W tym roku jest to niezwykła Niedziela Palm. Po raz pierwszy – ze względu na epidemię – nie możemy fizycznie towarzyszyć procesji palmowej. Po raz pierwszy możemy tylko duchem iść razem na spotkanie Jezusa, który po raz ostatni przybywa do Jerozolimy – mówił w katedrze poznańskiej abp Stanisław Gądecki.
Była to pierwsza od kilku tygodni publicznie sprawowana przez przewodniczącego Episkopatu Msza św. po wprowadzeniu w Polsce stanu epidemii.
W homilii metropolita poznański rozważał tajemnicę oczekiwania – oczekiwań tłumów wobec Jezusa, oczekiwań współczesnych chrześcijan i oczekiwań papieża Franciszka związanych z młodzieżą.
„Niezależnie od epidemii, Jezus każdego roku – w liturgii Kościoła – podąża w tym czasie z Góry Oliwnej do Miasta świętego. Idzie tą samą drogą, jaką miał przybyć Pan Bóg wychodząc na ostateczną walkę ze swoimi wrogami” – mówił abp Gądecki, powołując się na proroctwo Zachariasza.
„Nastroje uczniów, a także innych towarzyszących im pielgrzymów przepełnione są entuzjazmem. Każdego roku – w Niedzielę Palmową – przyłączaliśmy się przed katedrą na sposób fizyczny do tego wydarzenia, niosąc gałązki palm, szczególnie te piękne, sprowadzane przez neokatechumenat z ciepłych krajów. Dzisiaj – ze względu na epidemię – jest to niemożliwe” – zauważył przewodniczący Episkopatu.
Metropolita poznański podkreślił, że oczekiwania Jezusa były odmienne od oczekiwań uczniów czy uczestników tamtych wydarzeń. „Wszystkiego tego Jezus dokonał z miłości do nas, z miłości chciał «ogołocić samego siebie» i stać się naszym bratem, z miłości przyjął naszą naturę – naturę każdego człowieka” – mówił abp Gądecki.
„Jakiego Mesjasza wybieramy? Takiego, jakiego oczekiwali ludzie towarzyszący wjazdowi Jezusa do Jerozolimy? Który nie stroni od użycia siły i obiecuje szybkie rozwiązania naszych ziemskich problemów? Czy Tego, który – rezygnując z wszelkiej przemocy – pozwala się pojmać i ukrzyżować, ukazując nam bezgraniczną miłość Boga do człowieka?” – pytał abp Gądecki.
Wskazał, że właśnie w odpowiedzi na to pytanie tkwi sedno Niedzieli Palmowej. „Jest to kluczowa kwestia, od której nie możemy uciec, tym bardziej, że właśnie w tym tygodniu jesteśmy wezwani, by iść za naszym Królem, który wybiera krzyż jako tron. Jesteśmy wezwani do naśladowania Chrystusa, który nie zapewnia nam łatwego ziemskiego szczęścia, ale szczęście nieba i błogosławieństwo Boga” – podkreślił metropolita poznański.
ms / Poznań
Pełna treść homilii:
Hosanna! – Ukrzyżuj Go. Niedziela Palmowa czyli Męki Pańskiej (A); (Katedra Poznańska – 5.04.20209).
Niedziela Palmowej czyli Męki Pańskiej jest bramą wprowadzającą nas w liturgię Wielkiego Tygodnia. W tym roku jest to niezwykła Niedziela Palm. Po raz pierwszy – ze względu na epidemię – nie możemy fizycznie towarzyszyć procesji palmowej Po raz pierwszy możemy tylko duchem iść razem na spotkanie Jezusa, który po raz ostatni przybywa do Jerozolimy.
