Niech przykład ks. Stanisława Streicha - który dla II Rzeczypospolitej był tym, kim dla czasów PRL-u był ks. Jerzy Popiełuszko - umacnia każdego z nas w pracy na rzecz Królestwa Bożego, tak w okolicznościach sprzyjających, jak i w niesprzyjających – podkreślił w homilii wygłoszonej w niedzielę w Luboniu, w kościele św. Jana Bosko, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, metropolita poznański abp Stanisław Gądecki.
Metropolita poznański przypomniał, że kilka dni temu rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. Streicha na poziomie diecezjalnym. Ten proboszcz z Lubonia został zastrzelony 27 lutego 1938 r. podczas Mszy św. sprawowanej dla dzieci. Mordercą by komunista. Wcześniej ks. Streich otrzymywał pogróżki związane z prowadzoną działalnością duszpasterską.
„W ostatnich 12 miesiącach swojego pasterzowania ks. Stanisław żył w ciągłym napięciu. W kwietniu włamano się do kościoła i uszkodzono tabernakulum. W sierpniu został napadnięty stróż pilnujący kościół. W październiku nieznani sprawcy obrzucili księdza kamieniami. Przez cały 1937 rok otrzymywał sporo anonimowych listów, w których obelżywymi słowami zapowiadano jego rychłą śmierć” – powiedział abp Gądecki.
Jak mówił, podczas zabójstwa jedna z kul trafiła księdza w twarz, druga utkwiła w księdze Ewangeliarza. „Morderca oddał dwa kolejne strzały w plecy księdza. Następnie - według relacji sądowej kościelnego (Franciszka Krawczyńskiego) i innych świadków - zabójca wbiegł na ambonę z okrzykiem: +Niech żyje komunizm!+ oraz +Wynoście się z kościoła, to za waszą wolność!+” – dodał przewodniczący KEP.
Metropolita poznański wskazał na działalność duszpasterską ks. Streicha, który założył Akcję Katolicką, Towarzystwo Robotników Katolickich, Katolickie Stowarzyszenie Kobiet, Krucjatę Eucharystyczną, Papieskie Dzieło Rozkrzewiania Wiary. Za pośrednictwem Caritas rozdzielał zapomogi ubogim.
„Był ofiarnym pasterzem, szukającym przede wszystkim ludzi oddalonych od Boga, których zagubienie napawało go bólem” – podkreślił abp Gądecki.
Publikujemy treść homilii:
Abp Stanisław Gądecki Nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze. Ks. Stanisław Streich, kandydat na ołtarze (1902-1938). XXXI niedziela zwykła „A” (Luboń, kościół św. Jana Bosco – 5.11.2017).
Drodzy kapłani, osoby życia konsekrowanego, wszyscy wierni świeccy, Drodzy widzowie uczestniczący w Eucharystii za pośrednictwem TV Polonia.
Zacznijmy od obrazu. Pewien biedny człowiek zarabiał na życie grą na skrzypcach. Odwiedzał miasteczka, a kiedy zaczynał grać, ludzie zbierali się dookoła a on – po zakończeniu gry - przechodził między słuchaczami, podsuwając im podziurawiony beret. Miał nadzieję, że któregoś dnia ten beret się napełni monetami, ale to nie następowało. Pewnego dnia przechodził tamtędy znany wirtuoz. Zatrzymał się i pożyczył skrzypce do biednego człowieka. Nastroił je, przygotował się i zagrał. Właściciel skrzypiec zdumiał się wirtuozerską grą nieznajomego. Chodził w kółko powtarzając tylko, przecież to moje skrzypce! Moje skrzypce! Nigdy nie przypuszczał, że w tym instrumencie drzemały tak wielkie możliwości (por. ks. Leszek Smoliński).
Dzisiaj spotykamy się tutaj, w Luboniu, w kościele znajdującym się obok grobu męczennika, ks. Stanisława Streicha, aby zachwycić się niezwykłymi możliwościach naszej ludzkiej natury, gdy ta współpracuje z łaską.
