nie Caritas, ten obiad, który też jest dwudaniowy i często ci staruszkowie zjadają jedno danie, a drugie zabierają w jakiś słoiczek i dzielą się tym… Także to, co turyści widzą, to jest tylko zewnętrzna strona”.
tm/ rv
Powered by WPeMatico