Czcigodni Bracia w Kapłaństwie, Czcigodna Matko, Siostry i Bracia życia konsekrowanego, umiłowani w Chrystusie Panu, Wielce Czcigodne i Drogie Siostry Jubilatki.
Gromadzimy się na tej Najświętszej Eucharystii by dziękować za dar życia konsekrowanego, które znajduje się w samym sercu Kościoła, ponieważ – jak mówił św. Jan Paweł II - wyraża najgłębszą istotę powołania chrześcijańskiego: jest radykalnym darem z siebie, który człowiek składa z miłości do Chrystusa — Mistrza i Oblubieńca — oraz do braci odkupionych na krzyżu krwią Zbawiciela. (Orędzie do Osób Konsekrowanych, Częstochowa 1997 r.) Jest to piękna i wymagająca służba na rzecz Kościoła, której jubileusz 60-cio i 25-lecia obchodzimy razem z Wami Czcigodne: s. Cecylio, s. Arkadio, s. Marto, s. Patrycjo, s. Dominiko, s. Faustyno. Dziękujemy dziś za Waszą obecność, trwanie przy Chrystusie na różnych ścieżkach wiernego posługiwania, które Pan Wam przeznaczył.
Zobaczmy co, w tym szczególnym dniu, mówi do nas Bóg w słowie przeznaczonym na dzisiejszą niedzielę. Oto w czytaniu z Pierwszej Księgi Królewskiej słyszeliśmy opis objawienia się Boga Eliaszowi. Znamienne jest zachowanie Eliasza, gdy Bóg zawołał go, aby wyszedł na górę i stanął przed swoim Stwórcą. Eliasz potrafił bowiem rozpoznać obecność Boga w lekkim powiewie wiatru, pomimo że mogło się wydawać, iż bardziej adekwatnym sposobem objawienia najpotężniejszego Władcy wszechświata mogą być: wichura, potężne trzęsienie ziemi czy ogień. Eliasz natomiast rozpoznał, że Boga nie ma w tych zjawiskach, a gdy tylko usłyszał lekki powiew wiatru, wyszedł przed grotę, aby spotkać swojego Pana.
Myślę, że z łatwością można znaleźć analogię pomiędzy zachowaniem Eliasza a Waszym powołaniem Drogie Siostry Jubilatki. Spośród wielu głosów, wielu dróg, które stawiał przed Wami świat, wybrałyście ten najcichszy, ale najwyraźniejszy głos – głos Pana – pozostaw wszystko, co masz, świat cały z jego propozycjami i pójdź za mną. Wasze młode, pełne zapału serca przyjęły ten głos i Tego, który Was wybrał i zaślubił. Od tamtej pory, aż po dziś dzień, kroczycie z Chrystusem wszędzie tam, dokąd Was prowadzi.
Jan Paweł II mówiąc o zakonach zawsze nam przypominał, że są solą ziemi. Ich istnienie jest bowiem przypominaniem światu prawdy o Bogu, któremu oddajemy cześć i chwałę. Ich istnienie, ofiara modlitewna za świat i w imieniu świata, to skarbiec modlitwy dla apostolskiej i misyjnej pracy Kościoła.
Zakon to nie więzienie, a wskazania ewangeliczne to nie system policyjny – jak niektórzy chcieliby je dzisiaj przedstawiać. Siostra Faustyna w swoim Dzienniczku napisała: Biada światu, jeśli zabraknie zakonów. Zakony, z całą gamą ich różnorodnych charyzmatów i posług są dla Kościoła i świata Bożym błogosławieństwem i mają ponadczasową wartość.
W książce Wstańcie, chodźmy Jan Paweł II szukając źródła swojego powołania, opisuje niejako powołanie każdego z nas. Tak o tym pisze: Szukam źródła mojego powołania (…) Powierzyliśmy nasze życie Chrystusowi, który pierwszy nas umiłował i jako dobry Pasterz poświęcił swoje życie dla nas. Apostołowie Chrystusa usłyszeli te słowa i odnieśli je do siebie, jako osobiste wezwanie, podobnie i my (…) nie możemy nie odczuwać potrzeby zaangażowania, byśmy jako pierwsi odpowiadali na tę miłość, w wierności, w wypełnianiu przykazań i w codziennym oddawaniu życia za przyjaciół naszego Pana (JP II, Wstańcie, chodźmy, str. 10-11).
Decyzja o pójściu za Chrystusem to słaba, może i nieudolna, odpowiedź miłości człowieka na uprzednią nieskończoną miłość Boga. To odpowiedź na Boży szept w człowieczym sercu, na ten łagodny powiew, w którym objawia się Bóg. Bez hałasu, bez fajerwerków, bez fałszywych obietnic wielorako pojmowanego doczesnego szczęścia.