1. CZYTANIA LITURGICZNE
a. Dzisiejsze czytania liturgiczne ukazują najpierw odwrotność, czyli negatywne owoce życia pozbawionego łaski. Teksty te są prawie całkowicie zdominowane przez powszechną krytykę skierowaną przeciwko starożytnym grzesznikom, przywódcom religijnym Izraela: „Wy zaś zboczyliście z drogi, wielu doprowadziliście do sprzeniewierzenia się Prawu, [...] nie trzymacie się moich dróg i stronniczo udzielacie pouczeń” (Ml 2,8-9). „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. [...] Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi” (Mt 23,2-7).
Jezus kieruje wymienione tu oskarżenie - o niespójność między tym, co się mówi, a tym, co się czyni - także do przywódców Nowego Przymierza. Któż może zaprzeczyć, że również dzisiaj ta sama sprzeczność między słowem a czynem odbiera wiarygodność naszemu świadectwu? Także w dzisiejszych czasach „Nikt nie szkodzi bardziej Kościołowi niż ten, kto postępuje źle, będąc świętym z tytułu i stanu” (Grzegorz Wielki, Księga reguły pasterskiej, 1,2). Te uwagi Jezus kieruje do kapłanów.
b. Tym niemniej, należy też zauważyć, że każde zdanie Pisma Świętego jest skierowane do wszystkich wierzących. Tak do kapłana, który je odczytuje, jak i do ludu, który się w to Słowo wsłuchuje. Dlatego pożyteczna jest rzeczą, abyśmy tam, gdzie w tekście natchnionym pojawia się słowo „wy”, zastępowali je słowem „my” i zamiast mówić „biada wam, grzesznicy”, mówili „biada nam, grzesznicy”.
Łatwo przecież dostrzec, że jakaś część dzisiejszego nauczania odnosi się także do wiernych świeckich: „Czyńcie więc, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie”. To bowiem, co mówią, nie pochodzi od nich, lecz od Boga i od Kościoła. Starajcie się więc podchodzić do kapłanów tak, jak odnosił się do nich św. Franciszek: „I chociaż miałbym tak wielką mądrość jak Salomon, a spotkałbym bardzo biednych kapłanów tego świata [...] nie chcę dopatrywać się w nich grzechu, ponieważ rozpoznaję w nich Syna Bożego. Wszystkich [..] tych, którzy nam podają najświętsze słowa Boże, powinniśmy szanować i czcić jako tych, którzy dają nam ducha i życie” (Testament 7-9).
c. Pośród tej - zdawałoby się powszechnej - krytyki przywódców religijnych Starego i Nowego Przymierza pojawia się jednak jakiś promień słoneczny, a jest nim przykład pracy apostolskiej św. Pawła, opisany w Pierwszym Liście do Tesaloniczan. List ten - napisany około 50 roku po Chr. i będący prawdopodobnie najstarszym chrześcijańskim pismem - całkowicie odmiennie ocenia pracę misyjną tego Apostoła, niż pracę faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Pawłowe przepowiadanie Ewangelii było całkowicie bezinteresowne. Nie kryła się za nim ani chęć zaszczytów, honorów, ani żądza zysku, lecz jedynie pragnienie wierności otrzymanemu powołaniu i troska o los nawróconych. „Upominanie zaś nasze nie pochodzi z błędu ani z nieczystej pobudki, ani z podstępu, lecz jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, tak głosimy ją, aby się podobać nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca. Nigdy przecież nie posługiwaliśmy się pochlebstwem w mowie - jak wiecie - ani też nie kierowaliśmy się ukrytą chciwością, czego Bóg jest świadkiem, nie szukając ludzkiej chwały ani pośród was, ani pośród innych. A jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być dla was ciężarem, my jednak stanęliśmy pośród was pełni skromności, jak matka troskliwie opiekująca się swoimi dziećmi. Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem staliście się nam drodzy” (1 Tes 2,3-8).
Przekazywaniu nauki przez Pawła towarzyszyło pragnienie oddania własnej duszy dla zbawienia nawróconych Tesaloniczan. Co to znaczy? Brzmi tu jakieś echo słów pochodzących z Credo Izraela: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6,4-5). Paweł – natchniony miłością do Boga – twierdzi, że jest gotów odgrywać wobec nawróconych Tesaloniczan jednocześnie rolę ojca i matki. „Aby miłość ukazała im w pasterzu matkę, a dyscyplina – ojca” (Grzegorz Wielki, Księga Reguły Pasterskiej, II,6). Ojciec przekazuje im naukę Bożą a matka jest gotowa - dla ich duchowego dobra - oddać własną „duszę”, czyli własne życie. Oto wysoka miara prawdziwie apostolskiego ducha.
