Abp Stanisław Gądecki. I rozraduje się serce wasze. Zjazd Stowarzyszenia Ruchu Kultury Chrześcijańskiej „Odrodzenie" (Śrem, parafia pw. Najświętszego Serca Jezusa - 26.5.2017)
Spotykamy się dzisiaj w Śremie na Ogólnopolskim Zjeździe Stowarzyszenia Ruchu Kultury Chrześcijańskiej „Odrodzenie". Stowarzyszenie to wyłoniło się z ruchu o tej samej nazwie, który powstał z inicjatywy i pod patronatem Prymasa Polski, księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego i od 1957 r. działa jako kontynuacja ideowa Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie" oraz jego senioratu z lat międzywojennych 1919-1939.
Dzisiaj dziękujemy Bogu za to, co temu stowarzyszeniu udało się wypracować w ostatnim czasie a jednocześnie prosimy Go o dalsze błogosławieństwo i łaski.
1. EWANGELIA (J 16,20-23a)
Po pierwsze zastanówmy się najpierw co wnosi w nasze życie duchowe dzisiejsza Ewangelia: „Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić,
a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. ... Znowu was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać" (J 16,19-20.22).
Ten fragment Ewangelii Janowej przypomina nam nauczanie Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy (J 13-17). Stanowi ono część tzw. Mów pożegnalnych Jezusa, które są skierowane bezpośrednio do uczniów Jezusa. Jezus, które starają się pocieszyć ich w obliczu informacji o nadchodzącej śmierci Zbawiciela.
Jezus, jak uważny i cierpliwy nauczyciel, przychodzi im z pomocą i odpowiada na pytania, których oni nie zadali (w. 20-22). Po „chwili" (mikron) Jego nieobecności, kiedy będzie pozostawał w stanie śmierci, nastąpi „chwila" (mikron). Jego obecności pośród uczniów po zmartwychwstaniu (por. 20-20). Jezus wspomina tylko ten ból, którego będą doświadczali uczniowie, nie odnosi się do swego własnego bólu (por. 12,24).
Im bardziej jednak Jezus odsłania swoją tajemnicę uczniom, tym bardziej ich ona przytłacza, tak że stają się coraz bardziej milczący. Spostrzegłszy to Jezus stara się zachęcić ich do rozmowy, nawet zarzuca im, że Go nie pytają, dokąd idzie (16,5). Wprawdzie Piotr zadaje to pytanie, ale myśli podobnie jak myśleli o tym Żydzi, że Jezus udaje się do innej miejscowości. W miarę jednak jak Jezus wyraża się w swoich rozmowach o odejściu coraz jaśniej, uczniowie zaczynają rozumieć, że Jego odejście oznacza śmierć (16,28).
Podobnie jak każda kochająca matka czy ojciec w obliczu zbliżającej się swojej śmierci myśli o przyszłości swoich dzieci, tak i Jezus - na kilkanaście godzin przed swoim ukrzyżowaniem - myśli o przyszłości swoich uczniów. Zależy Mu nie tylko na utrzymaniu kontaktu, lecz także na rzeczywistej obecności pośród nich. Zdaje sobie sprawę z tego, że w chwili swojej śmierci zakończy okres ziemskiego przebywania z apostołami, lecz bynajmniej nie rezygnuje z przebywania z nimi na inny sposób. Pozostanie na ziemi do końca świata, w sposób o wiele doskonalszy i dostępniejszy. Nie będzie to już obecność cielesna, której nie można zachować. Obecność cielesna jest zresztą sama w sobie bardzo niedoskonała i ograniczona. Jeśli np. człowiek jest w jednym miejscu, to równocześnie nie może być w innym, nie mówiąc już o ograniczeniach związanych z procesem starzenia się organizmu. Jezus w ciele mógłby pozostać z uczniami najwyżej kilkadziesiąt lat - a co dalej?
