Watykan, 29 czerwca 2019 r.
Drodzy Bracia i Siostry,
Do napisania tego listu do Was skłoniło mnie rozważanie czytań z Dziejów Apostolskich na okres wielkanocny. Tam spotykamy pierwszą wspólnotę apostolską, całkowicie przenikniętą nowym życiem, które dał Duch Święty, a jednocześnie tak ułożył wszystkie okoliczności, że stały się one dobrą okazją do głoszenia Ewangelii. Wydawało się wówczas, że uczniowie stracili wszystko, a w pierwszym dniu tygodnia, pośród goryczy i smutku, usłyszeli z ust kobiety, że Pan żyje. Nic i nikt nie mógł powstrzymać przenikania tajemnicy paschalnej do ich życia, a jednocześnie uczniowie nie mogli pojąć tego, co ujrzeli własnymi oczami i czego dotykały ich ręce (por. 1 J 1,1).
W związku z tym, a także w przekonaniu, że Pan „dzięki swej nowości, może odnowić nasze życie i naszą wspólnotę”[1], pragnę być blisko Was i dzielić Waszą troskę o przyszłość Kościoła w Niemczech. Wszyscy jesteśmy świadomi, że żyjemy nie tylko w czasie zachodzących zmian, ale raczej na przełomie czasów stawiających nowe i stare pytania, z którymi zmierzenie się jest uzasadnione i konieczne. Sytuacje i kwestie, które mogłem omówić z waszymi pasterzami przy okazji ostatniej wizyty ad limina, z pewnością nadal znajdują oddźwięk w waszych wspólnotach. Podobnie jak poprzednio, chciałbym zaoferować Wam moje wsparcie, zapewnić o mojej bliskości na wspólnej drodze i zachęcić do poszukiwania szczerej odpowiedzi na obecną sytuację.
1. Z wdzięcznością patrzę na wspaniałą sieć gmin i wspólnot, parafii i kościołów filialnych, szkół i uczelni, szpitali i innych instytucji społecznych, które powstały na przestrzeni dziejów i świadczą o żywej wierze, która podtrzymywała, pielęgnowała i ożywiała je przez wiele pokoleń. Wiara ta przeszła przez czasy naznaczone cierpieniem, konfrontacją i uciskiem, a jednocześnie odznacza się trwałością i żywotnością. Także dzisiaj wydaje ona obfite owoce w licznych świadectwach życia i w dziełach miłosierdzia. Wspólnoty katolickie w Niemczech w swojej różnorodności i pluralizmie są znane na całym świecie z poczucia współodpowiedzialności i z prawdziwej hojności w wyciąganiu dłoni i towarzyszeniu przy ewangelizacji w regionach znajdujących się w trudnej sytuacji. Ta hojność przejawiała się w najnowszej historii nie tylko w formie pomocy ekonomicznej i materialnej, ale także poprzez dzielenie się licznymi charyzmatami i wysyłanie na przestrzeni lat ludzi, kapłanów, zakonnic i zakonników oraz świeckich, którzy wiernie i niestrudzenie wypełniali swoją posługę i misję często w bardzo trudnych warunkach. [2] Daliście Kościołowi powszechnemu wielkie święte kobiety i świętych mężczyzn, wielkich teologów i pasterzy duchowych oraz ludzi świeckich, którzy wnieśli swój wkład w powodzenie owocnego spotkania Ewangelii i kultur, zmierzającego ku nowym syntezom i zdolnego obudzić w przyszłych pokoleniach to, co najlepsze w obu tych kulturach, z tą samą gorliwością, z jaką powstawały. [3] Umożliwiło to podjęcie niezwykłych wysiłków w celu znalezienia duszpasterskich odpowiedzi na wyzwania, przed którymi stanęliście.
Pragnę również zwrócić waszą uwagę na ekumeniczną drogę, którą wyruszyliście, a której owoce były widoczne w roku upamiętniającym pięćsetną rocznicę reformacji. Ta droga zachęca do dalszych inicjatyw modlitewnych, a także do wymiany kulturowej i dzieł miłosierdzia, które pozwalają nam przezwyciężyć uprzedzenia i rany przeszłości, abyśmy mogli lepiej celebrować radość Ewangelii i dawać o niej świadectwo.
2. Dziś jednak razem z wami z bólem stwierdzam postępującą erozję i powszechny rozkład wiary, i to nie tylko na poziomie duchowym, ale także społecznym i kulturowym. Sytuację tę można wyraźnie zaobserwować, jak to już zauważył Benedykt XVI, nie tylko „na Wschodzie [Niemiec], gdzie, jak wiemy, duża część ludności nie jest ochrzczona i nie ma żadnego kontaktu z Kościołem, a często w ogóle nie zna Chrystusa”[4], ale nawet na tak zwanych „obszarach tradycyjnie katolickich, gdzie drastycznie spada liczba osób uczestniczących w niedzielnej Mszy świętej, jak również przyjmujących sakramenty”[5]. Jest to z pewnością regres wielowymiarowy, którego nie sposób przezwyciężyć ani szybko, ani łatwo. Ta sytuacja wymaga poważnego oraz przemyślanego podejścia i stawia przed nami w tym historycznym momencie podobne wyzwanie, co przed żebrakiem z Dziejów Apostolskich, wraz z którym słyszymy słowo Apostoła: „Srebra i złota nie posiadam. Ale to, co mam, daję wam: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!” (Dz 3, 6).
