W II niedzielę Wielkiego Postu – podczas gdy dziękujemy Bogu za gruntowne i całościowe odnowienie tutejszego kościoła św. Jana Jerozolimskiego oraz za poświęcenie nowego ołtarza a jednocześnie podążamy rzymskim zwyczajem „Kościołów stacyjnych”, prosząc o błogosławione owoce peregrynacji Matki Bożej po naszej archidiecezji – wsłuchujemy się uważnie w Słowo Boże i odkrywamy w nim ów rwący nurt wiary, który pojawia się u Abrahama, dociera do Chrystusa, a następnie - poprzez apostoła Pawła i jego uczniów - przepływa przez nas, aby popłynąć dalej w nowe czasy.
I właśnie w takim kontekście podejmujemy teraz refleksję nad trzema postaciami wiary; nad wiarą Abraham, wiarą Chrystusa i wiarą uczniów apostoła Pawła.
1. ABRAM (Rdz 12,1-4a)
Wielkie dzieła Boże miewają nieraz bardzo niepozorny początek. Przykładem tego powołanie starca Abrahama na ojca narodu wybranego.
a. Do tego wielkiego i dalekosiężnego początku Pan Bóg nie wybiera młodego, silnego człowieka, ale wybiera Abrama, który miał już 75 lat. A zatem powołuje bezdzietnego starca, którego żona już dawno wkroczyła w wiek bezpłodności. Brak potomstwa był uważany w tamtych czasach za wielkie nieszczęście, a nawet za przekleństwo. I właśnie takiego człowieka bez perspektyw powołuje Bóg i obiecuje mu jakby creatio ex nihilo, czyli „stworzenie z niczego”. Dla wszystkich bowiem obserwatorów zewnętrznych tego procesu winno być czytelnym, że lud, który faktycznie narodzi się z Abrahama nie jest dziełem człowieka, ale jest dziełem Bożym.
„Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,2-3).
Na usłyszaną obietnicę Abram odpowiada zdecydowana wiarą: „Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał…” (Rdz 12,4). Powołanie Abrama było bardzo dramatyczne, ponieważ kazało mu odejść od dotychczasowego życia a zarazem zaprosiło go do wejścia w nowy związek, opierający się na całkowitym zaufaniu. Jedynym jego zabezpieczeniem będzie samo Słowo Boga. . Dla człowieka, który wierzy nie ma po ludzku logicznych racji, aby wyruszyć w drogę. Jedną racją jest Bóg, który wzywa, aby wyruszyć w drogę. Problem nie zawiera się w pytaniu „Dlaczego trzeba wyruszyć?” lecz w pytaniu „Kto nakazuje wyruszyć?”
Ten Bóg mówi do Abrama: zrezygnuj na zawsze z posiadania ojczyzny, aby przyjąć jako ojczyznę to, co w rzeczywistości nigdy nią nie będzie. Wejdziesz do wskazanej tobie ziemi jako intruz. Mówiąc językiem współczesnym powiedzielibyśmy, że Abraham wkracza w społeczny status emigranta. On zawsze pozostanie cudzoziemcem, nawet wtedy gdy będzie już mieszkał długie lata na nowej ziemi. Abram ryzykuje stawia wszystko na jedną szalę i wybiera status człowieka bez jakiegokolwiek prawa. Opuszcza bez wahania ziemię ojczystą wraz z całą swoją rodziną i dobytkiem, a gdziekolwiek się zatrzymuje w drodze, tam składa Bogu cześć i „poświęca” dla Niego nową ziemię. Abraham zostaje ukazany jako człowiek, który podczas swojej wędrówki wszędzie wprowadza kult JHWH w miejsce kultu pogańskiego.
b. Gdy ponownie ukaże się mu Jahwe i zapewni Abrama o nagrodzie, która go czeka, ten zgorzkniały odpowie: „O Panie, mój Boże, na cóż mi ona, skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka…”. W odpowiedzi na ten wyrzut Pan Bóg oznajmi: „ten po tobie dziedziczyć będzie, który od ciebie będzie pochodził.... Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić; potem dodał: Tak liczne będzie twoje potomstwo. Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę” (za sprawiedliwość; Rdz 15,6; por. 22,17; 26,4; Wj 32,13; Biblia Edycji św. Pawła przełoży to w następujący sposób: „Abram uwierzył PANU, który za to uznał go za sprawiedliwego”.