Tymczasem pomimo śmierci swego Mistrza, uczniowie będą dalej mogli doświadczać innej obecności zmartwychwstałego Pana. Chociaż w sensie fizycznym Jezus opuści swoich uczniów, to Jego odejście stanie się jednocześnie przyjściem Jego Ducha do wspólnoty uczniów. Dzięki Duchowi Świętemu uczniowie będą mogli doświadczać w swoim życiu tajemnicy Jego obecności. On pozostanie na ziemi aż do końca świata, w sposób tysiące razy doskonalszy i łatwo dostępny dla milionów ludzi.
Tej prawdy „świat" nie może przyjąć, „ponieważ nie widzi ani nie zna ducha Prawdy". Co oznacza „świat" (kosmos) według Ewangelii św. Jana:
W tym przypadku idzie o to ostatnie znaczenie; o „świat" poddany szatanowi, który nie ma woli przyjęcia Ducha Pocieszyciela. Który jest obojętny na Prawdę. Nie tylko nie poznaje Go w sensie intelektualnym, ale przede wszystkim nie doświadcza Go.
Kto natomiast otrzymał i doświadcza Ducha Prawdy, ten staje się świadkiem Chrystusa zmartwychwstałego. Podobnie jak św. Paweł, który w Koryncie w nocy słyszy przemawiającego do niego Pana: Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą[...]. Pozostał więc i głosił im słowo Boże przez rok i sześć miesięcy (Dz 18,9-18).
2. „ODRODZENIE"
Z takiego właśnie Ducha - prawie dwa tysiące lat później - powstaje „Odrodzenie", którego misją jest prowadzenie zgodnej z nauką Kościoła działalności społeczno-kulturalnej i oświatowo-wychowawczej. Praca zmierzająca do dojrzałej formacji chrześcijan w kierunku trafnego odczytywania znaków czasu i czynnego uczestniczenia w kształtowaniu świata zgodnie z zasadami Ewangelii. Dążenie do duchowego odrodzenia narodu polskiego poprzez ewangeliczne odradzanie osób. Pielęgnowanie katolickiej formacji duchowej. Pogłębianie intelektualne wiary. Działanie na rzecz wprowadzenia prawa Bożego do życia osób, rodzin, społeczności lokalnych, wspólnoty narodowej i całej rodziny ludzkiej i w ten sposób uczestniczenie w apostolstwie świeckich.
Sami jego członkowie (por. S. Świeżawski, Plantacja Ducha Świętego, wg. Janusz Poniewierski) potwierdzają, że „Odrodzenie" to jedno z ognisk rozpalonych przez Ducha Świętego. Ono już w latach 20. i 30. ubiegłego wieku żyło odnową liturgii, duchem Kościoła wspólnotowego, służebnego i otwartego. Wielu z tych, którzy później tak silnie wpłynęli na oblicze polskiego katolicyzmu, wyszło właśnie z „Odrodzenia": Jerzy Turowicz, Gołubiew, Stomma, ks. Tadeusz Fedorowicz także o kardynał Stefan Wyszyński. „Odrodzenie" istniało we wszystkich miastach uniwersyteckich przedwojennej Polski. Poszczególne ośrodki różniły się między sobą - orientacja warszawsko-lubelska na przykład była inna niż lwowska.
Ojciec Jacek Woroniecki - jeden z głównych myślicieli „Odrodzenia" - mawiał, że człowiek wierzący powinien posiadać tzw. zmysł katolicki (przy czym „katolickość" nie oznaczała tu konfesyjności, lecz powszechność). Na ten katolicki sens składały się - według niego - trzy cechy umysłu: uniwersalizm, obiektywizm i realizm. Stąd też w każdym środowisku „odrodzeniowym" działały trzy sekcje: filozoficzno-religijna, społeczna i narodowa.
a. wiara i filozofia
Od samego początku doskonale rozumieliśmy potrzebę „porządkowania głów", wiedzy, w co i dlaczego wierzymy. Mistrzami naszego myślenia byli: ks. Władysław Korniłowicz i o. Jacek Woroniecki. To dzięki nim budowaliśmy ów „dyszel w głowie".
