- Nie otrzymaliśmy Ducha Świętego po to, aby aby się lękać. Otrzymaliśmy Ducha Świętego, który jest Duchem męstwa Chrystusa. I tej mocy potrzebujemy dzisiaj znacznie bardziej niż kiedykolwiek - mówił kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w wykładzie wygłoszonym 23 września w Poznaniu podczas Ogólnopolskiego Forum Duszpasterskiego. Uczestniczył w nim na zaproszenie abp. Stanisława Gądeckiego, metropolity poznańskiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.
Publikujemy treść wykładu:
Robert Kard. Sarah. Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Duch świętości w Kościele Centrum Konferencyjne Politechniki Poznańskiej, 23 września 2017
Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie Stanisławie Gądecki, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski
Drodzy katechiści. Witam Was serdecznie, pragnąc za Waszym pośrednictwem przekazać wyrazy mojego braterskiego pozdrowienia i uszanowania Waszym Diecezjom, Parafiom, a w sposób szczególny Waszym proboszczom i biskupom. Pozdrawiam serdecznie cały Kościół w Polsce.
Kościół Boży w Polsce dla poświęconego Duchowi Świętemu Programu Duszpasterskiego na rok 2017-2018, wybrał motto zaczerpnięte z Dziejów Apostolskich 2,4: "Wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym". Program ten kładzie szczególny nacisk na sakrament bierzmowania, zwłaszcza w odniesieniu do jego skutków w życiu jednostki i całej wspólnoty kościelnej. Jego Ekscelencja ks. Arcybiskup Stanisław Gądecki, jako Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, poprosił mnie o wzięcie udziału w tegorocznym Forum Duszpasterskim, sugerując temat mojego wystąpienia: "Duch świętości w Kościele". Bardzo chętnie przyjąłem to zaproszenie, za które raz jeszcze dziękuję polskim biskupom. W moim referacie chciałbym podzielić się zaledwie kilkoma prostymi refleksjami dotyczącymi wskazanej mi tematyki, mając nadzieję, że mogą one okazać się użyteczne dla duchowej drogi, którą wspólnie w tym roku podejmujecie.
Wybrany przez Was jako motto werset Pisma Świętego musi być umieszczony we właściwym kontekście, a mianowicie w opowiadaniu o wydarzeniach z dnia Pięćdziesiątnicy. Pierwszy werset drugiego rozdziału Dziejów Apostolskich precyzuje, że w tym dniu „znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu”. Jest wysoce prawdopodobne, że owym miejscem był Wieczernik lub jakieś pomieszczenie do niego przylegające (por. Dz 1,13). Od razu zauważamy tutaj ścisłą więź, jaka istnieje między misterium Pięćdziesiątnicy i Eucharystii. Wydaje się przy tym bardzo znaczące, że Duch Święty objawia się jako Ten, który jest od samego początku związany ze świętym miejscem, w którym po raz pierwszy świat zobaczył coś, czego co nie byłby w stanie wymyślić ludzki intelekt: transsubstancjację eucharystyczną i sakramentalną celebrację Pasji Jezusa. Eucharystia i Krzyż to dwie rzeczywistości podwójnie powiązane z Duchem Świętym, tak jak On sam jest z nimi podwójnie związany. W rzeczy samej, wzywamy Ducha Świętego podczas epiklezy nad darami eucharystycznymi, a kapłan, trzymając nad nimi wyciągnięte ręce, zwraca się wówczas do Boga Ojca: “Pokornie błagamy Cię, Boże, uświęć mocą Twojego Ducha te dary, które przynieśliśmy Tobie, aby się stały Ciałem i Krwią Twojego Syna, naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który nam nakazał spełniać to misterium”. Dary ofiarne przemienią się w Chrystusa, a nastąpi to przez wszechmocne działanie Trzeciej Osoby Trójcy Przenajświętszej, której imienia wzywamy nad nimi, kiedy spoczywają na ołtarzu Jezusowej Ofiary. Z tego właśnie powodu tajemnica Ducha Świętego zostaje nam przekazana przede wszystkim w odniesieniu do misterium Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Z drugiej strony, powszechnie wiadomo, że na krzyżu Jezus „wyzionął Ducha” (Mt 27,50), a po zmartwychwstaniu, tchnął na uczniów mówiąc im: "Weźmijcie Ducha Świętego" (J 20, 22). Obydwa wspomniane teksty ewangeliczne uwypuklają jeszcze bardziej istniejącą więź pomiędzy Duchem Świętym a wszystkimi innymi sakramentami, nie tylko z Najświętszą Eucharystią. Któż z nas nie wierzy głęboko, że sakramenty wypłynęły z Chrystusowego boku przebitego na Krzyżu? Kto nie pamięta, że kiedy Zmartwychwstały tchnął Ducha Świętego na swoich uczniów, nadał im munus odpuszczania grzechów, czyli nakazał sprawować to, co dziś nazywamy sakramentem pojednania i pokuty? (Por. Sobór Trydencki, DS 1703). I - Sakramenty, Kościół i wylanie Ducha Świętego.