3. Aby zaradzić omawianym problemom, wasi biskupi zaproponowali drogę synodalną. Jej konkretne znaczenie i rozwój będą z pewnością wymagały głębszej refleksji. Swoje obserwacje na temat synodalności Kościoła przedstawiłem z okazji obchodów 50. rocznicy ustanowienia Synodu Biskupów [6]. W istocie jest to synodos, wspólna droga pod przewodnictwem Ducha Świętego. Oznacza to jednak wyruszenie w drogę razem z całym Kościołem w świetle Ducha Świętego, pod Jego kierownictwem i Jego natchnieniem, aby nauczyć się wsłuchiwania się i rozpoznawania coraz to nowych horyzontów, które On chce nam ukazać. Synodalność zakłada bowiem oddziaływanie Ducha Świętego i koniecznie go potrzebuje.
Przy okazji ostatniego zebrania plenarnego Episkopatu Włoch miałem okazję przypomnieć raz jeszcze tę fundamentalną dla życia Kościoła rzeczywistość, przedstawiając podwójną perspektywę, z której ona wynika: „Synodalność oddolna oznacza obowiązek troszczenia się o istnienie i właściwe funkcjonowanie diecezji, rad, parafii, o zaangażowanie osób świeckich […] (por. kan. 469-494 KPK), poczynając od diecezji. Nie jest więc możliwe zorganizowanie wielkiego synodu bez uwzględnienia tego, co na dole […]. Tylko wtedy synodalność przychodzi «z góry na dół», co pozwala nam w sposób konkretny i szczególny przeżywać kolegialny wymiar posługi biskupiej i bycia Kościołem [7]. Tylko w ten sposób dojdziemy do dojrzałych decyzji w kwestiach zasadniczych dla wiary i życia Kościoła. Będzie to możliwe pod warunkiem, że wyruszymy w tę drogę wyposażeni w cierpliwość oraz pokorne i zdrowe przekonanie, że nigdy nie uda nam się rozwiązać wszystkich pytań i problemów naraz. Kościół jest i zawsze będzie pielgrzymem na drodze historii, w dodatku niosącym skarb w glinianych naczyniach (por. 2 Kor 4, 7). Przypomina nam to, że na tym świecie Kościół nigdy nie będzie doskonały, a jego żywotność i piękno opierają się na tym skarbie, którego od początku nakazano mu strzec [8].
Obecne wyzwania, jak również odpowiedzi, których udzielamy, wymagają, w perspektywie rozwoju zdrowego aggiornamento, „długiego procesu dojrzewania i współpracy całego ludu na przestrzeni lat”[9]. To pobudza do powstawania i kontynuowania procesów, które budują nas jako Lud Boży, a nie do poszukiwania natychmiastowych, atrakcyjnych medialnie, ale przedwczesnych rezultatów, które są przemijające z powodu niedostatecznego pogłębienia i dojrzewania lub dlatego, że nie odpowiadają otrzymanemu przez nas powołaniu.
4. W tym kontekście, przy całej poważnej i nieuniknionej refleksji, łatwo jest ulegać subtelnym pokusom; należy im, moim zdaniem, poświęcić szczególną uwagę i zachować wobec nich ostrożność, ponieważ nie pomagają nam one bynajmniej w podążaniu wspólną drogą i trzymają nas w przyjętych z góry schematach i mechanizmach, skutkujących wyobcowaniem lub ograniczeniem naszej misji. Co więcej, jeśli nie jesteśmy świadomi tych pokus, łatwo wpadamy w błędne koło argumentów, analiz i rozwiązań, których jedynym efektem jest oddalenie nas od prawdziwego i codziennego spotkania z wiernym ludem i z Panem.
5. Przyjęcie i przetrwanie obecnej sytuacji nie oznacza bierności ani rezygnacji, ani tym bardziej zaniedbania, przeciwnie, jest zaproszeniem do stawienia czoła temu, co obumarło w nas i w naszych wspólnotach, co wymaga ewangelizacji i nawiedzenia przez Pana. Wymaga to jednak odwagi, ponieważ to, czego potrzebujemy, jest czymś znacznie większym niż tylko zmianą strukturalną, organizacyjną czy funkcjonalną.
Przypominam o tym, co powiedziałem podczas spotkania z waszymi biskupami w 2015 roku, że jedną z pierwszych i największych pokus występujących w życiu Kościoła jest przekonanie, że rozwiązania obecnych i przyszłych problemów można osiągnąć wyłącznie poprzez reformę struktur, organizacji i administracji, która jednak ostatecznie w żaden sposób nie dotyka punktów zasadniczych, rzeczywiście wymagających uwagi. „Jest to rodzaj nowego pelagianizmu, który każe nam pokładać ufność w administracji, w doskonałym aparacie. Tymczasem nadmierna centralizacja komplikuje życie Kościoła i jego dynamizm misyjny, zamiast mu pomagać (por. Evangelii gaudium, 32)”[10]. U podstaw tej pokusy leży przekonanie, że najlepszą odpowiedzią na liczne problemy i niedociągnięcia jest reorganizacja, zmiany i „łatanie”, tak aby uporządkować i „wygładzić” życie kościelne, dostosowując je do aktualnej logiki lub logiki określonej grupy. Może się wydawać, że w ten sposób wszystkie trudności są rozwiązywane, a rzeczy na nowo wracają na właściwe tory, tak że życie kościelne wpasowuje się w „bardzo konkretny” nowy lub stary porządek, kładący kres napięciom, które są przecież dla człowieka naturalne i które Ewangelia chce wywoływać [11].
