Dzisiaj, 11 października przypada liturgiczne wspomnienie św. Jana XXIII - Dobrego Papieża, który zwołał Sobór Watykański II. Papieża Roncallego i Jana Pawła II kanonizował Franciszek 27 kwietnia 2014 r.
Święty Jan XXIII
Jan XXIII - świętym! Ta wiadomość dla ludzi pamiętających jego pontyfikat była jedynie potwierdzeniem przekonania, które żywili od zawsze. Dla młodszych zaś stanowiła okazję, by poznać historię, a zwłaszcza duchową sylwetkę tego niezwykłego papieża, który jeszcze za życia zaskarbił sobie serca nie tylko katolików. Był bowiem pierwszym biskupem Rzymu, którego naprawdę słuchała, rozumiała, a często nawet kochała cała ludzkość.
Przyszedł na świat w 1881 r. w wiosce Sotto il Monte koło Bergamo. Jego ojciec, rolnik, początkowo nie posiadał własnej ziemi, był jedynie dzierżawcą u miejscowego hrabiego. Mieszkali w jednym domu z czterema innymi rodzinami. Dopiero z czasem dorobił się 27 akrów i wielkiego, kamiennego domu, w którego pokojach czuć było z podwórza zapach zwierząt. Rodzina jednak była tak liczna (trzynaścioro dzieci), że w domu się nie przelewało. - Pochodzę ze skromnej rodziny. Przywykłem do życia w błogosławionym ubóstwie, pozbawionego nadmiernych wymagań, a sprzyjającego rozrostowi tych szlachetnych cnót, które przygotowują człowieka do najwyższych osiągnięć - pisał po latach.
Nigdy natomiast w domu Roncallich nie brakowało wiary. - Nie pamiętam takiej chwili, żebym nie chciał służyć Bogu jako ksiądz - wspominał już jako papież. Najbardziej pragnął być zwykłym wiejskim proboszczem. Marzenie to nigdy się nie spełniło. Za to, gdy został papieżem, nazywano go „proboszczem świata”.
Choć początkowo nauka nie szła mu najlepiej, to z czasem się poprawił do tego stopnia, że został wysłany z Bergamo na studia do Rzymu. Pasjonowała go historia Kościoła. Przez dużą część życia badał i opisywał historię wizytacji św. Karola Boromeusza w Bergamo - ostatni tom wydał już jako papież! Po doktoracie z teologii (w wieku 22 lat!) i święceniach kapłańskich w 1904 r. został sekretarzem ordynariusza Bergamo. Stopniowo bp Giacomo Maria Radini-Tedeschi powierzał mu kolejne obowiązki: wykładowcy (historii Kościoła, patrologii, apologetyki) w seminarium, redaktora diecezjalnej gazety itp. Gdy wybuchła I wojna światowa, ks. Angelo został kapelanem wojskowym. Nie tylko spowiadał i czuwał przy konających w szpitalach, ale także na polach bitew. W razie potrzeby bywał też sanitariuszem. To doświadczenie naznaczyło go na całe życie i miał je w pamięci, gdy krótko przed śmiercią przygotowywał swą słynną encyklikę „Pacem in terris” (Pokój na ziemi). Po wojnie założył w Bergamo dom dla studentów, a wkrótce objął kierownictwo Dzieła Rozkrzewiania Wiary we Włoszech.
Papieski dyplomata
W 1925 r. został arcybiskupem i wizytatorem apostolskim w Bułgarii. Był pierwszy od 600 lat przedstawicielem papieskim w tym kraju. Podróżując nieraz konno lub wózkiem ciągniętym przez kucyki odwiedzał małe wspólnoty katolickie w górach... Nawiązywał też kontakty z dominującym Kościołem prawosławnym. Nauczył się nawet przemawiać po bułgarsku. Spotkała go jednak dotkliwa porażka natury dyplomatycznej: wbrew ustaleniom, wynegocjowanym przez Roncallego, prawosławny car Bułgarii, ożeniony z katoliczką, córką króla Włoch, powtórzył ich katolicki ślub w cerkwi, a później kazał ochrzcić w obrządku prawosławnym ich córkę.
Mimo to arcybiskupa spotkała promocja: wkrótce przeniesiono go delegatury apostolskiej w Turcji i Grecji. Odbudowywał tam relacje z ekumenicznym patriarchatem Konstantynopola. W czasie II wojny światowej udało mu się doprowadzić do tego, że alianci przepuścili przez morską blokadę statki ze zbożem dla głodujących Greków. Z kolei na rządzie tureckim wymógł zgodę na przepuszczenie przez cieśninę Bosfor statków z Żydami z Europy środkowo-wschodniej, uciekającymi spod hitlerowskiej okupacji, tym samym ratując im życie. Załatwiał im tureckie wizy tranzytowe i wystawiał fałszywe metryki chrztu. Za tę ostatnią działalność - zdaniem Barucha Tenembauma z Fundacji Wallenberga - powinien otrzymać tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Był także wikariuszem apostolskim Stambułu, a więc biskupem dla mieszkających tam katolików, dla których głosił kazania po turecku.
