"Wprowadzenie pokoju pozostanie zawsze czczą mrzonką, jeśli nie nastąpi rzeczywiste nawrócenie serca. Dopóki każdy człowiek i każda grupa nie zaczną służyć wspólnemu dobru, harmonia społeczna i pokój między narodami będą zagrożone" - mówił abp Stanisław Gądecki w homilii wygłoszonej w pierwszą niedzielę Adwentu, 27 listopada 2016 r., w nowym kościele pw. św. Joanny Beretty-Molli w Poznaniu.
Tekst homilii:
Abp Stanisław Gądecki Bądźcie gotowi! I niedziela Adwentu. Otwarcie kościoła (Poznań, kościół św. Joanny Beretta Molla – 27.11.2016).
Razem z pierwszą niedzielą Adwentu wchodzimy w nowy rok liturgiczny. Otwiera się przed nami intensywny czas, w Adwencie bowiem podążamy najpierw naszą myślą ku przeszłości, wspominając historyczne narodziny Zbawiciela w Betlejem. Następnie wybiegamy duchem w najdalszą przyszłość, podnosząc nasz wzrok ku ostatecznemu celowi naszego pielgrzymowania na ziemi, jakim będzie spotkanie z Chrystusem na końcu czasów. „Bo nastąpi kres tego świata, a to, co zostało stworzone, będzie odnowione” (św. Cyryl Jerozolimski, Katecheza 15,1-3). Nasze adwentowe drogi pełne są radosnej tęsknoty, podobnej do tej, jaka towarzyszy oczekiwaniu na moment narodzin dziecka (por. 1Tes 5,3).
Dla parafii św. Beretty-Molla dzisiejsza niedziela jest szczególna, bo właśnie dzisiaj nadszedł oczekiwany dzień otwarcia tej nowej świątyni, czas pierwszej Eucharystii sprawowanej w tym domu Bożym, wzniesionym zapałem ks. proboszcza Jakuba, tutejszych parafian i ludzi dobrej woli.
NA KOŃCU CZASÓW (Iz 2,1-5)W tym kontekście dociera do nas wspaniała pieśń proroka Izajasza, który żył w VIII wieku przed Chr. Pieśń ta nie koncentruje się na kontemplacji chwili obecnej. Pod warstwą codziennych spraw dostrzega działanie Boże, które prowadzi historię ku innym horyzontom; ku „końcu czasów”, czyli ku pełni czasów.
W centrum tej wizji pojawia się „góra Syjon”, która - pod względem duchowym – przewyższa wszystkie inne góry, jako że mieszka na niej sam Bóg. Na niej to – zgodnie ze słowami proroka – rozbłyśnie światło, które rozproszy ciemności, ku któremu to światłu udadzą się liczne narody.
Tym duchowym światłem, promieniującym ze świątyni jerozolimskiej na Syjonie jest Prawo Boże, źródło życia i pokoju. Ono to pociągnie do siebie wszystkie narody i spowoduje przewrót; noc stanie się ciemnością, tzn. w miejsce niesprawiedliwości nadejdzie sprawiedliwość. Trwałego pokoju bowiem nie zapewni żaden ludzki program działania, można go osiągnąć tylko dzięki posłuszeństwu temu wszechogarniającemu, duchowemu światłu. To ono - jak magnes – pociągnie do siebie liczne narody tkwiące w duchowych ciemnościach:
„Bo oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok spowija ludy, a ponad tobą jaśnieje Pan, i Jego chwała jawi się nad tobą. I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu. Zaleje cię mnogość wielbłądów - dromadery z Madianu i z Efy. Wszyscy oni przybędą ze Saby, zaofiarują złoto i kadzidło, nucąc radośnie hymny na cześć Pana. Ja, Pan, zdziałam to szybko w swoim czasie” (Iz 60,2-3.6.22).