W ten sposób napięcia w życiu kościelnym zostałyby zlikwidowane tylko pozornie. Chęć pozostawania tylko „w porządku i w harmonii” z czasem uśpiłaby i oswoiła serce naszego ludu oraz zmniejszyła, a nawet uciszyła żywą moc Ewangelii, którą Duch Święty chce dawać: „To byłby zaś największy grzech sekularyzacji i światowego sposobu myślenia przeciwko Ewangelii” [12]. Być może w ten sposób można by było zbudować dobrze ustrukturyzowany i funkcjonujący, nawet „unowocześniony” organizm kościelny, ale pozostałby on bez duszy i bez świeżości Ewangelii. Praktykowalibyśmy jedynie bezkształtne jak gaz i mdłe chrześcijaństwo, pozbawione niezbędnej „werwy” Ewangelii[13]. „Dzisiaj jesteśmy wezwani, aby przezwyciężać dysproporcje i zaburzenia równowagi. Nie będziemy w stanie uczynić nic dobrego, co wynika z Ewangelii, jeśli będziemy się tego bali”[14]. Nie wolno nam zapominać, że istnieją napięcia i dysproporcje, które mają smak Ewangelii, a które należy podtrzymywać, ponieważ kryje się w nich obietnica nowego życia.
6. Dlatego uważam, iż ważne jest, aby nie tracić z oczu tego, czego „Kościół wielokrotnie nauczał, że nie jesteśmy usprawiedliwieni przez nasze uczynki lub nasze wysiłki, ale przez łaskę Pana, który podejmuje inicjatywę”[15]. Bez tego wymiaru teologicznego ryzykujemy, że w różnych wysiłkach podejmowanych na rzecz odnowy powtórzy się to, co dziś przeszkadza wspólnocie kościelnej głosić miłosierną miłość Boga. Sposób, w jaki zaakceptujemy obecną sytuację, określi owoce, jakie z niej wynikną. Dlatego apeluję, aby odbywało się to zgodnie z zasadami teologii [w kluczu teologicznym]. Niech Ewangelia łaski z nawiedzeniem Ducha Świętego będzie dla was światłem i przewodnikiem w stawianiu czoła tym wyzwaniom. Ilekroć wspólnota kościelna próbowała sama pokonać swoje problemy, ufając jedynie własnym siłom, własnym metodom i własnej inteligencji, kończyło się to jedynie pomnożeniem i utrwaleniem zła, które usiłowała przezwyciężyć. Przebaczenie i zbawienie nie są czymś, co musimy kupować lub „musimy nabyć za pomocą naszych uczynków lub wysiłków. On nam darmo przebacza i nas wyzwala. Jego ofiarowanie się na krzyżu jest czymś tak wielkim, że nie możemy i nie musimy płacić, musimy je tylko przyjąć z ogromną wdzięcznością i radością, że jesteśmy tak kochani, zanim mogliśmy to sobie wyobrazić: «Bóg sam pierwszy nas umiłował»”.[16]
Obecna sytuacja nie pozwala nam zapomnieć, że nasza misja nie opiera się na prognozach, kalkulacjach, budujących lub zniechęcających ankietach, ani w wymiarze kościelnym, ani politycznym, ekonomicznym czy społecznym, a tym bardziej na pomyślnych wynikach naszego planowania duszpasterskiego[17]. To wszystko jest ważne i potrzebuje oceny, wsłuchiwania się, analizy i uwagi, ale samo w sobie nie wyczerpuje naszej wiary. Nasza misja i racja bytu zakorzeniona jest w fakcie, że „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). „Bez nowego życia i autentycznego ewangelicznego ducha, bez «wierności Kościoła swojemu powołaniu», każda nowa struktura w krótkim czasie ulega degradacji”[18].