Co to znaczy, że Abram uwierzył? Na pewno nie to, że uwierzył, iż Bóg istnieje; w jego czasach każdy wierzył, że bogowie istnieją. Sprawiedliwość Abrama polegała na tym, iż uwierzył w to, co mu Pan Bóg obiecał. Ta heroiczna wiara Abrahama w Bożą obietnicę po ludzku sądząc niemożliwą do zrealizowania została poczytana mu za zasługę (za sprawiedliwość). I dzięki tej wierze ludzkość – w osobie Abrahama - weszła na drogę, która poprowadzi ją z powrotem do utraconej przyjaźni z Bogiem, do tej relacji z człowiekiem, jaka była zamierzona przez Boga od samego początku.
Tak więc wiarę tworzą dwa ściśle ze sobą powiązane elementy: objawienie Boże i odpowiedź człowieka; dar i zadanie. Wiara jest „odpowiedzią człowieka daną Bogu, który mu się objawia i udziela, przynosząc równocześnie obfite światło człowiekowi poszukującemu ostatecznego sensu swego życia” (KKK, 26). Dzięki swemu heroicznemu zawierzeniu Abraham został uznany za „Ojca wiary”.
Drogę doskonalenia wiary patriarchy - począwszy od Charanu, a skończywszy na górze Moria – tak odczytuje z perspektywy minionych wieków autor Listu do Hebrajczyków:
„Przez wiarę [πιστει] ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie.
Przez wiarę [πιστει] przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg. […]
Przez wiarę [πιστει] Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa” (Hbr 11,8-10.17-19).
c. Ten rozwój wiary u Abrahama polega na przejściu od usprawiedliwienia na podstawie wiary do usprawiedliwienia na podstawie uczynków. Najpierw: „Abraham uwierzył Bogu i to mu poczytano za sprawiedliwość. W chwili swojego powołania Abram odpowiedział tylko wiarą. Św. Paweł dostrzegł w tym nadzieję ratunku dla pogan: „W taki sam sposób Abraham uwierzył Bogu [επιστευσεν τω θεω] i to mu poczytano za sprawiedliwość [εις δικαιοσυνην]. Zrozumiejcie zatem, że ci, którzy polegają na wierze [εκ πιστεως], ci są synami Abrahama. I stąd Pismo widząc, że w przyszłości Bóg na podstawie wiary [εκ πιστεως] będzie dawał poganom usprawiedliwienie, już Abrahamowi oznajmiło tę radosną nowinę: W tobie będą błogosławione wszystkie narody. I dlatego tylko ci, którzy polegają na wierze [εκ πιστεως], mają uczestnictwo w błogosławieństwie wraz z Abrahamem, który dał posłuch wierze [τω πιστω]” (Ga 3,6-9).
Następnie - gdy Abram okazał gotowość złożenia swojego syna Izaaka w ofierze – jego wiara się jeszcze wydoskonaliła, ponieważ od wiary przeszedł on do czynów: „Czy Abraham, ojciec nasz, nie z powodu uczynków został usprawiedliwiony [εξ εργων εδικαιωθη], kiedy złożył syna Izaaka na ołtarzu ofiarnym? Widzisz, że wiara współdziałała z jego uczynkami [η πιστις συνηργει τοις εργοις] i przez uczynki stała się doskonała [εκ των εργων η πιστις ετελειωθη]. I tak wypełniło się Pismo, które mówi: Uwierzył przeto Abraham Bogu i poczytano mu to za sprawiedliwość, i został nazwany przyjacielem Boga. Widzicie, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary [εξ εργων δικαιουται ανθρωπος και ουκ εκ πιστεως μονον]” (Jk 2,21-25; por. Ps 106,30-31).
„Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą” (Rdz 12,3). Inaczej mówiąc, ci, którzy będą błogosławić Abrahama, sami będą błogosławieni. W nim będą błogosławione wszystkie ludy ziemi. Od niego – za pośrednictwem Chrystusa - błogosławieństwo rozszerzy się na całą ludzką historię. Piękne są słowa średniowiecznego komentarza hebrajskiego do naszego tekstu. Komentarz ten mówi, że najpiękniejszym darem jaki dziecko może otrzymać od swojego ojca jest życzenie: „Obyś mógł stać się jak Abraham”.
2. JEZUS
Drugą postacią dzisiejszych czytań jest Pan Jezus, zmierzający w kierunku zakończenia swojej ziemskiej misji, który dobrze wie, że - po to by dojść do zmartwychwstania - będzie musiał przejść przez cierpienie i śmierć na krzyżu. On jednocześnie wie, że Jego uczniowie tego nie rozumieją ani nie akceptują (por. Mt 16,23), dlatego bierze trzech z nich ze sobą na górę wysoką, aby objawić im swoją boską chwałę.
a. Przemienienie [metamorfoza] Jezusa na górze zawiera dwa istotne elementy: światło i głos. Gdy Jezus został przemieniony wobec nich (Mk 9,2), Jego twarz zajaśniała jak słońce [ο ηλιος], odzienie zaś stało się białe jak światło [το φως]. Do tego doszedł drugi element, czyli głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17,5). Połączyły się światło i głos; światło Boże jaśniejące na obliczu Jezusa i głos Ojca niebieskiego, który daje o Nim świadectwo i poleca, aby wierzyć Jezusowi.
Przemienienie było więc objawieniem boskości Jezusa, Było „wewnętrznym przenikaniem Jego bytu przez Boga, które staje się czystym światłem. W swym zjednoczeniu z Ojcem sam Jezus jest światłem ze światłości” (Jezus z Nazaretu, Kraków 2007, część I, s. 258). „Według zmysłów, światło słoneczne jest najmocniejszym, jakie znamy w przyrodzie, ale według ducha, uczniowie widzieli przez krótką chwilę blask jeszcze bardziej jaśniejący, boską chwałę Jezusa rozświetlającą całą historię zbawienia” (Benedykt XVI, Rozważanie o Przemienieniu Pańskim jako objawieniu boskości Jezusa, 20.03.2011)
Jaki był cel przemienienia? Św. Leon Wielki pisze: „W przemienieniu Chrystusa chodziło głównie o to, aby z serc uczniów usunąć zgorszenie krzyża i by uniżenie dobrowolnie przyjętej męki nie zakłóciło wiary tych, którym została objawiona wspaniałość ukrytej godności.
Z nie mniejszą też troską podbudowywał Pan swoim przemienieniem nadzieję Kościoła świętego w tym celu, by całe ciało Chrystusowe dowiedziało się, jaką zostało obdarowane mocą przemiany, i aby wszystkie jego członki mogły się spodziewać udziału w tej chwale, którą wcześniej rozbłysła Głowa. Powiedział już o tym sam Pan, gdy mówił o majestacie swojego przyjścia: "Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego” (św. Leon Wielki, Kazanie 51,3-4)
b. Przemienienie Jezusa to moment narodzin pogłębionej wiary uczniów. W odpowiedzi na głos z obłoku uczniowie zlękli się, i uwierzyli. Postąpili podobnie jak Abraham, który – usłyszawszy głos Boży - uwierzył Bogu, i podjął wskazaną mu wędrówkę. Postąpili podobnie jak Mojżesz, który usłyszawszy głos Boży: „Oto Ja przyjdę do ciebie w gęstym obłoku, aby lud słyszał, gdy będę rozmawiał z tobą, i uwierzył tobie na zawsze” (Wj 19,9; por. Pwt 5,22). Tak samo uczniowie – zobaczywszy światło i usłyszawszy głos Boży – padli na twarz i uwierzyli dzięki widzeniu [το οραμα] oraz głosowi [φωνη], który usłyszeli.
