- Bóg zawsze był większy od moich rachub, oczekiwań, nadziei, i wielokrotnie mnie w życiu zaskakiwał. Dziś robię z tego życia rachunek sumienia i z wdzięcznością wspominam każdy jego etap – mówi w rozmowie z KAI abp senior Henryk Muszyński, który w tym roku świętuje 60. rocznicę święceń kapłańskich. Arcybiskup senior ujawnia przy okazji nieznane dotąd fakty, związane z przywróceniem tytułu Prymasa Polski metropolitom gnieźnieńskim, w opozycji do koncepcji wysuwanej przez kard. Glempa.
Publikujemy treść wywiadu KAI:
KAI: Nadchodzi jubileusz 60-lecia posługi kapłańskiej Księdza Arcybiskupa. Jaka refleksja temu towarzyszy?
Abp Henryk Muszyński: Czuję przede wszystkim wdzięczność za życie, za powołanie, za przebytą drogę i za to, że nadal mogę służyć Kościołowi w miarę swoich sił i wieku. Mam świadomość, że coraz bliżej jest niebieskie Jeruzalem, gdzie nie będzie ani słońca, ani księżyca, gdzie jedynym światłem jest chwała Najwyższego i Boży Baranek, który był zabity, a jednak żyje.
Ktoś żartobliwie powiedział, że jesteśmy już w wieku „poborowym”, trzeba więc się liczyć, że w każdej chwili możemy zostać wezwani, by stawić się przed obliczem Odwiecznego. Na obrazku prymicyjnym napisałem: „Tobie Panie zawierzyłem”. Była i jest to nadal moja dewiza życiowa. Obecnie czekam na wypełnienie tej nadziei i spotkanie twarzą w twarz ze Zmartwychwstałym Panem.
Gdybym miał ująć swoje życie w kilku słowach, powiedziałbym, że Bóg zawsze był większy. Był większy od moich rachub, od moich oczekiwań, i wielokrotnie mnie w życiu zaskakiwał. Dziś robię z tego życia rachunek sumienia i z wdzięcznością wspominam każdy jego etap i wszystkich światłych, mądrych i świętych ludzi, których spotkałem.
KAI: Gniezno stało się domem Księdza Arcybiskupa w 1992 roku. To ważna data dla archidiecezji gnieźnieńskiej, wówczas bowiem, na mocy bulli Jana Pawła II Totus Tuus Poloniae populus, rozwiązana została unia personalna między Gnieznem i Warszawą, a Ksiądz Arcybiskup został pierwszym po 171 latach ordynariuszem gnieźnieńskim na stałe rezydującym w Gnieźnie.
- To data ważna dla całego Kościoła w Polsce. Na mocy wspomnianej bulli przeprowadzona została największa reorganizacja jego struktur od czasów II wojny światowej. Przypomnę tylko, że papież Jan Paweł II powołał wówczas trzynaście nowych diecezji, a osiem dotychczasowych podniósł do rangi metropolii. Kluczowymi argumentami leżącymi u podstaw tej reformy były wskazania Soboru Watykańskiego II i zachodzące wówczas w Polsce zmiany społeczno-ustrojowe. Dla archidiecezji gnieźnieńskiej reforma ta oznaczała nie tylko zmianę granic, ale także zmianę pewnego porządku obowiązującego od czasów zaborów.
W tym miejscu może warto wyjaśnić skąd owe wspomniane 171 lat. Otóż władze pruskie usilnie dążyły do zlikwidowania archidiecezji i metropolii gnieźnieńskiej. Zakazały też ówczesnemu Prymasowi Polski używania tego tytułu i rezydowania w Gnieźnie. Chodziło oczywiście o zniszczenie symbolu.
Ostatecznie archidiecezja gnieźnieńska została zachowana, połączono ją jednak w 1821 roku unią personalną z archidiecezją poznańską. Dla Stolicy Apostolskiej było to oczywiście rozwiązanie czasowe, które jednak utrzymało się aż do 1946 roku, kiedy to połączono Gniezno pro hac vice unią personalną z archidiecezją warszawską przy zachowaniu samodzielności i odrębności terytorialnej każdej z nich.