Dlatego też nadchodzący proces zmian nie może być wyłącznie reakcją na zewnętrzne fakty i uwarunkowania, takie jak gwałtowny spadek liczby urodzeń i starzenie się wspólnot, które nie zapewniają nam naturalnej wymiany pokoleń. Obiektywne i słuszne przyczyny, jeśli rozpatrywać je w oderwaniu od tajemnicy Kościoła, stymulowałyby i faworyzowały postawę jedynie reaktywną, czy to z nastawieniem pozytywnym, czy to negatywnym. Autentyczny proces zmian stanowi odpowiedź, ale jednocześnie stawia wymagania, wynikające z faktu bycia chrześcijanami i z pierwotnej dynamiki ewangelizacji Kościoła; taki proces wymaga nawrócenia duszpasterskiego [pastoralnego]. Jesteśmy wezwani do przyjęcia postawy, która zmierza do życia Ewangelią i uczynienia jej przejrzystą poprzez zerwanie z szarym pragmatyzmem codziennego życia Kościoła, „w którym pozornie wszystko postępuje normalnie, podczas gdy w rzeczywistości wiara się wyczerpuje i stacza w miernotę”[19]. Nawrócenie pastoralne przypomina nam, że ewangelizacja powinna być naszym kryterium przewodnim w najwyższym stopniu, dzięki któremu możemy rozeznawać wszystkie kroki, do których jesteśmy wezwani jako wspólnota kościelna; ewangelizacja stanowi właściwą i zasadniczą misję Kościoła[20]. 7. Dlatego, jak już podkreślali wasi biskupi, konieczne jest odzyskanie prymatu ewangelizacji, aby móc z ufnością i nadzieją patrzeć w przyszłość, ponieważ „Kościół, jako niosący ewangelizację, zaczyna od ewangelizowania samego siebie. Jako wspólnota wierzących, jako wspólnota przeżywanej i głoszonej nadziei, jako wspólnota braterskiej miłości, Kościół musi nieustannie słyszeć, w co ma wierzyć, jakie są powody jego nadziei i czym jest nowe przykazanie miłości”[21].
Tak przeżywana ewangelizacja nie jest taktyką nowego „pozycjonowania” się Kościoła w dzisiejszym świecie ani aktem podboju, dominacji czy ekspansji terytorialnej; nie jest „retuszem”, który dostosowuje Kościół do ducha czasu, ale sprawia, że traci on swoją oryginalność i prorocką misję.
Ewangelizacja nie oznacza też prób odzyskania zwyczajów i praktyk, które miały sens w innych kontekstach kulturowych. Nie, ewangelizacja jest drogą ucznia w odpowiedzi i nawróceniu na miłość do Tego, który pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4, 19); jest to więc droga umożliwiająca radosne przeżywanie, doświadczanie i celebrowanie wiary oraz dawanie o niej świadectwa. Ewangelizacja prowadzi nas do odzyskania radości Ewangelii, radości z tego, że jesteśmy chrześcijanami. Z całą pewnością bywają chwile trudne i doświadczenie krzyża, ale nic nie może zniszczyć nadprzyrodzonej radości, która umie się dostosować, zmieniać, i która zawsze trwa, choćby jak lekki blask światła, pochodzący z osobistej pewności, że jest się nieskończenie kochanym, kochanym ponad wszystko inne. Ewangelizacja rodzi wewnętrzną pewność, „Jest ona pewnością wewnętrzną, pogodą ducha pełną nadziei, dającą zadowolenie duchowe, niemożliwe do zrozumienia według kryteriów świata.”[22] Niezadowolenie, apatia, gorycz, krytycyzm i smutek nie są dobrymi znakami ani doradcami; co więcej: zdarzają się wręcz czasy, w których „smutek związany jest z niewdzięcznością, z byciem tak bardzo zamkniętym w sobie, że jest się niezdolnym do przyjęcia Bożych darów”[23].
8. Dlatego naszą szczególną uwagę powinniśmy poświęcić kwestii, w jaki sposób przekazujemy tę radość, a powinniśmy to czynić, otwierając się i wychodząc naprzeciw naszym braciom i siostrom, zwłaszcza tym, których spotykamy na progach naszych kościołów, na ulicach, w więzieniach, w szpitalach, na placach i w miastach. Pan wyraził się jasno: „Szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mt 6, 33). Oznacza to wyjście, aby namaścić Duchem Chrystusa wszystkie rzeczywistości tej ziemi, na jej licznych rozdrożach, zwłaszcza „tam, gdzie kształtują się nowe przesłania i wzorce, [aby] dotrzeć ze Słowem Bożym do najgłębszych zakamarków miasta”[24]. Oznacza to pomoc w zapewnieniu, że cierpienie Chrystusa może rzeczywiście i konkretnie dotknąć tego wielorakiego cierpienia i tych sytuacji, w których Jego oblicze nadal cierpi z powodu grzechu i nierówności. Oby to cierpienie zerwało maskę starych i nowych form niewolnictwa, które krzywdzą zarówno mężczyzn jak i kobiety, zwłaszcza dzisiaj, gdy mamy do czynienia z coraz to nowymi ksenofobicznymi wystąpieniami, promującymi kulturę opartą na obojętności, zamkniętym umyśle, indywidualizmie i pozbywaniu się obcych. Niech cierpienie Chrystusa budzi zarazem w naszych parafiach i wspólnotach zapał budowania Jego królestwa, zwłaszcza wśród młodych ludzi!
Wymaga to od nas, abyśmy rozwinęli w sobie duchowe upodobanie w pozostawaniu „blisko życia ludzi, aż do odkrycia, że staje się to źródłem głębszej radości. Misja łączy się z miłością do Jezusa, ale jednocześnie z miłością do Jego ludu”[25].