Na wstępie musimy podkreślić bardzo ważną rzecz: Nowy Testament uświadamia nam na wiele sposobów, że ekonomia sakramentalna Kościoła jest ściśle powiązana z misterium wylania Ducha Świętego na Kościół. Sakramenty są zwykłymi środkami uświęcania dusz ludzkich: dlatego, mówiąc o Duchu świętości w Kościele, nie możemy - jeśli chcemy uniknąć niepotrzebnych ogólników – nie sprowadzać owej świętości do bardzo konkretnych i widocznych gestów oraz do słów wypowiadanych podczas sprawowania sakramentów. Świętość i uświęcenie Kościoła, dzieła Ducha Świętego, dokonują się w sposób bardzo konkretny poprzez materialną widoczność siedmiu świętych znaków sakramentalnych. Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa, zostaje uświęcony - możemy powiedzieć - na sposób „wcielenia”, czyli za pośrednictwem widocznych znaków, które generują, uobecniają, udzielają i objawiają niewidzialną łaskę.
Wróćmy do pierwszego wersetu Dziejów Apostolskich, od którego zaczęliśmy naszą refleksję: „znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu”. Zastanawia nas drugi element tego krótkiego stwierdzenia. Wszyscy tam byli: Maryja, Apostołowie, uczniowie pierwszej godziny. Cały Kościół katolicki tam był. Cały Kościół powszechny był zamknięty w małym pokoju. On był katolicki już w tym momencie, był powszechny od pierwszego dnia, kiedy mógł pomieścić się całkowicie w jednym zamkniętym pomieszczeniu. I właśnie tam były już obecne te wszystkie nadprzyrodzone dary, które Chrystus ofiarował Kościołowi katolickiemu: była Madonna, były Apostołowie, a zatem było kapłaństwo i możliwość sprawowania Sakramentów; była modlitwa, trwanie we wspólnocie miłości, był duch służby, pragnienie służenia Panu i ewangelizowania całego świata. Wtedy to właśnie przyszedł Duch Święty, aby ukończyć dzieło. Chrystus posłał swoich uczniów, aby ewangelizowali cały świat i udzielali chrztu wszystkim ludziom (Mt 28,19-20), czyniąc – o ile to możliwe - wszystkich chrześcijanami, wprowadzając wszystkich do Kościoła Katolickiego, jak przypomina Sobór Watykański II w Lumen Gentium (nr 13) i w Konstytucji o Świętej Liturgii Sacrosanctum Concilium (nr 1), kiedy naucza, że wszyscy ludzie powołani są do katolickiej jedności ludu Bożego. Należy jednocześnie zauważyć, że Chrystus, udzielając tego uniwersalnego posłannictwa, zastrzegł jednak, że Apostołowie nie będą mogli ewangelizować, jeśli wpierw Pan nie ześle na nich swego Ducha z nieba (por. Dz 1, 4-5). Bóg uświadamia nam w ten sposób, że misja Kościoła nie zależy od inicjatywy człowieka, nie dokonuje się naszymi wątłymi siłami, ale jest owocem działania Ducha Świętego. W tym znaczeniu, nie umniejszając wcale wartości szeroko pojętej działalności charytatywnej, warto przypomnieć, że biorące początek z Ducha Chrystusowe posłannictwo Kościoła, to przede wszystkim misja duchowa i nadprzyrodzona, zmierzająca do zbawienia dusz i roztaczająca opiekę nad ciałem o tyle, o ile jest to ukierunkowane na zbawienie duszy.
Z Wieczernika, z tego małego pomieszczenia wyszedł Kościół katolicki, napełniony tchnieniem Ducha Świętego, aby z czasem zdobyć cały świat dla Chrystusa. Nie bójmy się, drodzy bracia, jeśli czasami w pewnych miejscach lub w pewnych momentach nasza liczba zmniejsza się do niewielkich, nawet bardzo niewielkich rozmiarów. Nie tego należy się tego bać, chociaż mamy nadzieję, że po kres czasów Kościół rozkwitać będzie bogaty w swoje duchowe dzieci. Ale nawet gdyby tak nie było, pamiętajmy, że najważniejsza nie jest ilość wiernych, lecz ich jakość. Dla Kościoła kluczową jest nie kwestią ilości, ale świętości, jedności Kościoła w Duchu Świętym, jedności Doktryny i nauczania moralnego. Wiecie, że chodzi tutaj o wyzwanie zarazem straszne i fascynujące: w jaki sposób, na początku XXI wieku, świadczyć o Jezusie Chrystusie i o naszej katolickiej wierze w kontekście obojętności religijnej, milczącej apostazji i tak powszechnego moralnego relatywizmu? Jezus prosi nas, abyśmy nie pozwolili wywietrzeć soli naszej wiary, a to pociąga za sobą konieczność wytrwania w wierze katolickiej i zachowania ciągłości nauczania moralnego Kościoła. Rzeczywiście, grozi nam stale wielkie ryzyko rozcieńczenia naszej wiary, kupczenia Słowem Bożym lub jego zafałszowania (2Kor 2,17; 4,2) tylko po to, by przyciągnąć życzliwą uwagę ludzi tego świata. Wielki francuski pisarz, Paul Claudel, ujął to humorystycznie: „Ewangelia jest solą, a wy zrobiliście z niej cukier”. Wyraźmy sprawę jasno: jeżeli poświęca się prawdę po to, aby uniknąć trudności wpisanych w dawanie świadectwa wierze, chrześcijanin nie jest już solą i na nic się nie przyda. Jeśli chrześcijanin, podobnie jak kameleon, przybiera