Jak pamiętamy ani kard. August Hlond, ani kard. Stefan Wyszyński i później kard. Józef Glemp, nie mieszkali na stałe w Gnieźnie. Będąc jednocześnie ordynariuszami gnieźnieńskimi i warszawskimi dzielili posługę między obie archidiecezje. Zmieniło się to dopiero po reformie z 1992 roku. Kard. Józef Glemp pozostał w Warszawie, a na urząd arcybiskupa gnieźnieńskiego papież Jan Paweł II powołał mnie. Był to czas wielu ważnych zmian i wytężonej pracy. Spoglądając dziś na te lata mogę powiedzieć, że wielkim błogosławieństwem było dla mnie wówczas doświadczenie duszpasterskie, jakie zdobyłem w dwóch wiekowych diecezjach: najpierw chełmińskiej, a później włocławskiej, z której do Gniezna przyszedłem.
KAI: Przez te minione ćwierć wieku był Ksiądz Arcybiskup inicjatorem, uczestnikiem i świadkiem wielu ważnych wydarzeń, zarówno w Kościele w Polsce, jak i w archidiecezji gnieźnieńskiej. Wystarczy wspomnieć choćby papieskie pielgrzymki. Czy któreś z tych wydarzeń w sposób szczególny zapadło Księdzu Arcybiskupowi w pamięć? Może jakiś obraz, słowo, osobiste spotkanie.
- Przyznam szczerze, że mam tych wspomnień bardzo wiele. Trudno byłoby je tu wszystkie wymienić, każde jednak noszę w sercu. Oczywiście te najbardziej pamiętne i wzruszające wiążą się z osobą św. Jana Pawła II, którego miałem radość witać we Włocławku, Gnieźnie i w Bydgoszczy.
W czasie pielgrzymki Ojca Świętego do Gniezna w 1997 roku, Ojciec Święty nocował w rezydencji prymasowskiej. Był tak zmęczony, że nawet nie przyszedł na kolację. Nazajutrz czekał go kolejny intensywny dzień. Wstałem wcześnie. Była szósta rano. Wszedłem do kaplicy, a Ojciec Święty już tam był. Modlił się w ławce, nie przy klęczniku. Potem wstał i podszedł do okna. Zapytałem, czy mam je otworzyć, ale powiedział, że nie trzeba. Tylko stał i patrzył, tak jakby chciał nacieszyć się widokiem. Mogłem sobie tylko wyobrazić, co czuł stojąc przy oknie w Krakowie, gdzie wszystko było mu tak bliskie. Później zaintonował jakąś pieśń. Nie wiedziałem, czy mam się przyłączyć, czy wyjść. W końcu wyszedłem. Czułem, że moja obecność może być swojego rodzaju niedyskrecją. Wspominam ten moment, bo wówczas bardzo namacalnie poczułem, jak wielką moc ma modlitwa papieża, jak prawdziwie wolnym jest człowiekiem.
Drugie wydarzenie niezmiernie wymowne, wiąże się również z tą samą pielgrzymką Ojca Świętego do Gniezna. Krótko przed tym wydarzeniem dziennikarz niemiecki Reinhold Lehmann (brat kardynała) napisał artykuł: Małe miasteczko z pustym sarkofagiem staje się centrum Europy. Kiedy pan Urban Thelen dowiedział się o tym artykule, powiedział: jest to nieprawdą, bo właśnie on, w mundurze żołnierza niemieckiego uratował te relikwie, z narażeniem własnego życia. Zażądał sprostowania tej wiadomości.
Przy tej okazji otrzymałem adres pana Thelena i zaprosiłem go do Gniezna na uroczystości tysiąclecia śmierci św. Wojciecha, obchodzone pod przewodnictwem właśnie Jana Pawła II. Było moją wielką radością, że pomimo poważnych utrudnień w tej uroczystości brało udział 7 prezydentów państw Europy Środkowo-Wschodniej i obowiązywały szczególne środki ostrożności. Pomimo tych trudności udało mi się przedstawić pana Thelena Ojcu Świętemu. Papież podziękował mu serdecznie za ogromną przysługę, którą wyświadczył narodowi polskiemu. Potem pan Thelen, w tym czasie przeszło już 80-letni, pogodny człowiek, głęboko wierzący katolik, powiedział ze łzami w oczach: „był to najpiękniejszy moment w moim życiu”, i za starcem Symeonem powtórzył: „Teraz już mogę odejść w pokoju”. Było to ogromnie wzruszające przeżycie, nie tylko dla pana Thelena, ale także i dla mnie.