Trzeba by więc zadać sobie pytanie, co dziś Duch mówi do Kościoła (por. Ap 2, 7), aby rozpoznać znaki czasu [26], co nie jest tożsame z prostym dostosowaniem się do ducha czasu (por. Rz 12, 2). Wszystkie wysiłki słuchania, radzenia i rozeznawania mają na celu uczynienie Kościoła każdego dnia bardziej wiernym, dyspozycyjnym, sprawnym i przejrzystym w głoszeniu radości Ewangelii – fundamentu, na którym wszystkie pytania mogą znaleźć światło i odpowiedź[27]. „Wyzwania są po to, aby im podołać. Bądźmy realistami, ale nie tracąc radości, odwagi i poświęcenia pełnego nadziei! Nie dajmy się okraść z misyjnej siły!”[28].
9. Sobór Watykański II był ważnym krokiem w kształtowaniu się świadomości Kościoła zarówno o sobie samym, jak i o swojej misji w dzisiejszym świecie. Ta droga, rozpoczęta ponad pięćdziesiąt lat temu, nadal pobudza nas do przyjmowania i dalszego rozwijania myśli Soboru, a w każdym razie nie osiągnęła jeszcze swego kresu, zwłaszcza w odniesieniu do synodalności, która powinna się kształtować na różnych poziomach życia kościelnego (w parafii, w diecezji, na poziomie narodowym, w Kościele powszechnym oraz w różnych zgromadzeniach i wspólnotach). Zadaniem tego procesu, zwłaszcza w czasach silnej fragmentaryzacji i polaryzacji, jest zapewnienie, aby sensus Ecclesiae rzeczywiście żył w każdej naszej decyzji, karmiąc i przenikając wszystkie poziomy. Chodzi o to, by żyć i odczuwać z Kościołem i w Kościele, co w licznych sytuacjach będzie także powodem cierpienia w Kościele oraz z powodu Kościoła. Kościół powszechny żyje w Kościołach partykularnych i z nich się składa [29], podobnie jak Kościoły partykularne żyją i rozwijają się w Kościele powszechnym; gdyby zostały odłączone od Kościoła powszechnego, osłabłyby, podupadły i obumarły.
Wynika stąd potrzeba podtrzymywania żywej i skutecznej komunii tych wspólnot z całym ciałem Kościoła. Pomaga nam to przezwyciężyć strach, który izoluje nas w nas samych i w naszej specyfice, abyśmy spojrzeli w oczy temu, który został pozostawiony na uboczu, i wysłuchali go, albo, wyrzekając się własnych potrzeb, towarzyszyli mu w drodze. Niekiedy ta postawa może się przejawiać w drobnym geście, jak w przypadku ojca syna marnotrawnego, który nie zamyka przed nim drzwi, aby powracający mógł przez nie wejść bez trudu [30]. Nie oznacza to, że nie idziemy, nie posuwamy się naprzód, nie zmieniamy niczego, nie inicjujemy niekiedy debat i nie wyrażamy sprzeciwu – jest to po prostu konsekwencja świadomości, że jesteśmy zasadniczo częścią większego ciała, które domaga się nas, czeka na nas i nas potrzebuje, i że my również jego się domagamy, oczekujemy i potrzebujemy. Jest to radość z poczucia przynależności do świętego i cierpliwego ludu Bożego.
Wyzwania, które przed nami stoją, różne kwestie i pytania, nie mogą być ignorowane ani tuszowane; trzeba im stawić czoła, uważając, byśmy nie dali się uwięzić w ich sidłach i nie stracili perspektywy, by horyzont się nie zawęził, a rzeczywistość nie stała się fragmentaryczna. „Gdy zatrzymujemy się na konflikcie, tracimy poczucie głębokiej jedności rzeczywistości”[31]. W tym sensie sensus Ecclesiae ukazuje nam szeroką perspektywę, z której możemy próbować odpowiadać na palące pytania. Sensus Ecclesiae przypomina nam jednocześnie o pięknie wielopostaciowego oblicza Kościoła [32]. To oblicze jest wielorakie, nie tylko w wymiarze przestrzennym, w narodach, rasach i kulturach Kościoła [33], ale także w jego wymiarze czasowym, który pozwala nam zanurzyć się w źródłach najbardziej żywej i najpełniejszej Tradycji. Ze swej strony Tradycja ta nawołuje do podtrzymywania ognia, a nie tylko strzeżenia popiołów [34]. Pozwala ona wszystkim pokoleniom na nowo rozpalić pierwszą miłość z pomocą Ducha Świętego. Sensus Ecclesiae uwalnia nas od „udziwnień” i tendencji ideologicznych, aby dać nam zakosztować tej pewności Soboru Watykańskiego II, który potwierdził, że „namaszczenie Świętego” (por. 1 J 2, 20.27) należy do ogółu wiernych[35]. Komunia ze świętym i wiernym Ludem Bożym, podmiotem namaszczenia, podtrzymuje żywą nadzieję i pewność, że Pan idzie obok nas i że to On podtrzymuje nasze kroki. Przekonanie to powinno wybrzmiewać dzięki zdrowemu podążaniu wspólną drogą i umożliwiać poszukiwanie mechanizmów, dzięki którym wszystkie głosy, zwłaszcza głosy ludzi prostych i małych, zostaną uwzględnione i usłyszane. „Namaszczenie Świętego”, wylane na całe ciało Kościoła, „rozdziela szczególne łaski między wiernych każdego stanu i kondycji życiowej, rozdzielając swe dary każdemu według jego woli (1 Kor 12, 11). Przez nie czyni ich zdolnymi i gotowymi do podejmowania różnych dzieł oraz posług dla odnowienia i nieustannego budowania Kościoła, zgodnie ze słowami: „Każdemu zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra” (1 Kor 12,7).[36] To pomaga nam być uważnymi na starą, lecz ciągle powracającą pokusę promotorów gnostycyzmu, którzy, aby wyrobić sobie imię i zwiększyć sławę oraz autorytet swojej doktryny, starali się mówić zawsze coś nowego i odmiennego od tego, co podawało im Słowo Boże. Chodzi o to, co apostoł Jan określa terminem proagon (2 J 9); oznacza on tego, który chce wyprzedzać, który jest zaawansowany, tego, który utrzymuje, że wykracza poza „kościelne my”. Tymczasem to właśnie owo „my” strzeże nas przed nadużyciami, które zagrażają wspólnocie[37].