Dwadzieścia lat spędzone na Bałkanach, poznanie prawosławia i islamu, uwrażliwiły go na potrzebę jedności chrześcijan, otwarcia Kościoła na ludzi inaczej wierzących i myślących. Kontynuował tę linię jako nuncjusz apostolski we Francji i pierwszy stały obserwator Stolicy Apostolskiej przy UNESCO. - Dzielą nas poglądy? Przyzna pan, że to tak niewiele - przekonywał znanego antyklerykała.
Był wtedy częstym gościem Seminarium Polskiego w Paryżu. Gdy przyszedł po raz pierwszy, furtian zaanonsował rektorowi jego przybycie, mówiąc: - Przyszedł jakiś gruby proboszcz, Rąkała.
Niespodziewany pontyfikat
Był już po siedemdziesiątce, gdy otrzymał kapelusz kardynalski i nominację na patriarchę Wenecji. Kierując jedną z najważniejszych włoskich diecezji, mógł wreszcie być w pełni duszpasterzem. Niestety, spędził tam zaledwie pięć lat, bo po śmierci Piusa XII w 1958 r. niespodziewanie został wybrany papieżem.
Można jednak powiedzieć, że do posługi Piotrowej został przez Opatrzność wyjątkowo dobrze przygotowany. W swoim długim życiu był przecież wykładowcą, redaktorem, pracował z młodzieżą, zajmował się animacją misyjną, był dyplomatą i kierował diecezją. Zjeździł sporą część Europy, był też w Ziemi Świętej, Libanie i Afryce Północnej. Dobrze znał Kościół (nie tylko katolicki) i świat. Dzięki podróżom, które lubił, rozumiał, że nie ma jednej obowiązującej wersji bycia chrześcijaninem, bo Kościół dostosowuje się do kultury, w jakiej żyją jego wierni.
Miał być papieżem przejściowym. Żartowano, że został wybrany po to, by mianować kardynałem arcybiskupa Mediolanu Giovanniego Battistę Montiniego i szybko umrzeć, zwalniając dla niego tron Piotrowy. Listę nowych kardynałów na pierwszym konsystorzu Jana XXIII rzeczywiście otwierał Montini, który niespełna pięć lat później został jego następcą.
Sobór Watykański II
Zanim jednak się to stało papież Jan zaczął zmieniać Kościół. Zwołał bowiem Sobór Watykański II (1962-1965), który miał - po raz pierwszy - nikogo i niczego nie potępiać, nie ogłaszać nowych dogmatów wiary, ale przedstawić nauczanie Chrystusa i Kościoła w sposób zrozumiały dla współczesnego człowieka. Jan XXIII wychodził bowiem z przekonania, że należy odróżniać niezmienny depozyt wiary i sposób jego wyrażania, który musi być nieustannie dostosowywany do czasów, w których żyje Kościół.
Taki był pierwszy cel Vaticanum II. Drugim było przywrócenie jedności chrześcijan. Zapraszając niekatolickich obserwatorów na soborowe obrady, papież nie chciał rozstrzygać, kto w przeszłości bardziej przyczynił się do podziału Kościoła, lecz zachęcał do podania sobie rąk w geście pojednania. Chyba dlatego tak bliska mu była działalność Brata Rogera i jego Wspólnoty z Taizé. Jako pierwszy biskup Rzymu spotkał się ze zwierzchnikami innego Kościoła: królową Elżbietą II i abp. Geoffreyem Fischerem ze Wspólnoty Anglikańskiej. To za pontyfikatu Jana XXIII Kościół katolicki wszedł nieodwołalnie na drogę ekumenizmu.
Bezpośredniość i poczucie humoru
Papież był także bardzo bezpośredni w kontaktach. Słynne były jego wyjazdy z Watykanu, by odwiedzić więźniów czy chore dzieci w szpitalu. Nie chciał być „więźniem Watykanu”. Pojechał pociągiem z pielgrzymką do Loreto i Asyżu. Chętnie rezygnował ze sztywnego czytania przemówień po łacinie, aby powiedzieć coś od siebie, po włosku, w dialekcie alpejskich górali spod Bergamo, żywo przy tym gestykulując. Słynne jest jego „przemówienie przy księżycu”, gdy wieczorem po otwarciu obrad Soboru, pozdrowił ludzi zgromadzonych pod jego oknem na placu św. Piotra. Nie używał majestatycznego „my”, lecz w pierwszej osobie, od serca poprosił: - A teraz wracajcie do domów. Uściskajcie swoje maleństwa jak najczulej i powiedzcie im, że te uściski są od papieża.