KAI: Wśród wydarzeń zainicjowanych przez Księdza Arcybiskupa były też nowożytne Zjazdy Gnieźnieńskie. Pierwszy zorganizowany w 2003 roku postawił niezwykle aktualne dziś pytanie o to, dokąd zmierza Europa...
- Nie da się ukryć, że Europa przeżywa dzisiaj poważny, cywilizacyjny kryzys. Jest on spowodowany ogromną niesprawiedliwością społeczną, masowym napływem imigrantów oraz wznoszeniem murów przez tych, którzy bronią swojego stanu posiadania. Budowanie murów może oczywiście chwilowo proces zatrzymać, odsunąć, ale na pewno kryzysu nie rozwiąże. Potrzebne jest dalekowzroczne spojrzenie i długotrwałe plany, jak rozwiązać te niełatwe problemy. Wspomniany kryzys sięga jednak znacznie głębiej i wiąże się w znacznym stopniu z porzuceniem tradycyjnych chrześcijańskich korzeni, na których w dużym stopniu zbudowana została Europa. Brak jest po prostu duchowego spoiwa, które byłoby zdolne przeciwstawić się aktualnym wyzwaniom, z którymi jesteśmy konfrontowani.
W ten kontekst ideowo historyczny wpisują się wyraźnie Zjazdy Gnieźnieńskie, które mają służyć podtrzymaniu, umacnianiu i budowaniu duchowej jedności Europy w aktualnych zmienionych warunkach. Mają one - jak wiadomo - charakter międzyreligijny i wielokulturowy i skierowane są głównie do młodych ludzi ze Wschodu i Zachodu. Zjazdy są ważnym forum dyskusyjnym i formacyjnym, i spełniają wyraźnie rolę pomostu. Ku mojej wielkiej radości, ksiądz prymas Wojciech Polak wznowił zwyczaj Zjazdów Gnieźnieńskich, które wpisały się już wyraźnie w kontekst religijno-kulturowy i społeczny Polski i Europy. Według mojego rozeznania takie spotkania odpowiadają oczekiwaniom wielu młodych ludzi i stąd czerpię nadzieję, że w przyszłości zjazdy będą nie tylko kontynuowane, ale również będą się rozwijały.
KAI: Obchodzimy w tym roku jubileusz 600-lecia prymasostwa w Polsce. Miał Ksiądz Arcybiskup ogromny udział w powrocie godności prymasa Polski do arcybiskupa gnieźnieńskiego i jako pierwszy – po owym powrociae – tytuł ten nosił. Przypomnijmy – decyzję podjął w 2006 roku papież Benedykt XVI, a tytuł prymasa wrócił do arcybiskupa gnieźnieńskiego cztery lata później, po ukończeniu przez kard. Józefa Glempa 80. roku życia. Na ile możliwy był inny scenariusz?
- Wszyscy wiemy, że inny scenariusz, a więc związanie godności prymasa Polski z arcybiskupem warszawskim był rozważany i bardzo poważnie brany pod uwagę. Za takim rozwiązaniem optował kard. Józef Glemp, uzasadniając to przede wszystkim względami duszpasterskimi i pragmatycznymi. Ja w tym względzie miałem odmienne zdanie. Jako aktualny arcybiskup gnieźnieński czułem się przede wszystkim odpowiedzialny za historyczne dziedzictwo, związane z kultem św. Wojciecha i pierwszą archidiecezją i metropolią w Polsce. Dodatkowym motywem był dla mnie duchowy testament kard. Wyszyńskiego, który przed śmiercią prosił, by zachować „powiązanie prymatury z Gnieznem wbrew jakimkolwiek myślom i zamierzeniom”. Słowa te stanowiły dla mnie rodzaj moralnego imperatywu, którym czułem się związany. Nigdy nie ukrywałem tego przed kard. Glempem. Byłbym w sumieniu niespokojny, gdybym milczał i nie podjął starań na rzecz Gniezna.