10. Bądźcie więc uważni na wszelkie pokusy, które prowadzą do chęci zredukowania ludu Bożego do oświeconej grupy, która nie pozwala nam widzieć, cieszyć się i dziękować za świętość niepozorną, rozproszoną. Ta świętość, która żyje „w cierpliwym ludzie Bożym: w rodzicach, którzy z wielką miłością pomagają dorastać swoim dzieciom, w mężczyznach i kobietach pracujących, by zarobić na chleb, w osobach chorych, w starszych zakonnicach, które nadal się uśmiechają. W tej wytrwałości, aby iść naprzód, dzień po dniu, widzę świętość Kościoła walczącego. Jest to często «świętość z sąsiedztwa», świętość osób, które żyją blisko nas i są odblaskiem obecności Boga”[38]. To jest ta świętość, która chroni i zawsze chroniła Kościół przed wszelką ideologiczną, pseudonaukową i manipulacyjną redukcją. Ta świętość pobudza nas, przypomina i zaprasza do rozwijania w działalności misyjnej Kościoła stylu maryjnego, zdolnego do wyrażania sprawiedliwości poprzez miłosierdzie, kontemplacji poprzez działanie i czułości poprzez zdecydowanie. „Za każdym razem, gdy spoglądamy na Maryję, znów zaczynamy wierzyć w rewolucyjną moc delikatności i czułości. W Niej dostrzegamy, że pokora i delikatność nie są cnotami słabych, lecz mocnych, że nie potrzebują źle traktować innych, aby czuć się ważni”[39]. W mojej ojczyźnie mamy inspirujące i dobitne przysłowie, które może rzucić na to światło: „Niech bracia będą zjednoczeni, bo to jest pierwsze prawo; niech zawsze zachowują prawdziwą jedność, bo jeśli będą walczyć między sobą, to pożrą ich stojący obok”[40]. Bracia i siostry, troszczmy się o siebie nawzajem! Strzeżmy się pokusy ojca kłamstwa i podziału, mistrza podziału, który, popychając do poszukiwania pozornego dobra lub odpowiedzi na konkretną sytuację, ostatecznie rozbija ciało świętego i wiernego Ludu Bożego! Wyruszmy razem jako apostołowie, słuchając się wzajemnie pod kierownictwem Ducha Świętego i – nawet jeśli nie myślimy w ten sam sposób – kierując się mądrym przekonaniem, że „Kościół w ciągu wieków nieustannie dąży do pełni prawdy Bożej, aż do wypełnienia się w nim słów Bożych ”[41].
11. Spojrzenie synodalne nie niweluje przeciwieństw i nieporozumień, nie podporządkowuje konfliktów rozstrzygnięciom „dobrego konsensusu”, który kompromituje wiarę, wynikom spisów powszechnych czy sondaży przeprowadzanych w tej czy innej kwestii. Byłoby to bardzo ograniczające. Mając na uwadze tło i centralność ewangelizacji oraz sensus Ecclesiae jako elementy definiujące nasze eklezjalne DNA, synodalność świadomie domaga się przyjęcia takiego sposobu bycia Kościołem, w którym „całość jest czymś więcej niż część i czymś więcej niż ich prosta suma. Tak więc nie należy być zbytnio obsesyjnym na punkcie spraw ograniczonych i szczegółowych. Trzeba zawsze poszerzać spojrzenie, by rozpoznać większe dobro, przynoszące korzyści wszystkim. Ale trzeba to czynić, unikając pokusy ucieczki, wykorzenienia. Należy zapuścić korzenie w żyznej glebie i w historii własnego miejsca, które jest darem Bożym. Pracuje się w tym, co małe, miejscowe, w łączności z tym, co blisko, ale z szerszą perspektywą”[42].