2. KS. STANISŁAW STREICH
Co roku, w drugą niedzielę listopada, Archidiecezja Poznańska stara się ukazywać Kościołowi właśnie tego rodzaju duchy, heroicznych świadków życia apostolskiego. Są to przynajmniej 53 osoby, między którymi znajduje się męczennik, Sługa Boży ks. Stanisław Streich. Kilka dni temu rozpoczęliśmy jego proces beatyfikacyjny na poziomie diecezjalnym a dziś postaram się przybliżyć nieco jego sylwetkę.
a. kapłan
Ks. Stanisław Streich urodził się 27 sierpnia 1902 roku w Bydgoszczy, jako pierwszy z trzech synów Franciszka, urzędnika zakładu ubezpieczeń i Władysławy z domu Birzyńskiej. Jego rodzice wychowali się w rodzinach katolickich i patriotycznych. Ochrzczono go w kościele farnym pw. św. św. Marcina i Mikołaja w Bydgoszczy dnia 30 września 1902 roku. Po ukończeniu trzech lat nauki w szkole powszechnej, podjął naukę w ośmioletnim gimnazjum humanistycznym a po jej zakończeniu (15.05.1920 roku) rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Poznaniu i Gnieźnie. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk kardynała Edmunda Dalbora, Arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Poznańskiego w dniu 6 czerwca 1925 roku. Mszę prymicyjną odprawił w kościele Najświętszego Serca Jezusowego, gdzie proboszczem był błogosławiony ks. Narcyz Putz.
Po święceniach studiował - w latach 1925-1927 - filozofię klasyczną na Uniwersytecie Poznańskim, będąc jednocześnie kapelanem i prefektem gimnazjum Sióstr Urszulanek a także Miejskiej Szkoły Handlowej. Dnia 1 października 1927 został wikariuszem przy parafii św. Floriana w Poznaniu. W kwietniu 1928 roku - nauczycielem religii w państwowym seminarium nauczycielskim w Koźminie. Potem, dnia 1 lipca 1929 podjął obowiązki wikariuszowskie w parafii Bożego Ciała w Poznaniu a od dnia 1 stycznia 1932 - w parafii św. Marcina w Poznaniu. Szerokie rzesze ówczesnych mieszkańców Poznania zachowały we wdzięcznej pamięci tego spokojnego, pracowitego i pobożnego kapłana, zawsze uśmiechniętego, uprzejmego i uczynnego.
b. proboszcz
Dnia 1 lipca 1933 roku - w wieku 31. lat – ks. Stanisław został proboszczem w Żabikowie, do której należała wówczas miejscowość Luboń. Władza duchowna powierzyła mu trudną placówkę. Ciężki warunki gospodarcze spowodowały ograniczenie produkcji w fabrykach lubońskich a co za tym idzie, stopniowe zwalnianie licznych rzesz pracowników. W parafii wzrastały szeregi bezrobotnych, na które ruszyła agitacja ze strony badaczy Pisma Świętego oraz tworzącej się tam partii komunistycznej. W tym miejscu przypominają się słowa Wojciecha Korfantego z bliskiego księdzu Streichowi dnia 25.08.1935 roku: „Wszystkie te ruchy pogańskie i bezbożnicze odznaczają się dzikim wprost fanatyzmem, brakiem tolerancji i niebywałą wprost żądza prześladowania innych a przede wszystkim chrześcijańskich przekonań. A zwolennicy każdego z tych ruchów uważają się za wybrany naród, który ma do spełnienia nadzwyczajne posłannictwo w świecie. Ruchy te są źródłem głównym anarchii duchowej i ekonomicznej świata, więcej - zagrażają kulturze. A ponieważ wszystkie odznaczają się zaborczością polityczną, stanowią największe niebezpieczeństwo dla pokoju światowego” (W. Korfanty, Naród – Państwo – Kościół, Katowice 2016, 282).
Bogu tylko wiadomo, ile ks. Stanisław wówczas wycierpiał, będąc w stanie tylko częściowo - z użebranych funduszy - zaradzić biedzie swoich parafian. Było to dla niego ciężkie doświadczenie, które znosił bez skargi, pracując z apostolską gorliwością.