Miałem też uzasadnione nadzieje, bo papież Jan Paweł II wielokrotnie dawał wyraz temu, że godność prymasa powinna pozostać w Gnieźnie. Nie doczekało się to jednak zrealizowania za jego życia. Gdy papieżem został kard. Ratzinger sprawę trzeba było podjąć niejako od nowa. Przedziwnym zrządzeniem Bożej Opatrzności byłem w tym czasie członkiem Kongregacji Nauki Wiary i miałem możliwość częstych, bezpośrednich kontaktów z Ojcem Świętym. Wspierała mnie przy tym Kapituła Prymasowska, pod ówczesnym prepozytem, biskupem pomocniczym gnieźnieńskim Bogdanem Wojtusiem.
Ku pewnemu zaskoczeniu i ku mojej wielkiej radości papież Benedykt XVI bardzo szybko zapoznał się z przekazanymi jemu dokumentami i powiedział mi: „Trzeba będzie znaleźć odpowiednie rozwiązanie”. Pewnie nie można było z tego wyciągać zbyt dalekich wniosków. Faktem było jednak, że papież stosunkowo szybko i bezpośrednio zainteresował się tym problemem. Finał tych starań jest znany. W 1992 roku, po 171 latach arcybiskup zamieszkał na stałe w Gnieźnie, a w 2009 roku, po 60 latach wrócił do niego także tytuł Prymasa Polski.
KAI: Jak Ksiądz Arcybiskup rozumie i postrzega obecną rolę Prymasa Polski?
- Trzeba się zgodzić, że skończyła się epoka wielkich prymasów-przewodniczących Episkopatu Polski, utożsamianych i nazywanych "głową Kościoła w Polsce". Zawsze koryguję, że głową Kościoła jest Chrystus, a papież jest Jego widzialną głową. Prymas natomiast jedynie jako duchowy przywódca może cieszyć się takim określeniem. Wracając jednak – od czasów kard. Augusta Hlonda, przez lata posługi kard. Stefana Wyszyńskiego i dalej kard. Józefa Glempa, Polacy utożsamiali Prymasa Polski właśnie z taką przywódczą rolą i taki obraz wciąż mają zapisany w duszy. Wpływ na to miało wiele czynników – okoliczności historyczne, ówczesne uprawnienia i kompetencje prymasa, osobowość i charyzma tych, którzy tę godność piastowali i wreszcie uwarunkowania polityczno-społeczne powojennej Polski.
Dziś żyjemy w innych czasach i w nowej rzeczywistości politycznej i społeczno-kulturowej. Zróżnicowała się też struktura i kompetencje Konferencji Episkopatu Polski. Obecnie kompetencje prymasa określa nowy statut Konferencji Episkopatu, według którego Prymas Polski zachowuje nadal honorowe pierwszeństwo wśród biskupów polskich (art. 3) oraz jest niewybieralnym członkiem Rady Stałej, wyliczony jeszcze przed kardynałami kierującymi diecezjami (art. 22). Wspomniany statut przypomina także we wstępie, że obecna Konferencja Episkopatu kontynuuje długą tradycję wzajemnej współpracy biskupów w Polsce. Szczególnie widocznym znakiem tej współpracy były synody gnieźnieńskie, które począwszy od 1416 roku gromadziły wokół arcybiskupów gnieźnieńskich Prymasów Polski biskupów z całej Polski.
Prymas jest więc nadal zwornikiem i znakiem jedności i ciągłości Kościoła w Polsce. Trzeba też powiedzieć, że godność ta cieszy się w Polsce ogromnym autorytetem jak w żadnym innym narodzie. Obecnie przeżywamy nowy okres i także od nowa kształtują się praktyczne formy posługi prymasa. Bogu dzięki, w osobie obecnego arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego Wojciecha Polaka mamy młodego, energicznego i światłego prymasa. Odpowiadając na konkretne oczekiwania duszpasterzy i wiernych, przewodniczy on nadal wielu ogólnokościelnym wydarzeniom o charakterze religijno-patriotycznym.