12. Wymaga to od całego Ludu Bożego, a zwłaszcza od jego pasterzy, postawy czujności i nawrócenia, które pozwolą zachować żywotność i skuteczność tych rzeczywistości. Czujność i nawrócenie są darami, które może nam dać tylko Pan. To musi wystarczyć, aby przez modlitwę i post prosić o Jego łaskę. Zawsze robiło na mnie wrażenie to, że podczas swojego ziemskiego życia Pan, zwłaszcza w momentach podejmowania wielkich decyzji, był kuszony w szczególny sposób. Modlitwa i post miały szczególne i decydujące znaczenie dla wszystkich Jego późniejszych działań (por. Mt 4, 1–11). Również synodalność nie może unikać tej logiki i zawsze powinna jej towarzyszyć łaska nawrócenia, aby nasze działanie osobiste i wspólnotowe coraz bardziej upodabniało się do Kenosis Chrystusa i ją uobecniało (por. Flp 2, 1–11). Mówienie, działanie i odpowiadanie jako Ciało Chrystusa oznacza również mówienie i działanie na sposób Chrystusa, przy przyjmowaniu takich samych postaw, zachowywaniu takiej samej roztropności i wyznaczaniu takich samych priorytetów. Za przykładem Mistrza, który „wyniszczył samego siebie, przyjąwszy kształt niewolnika” (Flp 2, 7, tłum. Biblia Gdańska), łaska nawrócenia uwalnia nas zatem od błędnej i jałowej żądzy znaczenia. Uwalnia nas od pokusy pozostawania na chronionych i wygodnych pozycjach oraz zaprasza nas do wyjścia na peryferie, aby odnaleźć siebie i lepiej słuchać Pana.
Taka postawa ogołocenia pozwala nam również doświadczyć twórczej i nieustannie przeobfitej mocy nadziei zrodzonej z ewangelicznego ubóstwa, do którego jesteśmy powołani; uwalnia nas do ewangelizowania i dawania świadectwa. W ten sposób pozwalamy, aby Duch Święty odświeżał i odnawiał nasze życie, uwalniając je od niewoli, indolencji i drugorzędnych wygód, które nie pozwalają nam wyjść z domu, a przede wszystkim trwać w uwielbieniu. W adoracji bowiem człowiek wypełnia swój najwyższy obowiązek; pozwala mu ona dostrzec nadchodzącą jasność, która pomaga zakosztować nowego stworzenia[43].
Bez tej perspektywy ryzykujemy, że zaczniemy od siebie lub od chęci samousprawiedliwienia i samozachowania, co doprowadzi do połowicznych zmian i rozwiązań. Dalecy od rozwiązywania problemów, w końcu wpadamy w niekończącą się spiralę, tłumiąc i zabijając najpiękniejszą, wyzwalającą i obiecującą proklamację, która nadaje sens naszej egzystencji: „Jezus Chrystus jest Panem!” Potrzebujemy modlitwy, pokuty i adoracji, które pozwalają nam powiedzieć wraz z celnikiem: „Boże, bądź miłosierny dla mnie grzesznika!” (Łk 18, 13), nie w sposób obłudny, infantylny czy bojaźliwy, ale z odwagą, by otworzyć drzwi i zobaczyć to, co zwykle jest zasłonięte przez powierzchowność, przez kulturę dobrego samopoczucia i pozorów[44].
W istocie te postawy – prawdziwe środki duchowe (modlitwa, pokuta i adoracja) – pozwalają nam na nowo doświadczyć, że być chrześcijaninem to mieć świadomość, że jestem kimś błogosławionym i błogosławiącym, a więc przekazuję błogosławieństwo spełnienia innym ludziom. Być chrześcijaninem to należeć do Kościoła błogosławieństw dla dzisiejszych błogosławionych: ubogich, głodnych, płaczących, znienawidzonych, wykluczonych i znieważonych (por. Łk 6, 20–23). Nie zapominajmy: „W błogosławieństwach Pan wskazuje nam drogę. Jeżeli podążamy drogą błogosławieństw, możemy osiągnąć najprawdziwsze ludzkie i Boże szczęście. Błogosławieństwa są lustrem, które mówi nam na pierwszy rzut oka, czy idziemy właściwą drogą: to lustro nie kłamie”[45]!
13. Drodzy Bracia i Siostry, znam Waszą wytrwałość i wiem, co znosiliście i wycierpieliście dla imienia Pana; znam też wasze pragnienie i tęsknotę, aby mocą Ducha ożywić w Kościele pierwszą miłość (por. Ap 2, 1–5). Ten Duch, który nie łamie trzciny nadłamanej i nie gasi tlącego się knota (por. Iz 42, 3), niech odżywia i ożywia dobro, które cechuje wasz lud, i niech sprawi, by ono rozkwitało! Chcę stać przy Was i towarzyszyć Wam w pewności, że jeśli Pan uznał nas za godnych żyć w tej godzinie, nie uczynił tego po to, by w obliczu wyzwań nas zawstydzić lub sparaliżować. Pragnie raczej, aby Jego Słowo ponownie rzuciło wyzwanie i rozpaliło nasze serca, tak jak to uczyniło z Waszymi ojcami, aby Wasi synowie i córki otrzymali wizje, a Wasi starsi prorocze sny (por. Jl 3, 1). Jego miłość „pozwala nam podnieść głowę i zacząć od nowa, z taką czułością, która nas nigdy nie zawiedzie i zawsze może przywrócić nam radość. Nie uciekajmy przed zmartwychwstaniem Jezusa, nigdy nie uważajmy się za martwych, niezależnie od tego, co się dzieje. Nic nie może być większe od Jego życia, które pozwala nam iść naprzód!”[46].
I dlatego proszę Was, módlcie się za mnie!