W ten dzień Pan Jezus wyrusza ku swojej śmierci i zmartwychwstaniu; ku swemu tryumfowi. Idzie do Jerozolimy, aby tam zostać przybitym do krzyża a potem – zgodnie z Pismami – zmartwychwstać. Wyrusza z dwunastoma apostołami, a w miarę jego zbliżania się do miasta dołączają do Niego także inni pielgrzymi (Mk10,46) a naprzeciw tłumom pielgrzymów podążającym razem z Jezusem wychodzą na spotkanie mieszkańcy Miasta świętego.
W tym kontekście chciałbym dzisiaj powiedzieć kilka słów o trzech rodzajach oczekiwania: o oczekiwaniu tłumów uczestniczących w uroczystym wjeździe Jezusa do Jerozolimy, następnie o naszych oczekiwaniach współczesnych chrześcijan, wreszcie o oczekiwaniach papieża Franciszka związanych z młodzieżą.
a. Pierwsza sprawa to oczekiwania Żydów towarzyszących Jezusowi w Jego wjeździe do Jeruzalem. Niezależnie od epidemii, Jezus każdego roku - w liturgii Kościoła - podąża w tym czasie z Góry Oliwnej do Miasta świętego. Idzie tą samą drogą, jaką miał przybyć Pan Bóg wychodząc na ostateczną walkę ze swoimi wrogami: „Wtedy Pan wyruszy do boju i będzie walczył przeciw ludom, jak niegdyś walczył w dniu bitwy. W owym dniu dotknie stopami Góry Oliwnej, która jest naprzeciw Jerozolimy od strony wschodniej, a Góra Oliwna rozstąpi się w połowie od wschodu ku zachodowi i powstanie wielka dolina. Połowa góry przesunie się na północ, a połowa na południe” (Zach 14,3-4).
Nastroje uczniów, a także innych towarzyszących im pielgrzymów przepełnione są entuzjazmem. Ogromny tłum „słał swoje płaszcze na drodze, a inni obcinali gałązki[κλαδους] z drzew i słali nimi drogę” (Mt 21,8). Gdzie indziej czytamy: „…wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe [τα βαια των φοινικων] i wybiegł Mu naprzeciw” (J 12,12-13). Palma była wówczas symbolem wszystkiego, co wzniosłe i szlachetne, symbolem zwycięstwa, radości i pokoju. Nic więc dziwnego, że palmę nazywano „królewskim drzewem”. Była to radość podobna do radości z okazji Święta Namiotów: „Weźmiecie owoce z najpiękniejszych drzew, gałązki palm… i przez siedem dni będziecie radowali się przed Jahwe, waszym Bogiem” (Kpł 23,40; por. także Neh 8,15; 1 Mch 13,37.51; 2 Mch 10,7; 14,4). Każdego roku - w Niedzielę Palmową – przyłączaliśmy się przed katedrą na sposób fizyczny do tego wydarzenia, niosąc gałązki palm, szczególnie te piękne, sprowadzane przez neokatechumenat z ciepłych krajów. Dzisiaj - ze względu na epidemię – jest to niemożliwe; gałązki palmowe niesie tylko „Reszta Izraela”.
I w tym momencie docierają do naszych uszu słowa Psalmu 118, czyli słowa starożytnego błogosławieństwa pielgrzymów; „ Alleluja. Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo łaska Jego trwa na wieki” (Ps 118,1). Słowa te były jednocześnie proklamacją mesjańską: „Hosanna! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach!” (Mk 11,9-10). To hymn radości, wyrażający przekonanie, że oto Bóg nawiedził swój lud i nadszedł wreszcie upragniony Mesjasz. „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny — jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy” (Za 9,9). Uczniowie i tłum towarzyszący Jezusowi dostrzegają w Nim Tego, na którego długo czekali, dlatego wołają z radością: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał” (Łk 2,14).
b. oczekiwania pobożnychCzego naprawdę oczekiwali ludzie, którzy wtedy obwoływali Go królem Izraela? Z pewnością mieli oni jakieś oczekiwania a oczekiwania te mogły być bardzo zróżnicowane.