W tym czasie powstał też nowy problem. Mieszkańcy Lubonia, którzy liczba powiększyła się do kilka tysięcy domagali się coraz natarczywiej własnego kościoła i własnej parafii. W odpowiedzi na te petycje władza duchowna zleciła ks. Stanisławowi budowę nowej świątyni (27.05.1935). W tamtych warunkach było to zadanie niezwykle trudne, ale ks. Streich nie uląkł się tego zadania. Poruszył niebo i ziemię, aby sprostać temu wyzwaniu. Gorącym zapałem i niezwykłą uprzejmością zjednał dla tego dzieła wielu ludzi. Pomagały mu miejscowe fabryki, pomagało starostwo poznańskie. Jego popularność w Poznaniu i osobiste więzi owocowały znaczącymi ofiarami. Doszło nawet do tego, że pewna rodzina protestancka z Lubonia ofiarowała poważną sumę na ten cel, dzięki czemu ks. Stanisław wzniósł lewą nawę kościoła, urządzając ją jako prowizoryczną kaplicę. W ten sposób – już w roku 1935 – erygowano samodzielną parafię lubońską a ks. Streich został jej administratorem.
Ten fakt stał się nowym wyzwaniem dla jego apostolskiej gorliwości. Razem z budową domu Bożego zorganizował duszpasterstwo parafialne. Założył Akcję Katolicką, Towarzystwo Robotników Katolickich, Katolickie Stowarzyszenie Kobiet, Krucjatę Eucharystyczną, Papieskie Dzieło Rozkrzewiania Wiary. Za pośrednictwem Caritas rozdzielał zapomogi ubogim. Gdy mu zwracano uwagę, że ta czy owa rodzina nie zasługuje na pomoc, ponieważ jest wroga Kościołowi, on jej nie pomijał w nadziei na zmianę postawy. W ciągu trzech lat młody proboszcz zorganizował niemal od podstaw życie parafialne, dokonując wewnętrznego zjednoczenia wiernych i nadając im kierunek rozwoju. Był ofiarnym pasterzem, szukającym przede wszystkim ludzi oddalonych od Boga, których zagubienie napawało go bólem.
c. śmierć męczeńska
W ostatnich 12 miesiącach swojego pasterzowania ks. Stanisław żył w ciągłym napięciu. W kwietniu włamano się do kościoła i uszkodzono tabernakulum. W sierpniu został napadnięty stróż pilnujący kościół. W październiku nieznani sprawcy obrzucili księdza kamieniami. Przez cały 1937 rok otrzymywał sporo anonimowych listów, w których obelżywymi słowami zapowiadano jego rychłą śmierć.
On – nie zważając na to - przygotowywał wszystko do konsekracji kościoła, która miała nastąpić dnia 15 maja 1938 roku. Na jednej z katechez tłumaczył dzieciom, że najłatwiej dojdą do świętości biedni i niepełnosprawni, którzy przyjmują ze spokojem przeciwności losu. Następnymi będą dzieci i ludzie dobro czyniący. Najtrudniej będzie zasłużyć na świętość osobom duchownym, ponieważ one, czyniąc dobro, wypełniają tylko swój obowiązek. Zasługą dla nich byłby czyn heroiczny, prześladowanie albo śmierć za wiarę. W obecnym czasie jest to jednak raczej niemożliwe. Dużo się modlę, aby Bóg pozwolił mi dokonać jakiegoś czynu heroicznego, bym mógł zasłużyć na świętość – mówił (por. ks. W. Mueller, Błogosławiona krew, 109-110).
Dnia 20 lutego 1938 - tydzień przed śmiercią – jego przyszły zabójca Włodzimierz Nowak miał podejść do konfesjonału i - bez przeżegnania się i przyklęknięcia – pochylił się do kratek konfesjonału i bardzo krótko coś księdzu powiedział. Z późniejszego zmienionego i przygnębionego zachowania ks. Streicha wnioskowano, że właśnie wtedy dowiedział się on o postanowieniu zabicia go.