To dzięki nim cała nasza formacja intelektualna opierała się na filozofii i teologii św. Tomasza. Stąd właśnie pochodzą te cechy umysłu, tak charakterystyczne dla Jerzego Turowicza. Uniwersalizm, który polega na tym, żeby nigdy nie uważać jakiegoś ułamkowego, cząstkowego rozwiązania za jedyne; zawsze trzeba patrzeć szerzej.
Wiąże się z tym obiektywizm, to znaczy szacunek dla rzeczywistości i wyważony osąd; krytycyzm wobec własnych poglądów, dystans do samego siebie. Ów obiektywizm polega również na unikaniu jakiegoś grzebania się w swoim „ja", co ma swoje przełożenie na religijność. Trzeba „burzyć kapliczki" pobożności czysto podmiotowej, indywidualistycznej („dreszczy unikać") i budować wspólnotę.
Z kolei realizm polega na przekonaniu, że człowiek, a w szczególności chrześcijanin, nawet w najtrudniejszych warunkach nie może żyć tymczasowo, czekając nie wiadomo na co, żeby tylko przetrwać, lecz powinien żyć chwilą obecną (bo najważniejsze jest „teraz") i robić swoje.
b. społeczeństwo
Formację „Odrodzenia" spośród wszystkich innych ówczesnych katolickich modeli (i organizacji) wychowawczych wyróżniał mocno wyakcentowany rys społeczny. Rozbudzić wrażliwość na problemy społeczne, zwłaszcza na tzw. kwestię robotniczą i problemy polskiej wsi, oraz zapoznać się ze społeczną nauką Kościoła. Temu celowi służyły m.in. coroczne Tygodnie Społeczne organizowane na KUL-u. Niektórzy mieli tam wystąpienia bardzo radykalne (pamiętam Henryka Dembińskiego, jak mówił, że z moralnego punktu widzenia nie ma prawa do Komunii św. ten, kto nie pracuje na rzecz sprawiedliwości i miłości w życiu zbiorowym.
Wielu członków Odrodzenia angażowało się czynnie w działalność społeczną (np. w związkach zawodowych) i charytatywną w Konferencji św. Wincentego ŕ Paulo: każdy członek tej Konferencji raz w tygodniu odwiedzał swoich „podopiecznych", rozeznawał ich problemy, szukał pomocy.
Problemy społeczne były tymi, które najmocniej różniły środowiska „Odrodzenia". W Warszawie i Lublinie, gdzie - głównie pod wpływem ks. Antoniego Szymańskiego, rektora KUL - dochodził do głosu katolicyzm społeczny rozumiany w duchu chadeckim. Koledzy z tych miast mieli taką unitarnie-totalistyczną koncepcję życia zbiorowego: postrzegali jeden model, prawzór poprawnej struktury narodowej, państwowej, międzynarodowej. Zadaniem chrześcijan miało być, ich zdaniem, wspieranie owego modelu i usuwanie struktur „niewłaściwych". Drogą do tego najwłaściwszą byłaby działalność polityczno-partyjna, chadecka.
My w „Odrodzeniu" lwowskim patrzyliśmy na te kwestie zupełnie inaczej, choć wówczas chyba jeszcze nie zdawaliśmy sobie w pełni sprawy, na czym polegają różnice między nami. Przeczuwaliśmy, że katolicka nauka społeczna nie chce narzucać nam jakiejś jednej, totalnej struktury całego życia społecznego, lecz uznaje i akceptuje pluralizm struktur. Chrześcijanie - jak ewangeliczny zaczyn - mają zgodnie z Ewangelią układać życie społeczne w obrębie tych struktur, w jakich im wypadło żyć.