Począwszy od kard. Hlonda, poprzez kard. Wyszyńskiego i kard. Glempa, prymasi byli również protektorami i patronowali duszpasterstwu Polaków za granicą. Byli znakiem jedności wszystkich Polaków Macierzy i za granicą. Autorytet prymasa cieszy się wielkim poważaniem wśród wszystkich Polaków. Pracowały na to całe wieki. Dzisiaj faktyczne duszpasterstwo za granicą sprawowane jest pod auspicjami rektorów Polskich Misji Katolickich, a całość tej pracy podlega Komisji Episkopatu Polski ds. Polonii i Polaków za Granicą. Duchowa opieka prymasa nad dziełem duszpasterstwa Polaków za granicą w niczym nie umniejsza, a wręcz dowartościowuje jeszcze pełniej ten rodzaj posługi duszpasterskiej. Łatwo rezygnować z wypracowanych przez długą tradycję historyczną form opieki duszpasterskiej, ale nie da się jej czymś nowym i równorzędnym zastąpić. Obecnie kształtuje się nowy sposób i wzór konkretnych form duszpasterstwa, które łączą harmonijnie nowe zadania określone w statucie Konferencji Episkopatu, uświęcone długoletnią tradycją form opieki duszpasterskiej.
KAI: Obserwuje Ksiądz Arcybiskup Kościół w Polsce z perspektywy kilkudziesięcioletniego, bogatego doświadczenia. Co Ksiądz Arcybiskup widzi? Czy ma jakąś radę, wskazówkę, a może przestrogę na przyszłość?
- Trudno na to pytanie odpowiedzieć w kilku słowach, jeśli jednak muszę to powiem, że z jednej strony widzę Kościół głęboko zakorzeniony, a z drugiej wielu ludzi, dla których religia jest bardziej tradycją i zwyczajem. Dlatego trzeba położyć ogromny nacisk na formację duchową wiernych świeckich i jednocześnie dążyć do pogłębiania świadomości, że wszyscy jesteśmy Kościołem, i wszyscy jesteśmy też odpowiedzialni za aktualny i przyszły kształt tego Kościoła.
Niestety, ciągle jeszcze istnieje daleko idący rozziew pomiędzy duchownymi i świeckimi. Trudności są i po jednej i po drugiej stronie. W przekonaniu wielu świeckich Kościół to przede wszystkim sprawa duchownych. Księża z kolei nie zawsze dojrzeli do tego, by także w sprawach duszpasterskich współpracować ze świeckimi i towarzyszyć im na drodze wiary, a jest to przecież nasze – duchownych – główne zadanie.
Istnieje zatem głęboka potrzeba stałej formacji duchowej, zarówno duchownych jak i świeckich. Zasadnicze pytanie, które wszyscy powinniśmy sobie postawić, brzmi: czy i na ile żyjemy łaską i zobowiązaniem płynącym z sakramentu chrztu świętego. Jest to faktyczny fundament, od którego trzeba rozpocząć odbudowę pełnej chrześcijańskiej tożsamości, jeżeli nasza religijność ma być czymś więcej niż tylko spełnianiem nakazów i przestrzeganiem przepisów. Wszyscy otrzymaliśmy w chrzcie świętym Ducha Świętego i łaskę na miarę świętości. Ośrodkiem religijnym i kultycznym całego naszego życia powinien być żywy Chrystus, żyjący w swoim Kościele. Jego wzór i przykład jest jedyną powszechną miarą dla wszystkich. To On umiłował nas i wydał samego siebie za nas. Jedynie odpowiadając miłością na Jego miłość możemy spłacić nasz dług wdzięczności wobec Niego. Wtedy naszą religijność nie będą już kształtować nakazy i zwyczaje, ale żywa wiara i kochające serce.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
***
Abp Henryk Muszyński – ur. 1933 r., święcenia kapłańskie przyjął 28 kwietnia 1957 roku w Pelplinie, w latach 1985-87 biskup pomocniczy chełmiński, w latach 1987-1992 biskup włocławski, od 1992 do 2010 arcybiskup metropolita gnieźnieński, 2009-2010 prymas Polski.
W sobotę 25 marca o godzinie 12.00 w katedrze gnieźnieńskiej sprawowana będzie Msza św. z okazji 25. rocznicy powołania na stolicę arcybiskupią w Gnieźnie abp. Henryka Muszyńskiego oraz 60. rocznicy jego święceń kapłańskich.
Bernadeta Kruszyk/Gniezno/KAI
Zdjęcie ilustracyjne: Mazur/Episkopat.pl