Wcześniej - 27 lutego 1938 roku o godz. 9.30 - zasiadł jak zwykle w konfesjonale, aby słuchać spowiedzi a potem rozpoczął Mszę Świętą szkolną dla dzieci. Zdjął ornat i skierował się ku ambonie, aby przeczytać Ewangelię i wygłosić kazanie. Przyciskając lewą ręką do piersi Ewangeliarz, prawą ręką dotykał główek dzieci, prosząc o przejście. Nagle na jego drodze pojawił się człowiek, siedzący wcześniej na stopniach ambony, który dwukrotnie strzelił do księdza. Jedna z kul trafiła księdza w twarz, druga utkwiła w księdze Ewangeliarza. Morderca oddał dwa kolejne strzały w plecy księdza. Następnie - według relacji sądowej kościelnego (Franciszka Krawczyńskiego) i innych świadków - zabójca wbiegł na ambonę z okrzykiem: „Niech żyje komunizm!” oraz „Wynoście się z kościoła, to za waszą wolność!” Kościelny, słysząc strzały, wybiegł z zakrystii i rzucił się na zamachowca, chwytając go za rękę uzbrojoną w pistolet. Doszło do szamotaniny podczas której padły kolejne strzały. Pan Krawczyński został ranny w prawą skroń i lewy bark, pociski zraniły również dwie inne osoby. Morderca usiłował zbiec główną nawą, ale tam został ujęty i rozbrojony przez trzech mężczyzn. Gdy zebrany przed kościołem tłum chciał zlinczować mordercę, co rozważniejsi parafianie powstrzymali go od tego, tak iż w końcu zaprowadzono go do dworcowej poczekalni i - skutego w kajdanki - przewieziono pociągiem do Poznania.
Po sekcji zwłok trumnę ze zwłokami księdza przywieziono do Domu Gminnego w Luboniu (w środę popielcowa 2 marca, gdzie wystawiono je na widok publiczny. Ustawiono straż honorową a wierni oddawali mu ostatni hołd. Dzień później – w czwartek, dnia 3 marca o godz. 10.00 - rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe przy udziale około 20 tys. osób. Pogrzeb, któremu przewodniczył biskup Walenty Dymek stał się wielką manifestacją wiary i patriotyzmu. Kaznodzieja pogrzebowy, ks. Stefan Kaczorowski – odnosząc się do słów Pisma Świętego: „Kto chce żyć pobożnie w Jezusie Chrystusie, będzie prześladowany! (2 Tm 3,1) – powiedział: „Nie uprzedzając opinii Kościoła św., jesteśmy wszyscy w sercach naszych głęboko przeświadczeni, że śmierć twoja była naprawdę męczeńską! Za kilka dni odbędzie się kanonizacja naszego rodaka, kapłana-męczennika bł. Andrzeja Boboli. Wszak ta sama wschodnia nienawiść do Boga, która jego pozbawiła życia, podniosła także rękę na Ciebie!” Kosztem tej ofiary czerwony Luboń stał się katolicki.
Mordercą okazał się mieszkaniec Lubonia Wawrzyniec Nowak, który – po ukończeniu czterech klas szkoły powszechnej - brał udział w pierwszej wojnie światowej, dostał się do niewoli rosyjskiej, gdzie był świadkiem przewrotu komunistycznego. Pięciokrotnie karany, działał w Polskiej Partii Socjalistycznej – Lewica, będącej legalną osłoną dla działalności komunistycznej. W Poznaniu był prawdopodobnie jednym z członków siły zbrojnej skupionej w Wydziale Wojskowym Komunistycznej Partii Polski.
Być może ten mord miał jakiś związek z czystkami Stalina i jego wspólników, którzy - poprzez zabójstwo szanowanej osoby – chcieli wzburzyć polskie społeczeństwo i doprowadzić do eliminacji pozostałych przy życiu polskich komunistów, których Stalin podejrzewał o szpiegostwo na rzecz sanacyjnej Polski. Wawrzyniec Nowak - człowiek głęboko przesiąkniętym nienawiścią do wiary i Kościoła katolickiego - został skazany dnia 21 marca 1938 roku przez sąd okręgowy w Poznaniu na karę śmierci. Opinię publiczna została poinformowana o wykonaniu wyroku dnia 28 stycznia 1939 roku. Akta dotyczące tej sprawy zniknęły. Istnieją też pogłoski, że Nowak uniknął kary, ponieważ został wymieniony na dwóch kapłanów więzionych przez Sowietów.