Tę wiarę uczniów potwierdzi później Piotr: „Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ale jako naoczni świadkowie Jego wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: To jest mój Syn umiłowany, w którym sobie upodobałem. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej” (2P 1,16-18).
My wszyscy - idąc za św. Pawłem - możemy dzisiaj powiedzieć: „z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu” (2 Kor 3,18). Wszyscy potrzebujemy tego wewnętrznego światła, aby przezwyciężać trudne chwile naszego życia. Tego umocnienia naszej wiary w duchowe wyniesienie człowieka do chwały w Jezusie Chrystusie.
3. PAWEŁ
Trzecia postać dzisiejszych czytań to św. Paweł. Fragment jego Drugiego Listu do Tymoteusza, który usłyszeliśmy jest uznawany za testament pisany w ostatnich miesiącach życia apostoła, który czeka na wykonanie wyroku śmierci. W takich okolicznościach św. Paweł przekazuje Tymoteuszowi, biskupowi Efezu swoją ostatnią wolę.
Paweł cieszy się z tego, że Tymoteusz podziela z nim tę samą wiarę i jest wzruszony z powodu jego wierności. „W nocy i we dnie pragnę cię zobaczyć - pomny na twoje łzy - by napełniła mnie radość, na wspomnienie nieobłudnej wiary [ανυποκριτου πιστεως], jaka jest w tobie; ona to zamieszkała pierwej w twojej babce Lois i w twej matce Eunice…” (2 Tm 1,3-5). Apostoł umacnia wiarę Tymoteusza, ponieważ jednak zdarza się, że dzieci pobożnych rodziców nie zawsze naśladują ich pobożność, dlatego apostoł dodaje: „a pewien jestem, że [ta sama wiara mieszka] i w tobie” (Teodoret z Cyru, Komentarz do II Listu Św. Pawła do Tymoteusza, Kraków 2001, s. 166).
Następnie ukazuje Tymoteuszowi gdzie tkwią źródła mocy i wzór dla rzetelnego wypełnienia swoich obowiązków. Moc pochodzi od Ducha otrzymanego przez nałożenie rąk Pawła oraz z powierzonej mu Ewangelii, wzorem natomiast jest przykład samego Pawła. „Z tej właśnie przyczyny przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez nałożenie moich rąk”. „Apostoł prosi Tymoteusza, by „rozpalił” Boży charyzmat niczym ogień tlący się w popiele, a więc, by go przyjął i żył nim, nie tracąc i nie zapominając owej ‘trwałej nowości’, jaka znamionuje każdy dar Boga — Tego, który wszystko czyni nowe (por. Ap 21, 5); a zatem, by go przeżywał w całej jego nieprzemijającej świeżości i pierwotnym pięknie. Jednakże owo „rozpalenie” nie jest tylko wynikiem dzieła, za które Tymoteusz jest osobiście odpowiedzialny, nie jest jedynie owocem wysiłku jego umysłu i jego woli. Jest skutkiem działania dynamiki łaski, nieodłącznie związanej z darem Bożym: tak więc to Bóg sam rozpala dar, którego udzielił, a ściślej wyzwala całe niezwykłe bogactwo łaski i odpowiedzialności w nim zawarte” (Pastores dabo vobis,70).
„Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga” (2 Tm 1,6-8). Do tej ewangelizacji i do dawania życiem świadectwa wiary powołany jest cały Kościół. Aby wypełnić swoją misję proroczą, Kościół musi nieustannie rozbudzać i „rozpalać” w sobie życie wiary.
Na długo pozostaną mi w pamięci – mówi bp Andrzej Przybylski - rozmowy z biskupami z krajów misyjnych, szczególnie z tych terenów, gdzie katolicy są w mniejszości, gdzie za głoszenie Ewangelii i sprawowanie sakramentów grozi nawet utrata życia.
Lekko zazdrośnie patrzyłem w oczy kapłanom z Chin, którzy z niesłychanym entuzjazmem informowali, że na najważniejsze uroczystości kościelne przychodzi już nawet 20 wiernych i że udaje im się znajdywać i otwierać na wiarę pojedyncze osoby.