kolory swojego otoczenia, nie stanowi już namacalnego znaku Królestwa Bożego: a przecież jesteśmy powołani, aby nadawać smak środowiskom, w których się znajdujemy przez dawanie jasnego i jednoznacznego świadectwa naszej katolickiej wierze. Jest to ogromna odpowiedzialność, która spada w pierwszej kolejności na biskupów, katechistów, wszystkich chrześcijan i nasze chrześcijańskie rodziny. Jeśli przyjrzymy się liczbom i statystykom, Kościół Katolicki zamknięty w jednym pomieszczeniu w dniu Pięćdziesiątnicy był bardziej niż mizerny. A jednak nigdy bardziej niż wtedy Kościół nie był bliski doskonałości, tej, którą osiągnie dopiero w niebie. Liczby mają pewną wartość, ale jakość ma wartość nieporównanie większą. Musimy czynić wszystko co w naszej mocy, aby na świecie żyło jak najwięcej chrześcijan, a nawet - zgodnie z nakazem Chrystusa - aby wszyscy ludzie stali się chrześcijanami. Nie wolno nam jednak poświęcać jakości duchowej na rzecz liczb, w przeciwnym wypadku będziemy mieli wielu takich, którzy definiują się katolikami, ale którzy głęboko zasmucają Ducha Świętego przez swoje postępowanie i przez skażone grzechem serca. Należy więc, na poziomie duszpasterskim, koniecznie odnaleźć właściwą równowagę pomiędzy elitarnym rygoryzmem, który każe wyobrażać sobie Kościół jako wspólnotę doskonałych, a szkodliwym laksyzmem, który nawet przy dobrych intencjach przyciągnięcia do Kościoła jak największej liczby wiernych, dokonuje nieuprawnionych cięć w dziedzinie Doktrynie wiary, nauczania moralnego Kościoła i obyczajów. Duch Święty jest jednocześnie Duchem Prawdy i Miłosierdzia, bez żadnej sprzeczności. W duchu Miłosierdzia staramy się dotrzeć do jak największej liczby ludzi i przyjmować ich w objęcia Kościoła. Jednocześnie, zgodnie z duchem Prawdy, nie chcemy tego czynić zafałszowując Słowa Chrystusa. Podchodźmy więc do ludzi z wielkim miłosierdziem, ale pomagajmy im przylgnąć do Chrystusowej Prawdy, która zawsze wzbudzana jest w naszych sercach przez Ducha Świętego. Duch Chrystusowy nie jest przecież podobny do kłamliwego polityka, który twierdzi lub zaprzecza czemukolwiek, tylko po to, aby zyskać popularność wśród wyborców. Duch Chrystusowy jest ogniem, pochłaniającym i spalającym odpady ludzkich grzechów, rozpalającym ogniem świętej miłości dusze sprawiedliwych.
Drugi werset drugiego rozdziału Dziejów Apostolskich podsuwa nam kolejny interesujący szczegół: „Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru”. W innym miejscu Jezus powiedział Nikodemowi, że Duch Święty właśnie taki jest: nieprzewidywalny, nikt nie wie skąd przychodzi i dokąd zmierza. W rzeczy samej, w Wieczerniku Duch przychodzi “nagle”. Sugeruje to, że Jego przybycie jest czysto darmową łaską, jest nieprzewidywalnym darem na który nie jesteśmy w stanie do końca zasłużyć, a tym mniej przymusić Go za pomocą jakichś działań determinujących to nadejście. Nie można, „zmuszać” Ducha Świętego, aby przyszedł do nas. Przychodzi, jeśli chce, gdzie chce, kiedy chce. W tym kontekście chciałbym podkreślić pewien aspekt, który być może wyda się trochę szczegółowy, ale jest bardzo znaczący. Od kilku dekad obecny jest w teologii pewien nurt, który mówi o łasce w sposób mało odpowiedni. Jego wyznawcy używają często dobrze znanego wyrażenia “wszystko jest łaską”. Kilka lat temu kardynał Georges Cottier napisał krótki artykuł na ten temat, zatytułowany: „Jeśli wszystko jest łaską, nie ma już łaski” (miesięcznik 30 giorni, rok 2009). I rzeczywiście, taka jest prawda. Nie wszystko jest łaską. Natura sama w sobie nie jest łaską, chociaż stanowi warunek wstępny działania łaski. To, co robimy na poziomie natury, należy do natury, i choć często łączy się z nadprzyrodzonym porządkiem łaski, to nie zawsze ma to miejsce, nie ma mowy o jakimś automatyzmie, tak jakbyśmy do łaski mieli jakieś prawo. Łaska, z definicji, jest darmowa. Tymczasem, w praktyce duszpasterskiej często słyszy się stwierdzenia w rodzaju: "Tego a tego dnia pojedziemy na dzień skupienia, albo wybierzemy się na konferencję ascetyczną ... i przeżywać będziemy moment łaski". W rzeczywistości, może się to wydarzyć, ale wcale nie musi. Nikt nie może być pewnym, że akurat tego dnia, dokonując takiej, a nie innej czynności, doświadczy działania łaski. Gdyby to mogło być przewidziane z całą pewnością, łaska nie byłaby już darmowym darem. Możemy jedynie mieć nadzieję na przeżycie chwili łaski, ale z góry pewności mieć nie możemy. Nieoczekiwane i wspaniałe wtargnięcie Ducha Świętego do Wieczernika w dniu Pięćdziesiątnicy należy do teologicznego elementarza i powinno utwierdzać nas w pokorze, w byciu w pewnym sensie mniej pelagianami lub semi-pelagianami.