Nie każdy człowiek potrafi dosłyszeć ten szept, nie każdy potrafi powiedzieć - tak. Ale takiej odpowiedzi na wezwanie Boże udziela każdy człowiek wstępujący do zakonu, i potwierdza ją poprzez profesję zakonną. Dzięki ślubom potwierdza, że do końca swych dni będzie się starał żyć według rad ewangelicznych, zachowując: czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Realizacja tych rad urzeczywistnia wybór Chrystusa jako jedynego podmiotu miłości.
Ta miłość do Chrystusa jest miarą i uzasadnieniem dzisiejszego jubileuszu, bo miłość i wierność Chrystusowi są miarą wielkości każdej siostry zakonnej, motywem szacunku dla ofiary jej życia. W tym życiu zakonnym, pełnym radykalizmu ewangelicznego i wierności powinniśmy znajdować inspirację dla nas samych. W murach klasztornych żyją ludzie dynamiczni, kochający świat i każdego człowieka. Nie są sfrustrowanymi ponurakami, lecz ludźmi radosnymi, cieszącymi się pełnią życia. Św. Bernard z Clairvaux pisał: Bez miłości klasztory są piekłem, a ich mieszkańcy demonami; z miłością przeciwnie – klasztory są rajem, a ich mieszkańcy aniołami.
Tak Czcigodne Siostry Jubilatki, to miłość Boga i bliźniego jest najważniejszą zasadą życia zakonnego i z tej miłości będziemy rozliczani na końcu czasów. Jeżeli by jej zabrakło to na darmo nasz trud, nasze dobre uczynki a nawet kilkadziesiąt lat w klasztorze. tylko miłość wypływająca z głębokiej wiary i autentycznej relacji z Bogiem jest receptą na szczęśliwe życie tu na ziemi i przepustką do życia wiecznego.
Człowiek, który poświęcił się Bogu w życiu zakonnym stara się być doskonały, podejmuje próby walki ze swoimi słabościami i zachowuje każdy przepis Bożego prawa. Czy jest to właściwa postawa? Odpowiedzi są dwie: jeżeli te wszystkie działania wypływają z miłości do Chrystusa i każde z nich przepojone jest tą miłością to droga jest słuszna. Biada jednak gdyby ktoś popadł w bezduszny perfekcjonizm, który prowadzi jedynie do narzucania sobie coraz to sroższej dyscypliny i powoduje utratę radości z faktu, że zostaliśmy wybrani przez Boga i przeznaczeni do świętości.
Drogie Siostry i Bracia spójrzmy na św. Piotra, który ujrzawszy Jezusa natychmiast zapragnął przyjść do Niego. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby dotarcie do Jezusa nie wymagało przejścia po wodzie, do którego człowiek nie jest przecież zdolny o własnych siłach. Piotrowi to jednak nie przeszkadzało. Wiedział, że dla Mistrza nie ma rzeczy niemożliwych, dlatego, zachęcony Chrystusowym: Przyjdź!, ruszył po jeziorze w Jego kierunku. Wystarczył jednak podmuch wiatru, aby stracił pewność siebie i krzyknął do Chrystusa: Panie, ratuj mnie!, a wtedy Jezus bez zwłoki wyciągnął do niego rękę i wciągnął go na łódź.
Jaka nauka płynie z tej historii dla naszego życia? Po pierwsze trzeba nam sobie zdać sprawę z tego, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i każdy człowiek, który otwiera się na działanie Jego łaski i ufa Mu bezgranicznie, może dokonać wielkich rzeczy będąc narzędziem w ręku Boga. Po drugie, jesteśmy tylko słabymi ludźmi i często wystarczy niewielka trudność, abyśmy zwątpili w moc Boga i zaczęli tonąć. Czasem to właśnie niepozorne wydarzenie prowadzi nas do grzechu i oddala nas od Boga a tracąc Jego wsparcie, przestajemy być zdolni do rzeczy wielkich i często gubimy się w gąszczu codziennych obowiązków, przytłaczających nas problemów. On jednak nawet wtedy nas nie opuszcza, ale bacznie i z miłością przygląda się naszym poczynaniom i czeka na nasze: Panie, ratuj mnie. Czeka aż zwrócimy się do Niego i w Bogu będziemy szukać ratunku. Do niczego nas nie zmusza, ale czeka na nasz powrót z wyciągniętą ręką by nas zbawić. Popatrzmy, że św. Piotr nie przestraszył się szalejącej burzy i fal, bo bardzo pragnął spotkać się z Jezusem, zwątpił zaś w obliczu słabego podmuchu wiatru i zaczął tonąć. To takie częste w naszym życiu. Gdy mamy do przygotowania coś wielkiego, zbieramy wszystkie siły i realizujemy postawiony cel a najtrudniejsze są te małe, codzienne rzeczy, w których nie potrafimy być wierni Bogu.