Ci, którzy należeli do ugrupowania saduceuszów zwalczali objawy mesjanizmu, który miałby burzyć porządek społeczny i ówczesny status quo Judei. Gdy więc wokół Jezusa z Nazaretu zaczęła narastać „gorączka mesjańska”, arcykapłan Kajfasz, saduceusz – zgodnie z tymi oczekiwaniami swojej partii - oświadczył, że lepiej, aby zginął jeden człowiek, niż miałby zginąć cały naród (J 11,50). Dzięki temu - na skutek denuncjacji saduceuszów - Jezus zostanie ukrzyżowany przez Rzymian (J 11,53).
Esseńczycy zaś – a wśród nich qumrańczycy – podkreślali z kolei osobę mesjasza będącego arcykapłanem. Nawet tam, gdzie mówili o dwóch mesjaszach (mesjaszu z Izraela oraz mesjaszu z Aarona), decydujące znaczenie przyznawali mesjaszowi kapłańskiemu. To namaszczony kapłan miał służyć radą namaszczonemu królowi. A namaszczony król miał poprowadzić świętą wojnę przeciwko poganom i przeciw grzesznikom w Izraelu. Jezus nie należał do rodów kapłańskiego, w związku z czym – pośród esseńczyków - przypadałoby mu królewskie zadanie prowadzenia świętej wojny.
Faryzeusze z kolei - w opozycji do dominacji rzymskiej - podkreślali mesjanizm królewski i narodowy. Ostatecznym celem nadziei mesjańskiej w wydaniu faryzejskim był powrót do wierności jedynemu Bogu; do takiej wierności, która wyklucza wszelką niesprawiedliwość i ucisk (Ps 17). Zawałoby się więc, że zamiary Jezusa najbardziej odpowiadały ich myśli.
Gdy idzie o odłam faryzeuszów, jaki – według Józefa Flawiusza – stanowili zeloci, to dążyli oni do wyzwolenia kraju spod władzy Rzymu drogą terroru. Wierzyli, że naród żydowski w swej istocie jest święty i czysty, a wszelkie zło przychodzi do niego z zewnątrz, dlatego postulowali radykalne odrzucenie obcych wpływów. Wierzyli, że tylko zbrojny opór może przyspieszy nadejście Mesjasza. Ich radykalnym odłamem byli sykariusze (nożownicy); (por. ks. Henryk Seweryniak, Mesjanizm grup społecznych Izraela w epoce Jezusa).
A jakie oczekiwania żywili - w stosunku do Mesjasza - sami uczniowie Jezusa? Byli oni niewątpliwie przekonani, że Jezus jest Mesjaszem, czyli Królem, Pomazańcem Bożym (po grecku Chrystusem) (Mk 8,29; J 1,49). Ich oczekiwania dotyczące tego, co konkretnie miałby robić Jezus Mesjasz pojawiły się bardzo szybko, już w momencie wystąpienia Jana Chrzciciela. Również im chodziło prawdopodobnie o polityczne (jeśli w czasach teokracji można tak mówić) wyzwolenie Izraela.
Takie nastawienie zdają się zdradzać apostołowie, którzy – na chwilę przed uwięzieniem Mistrza – pokazali Mu dwa miecze, najwyraźniej w przekonaniu o konieczności rychłego podjęcia walki (Łk 22,3). Być może także Judasz oczekiwał wyzwolenia Izraela, i był pewien, że gdy pojawi się straż świątynna, Jezus okaże swoją moc i objawi się wreszcie jako oczekiwany Mesjasz; rozgromi Rzymian i wyzwoli naród wybrany. Może swoją zdradę pomyślał jako rodzaj prowokacji, która miałaby zmusić Jezusa do zbrojnego wystąpienia.