„Odrodzenie" to była również wspaniała praktyczna szkoła budowania wspólnoty. Prowadziliśmy wtedy niesłychanie aktywne życie towarzyskie, świetnie się przy tym bawiąc. Byliśmy jak wielka rodzina rozsiana po całej Polsce.
c. naród
„Odrodzenie" miało wyraźnie narodowy charakter, jednak rozumieliśmy przez to coś zupełnie innego, niż proponowała endecja i jej akademicki odpowiednik - Młodzież Wszechpolska. Właściwie to oni byli naszym głównym przeciwnikiem ideowym. Myśmy reprezentowali zupełnie inne pojęcie patriotyzmu. Zarzucaliśmy Wszechpolakom, że wywracają hierarchię wartości, a religię oraz dobro Kościoła podporządkowują dobru narodu. Byliśmy przekonani, że takie postawienie sprawy w sposób nieunikniony prowadzi do totalitaryzmu narodowego, a w przypadku Polski sprzeciwia się naszej najwspanialszej tradycji: idei jagiellońskiej.
Łączył się z tym pewien nieśmiały jeszcze ekumenizm, na razie wobec grekokatolików - pamiętam, że w 1928 lub 1929 roku kilku z nas, jako delegacja „Odrodzenia", brało udział w katedrze św. Jura w liturgii odprawionej na zakończenie ukraińskich rekolekcji akademickich. Nie była to, niestety, postawa wówczas rozpowszechniona. Kiedy w 1936 r. zaproponowaliśmy, aby patronat nad Tygodniem Społecznym objęli wszyscy trzej arcybiskupi lwowscy: rzymskokatolicki, greckokatolicki i ormiański.
„Odrodzenie" jako organizacja zdecydowane opowiadało się przeciwko tendencjom rasistowskim i antysemickim, choć wśród moich najbliższych przyjaciół „odrodzeniowców" byli i tacy, którzy w swoich poglądach na tematy żydowskie niewiele różnili się od Wszechpolaków. Ja sam - Świeżawski - przeszedłem pod tym względem ewolucję: od negatywnego stosunku do Żydów, podyktowanego głównie względami ekonomicznymi, po przekonanie, iż autentycznego chrześcijaństwa nie sposób pogodzić z jakimikolwiek przejawami antysemityzmu.
Jestem przekonany, że nasz ruch przygotowywał Kościół w Polsce do II Soboru Watykańskiego i pontyfikatu Jana Pawła II. Myślę tu o takich ideach jak: wizja Kościoła jako wspólnoty i ludu Bożego obejmującego cały świat, odnowa liturgii, refleksja nad miejscem świeckich, ekumenizm, potępienie antysemityzmu. Z tych tajemniczych Bożych planów zdawał sobie chyba sprawę kard. August Hlond, gdy - wyraźnie mając na myśli „Odrodzenie" - wpisywał się do naszej „Księgi domowej" przy okazji naszego ślubu: „Spotkaliście się w przedsionkach Bożych. Zrozumieliście się w tym tchnieniu, którym Duch Święty świat odradza" (por. S. Świeżawski, Plantacja Ducha Świętego, wg Janusza Poniewierskiego).
3. DZISIAJ
Dlaczego „Odrodzenie" potrzebne jest również dzisiaj? Ponieważ dzisiejsze pokolenie zdaje się żyć w sposób które ma wiele cech choroby. Współczesny relatywizm moralny najlepiej wyraża popularna idea samorealizacji, która lansowana jest w społeczeństwach zachodnich od co najmniej kilkudziesięciu lat, a do nas dotarła wraz z odzyskaniem suwerenności. W jej myśl każdy człowiek ma prawo tak żyć, jak uważa za stosowne, byleby tylko był wierny sobie. Nikt nie ma prawa mu narzucać wartości, jakimi ma żyć, a wartości, które wyznaje, nie podlegają dyskusji. Ideologia ta stawia w centrum ludzkie „ja", wykluczając przy tym jakikolwiek inny szerszy kontekst czy zobowiązania społeczne, polityczne lub religijne.
Niedługo jednak trzeba czekać, by zobaczyć, że król jest nagi. Ideologia samorealizacji kompromituje się bowiem sama, ponieważ ludzkie „ja" pozbawione szerszych odniesień okazuje się puste i pozbawione treści. Jak trafnie zauważa jeden z amerykańskich psychologów, owo puste jestestwo (ang. empty self) to wspólny mianownik wielu społecznych patologii, takich jak zaniżone poczucie własnej wartości, nadużywanie różnego rodzaju substancji, zaburzenia pokarmowe, chroniczna i kompulsywna konsumpcja, utrata sensu życia, zamieszanie w świecie wartości, głód duchowości itp. (P. Cushman). Chcąc stworzyć idealnego człowieka, idea samorealizacji niechcący uwolniła drzemiącego w nim potwora.