Światło Prawa Bożego wprowadzi w życie ludzi i społeczności sprawiedliwość, wprowadzi pokój do wnętrzu samego człowieka miotanego sprzecznymi instynktami, pokój między człowiekiem a człowiekiem, między zwierzętami dzikimi i domowymi.
„Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać po całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze” (Iz 11,6-9).
Ktoś może powiedzieć: to czysta utopia. Czy jednak wiara w to, że ludzie kiedyś zmądrzeją, jest utopią? To nie utopia, lecz potężna wizja nowej ziemi, na której do głosu dojdzie Boża sprawiedliwość. Dziś mówi się często o redukcji istniejącego potencjału militarnego, o zaprzestaniu produkcji broni, o zniszczeniu zasobów już nagromadzonych, produkując jednocześnie na potęgę broń masowego rażenia. W takiej sytuacji prorok Izajasz proponuje mądrzejsze rozwiązanie. Idzie mu nie tylko o likwidację broni, ale przede wszystkim o zmianę mentalności człowieka. O to, by ludzie cały kapitał, jaki przeznaczają na armie – przeznaczyli na doskonalenie życia gospodarczego i duchowego. By „przekuli miecze na lemiesze”, to znaczy by wykorzystali istniejące już narzędzia wojenne w celach pokojowych. Szkoda stali na wozy bojowe, szkoda paliwa do wojskowych samolotów i rakiet balistycznych, szkoda energii jądrowej umieszczonej w pociskach, skoro to wszystko można wykorzystać dla ułatwienia życia na ziemi, dla uszczęśliwienia milionów.
Dopiero wtedy, gdy narody dotrą duchem na szczyt góry świątynnej, gdy rzeczywiście przykazania Prawa Bożego dotrą do ich serc i wprowadzą je w czyn, wówczas nastanie pokój, na który ludzkość czekała od zawsze i o którym marzyła. Wówczas narzędzia wojny zostaną przekształcone w narzędzia pracy; miecze zostają przekute na lemiesze a włócznie na sierpy. Zniszczona zostanie nienawiść, nastanie szalom, czyli pokój mesjański. Nie będzie on zwykłym brakiem wojny, ale będzie harmonią człowieka z Bogiem, z samym sobą, z drugim człowiekiem i z naturą.
Kościół widzi spełnienie tej zapowiedzi (Iz 2,1-5; Iz 60,1-22) w osobieJezusa Chrystusa, będącego Światłem oświecającym narody. Razem z jego narodzinami wszystkie narody rozpoczną niekończącą się pielgrzymkę na „górę Syjon”, tj. do Kościoła, z którego promieniuje światło Ewangelii, które uczy przekraczania sprawiedliwości przez miłość miłosierną (Dz 2,5-12). Św. Justyn męczennik w swojej Apologii – napisanej ok. 153 roku po Chr. – pisze tak: „Z Jerozolimy wyszli ludzie na świat, w liczbie dwunastu; byli niewykształceni; nie umieli przemawiać, ale dzięki mocy Bożej objawili całemu rodzajowi ludzkiemu, że zostali posłani przez Chrystusa, by wszystkim głosić Słowo Boże. A my, którzyśmy się wcześniej nawzajem zabijali, nie tylko nie zwalczamy już nieprzyjaciół, ale żeby nie okłamywać i nie wprowadzać w błąd tych, którzy nas przesłuchują, chętnie umieramy, wyznając Chrystusa” (Apologia Pierwsza, 39,3). Stąd też my, chrześcijanie, jesteśmy w sposób szczególny wezwani do budowania cywilizacji pokoju (por. Jan Paweł II, Komentarz do ksiąg Starego Testamentu, Kraków 2012, 538-543).