Podsumowując naukę płynącą z fragmentu dzisiejszej Ewangelii należy stwierdzić, iż jedyną drogą wiernego trwania przy Chrystusie jest patrzenie na Niego i ufne słuchanie Jego słowa. Dopóki Piotr był zapatrzony w Chrystusa nie przerażała go nawałnica, gdy tylko spuścił z Niego wzrok przeraził się wiatru. Tak jest i w naszym życiu, a szczególnie zakonnym czy kapłańskim, dopóki jesteśmy wpatrzeni w Chrystusa, dopóki jesteśmy z Nim w dialogu, słuchamy Jego słowa, świat nas nie przeraża i jesteśmy w stanie chodzić po jego burzliwych falach, bo nasza moc pochodzi od Tego, który jest Panem wszelkiego stworzenia. Gdy tylko spuścimy z Niego wzrok i zaczniemy tylko po ludzku kalkulować, liczyć na własne siły, nawet niewielkie trudności są w stanie nas przerazić i boimy się świata zewnętrznego.
Czcigodne Siostry Jubilatki!
Patrząc na Wasze życiorysy można dostrzec różnorodność posług, które podejmowałyście przez lata życia zakonnego. Zakładając Zgromadzenie Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej, bł. Edmund Bojanowski zawarł w charyzmacie zgromadzenia opiekę nad dziećmi, chorymi i ubogimi. Stąd Drogie Siostry, Wasza praca w ochronkach, Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym czy prowadzenie katechezy dla dzieci i młodzieży. Wiele Waszych posług to pokorne i ciche realizowanie takich obowiązków jak gotowanie, podawanie do stołu, różnego rodzaju prace domowe czy posługa w zakrystii.
Dziękujemy Wam dziś za to, że w pokorze serca przez całe życie służycie Chrystusowi wiernie wykonując powierzone Wam zadania. To właśnie jest, jak mówiła św. Teresa, ta mała droga do świętości. Żyć Chrystusem i oddawać Mu całe swoje jestestwo, właśnie w codzienności i pełnej miłości służbie drugiemu człowiekowi.
Doskonałym wzorem Pokornej Służebnicy jest dla nas Patronka Waszego Zgromadzenia – Najświętsza Maryja Panna. Któż bardziej niż Ona zna trud codziennej pracy? Czy nie Ta, która troszczyła się o naszego Zbawiciela od dnia Jego narodzin? Wykonywała wszystkie domowe obowiązki i wychowywała swojego Syna najlepiej jak potrafiła. Prawdą jest, że Bóg wybrał Maryję na Matkę swojego Syna już przed założeniem świata, ale wychowanie w wierze i miłości Boga i bliźniego były także owocem pracy Jej rodziców Joachima i Anny. To oni stworzyli małej Maryi dom, w którym mogła wzrastać w Bożej łasce i otworzyć się na powołanie, które Jej Bóg przeznaczył. Stąd też, Drogie Siostry Jubilatki, dzisiejsza uroczystość jest odpowiednim momentem, by pomyśleć o Waszych rodzicach, o osobach, które pomogły Wam w życiu otworzyć się na głos Boga. Gdyby nie oni, być może byłoby Wam trudniej wybrać drogę powołania zakonnego, dlatego tą liturgią chcemy podziękować Bogu za wszystkich ludzi, których postawił na drodze życia Dostojnych Sióstr Jubilatek, za rodziców i rodzeństwo – za ich rodziny, tę kolebkę życia i wiary; za kapłanów, katechetów, za siostry zakonne, za grupy młodzieżowe, za prowadzących rekolekcje i za wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do odczytania Waszego powołania, podjęcia trudu życia zakonnego i wytrwania w nim przez aż 60 czy 25 lat.
Na koniec chciałbym przytoczyć słowa papieża Franciszka, które skierował do wiernych podczas jednej z modlitw Anioł Pański: Zastanówmy się, co by się stało, gdyby nie było sióstr; nie byłoby sióstr w szpitalach, gdyby nie było ich na misjach, gdyby nie było ich w szkołach? Pomyślcie o Kościele bez sióstr zakonnych… Nie, to jest nie do pomyślenia! One są darem, zaczynem niosącym do przodu cały lud Boży. To są wspaniałe kobiety, te, które konsekrują swe życie i niosą orędzie Chrystusa. Kościół i świat potrzebują tego świadectwa miłości i miłosierdzia Bożego.
Myślę, że to najlepsze świadectwo o Waszej roli w Kościele czcigodne Siostry i ukazanie jak bardzo jesteście potrzebne Chrystusowi i nam. Dlatego dziękuję Wam, że trwacie w swoim powołaniu i cichej służbie bliźnim i życzę Wam niezachwianej wiary, pokładania ufności jedynie w Bogu oraz życia Ewangelią na co dzień. Niech Wasze życie będzie nieustannym powtarzaniem Chrystusowi: Prawdziwie, jesteś Synem Bożym! Niech Wam Bóg błogosławi na dalsze lata życia. Amen.
Bp Artur Miziński