Westminster Abbey Londyn – 13 stycznia 2019
"Nie dał się zastraszyć, wyszedł z szeregu i powiedział „jestem księdzem katolickim”. Mógłby też powtórzyć słowa swego Mistrza: „nikt mi życia nie zabiera, ja sam je oddaję”. To heroiczna wolność, która pozornie tylko prowadzi do niewoli i unicestwienia. Tak naprawdę jest wyrazem bycia sobą, niezależnie od zewnętrznych uwarunkowań" - mówił w homilii bp Wiesław Lechowicz o św. Maksymilianie.
Podkreślił, że św. Maksymilian, ofiarując swoje życie stał się konkretnym, wręcz namacalnym dowodem na istnienie Boga, który jest miłością. "Często po dziś dzień stawia się pytanie o obecność Boga podczas wojennej hekatomby. Gdzie On był? Dlaczego nie reagował, jeśli istnieje? Był w takich osobach jak nasz rodak. Reagował poprzez działania, do których nie byłby zdolny animal rationalis - zwierzę rozumne. Dzięki łasce Bożej św. Maksymilian przezwyciężył instynkt samozachowawczy i wzniósł się ponad własne prawo do życia" - powiedział bp Lechowicz.
Publikujemy pełny tekst homilii:„Historia świata jest walką pomiędzy dwoma rodzajami miłości: miłości do siebie samego – aż do zniszczenia świata; i miłością do innych – aż do rezygnacji z siebie samego” – tak twierdzi papież Benedykt XVI („Światło świata”, s. 70). Trudno nie przyznać racji papieżowi. Czyż nie jesteśmy bowiem świadkami ostrej walki źle pojmowanej miłości, czyli egoizmu z miłością prawdziwą, polegającą na darze z samego siebie. Ta walka przebiega zarówno na froncie osobistym, w naszym życiu indywidualnym, jak i na froncie publicznym, w życiu poszczególnych społeczeństw. Dobrze więc, że dzisiaj przypatrujemy się św. Maksymilianowi Kolbe w obozie w Auschwitz, gdzie na niespotykaną skalę dały znać o sobie siły prowadzące do zniszczenia świata. Św. Maksymilian, dzięki swojej postawie i ostatecznie męczeńskiej śmierci 14 sierpnia 1941 roku staje przed nami jako wiarygodny naśladowca Jezusa Chrystusa, który z miłości ofiarował swoje życie, abyśmy my mogli przejść ze śmierci do życia. Będąc świadkiem, św. Maksymilian staje się dla nas także najbardziej wiarygodnym nauczycielem. Czego nas uczy?
Najpierw uczy nas, co to znaczy miłość prawdziwa. To, nie schlebianie własnym instynktom, to nawet nie kierowanie się tylko emocjami i uczuciami, ale silna wola okazywania dobra drugiemu człowiekowi, nawet za cenę rezygnacji z własnego dobra. Prawdziwa miłość jest darem, jest istnieniem dla „drugiego” człowieka. To męczeństwo dnia codziennego, które wbrew pozorom nie prowadzi do unicestwienia siebie, ale do spełnienia, do szczęścia i pokoju. Ten paradoks miłości objawił nam Jezus, mówiąc, że kto miłuje swe życie traci je, a kto je daje, ten zyskuje. Myślę, że nie trzeba nawet odwoływać się do Jezusa, by uznać, że tylko dar z siebie jest w stanie uszczęśliwić człowieka kochającego. Mam nadzieję, że większość z Was potwierdzi to, powołując się na własne doświadczenie miłości w relacji narzeczeńskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej czy przyjacielskiej.
Św. Maksymilian ofiarując swoje życie stał się konkretnym, wręcz namacalnym dowodem na istnienie Boga, który jest miłością. Często po dziś dzień stawia się pytanie o obecność Boga podczas wojennej hekatomby. Gdzie On był? Dlaczego nie reagował, jeśli istnieje? Był w takich osobach jak nasz rodak. Reagował poprzez działania, do których nie byłby zdolny animal rationalis - zwierzę rozumne. Dzięki łasce Bożej św. Maksymilian przezwyciężył instynkt samozachowawczy i wzniósł się ponad własne prawo do życia. Tak, Bóg jest Miłością i dlatego jest zawsze naszym sprzymierzeńcem, a nie zagrożeniem, jak to nieraz dziś próbuje się Go przedstawiać. Kto jest bliżej Boga ten jest i bliżej człowieka. Miłość bliźniego jest najlepszym sprawdzianem i dowodem miłości względem Boga.
Św. Maksymilian staje się dla nas także nauczycielem wolności. Żyjemy w czasach, w których myli się wolność z samowolą, w najlepszym przypadku uznaje się ją jako możliwość dokonania wyboru. Tymczasem św. Maksymilian przekonuje nas, że wolność to owszem wybór, ale nie zła, tylko dobra i konsekwencja w tym wyborze. Nie dał się zastraszyć, wyszedł z szeregu i powiedział „jestem księdzem katolickim”. Mógłby też powtórzyć słowa swego Mistrza: „nikt mi życia nie zabiera, ja sam je oddaję”. To heroiczna wolność, która pozornie tylko prowadzi do niewoli i unicestwienia. Tak naprawdę jest wyrazem bycia sobą, niezależnie od zewnętrznych uwarunkowań.
Wreszcie św. Maksymilian stoi przed nami jako ten, który uczy szacunku wobec godności małżeństwa i rodziny. Przecież nie co innego jak usłyszane od współwięźnia Franciszka Gajowniczka ubolewania nad utratą i losem najbliższych skłoniły ojca franciszkanina do takiej heroicznej postawy. Św. Maksymilian wskazuje nam tym samym, jak wiele należy poświęcić, byleby tylko uratować małżeństwo i rodzinę.
Dziękujemy Bogu, że czas militarnych zmagań obejmujących całą Europę, w tym i Wielką Brytanię, się skończył. Ale nie skończył się czas zmagań o godność człowieka, o cześć dla Boga, o kształt miłości, małżeństwa i rodziny. Przekonywanie o tym, tak sądzę, ubliżałoby naszej inteligencji i zmysłowi obserwacyjnemu. Nie ma potrzeby o tym dłużej mówić.Istnieje natomiast potrzeba przywoływania postawy św. Maksymiliana jako wzorca do naśladowania. Dokładajmy maksymalnych starań, by ochronić w środowisku, w którym żyjemy to, co najcenniejsze. Całego świata nie zmienimy, ale możemy zadecydować o naszym życiu osobistym i rodzinnym, opowiadając się po stronie człowieka i Boga, po stronie miłości i tej podstawowej wspólnoty miłości, jaką jest rodzina. Niech nam też nie zabraknie odwagi, by na podobieństwo św. Maksymiliana wychodzić z szeregu i odważnie przyznawać się do tego, kim jesteśmy.
W ten sposób znajdziemy się nie po stronie miłości samolubnej prowadzącej do zniszczenia świata, lecz po stronie miłości, która prowadzi do jego zbawienia.
To nasze szlachetne pragnienie złóżmy na ręce Niepokalanej, której wiernym czcicielem był św. Maksymilian. Niech Ta, która zgodnie z zapowiedzią zetrze głowę węża wspomaga nas w codziennym pokonywaniu tego wszystkiego, co nie ma nic wspólnego z miłością Boga i człowieka.