„Chodźcie, wstąpmy na górę Pańską”. „Wszystkie narody do niej popłyną”. Zgodnie z prawami natury rzeki płyną zazwyczaj w dół, tymczasem rzeka narodów popłynie pod górę, przyciągana najpierw magnetyczną mocą Prawa Pańskiego a następnie osobą Chrystusa. Jest to wizja ludu wzbijającego się ponad swój własny poziom. Ludu, który wyrusza na poszukiwanie Prawa Bożego, ucieleśnionego w osobie Jezusa Chrystusa.
Kościół zachęca każdego do wejścia na tę drogę, jaką Bóg przygotował dla rodzaju ludzkiego. Tam bowiem, gdzie chodzi o osiągnięcie wielkiego dobra, potrzebne jest poczucie sprawiedliwości i wielka dojrzałość moralna. Wprowadzenie pokoju pozostanie zawsze czczą mrzonką, jeśli nie nastąpi rzeczywiste nawrócenie serca. Dopóki każdy człowiek i każda grupa nie zaczną służyć wspólnemu dobru, harmonia społeczna i pokój między narodami będą zagrożone. Liczne zagrożenia pokoju wynikają z naturalnych ograniczeń struktur ekonomicznych, politycznych i społecznych, jednakże dużo zła rodzi się z osobistego egoizmu i ludzkiej pychy, wywierających wpływ na owe struktury społeczne.
„W chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. Chrystus powiedział: „O dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie, ani Syn; nie wasza to rzecz znać czas i chwile”.
Nikt nie wie i nie będzie wiedział, kiedy Pan przyjdzie (Mk 13,32), bo godzinę końca zna tylko Ojciec. Jeśli więc ktoś twierdzi, że zna czas paruzji, to z pewnością kłamie, albo uległ kłamstwu. Wprawdzie Ewangelia wymienia kilka znaków poprzedzających i wskazujących na bliski koniec („Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”), ale te znaki wskazują tylko na to, że świat w pewnym momencie się skończy, lecz nie określają kiedy się to stanie. Znaki te przecież pojawiają się od początku ludzkiej historii i także i dzisiaj możemy je dostrzec.
Dlatego ten, kto mówi, że nie wie kiedy Pan powróci jest zgodny z nauką Ewangelii. „Natomiast spośród dwóch – uczy św. Tomasz z Akwinu - którzy mówią, że to wiedzą, bardziej niebezpiecznie błądzi ten, kto powiada, że już wkrótce przyjdzie Chrystus i nastąpi koniec świata. Jeśli bowiem nie stanie się tak, jak to zostało zapowiedziane, ktoś może z tej okazji całkowicie zwątpić w Jego przyjście” (De potentia Dei, 5, 6).
Pan nie wskazał dnia Jego powrotu, aby nikt nie przypuszczał, że On - którego nie dosięga upływ czasu - mógł być poddany jakiemuś przeznaczeniu i godzinie. Pan tak postąpił celowo, aby odtąd wszystkie pokolenia i wieki uważały, że Jego nadejście dokona się właśnie w ich czasach.
Nam wystarczy wierzyć, że Chrystus przyjdzie niebawem („Już za krótką, za bardzo krótką chwilę przyjdzie Ten, który ma nadejść i nie spóźni się” - Hbr 10,37) oraz, że przyjdzie niespodziewanie („Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy” - 1Tes 5,2).
„Dlatego i wy bądźcie gotowi”. To ostrzeżenie skierowane do Piotra i trzech innych apostołów w rzeczywistości dotyczy wszystkich uczniów wszystkich czasów. „Czuwajcie”, czyli „nie śpijcie, bądźcie przytomni”.
Być czujnym znaczy najpierw przyjąć do wiadomości, że Prawo Boże i ludzka wolność nie są ze sobą sprzeczne i nie wykluczają się, ale nawzajem się wspomagają. Wolność nie ma nic wspólnego z tzw. wyzwoleniem człowieka od przykazań, które istnieją tylko po to, by służyć miłości (Rz 13,8-9).