FRANCISZEK, papież
Tłumaczenie tekstu z języka niemieckiego: Małgorzata Maszewska
Opracowanie redakcyjne i translatorskie: Marek Kasprzak, s. Sabina Depta ISSM, o. Przemysław Skąpski ISChP, bp Jacek Grzybowski
Pogrubienia w tekście pochodzą od redaktorów tekstu.
PRZYPISY:
[1] Evangelii gaudium, nr 11. [2] Por. Benedykt XVI, Spotkanie z biskupami niemieckimi w Kolonii z okazji XX Światowych Dni Młodzieży (21 sierpnia 2005 r.). [3] Por. Gaudium et spes, 58. [4] Por. Benedykt XVI, Spotkanie z biskupami niemieckimi w Kolonii z okazji XX Światowych Dni Młodzieży (21 sierpnia 2005 r.). [5] Franciszek, Wizyta ad limina biskupów niemieckich (20 listopada 2015 r.). [6] Por. Episcopalis communio, 2018. [7] Por. Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, nr 23; Dekret o pasterskich zadaniach biskupów w Kościele Christus Dominus, nr 3. Posługując się cytatem z najnowszego dokumentu Międzynarodowej Komisji Teologicznej Synodalność w życiu i misji Kościoła, powiedział biskupom włoskim: „Dlatego specyficzną formę wyrażania się synodalności w Kościele stanowi kolegialność; urzeczywistnia się ona poprzez posługę biskupów w wymiarze communio łączącej wszystkie Kościoły partykularne danego regionu oraz poprzez communio łączącą wszystkie Kościoły partykularne Kościoła powszechnego. Każdy autentyczny wyraz synodalności wymaga ze swojej istoty kolegialnej posługi biskupów” (20 maja 2019 r.). [8] Por. Lumen gentium, nr 8. [9] Yves Congar, Vera e falsa riforma nella Chiesa, s. 259. [10] Francesco, Visita ad Limina, 20 novembre 2015. [11] W ostatecznym rozrachunku tym, co wkrada się we wszystkie decyzje, relacje i niuanse naszego życia, jest logika myślenia technokratycznego (por. Franciszek, Encyklika Laudato si, 106–114). Logika ta wpływa w związku z tym również na nasze myśli i uczucia oraz sposób, w jaki kochamy Boga i bliźniego. [12] Franciszek, Zgromadzenie diecezjalne diecezji rzymskiej (9 maja 2019 r.). [13] Por. Franciszek, Adhortacja apostolska Evangelii gaudium, nr 97: „Niech Bóg nas wybawi od Kościoła światowego pod duchowymi i duszpasterskimi przykrywkami! Tę duszącą światowość można leczyć, kosztując czystego powietrza Ducha Świętego, uwalniającego nas od pozostania skoncentrowanymi na nas samych, ukrytymi za religijną fasadą pozbawioną Boga. Nie dajmy się okraść z Ewangelii!”. [14] Tamże. [15] Gaudete et exsultate, nr 52. [16] Christus vivit, nr 121. [17] Jest to postawa, która albo wyzwala – przy sprzyjającym wietrze – ducha niepohamowanej żądzy sukcesu, albo kusi – kiedy trzeba „wiosłować pod wiatr” – do zamykania się w roli ofiary. Oba te sposoby myślenia są obce duchowi Ewangelii, a przeziera z nich praktyka wiary elitarnej. Niech nie pociąga nas ani jedno, ani drugie – chrześcijan karmi się dziękczynieniem. [18] Evangelii gaudium, nr 26. [19] Evangelii gaudium, nr 83. [20] Por. Evangelii nuntiandi, nr 14. [21] Evangelii nuntiandi, nr 15. [22] Por. Gaudete et exsultate, nr 125. [23] Gaudete et exsultate, nr 126. [24] Evangelii gaudium, nr 74. [25] Evangelii gaudium, nr 268. [26] Por. Gaudium et spes, nr 4; nr 11. [27] Por. Evangelii gaudium, nr 21. [28] Evangelii gaudium, nr 109. [29] Lumen gentium, nr 23. [30] Por. Evangelii gaudium, nr 46. [31] Evangelii gaudium, nr 226. [32] Por. Novo millennio ineunte, nr 40. [33] Por. Lumen gentium, nr 13. [34] Słowa przypisywane Gustavowi Mahlerowi: „Tradycja jest gwarantem przyszłości, a nie stróżem popiołów”. [35] Por. Lumen gentium, nr 12. [36] Lumen gentium, nr 12. [37] Por. Joseph Ratzinger, El Dios de Jesucristo, Salamanca 1979, s. 104-105. [38] Gaudete et exsultate, nr 7. [39] Evangelii gaudium, nr 288. [40] José Hernández, Martín Fierro. [41] Dei verbum, nr 8. [42] Evangelii gaudium, nr 235. [43] Por. Romano Guardini, Pequeña Suma Teológica, Madrid 1963, s. 27-33. [44] Por. J.M. Bergoglio, Sobre la acusación de sí, s. 2. [45] Franciszek, Przemówienie na forum V Narodowego Kongresu Kościoła Włoskiego (Convegno nazionale della Chiesa italiana), Florencja, 10 listopada 2015 r. [46] Evangelii gaudium, nr 5.