d. kult
Wieść o zgonie ks. Streicha wywołała najpierw przerażenie i przygnębienie a następnie współczucie dla tego człowieka, zamordowanego w tak młodym wieku. Po całej Polsce rozlała się fala protestów przeciwko metodom walki komunistycznej. Protest ten objawił się mnóstwem listów skierowanych do ordynariusza oraz licznymi wiecami i zebraniami stowarzyszeń kościelnych i świeckich, wyrażającymi potępienie dla tej zbrodni. Prof. Marian Zdziechowski, rektor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie – a jednocześnie nauczyciel Czesława Miłosza - pytał: „Co będzie, gdy nagle, pewnego dnia znajdziemy się wszyscy w kleszczach czerwonego terroru? Nie wiem, ale to pewne, że ciężkie, męczeńskie mamy próby przed sobą. Może niejednego z nas czeka los księdza Streich” (Widmo przyszłości). Ofiara życia księdza Streicha - zbiegająca się w czasie z męczeństwem tysięcy chrześcijan w Rosji, na Ukrainie i Białorusi, w Hiszpanii i Meksyku - stanowiła zapowiedź bliskiej agresji na cywilizację europejską, której dopuściły się wkrótce dwa sprzymierzone ze sobą totalitaryzmy, narodowy i międzynarodowy socjalizm. Zbrodnia, której ofiarą padł 79 lat temu ten wielkopolski kapłan, stanowi przestrogę przed skutkami nienawiści, uderzającej w dalszym ciągu w cywilizację chrześcijańską (por. opr. A. Łaganowskiego na podstawie Kościelnego Dziennika z 1938 roku).
Dzisiaj grób księdza Streicha znajduje się w Luboniu przy kościele parafialnym parafii św. Jana Bosco, który budował. Zawsze znajdują się na nim kwiaty i zapalone znicze. W parafii powstała grupa modląca się w intencji owocnego przebiegu procesu beatyfikacyjnego, rozwija się też prywatny kult zmarłego. W każdy poniedziałek – w czasie koronki do Miłosierdzia Bożego - Caritas modli się o jego beatyfikację. W każdą sobotę – podczas różańca - i 27 dnia każdego dnia miesiąca jest modlitwa w tej samej intencji. Niektórzy podejmują umartwienia i posty w intencji szybkiej beatyfikacji męczennika.
e. męczeństwo
Męczeństwo – jak uczy Ojciec Salij - jest szczególną formą realizacji powszechnego obowiązku uczniów Chrystusa: naśladowania Go w przyjmowaniu krzyża (Mt 10,38; 16,24, itd.). Krzyż Chrystusa jest Bożą odpowiedzią na zwycięstwo, jakie szatan odniósł nad nami, doprowadzając nas do grzechu. Szatanowi udało się oddzielić człowieka od Boga i w konsekwencji odseparować nas od siebie i przeciwstawić sobie nawzajem. Naśladowanie Chrystusa w niesieniu krzyża polega właśnie na tym; na trwaniu w miłości do Boga i bliźnich na świecie mniej lub więcej zdeformowanym wskutek różnych zwycięstw odniesionych nad ludźmi przez szatana. Do tego trwania zobowiązaliśmy się wszyscy przez fakt przyjęcia chrztu.
Istotą męczeństwa nie jest więc doznawanie prześladowań czy nawet śmierci za to, że jest się chrześcijaninem. Istotą męczeństwa jest trudna wierność Chrystusowi. Znoszenie prześladowań i utrapień jest ceną tej wierności, a nieraz również jej drogą. Męczeństwo jest zatem wyrazem i owocem ludzkiej wolności, wolności oczyszczonej, umocnionej i rozświetlonej łaską.
ZAKOŃCZENIE Niech przykład księdza Stanisława Streicha – który dla Drugiej Rzeczypospolitej był tym, kim dla czasów PRL-u był ksiądz Jerzy Popiełuszko - umacnia każdego z nas w pracy na rzecz Królestwa Bożego, czyli sprawiedliwości, pokoju i radości w Duchu świętym (Rz 14,17) tak w okolicznościach sprzyjających, jak i w niesprzyjających.