Pełen życzliwości wobec ludzi, nie stronił od żartów i z dystansem podchodził do samego siebie. - Moje panie, konklawe to nie konkurs piękności - powiedział kobietom, które dziwiły się jego obfitej tuszy. - Smutny ksiądz jest złym księdzem - mawiał, tłumacząc, że nie może być smutnym ten, kto jest blisko Boga.
Tęsknił do kontaktów z prostymi ludźmi. Marzył o tym, żeby choć jeden dzień spędzić w polu ze swymi braćmi.
Potrafił także otwarcie wskazywać to, co w Kościele złe. „Jak przykro - mówił kiedyś po włoskich księży - jest żyć z niektórymi współbraćmi, ciągle mówiącymi tylko o zewnętrznej formie posługi kapłańskiej, którym trudno jest wykorzenić z serca nie zawsze skrywane ani skromne pragnienie i szukanie awansów i wyróżnień, którzy przywykli do mówienia o wszystkim w ciemnych barwach, przygotowując sobie przedwcześnie nudną i ponurą starość”.
„Dziennik duszy”
O świętości Jana XXIII świadczą jednak nie tyle jego działania czy bon moty. Są on jedynie zewnętrznym wyrazem jego głębokiej duchowości. Mamy do niej dostęp za sprawą pisanego niemal przez całe życie „Dziennika duszy”. Powierzał mu swe refleksje, zrodzone podczas modlitwy czy podczas rekolekcji. Wyłania się z niego obraz człowieka całkowicie pochłoniętego Bogiem i dlatego oddanego ludziom.
Jego duchowość najlepiej oddają słowa jego dewizy biskupiej: „Oboedientia et pax” - posłuszeństwo (Bogu) i pokój (z ludźmi). „Panie Jezu - modlił się - spraw, bym zawsze miłował i praktykował prostotę, która utrzymuje mnie w pokorze, zbliża do twego ducha oraz przyciąga i zbawia dusze”. Chciał być prostym i bezpretensjonalnym a zarazem roztropnym. Zalecał sobie uprzejmość, spokój i niewzruszoną cierpliwość. Zwierzał się, że bardziej skłonny jest „do pobłażliwości i dostrzegania dobrych stron w osobach i rzeczach aniżeli do krytyki i ostrych sądów”. Gdy przychodzi pokusa, by ostro zareagować, wybiera milczenie, ufając że będzie bardziej wymowne i skuteczne.
Podczas rekolekcji, odprawianych w 67. roku życia zapisał: „Najwięcej w tych dniach myślałem o śmierci, może już bliskiej, i o tym, by zawsze być do niej przygotowanym”. Kilka lat później dodał, że pragnie tylko jednego: by jego życie zakończyło się świątobliwie.
Testament papieża Jana
Gdy w 1963 r. papież zmarł na raka, znany francuski pisarz François Mauriac na łamach dziennika „La Croix” podkreślił, że Jan XXIII był człowiekiem pokornym, otwartym na Bożą łaskę i niestawiającym barier działaniu Ducha Świętego. - Bądź błogosławiony, Papieżu Janie, za to, że błogosławiłeś wszystkich ludzi, że mówiłeś do wszystkich jak ojciec, który kocha, że kochałeś ten świat taki, jakim go uczyniły liczne cierpienia i zbrodnie, ale także geniusz i świętość - napisał Mauriac. Dodał, że dzięki Janowi XXIII katolicy zrozumieli, że w Kościele „pomimo starych struktur, wciąż tryska żywa woda początków” chrześcijaństwa.
Podczas beatyfikacji swego poprzednika w 2000 r. Jan Paweł II zauważył, że „w pamięci wszystkich utrwalił się obraz papieża Jana z uśmiechem na twarzy i z ramionami szeroko otwartymi, przygarniającymi cały świat”. Zaś „w ostatnich chwilach swego życia Jan XXIII pozostawił Kościołowi swój testament: «Tym, co najcenniejsze w życiu, jest Jezus Chrystus, Jego święty Kościół, Jego Ewangelia, prawda i dobroć». Ten testament pragniemy dzisiaj podjąć również my, dziękując Bogu za to, że dał nam go jako pasterza”.
pb, tom (KAI) / Warszawa
Zdjęcie ilustracyjne: Wikimedia Commons