Trzeba też być świadomym tego, że nasza wolność - zakładająca przestrzeganie przykazań - jest jeszcze wolnością niedoskonałą. Niedoskonałą, ponieważ w naszym ciele „spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu. […] wolność na razie nie jest całkowita, nie jest czysta, nie jest pełna, bo nie osiągnęliśmy jeszcze wieczności. Po części podlegamy nadal słabości, a po części zyskaliśmy już wolność. Wszystkie nasze grzechy zostały zgładzone przez chrzest, czy jednak wraz ze zniszczeniem niegodziwości zniknęła nasza słabość? Gdyby ona zniknęła, żylibyśmy na ziemi bez grzechu. […] Ponieważ więc nadal podlegamy słabości, śmiem twierdzić, że jesteśmy wolni w takiej mierze, w jakiej służymy Bogu, o ile zaś idziemy za prawem grzechu, o tyle jesteśmy niewolnikami” (In Ioannis Evangelium tractatus, 41,10).
A zatem, kto żyje „według ciała”, ten odczuwa Prawo Boże jako ciężar, więcej nawet, jako zaprzeczenie, a w każdym razie jako ograniczenie swojej wolności. Kto zaś postępuje „według ducha” (Ga 5,16), ten znajduje w prawie Bożym niezastąpioną drogę czynnego okazywania miłości. Co więcej, odczuwa wewnętrzne przynaglenie, by nie ograniczać się do wypełniania minimum wymaganego przez prawo, ale by żyć jego „pełnią”.
W czasie pamiętnego spotkania z młodzieżą na Apelu Jasnogórskim w 1983 roku św. Jan Paweł II powiedział: „Czuwam, to znaczy staram się być człowiekiem sumienia”. Sumienie jest tą władzą w człowieku, która wzywa go, względnie powstrzymuje od działania nie ze względu na ewentualne konsekwencje, kary, nagrody, ludzkie sądy, lecz ze względu na wewnętrzną wartość i prawdę czynu. Człowiek, który chce i potrafi być wierny swojemu sumieniu, posiada wewnętrzny pokój, płynący z przekonania, że postępuje dobrze.
Czuwać, to znaczy dostrzegać drugiego człowieka, jego potrzeby, jego prawa, jego dobro. Właśnie takie było podstawowe zadanie ewangelicznego odźwiernego; czuwać nad służbą i nad całym swoim domem. Najlepszym przykładem takiej postawy jest dobra matka, wrażliwa na potrzeby dzieci, w razie potrzeby gotowa do poświęcenia.
I wreszcie czuwać, to znaczy być człowiekiem odpowiedzialnym. Człowiek odpowiedzialny to ten, na którym można polegać, można być pewnym, że wywiąże się ze swoich obowiązków, a nawet więcej, zrobi to, co wprost do niego nie należy, ale co powinno być zrobione. Taki człowiek nie marnuje okazji do działania, ani nie czeka, aż inni go wyręczą. Przejawia osobistą inicjatywę i jest gotów podjąć się nawet sporego trudu i niewygody, jeśli sytuacja tego wymaga.
ZAKOŃCZENIE
Kiedy na progu kolejnego Adwentu wpatrujemy się w adwentową świecę, przypomnijmy sobie zwyczaj naszych ojców, którzy podczas Mszy świętej roratniej wypowiadali przed ołtarzem mocne słowa: „jestem gotów na sąd”.
Bo „czuwajcie” nie odnosi się tylko do ostatecznego przyjścia Pana na końcu czasów, lecz także do tego przyjścia, które dokona się dla każdego z nas z osobna w chwili naszej śmierci. Kiedy staniemy przed Panem „z ufnością, choć z całym brzemieniem win naszych, w przekonaniu, że nie wchodzimy do obcej krainy, ale do własnej ojczyzny, do królestwa Tego, którego tak miłowaliśmy i który nas tak bardzo miłuje” (św. Teresa od Jezusa, Droga 40,7–8).
Fot.: br. Robert Binkowski