Wersety trzeci i czwarty opisują zstąpienie języków ognia oraz skutki tego nadprzyrodzonego daru: glossolalię, umiejętność mówienia nieznanymi językami. Dar ten został wyraźnie przekazany dla realizacji misji, a także w celu ponownego objawienia uniwersalnego charakteru Kościoła Katolickiego. Babilońskie rozproszenie języków, stanowiące konsekwencję ludzkiej pychy i egoizmu, zostaje tym sposobem zastąpione jednością Kościoła katolickiego, w jego jedności i różnorodności zarazem. Głęboko misyjny charakter Kościoła, poza ogromnym znaczeniem teologicznym i duszpasterskim, jawi się więc również jako rzeczywistość prawdziwi wzruszająca. Wiele razy pisałem i mówiłem o tym, że jeśli moja rodzina i ja jesteśmy chrześcijanami, jeśli otrzymałem łaskę bycia kapłanem, to tylko dlatego, że znalazły się szlachetne dusze, ojcowie Duchacze, którzy kosztem wielu ofiar, także kosztem życia, przynieśli Chrystusa do Gwinei i do mojej małej wioski Ourous. O, jak wiele musieli wycierpieć misjonarze Duchacze! Wielu zginęło w bardzo młodym wieku za Ewangelię i w imię Jezusa. Są oni dla mnie niezapomnianym świadectwem misyjności Kościoła i świętości, jaką Duch Święty wzbudza w kościelnej wspólnocie.
II - Duch Święty wypełnia Swoją Obecnością i uświęca Kościół, prowadząc nas do ChrystusaPo tych krótkich spostrzeżeniach wychodzących od tekstu Dziejów Apostolskich, chciałbym w drugiej części mojego wystąpienia przedstawić pewne elementy, które wydają mi się szczególnie interesujące jeśli chodzi o uświęcające działanie, które Duch Święty podejmuje w Kościele. Zacznijmy od tego, co odnajdujemy we fragmencie Dziejów Apostolskich, który był już przedmiotem naszej refleksji. W wersecie drugim czytamy, że kiedy zstąpił Duch Święty, „napełnił cały dom, w którym przebywali”. Powyższe stwierdzenie mogłoby wydawać się nieistotne, ale przecież żadne słowo Pisma Świętego takie nie jest. Bóg zawsze uczy nas czegoś, tak jest zatem w przypadku tego jednego wersetu: chodzi o to, że mieszkaniem Ducha Świętego na ziemi nie jest świat jako taki, wszechświat, stworzenie. Oczywiście obecność Ducha Świętego ma również wymiar kosmiczny, ponieważ od początku Duch Boży unosił się nad wodami stworzenia (por. Rdz 1, 2). Ale prawdziwą przestrzenią obecności i działania Trzeciej Osoby Boskiej jest „dom, w którym przebywali” Maryja i Apostołowie, czyli Kościół. Mieszkaniem Ducha Świętego jest Kościół. Faktycznie, Jezus ogłosił, że wyśle Parakleta do swoich. Oczywiście, pamiętamy, że w Starym Testamencie Bóg, przez proroka Joela (3,1), ogłosił wylanie Ducha na każdego człowieka. Należy jednak zauważyć, że drugi rozdział Dziejów Apostolskich wyraźnie cytuje tekst Joela w mowie, którą św. Piotr wygłasza wobec tłumu zaraz po cudownym otrzymaniu daru języków. W ten sposób Nowy Testament autorytatywnie interpretuje proroctwo Joela i potwierdza, że wszyscy ludzie są wezwani do otrzymania Ducha Bożego, ale że dzieje się to za pośrednictwem Kościoła. Kościół jest domem wypełnionym Duchem Świętym. Duch Święty wzywa wszystkie narody do katolickiej jedności ludu Bożego, jak przypomniał Sobór Watykański II. Znak glossolalii wyraża właśnie tę prawdę: wszystkie ludy, języki i narody są w Kościele u siebie, są tam mile widziane. Nie ma już Żyda ani Greka, powie św. Paweł. Wylanie Ducha Świętego na wszystkich ludzi i na cały kosmos nie następuje więc w sposób bezpośredni, lecz pośredni. To przekazanie jest możliwe dzięki pośrednictwu Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa. Jak precyzuje Deklaracja Dominus Iesus z 2000 roku, nie można myśleć o dwóch, niezależnych od siebie, ekonomiach zbawienia: z jednej strony ekonomia wcielonego Słowa, która byłaby przeznaczona dla chrześcijan i przekazywana przez Kościół; a z drugiej hipotetyczna odrębna ekonomia zbawcza, odseparowana od Ducha Świętego, która miałaby zbawić ludzi w oderwaniu od Chrystusa i jego Ciała Mistycznego, a może także z pomocą innych wierzeń czy religii. Jako że jest tylko jeden Zbawiciel dla wszystkich ludzi, Chrystus Jezus (Dz 4,12), tak samo istnieje tylko jedna uniwersalna ekonomia zbawcza z Chrystusem jako centrum i Kościołem jako niezbędnym instrumentem mediacji zbawienia. Duch Święty nie wychodzi poza Chrystusa i Kościół, ale przyciąga ludzi do Chrystusa napełniając swoją obecnością dom, w którym przebywają Maryja i Apostołowie, a w następnej kolejności wychodząc na cały świat z Kościoła i poprzez Kościół. Duch Święty faktycznie ma na celu przyciągnięcie ludzi do tajemnicy paschalnej Chrystusa, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, jedynego Pośrednika między Bogiem a ludźmi (por. Gaudium et Spes 22).