Nietrudno w dzisiejszym pokoleniu dopatrzyć się rysów narcystycznych zaburzeń osobowości. I choć może wydać się nadużyciem stosowanie tej diagnozy do całego pokolenia, to bez wątpienia jej ślady są wyraźnie obecne tak w kulturze masowej, jak i w osobistych narracjach. Klasyczny mit pucybuta, który dzięki uczciwej pracy, hartowi ducha i wytrwałości zostaje milionerem, jest już przeszłością. Dziś obowiązuje mit idola, którym zostaje się w sposób magiczny dzięki urodzie, głosowi lub umiejętności kopania piłki itp. Jeśli nie jesteś w stanie zostać kimś takim, jesteś nikim. Dobrze oddaje to jedna z bohaterek przywoływanej wcześniej powieści Masłowskiej, której marzy się „robienie w sztuce, kulturze", dlatego chciałaby udzielić wywiadu jakiejś gazecie, gdzie „walnie się, że jestem zupełnie młoda, a już tak bardzo utalentowana". Gdy tak wybujały ekshibicjonizm nie znajduje pokrycia w rzeczywistości - a przecież zwykle tak bywa - to jego miejsce musi zająć wszechogarniający wstyd i pragnienie, by dosłownie zniknąć z powierzchni ziemi. Nieuniknioną konsekwencją tego jest autodestrukcja w różnej postaci.
Trafność tej intuicji potwierdza pośrednio inny fenomen społeczny, a mianowicie zanik czy wręcz ucieczka od poczucia winy i grzechu. Kościół mówi o tym już od dłuższego czasu, ale coraz głośniej ten niepokojący temat podejmują także publikacje naukowe: „Żyjemy w społeczeństwie, w którym możemy powiedzieć, że się z kimś nie zgadzamy, ale już nie możemy mu zarzucić, że jest w błędzie, a tym bardziej, że jest złym człowiekiem. Poczynając od polityków, a kończąc na intelektualistach, wszyscy jesteśmy wspierani w tym, by unikać skruchy, wyrzutów sumienia, odpowiedzialności i potrzeby naprawienia krzywd" (D. L. Carveth, J. H. Carveth). Ta sytuacja nie wzięła się znikąd. Jest konsekwencją szerzącego się relatywizmu moralnego i ogromnego chaosu w świecie wartości, za które odpowiedzialni są nie współcześni młodzi ludzie, ale właśnie odchodzące pokolenia (Stanisław Morgalla S, Współczesny lęk przed odpowiedzialnością).
Jakie są przyczyny wyżej wymienionych „chorób"? Tkwią one zapewne w mentalności pokolenia przyzwyczajonego do wygody, zaspokajania własnych zachcianek, niezdolnego do narzucenia sobie dyscypliny, a zarazem pełnego lęku przed wzięciem odpowiedzialności za życie swoje i innych. Nie można jednak nie zauważać obiektywnych przyczyn społecznych: bezrobocie, brak polityki wspierającej realnie młode małżeństwa, a także popkultura przekonująca, że nie trzeba ciężko i systematycznie pracować, aby coś osiągnąć (Dariusz Kowalczyk SJ, Bamboccioni - znak czasów?)
Czyż ten chaos nie jest wołaniem o odrodzeniowy uniwersalizm, obiektywizm i realizm?
ZAKOŃCZENIE
Zakończmy dzisiejszą refleksję słowami modlitwy św. Augustyna:
„Oddychaj we mnie, Duchu Święty, abym święcie myślał. Przymuszaj mnie, abym święcie postępował. Pobudzaj mnie, abym miłował tylko to, co święte. Umacniaj mnie, abym strzegł tego, co dobre. Strzeż mnie, Duchu Święty, abym Cię nigdy nie utracił".