Z podziwem słuchałem relacji katechistów z Iraku czy Syrii, którzy pośród wojennej pożogi towarzyszą chrześcijanom i dzielą z nimi trudny los. W każdej z tych sytuacji kołatały mi się w głowie porównania z warunkami, w których w Polsce możemy praktykować wiarę i świadczyć o Jezusie. W zasadzie nie grozi nam fizyczne prześladowanie, nie działamy w pogańskim środowisku, ale w naszych sercach jest więcej pesymizmu i narzekania niż w sercach chrześcijan, którzy głoszą Ewangelię w sytuacjach wielkiego ryzyka.
Nie mam wątpliwości, że pierwszym terenem misji jest nasze serce. Misje albo są w nas, albo ich nie ma w ogóle. Jeśli w nas samych nie będzie nastawienia misyjnego, to nie wyjdziemy z wiarą poza obszar własnej prywatności i subiektywnych doznań duchowych. A przecież Kościół żyje, gdy ewangelizuje, gdy jest misyjny. Kościół umiera, gdy wiara nie jest głoszona innym. Ta zasada dotyczy zarówno nas, jako wspólnoty chrześcijan, jak i każdego indywidualnie.
Również w nas samych wiara dojrzewa i się rozwija, gdy ją głosimy siostrom i braciom, a marnieje i się wypala, gdy jest tylko naszą prywatną sprawą. Kiedy w sercu nie ma ducha misyjnego, zaczynamy się zamykać w małych grupkach wzajemnej adoracji i bardziej się skupiać na wyliczaniu zagrożeń niż na pomysłach na nową ewangelizację. Nie trzeba więc jechać daleko, żeby służyć misjom. Misje są w nas! Od tego zależy żywotność naszych parafii i wspólnot, owocowanie kapłańskiej posługi i posługi ludzi świeckich. Dlatego winniśmy zapytać samych siebie: czy mam w sobie choć odrobinę wiary Abrahama, Pawła, Tymoteusza, czy mam w sobie ducha misyjnego, czy – nie daj Boże – kieruję się mentalnością zwiastuna upadłości Kościoła (por. Kościół żyje, gdy ewangelizuje, Niedziela -16.10.2019).
ZAKOŃCZENIE
Na koniec dziękujemy Panu Bogu za wielkie dzieło odnowienia tego kościoła i jego otoczenia. Dziękujemy też ks. prałatowi Pawłowi Deskurowi i wszystkim firmom zaangażowanym w wykonane tutaj prace. Dzięki Waszym wysiłkom możemy dzisiaj święcić nowy ołtarz soborowy tej świątyni. Podziękowanie kieruję również do pracowników archeologii, którzy wydobyli na światło dzienne część zapomnianej historii tego miejsca. Na skutek tych wysiłków Związek Polskich Kawalerów Maltańskich będzie mógł obchodzić niebawem setną rocznicę swojego istnienia z pogłębioną świadomością swojej własnej historii.
W dniu dzisiejszym – w ramach kościołów stacyjnych miasta Poznania – pragnę również wyrazić Panu Bogu wdzięczność za pielgrzymowanie obrazu jasnogórskiego, które ubogaca klimat duchowy naszej archidiecezji. Ileż to osób odkrywa na nowo potęgę kultu maryjnego. Ile starania o to, aby uczynić miejsce dla Maryi w naszym życiu. Ile osób odkrywających na nowo ten świetlisty wzór życia duchowego chrześcijanina jakim jest Maryja i powierzających Jej swoje życie. Wiemy, że Polacy mają wiele możliwości wzmocnienia relacji z Chrystusem, ale droga maryjna jest dalej dla nas najłatwiejszym szlakiem prowadzącym do Zbawiciela. Módlmy się więc:
Maryjo, Matko życia, w Twoim macierzyńskim łonie ukształtował się Jezus, Pan wszystkiego, co istnieje. A jako Zmartwychwstały, przemienił Cię swoim światłem i uczynił Królową całego stworzenia. Dlatego prosimy Cię Maryjo, abyś panowała, w pulsującym miłością do Ciebie sercu Polaków. Amen.