Na podstawie tej pierwszej uwagi przyjrzyjmy się teraz drugiemu ważnemu elementowi. Powiedzieliśmy, że Duch Święty prowadzi do Chrystusa. Teraz możemy zapytać: w jaki sposób? Co robi Duch Święty? Oczywiście, jego działanie jest wieloaspektowe i możemy tutaj poruszyć jedynie kilka istotnych aspektów. Chciałbym zacząć od tego, czego sam Pan Jezus nauczał w jednej ze swoich wypowiedzi na temat Parakleta w Ewangelii według św. Jana. W rozdziale 16, wersety 7-11 czytamy:
Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu - bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie - bo władca tego świata został osądzony.Jezus stwierdza wyraźnie, że dziełem Ducha Świętego będzie przekonanie świata o grzechu, sprawiedliwości i sądzie. Dzisiejsza zachodnia kultura kategorycznie odrzuca te prawdy. Pojęcie grzechu zostało powoli rozmyte, i prawie już nie funkcjonuje w świadomości społecznej. W każdej części świata, co potwierdzają pełne niepokoju wypowiedzi biskupów podczas wizyt Ad Limina Apostolorum, zauważa się trwałą niechęć wiernych, także kapłanów do sakramentu pojednania. Nie ma cienia wątpliwości, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest powszechne duchowe zdezorientowanie, polegające na zachowaniu z jednej strony ogólnego przeświadczenia o własnej grzeszności, z drugiej zaś na zatraceniu świadomości co do natury grzechu, a w konsekwencji, konieczności wyznania go i błagania Boga o wybaczenie. Już ponad pięćdziesiąt lat temu, Błogosławiony papież Paweł VI zauważył w jednej ze swoich homilii: "Nie znajdziecie już w języku ludzi z tak zwanych elit, w książkach, w dziełach, które mówią o człowieku, tego strasznego słowa, które tak często pojawia się w kontekście religijnym, w naszym, w tym bliskim Bogu: a mianowicie słowa „grzech”. Ludzie nie są już dzisiaj uważani za grzeszników. Są określani jako zdrowi lub chorzy, dobrzy, silni, słabi, bogaci, biedni, mądrzy, ignoranci; ale słowa „grzech” nie spotyka się już nigdzie. I nie powróci, ponieważ ludzki intelekt oderwał się od Boskiej mądrości, a w konsekwencji pojęcie grzechu zostało utracone. Jednym z najbardziej porażających i dobitnych zdań czcigodnej pamięci Papieża Piusa XII jest to właśnie:
„Współczesny świat utracił poczucie grzechu”; a stanowi to w swej istocie zerwanie relacji z Bogiem, spowodowane właśnie przez grzech " (Paweł VI, 20 września 1964. Por. Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska posynodalna Reconciliatio et Paenitentia, 2 grudnia 1984, nr 18). Jeśli przyjrzymy sie dzisiejszemu sposobowi myślenia, okazuje się, że dla wielu nic nie jest już grzechem. Cudzołóstwo już nie istnieje, są tylko ludzie, którzy żyją razem, ponieważ się kochają; kochać spontanicznie i szczerze, według własnych subiektywnych upodobań i tendencji nie jest już grzechem. W ten sposób rozumuje się dzisiaj również wewnątrz Kościoła Katolickiego. A jest tak dlatego, że nie wierzy się już w Chrystusa, czyli nie traktuje się poważnie ceny za Jego Krew przelaną w ofierze za nas jako za grzeszników. Jeśli już nie wierzymy w grzech, nie potrzebujemy też odkupienia, zbawienia i Chrystusa, a Jego wcielenie i śmierć są dla nas bezużyteczne. Nie musimy już żałować za popełnione zło i nawracać się.
Duch Święty, pragnie natomiast zaprowadzić nas do Chrystusa i w ten sposób doprowadzić do prawdy o nas samych. Niezawodnym znakiem, że Duch świętości działa w naszych sercach jest to, że poważnie traktujemy nasz grzech, nie lekceważymy go, nie stroimy sobie żartów ze straszliwej śmierci Chrystusa na Krzyżu. Kiedy Duch uświęca naszą duszę, czyniąc ją bardziej subtelną z duchowego punktu widzenia, jesteśmy motywowani - zarówno indywidualnie, jak i jako wspólnota kościelna - aby z większym bólem oceniać ciężkość grzechu; dokładniej przeprowadzać rachunek sumienia, aby precyzyjniej wyznać nasze winy kapłanowi; aby unikać okazji do grzechu; napominać tych, którzy trwają w błędzie; modlić się i pokutować dla przebłagania za grzechy nasze i innych; aby ofiarowywać nasze osobiste wyrzeczenia i sprawować Msze Święte za dusze w czyśćcu, i tak dalej. W stulecie objawień przypomnijmy, że pastuszkowie z Fatimy wznosili nieustające modlitwy i podejmowali pokutę za biednych grzeszników. Wizja piekła zrobiła na nich tak straszliwe wrażenie, że zdeterminowani byli zrobić wszystko, aby każda ludzka dusza uniknęła wiecznego potępienia. Jeśli jednak Duch Święty nie działa w nas, konsekwencje są zgoła odwrotne: grzech nie jest traktowany poważnie; głosi się lub pisze, że można dopuszczać się wszystkiego lub prawie, oraz że wszystko jest dopuszczalne dla człowieka posiadającego subiektywnie dobre intencje; nie zwraca się uwagi na konsekwencje własnego postępowania; żyje się w stanie ustawicznej okazji do popełnienia grzechu; lekceważy Sakrament Pojednania; nie żałuje się za grzechy, a nawet okazuje pogardę lub wyśmiewa tych, którzy pokutują i tak dalej.
Niektóre prądy współczesnej teologii wprowadziły zamieszanie również jeśli chodzi o omawiane tutaj kwestie. Istnieją i mają się dobrze pewne interpretacje grzechu pierwotnego zmierzające do pomniejszenia znaczenia tej istotnej i pewnej treści naszej katolickiej wiary. Ponadto, niektóre linie teologii moralnej doświadczyły w ostatnich latach poważnych zawirowań relatywizmu i subiektywizmu, zapominając, że element obiektywny nie stanowi co prawda jedynego istotnego aspektu osądu moralnego, ale bez wątpienia stanowi jego główną część. Niezrozumienie idei miłosierdzia może ostatecznie doprowadzić nas do przekonania, że jeśli intencje są dobre, nawet to, co jest obiektywnie złe, mogło by takim nie być w niektórych przypadkach. Dlatego ważne jest, abyśmy zapamiętali przesłanie Chrystusa: Duch Święty przekona świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie. Świat słucha chętnie pewnych słów, ale na pewno odrzuca słowa takie jak: grzech, sprawiedliwość i sąd. Duch Święty jednak właśnie o tym mówi. A ludzie dobrej woli, ci którzy dają się prowadzić przez Ducha, nawracają się, obcując z paschalną tajemnicą Chrystusa, czyli z tajemnicą Jego przelanej Krwi, odkupienia za nas grzeszników. III - Duch Święty czyni z chrześcijanina nie tylko Alter Christus, ale wręcz Ipse Christus
Kolejnym niezwykłym aspektem uświęcającego działania Ducha Świętego jest to, że, poza prowadzeniem nas do Chrystusa, chce On również upodobnić nas Chrystusa, przemienić nas na Jego obraz tak, aby każdy chrześcijanin był nie tylko Alter Christus, ale nawet Ipse Christus, czyli aby identyfikował się z Chrystusem. Musimy więc postawić pytanie: jaki jest ten obraz Chrystusa? Również w tym przypadku nie jesteśmy w stanie utworzyć go samodzielnie, opierając się na współczesnej kulturze lub osobistych preferencjach. Pismo Święte mówi: „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” (Hbr 13, 8). Wobec zmieniających się czasów i sposobów myślenia Chrystus pozostaje więc niezmienny. Jest zawsze takim, jakim objawił się nam dwa tysiące lat temu. Dlatego właśnie na kartach Nowego Testamentu, a szczególnie Ewangelii, możemy i musimy poznawać Osobę i sposób działania Pana Jezusa. Nie ulega wątpliwości, że interpretujemy Ewangelie - jak naucza Konstytucja Dei Verbum nr 12 – oświeceni przez tego samego Ducha, który kierował ich redakcją. Duch Święty źródło natchnienia dla hagiografów, jest również natchnieniem nieodzownym dla właściwego odczytania Pisma Świętego. Nie możemy traktować Ewangelii jak starej, martwej książki sprzed dwóch tysięcy lat. Dlatego nie wolno podchodzić do nich wychodząc wyłącznie z założeń historyczno- krytycznych. Metoda ta posiada swoją wartość, ale jedynie wtedy, gdy jej wyniki są zintegrowane w szerszej perspektywie, w horyzoncie Ducha Świętego. Papież Benedykt XVI w swoich prywatnych pismach zaproponował nam niezwykłą próbę odczytania Ewangelii o życiu Jezusa, łącząc najlepsze rezultaty współczesnej egzegezy z prawdziwie duchowym i kościelnym podejściem do świętych tekstów. Mam tu oczywiście na myśli trzytomowe dzieło poświęcone Jezusowi z Nazaretu. Z oficjalnego Magisterium Benedykta XVI należy natomiast przywołać w tym miejscu chociażby Adhortację Verbum Domini, która przypomina nam o solidnych kryteriach nieodzownych dla nas katolików w czytaniu i interpretacji Pisma Świętego.
Musimy zatem starać się zrozumieć, jaki jest prawdziwy obraz Jezusa, ponieważ właśnie według tego doskonałego wzoru Duch Święty przez swoje działanie chce nas uformować. Powtórzmy więc pytanie: jaki jest obraz Chrystusa, do którego Duch Święty chce nas upodobnić? Oczywiście, nie można udzielić tu płytkiej odpowiedzi, umniejszając do kilku frazesów wielką, a nawet nieskończoną złożoność tajemnicy Chrystusa. Pomimo tego, z tekstu Ewangelii wyłania się nam wyraźna fizjonomia Zbawiciela. Widzimy ją wyraźnie odbitą w Jego nauczaniu, postawach i czynach. Chciałbym tutaj pogłębić pewien szczególny aspekt zachowania Jezusa, szczególnie ważny w odniesieniu do tematu, który pogłębiamy: męstwo Chrystusa. Męstwo jest także jednym z darów Ducha Świętego, które – w przypadku Jezusa Chrystusa, czyli Namaszczonego Duchem Świętym – rozlały się z niepowtarzalną doskonałością na Jego człowieczeństwo.
Jeszcze kilka lat temu, a być może jeszcze do dzisiaj, popularna była w niektórych kręgach szeroka krytyka niektórych tradycyjnych przedstawień Chrystusa w sztuce. Twierdzono, że niektóre obrazy przedstawiają Chrystusa w sposób przesłodzony, niemal kobiecy, jeśli można użyć takiego terminu. Skrytykowany został między innymi, za przedstawienie postaci Jezusa w sposób mało męski i przerysowany, słynny obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa przechowywany w Kościele Il Gesù w Rzymie, dzieło malarza z XVIII wieku Pompeo Batoni. Z całym szacunkiem dla obrazu Batoniego, które to dzieło przez ostatnie trzy wieki wzbudzało pobożne uczucia w rzeszach wiernych, oraz przywołując jedną z duchowych zasad św. Ignacego z Loyoli, w myśl której zawsze niewłaściwe jest wyśmiewanie świętych obrazów, musimy przyznać, że przynajmniej częściowo krytyka ta ma swoje uzasadnienie, przynajmniej w swoich podstawowych założeniach. Przypomina nam ona, że Jezus był i jest prawdziwym człowiekiem, mężczyzną. Jezus był człowiekiem silnym, pełnym mocy: z kart czterech Ewangelii nie wyłania się wcale przesłodzony obraz Chrystusa. Nasz Pan jest z pewnością łagodny i pokornego serca, jak sam siebie określa, ale Jego łagodność i pokora to nie słabość, a tym bardziej nie oznaka zniewieścienia. Spokój - jak uczy pewne włoski przysłowie - jest cnotą mocnych. To, że Chrystus mógł znieść okrutną Mękę bez krzyku, bez lamentowania - jak prorokował Izajasz w Czwartej Pieśni Sługi Bożego – to, że potrafił pójść na śmierć ze spokojem baranka prowadzonego na rzeź, nie otwierając ust swoich (por. Iz 53, 7), a jednocześnie kroczył w całym majestacie Tego, który, choć pozornie pokonany, w rzeczywistości panuje - wszystko to dzięki męstwu, sile, mocy, a nie przez słabość czy miękkość. Jezus łączy w sobie w zupełnej harmonii łagodność i pokorę z niezniszczalnym męstwem.
Znany współczesny egzegeta napisał w książce poświęconej Chrystusowi, że Jezus Ewangelii, Jezus Błogosławieństw, nie jest wcale osobą słabą. Wręcz przeciwnie, Jezus Ewangelii jest jak potężny bokser (Klaus Berger, Jezus), tak silny i wytrzymały, że może bardzo dużą ilość uderzeń bez upadania na ziemię. Taki jest Jezus, którego okropności Męki nie zdołały obalić. Oczywiście, na końcu oddał ducha na krzyżu, ale Jego śmierć oznacza zwycięstwo, a nie porażkę. A więc Jezus jest mocny: jest mężny, gdy w wieku dwunastu lat odpowiada ze spokojem i pewnością swoim rodzicom, którzy odnajdują go w świątyni; jest mocny, kiedy dokonuje pierwszego cudu w Kanie; jest mężny, gdy walczy z diabłem na pustyni; jest silny, kiedy stawia czoła zasadzkom swoich przeciwników; jest mężny, gdy wyrzuca kupców ze świątyni; jest mocny, gdy idzie do Jerozolimy, wiedząc, że szukają Go żeby zgładzić; jest mężny, kiedy bez strachu naucza w słowach, których rozmówcy nie lubią słuchać, na przykład kiedy mówi: Mojżesz dał wam zgodę na oddalanie waszych żon, ponieważ jesteście twardego serca, ale Bóg nie tego pragnie. Jezus jest mocny, kiedy staje przed Sanhedrynem, Herodem, Piłatem ... To zadziwiające męstwo Chrystusa pojawia się niemal na każdej stronie Ewangelii. Duch Święty zaś uświęca Kościół również w ten sposób: kształtuje nas na wzór łagodnego męstwa Chrystusa.
Chciałbym na koniec uczynić pewne nawiązanie do sakramentu Bierzmowania, którego wielorakie aspekty pogłębicie, jak sądzę, w tym roku duszpasterskim. Dlatego też skupię się dzisiaj jedynie na pewnych skutkach Sakramentu Bierzmowania. W roku 1216 papież Innocenty III pisał, że przez sakrament Bierzmowania „Duch Święty jest dany dla wzrostu i wzmocnienia (augmentum et robur) wierzących” (DS 785). Niewiele lat później św. Tomasz z Akwinu potwierdził, że ten sakrament udziela wzrostu i nadaje stałości (firmitas) sprawiedliwości otrzymanej na Chrzcie (Summa Theol. III, 72, 2). W 1319 roku Sobór Florencki w dokumencie Exsultate Deo nauczał, że Bierzmowania udziela się ad robur, czyli aby uczynić chrześcijan mocnymi, tak jak „Apostołowie w dniu Pięćdziesiątnicy” (DS 1319). Wreszcie Sobór Watykański II, w Lumen Gentium nr 11, podtrzymuje tradycyjne nauczanie, w myśl którego wierny chrześcijanin jest przez ten sakrament ubogacony szczególną siłą (robur) przez Ducha Świętego. Jak widać, często używa się terminu robur, który po łacinie pierwotnie odnosi się do dębu, bardzo solidnego, stabilnego i mocnego drzewa, które potrafi opierać się burzom i pozostaje niewzruszone wobec przeciwności. W szerszym sensie, robur wskazuje na siłę.
Podstawowym skutkiem Bierzmowania jest więc dar Ducha Świętego, dający Katolikowi duchową moc, która uzdalnia go do bycia świadkami Chrystusa. W tym sensie niezwykle piękna jest uwaga cytowanego Soboru Florenckiego: "Dlatego przyjmujący bierzmowanie zostaje namaszczony na czole, gdzie przejawia się nieśmiałość, aby nie wstydził się wyznawać imienia Chrystusa, a zwłaszcza Jego Krzyża”.
ZakończenieDrodzy bracia, przeżywając wasz duszpasterski rok 2017-2018, poświęcony w sposób szczególny Duchowi Świętemu i jego działaniu w Kościele i w świecie, pamiętajcie o tym, co mówi nam św. Paweł: „Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów” (Rz 8,15). Wasz święty rodak, papież Jan Paweł II, lubił zachęcać nas słowami: „Nie lękajcie się!” Nie otrzymaliśmy Ducha Świętego po to, aby aby się lękać. Otrzymaliśmy Ducha Świętego, który jest Duchem męstwa Chrystusa. I tej mocy potrzebujemy dzisiaj znacznie bardziej niż kiedykolwiek. Tak wiele zła, tyle zamieszania, wątpliwości i obaw, które wypełniają nasze serca i umysły. A zło pochodzi zarówno z zewnątrz, jak i z wnętrza świętego Kościoła Bożego. Bądźmy mężni! Zaufajmy uświęcającemu działaniu Ducha Świętego, który jest w nas! Wojna, która się toczy jest okrutna, ale Duch Prawdy ma większą siłę, a my z Nim jesteśmy mocni.
Prosimy, aby poprzez wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny, św. Józefa, św. Wojciecha, św. Faustyny, św. Jana Pawła II i wszystkich polskich świętych, Duch Święty zstąpi obficie na Kościół Boży, który jest w Polsce, utwierdzając go w prawdzie i świętości, utwierdzając przede wszystkim jego odważnych biskupów w głoszeniu i obronie prawdziwej nauki Chrystusa, która jako jedyna zdolna jest uwolnić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci.
Przybądź, Duchu Święty. Przyjdź i napełnij cały dom Kościoła, który jest w Polsce. Przybądź i spraw – tak, jak dwa tysiące lat temu – że również dziś „wszyscy będą wypełnieni” Twoją obecnością i Twoją uświęcającą łaską, aby stawać się prawdziwymi świadkami Chrystusa we współczesnym świecie. tłum. ks. dr Jan Słowiński
Tekst wykładu za: www.archpoznan.pl
Zdjęcie ilustracyjne: W. Wylegalski/www.archpoznan.pl
Zobacz też: Fotorelacja