Nawet po śmierci Jezusa – uczniowie podążający do Emaus – wciąż jeszcze żywią polityczne oczekiwania: „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić [λυτρουσθαι] Izraela” (Łk 24,21). Podobnie zresztą jak na moment przed Wniebowstąpieniem: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” (Dz 1,6).
c. pragnienia Jezusa
A jakie oczekiwania miał w tym momencie sam Jezus? On patrzył na sprawę całkiem odmiennie niż uczniowie i ówczesne ruchy religijne. Nie angażował się w żaden ruch polityczny i udaremniał wszelkie próby łączenia Go ze sprawami politycznymi. W opisie Jego kuszenia na pustyni władza ziemska pojawiła się Mu nawet jako jedna z Jego głównych pokus: „Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: ‘Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon’. Na to odrzekł mu Jezus: ‘Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz’” (Mt 4,8-10). Po cudownym rozmnożeniu chleba, gdy Jezus poznał, „że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę” (J 6,15). Narodowi żydowskiemu - do którego należał i który kochał - nigdy nie obiecywał wyzwolenia politycznego, czego wielu wówczas po Nim się spodziewało.
Główną ilustracją poglądów Zbawiciela w tej materii stanowi Jego rozmowa z Piłatem. Gdy Piłat zapytał: „Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?”, Jezus mu odpowiada: „Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18,36). W tych słowach Jezus wyraźnie stwierdził, że Jego zadanie w żaden sposób nie łączy się z władzą doczesną. Państwo Boże, jakie przyszedł założyć nie jest z tego świata. Ten, który „przychodzi w imię Pańskie”, przyniesie ziemi to, co znajduje się w niebie. Jego królestwo stanie się obecnością nieba na ziemi. On przyszedł po to, aby ludzkości żyjącej w niewoli grzechu przynieść wyzwolenie duchowe (J 8,34-36); (por. Jan Paweł II, Prezbiter wobec społeczności świeckich. Audiencja generalna – 28.07.1993).
Dlatego nie przypadkiem - kilka dni po tryumfalnym wjeździe Jezusa do Jerozolimy - tłum zamiast potwierdzić swój podziw dla Jezusa - zawoła do Piłata: „Ukrzyżuj Go!”. A sami uczniowie - podobnie jak zresztą inni, którzy go widzieli i słuchali - zaniemówią i znikną, ponieważ większość była rozczarowana tym, że Jezus nie zamierza zająć się sprawą wyzwoleniem Żydów z rąk Rzymian. Coś podobnego powtórzy się wiele wieków później w Ameryce Południowej, w postaci tzw. „teologii wyzwolenia”. Była to próba wykorzystania Kościoła dla wprowadzenia większej sprawiedliwości między ludźmi przy pomocy terroru i przemocy.
Zapowiadając uczniom, że będzie musiał cierpieć zanim zmartwychwstanie, Jezus pragnął im uzmysłowić, że będzie On Królem prześladowanym. Będzie Sługą posłusznym woli Ojca, aż do oddania swego życia: „Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mej twarzy przed zniewagami i opluciem” (Iz 50,6). Tylko ten, kto jest gotów iść za Nim Jego drogą, kto jest gotowy żyć w jedności z Nim we wspólnocie uczniów, ten może Go prawdziwie zrozumieć.
Wszystkiego tego Jezus dokonał z miłości do nas; z miłości chciał „ogołocić samego siebie” i stać się naszym bratem; z miłości przyjął naszą naturę — naturę każdego człowieka: „Będąc Bogiem i Bożej natury i będąc równy Bogu, nie uważał tego za coś wielkiego, jak czynią ci, którzy otrzymali jakiś zaszczyt przewyższający ich zasługi, lecz ukrywając zasługi, wybrał najgłębszą pokorę i przyjął postać człowieka” (Teodoret z Cyru, Komentarz do Listu do Filipian, 2,6-7).
Benedykt XVI pisał: Otóż tajemnica Boga polega na tym, że działa On bez rozgłosu. W wielkiej historii ludzkości stopniowo tylko buduje swoją historię. Staje się człowiekiem, tak jednak, że przez współczesnych sobie, przez miarodajne siły historii, może pozostać niezauważony. Cierpi i umiera, jako Zmartwychwstały chce przyjść do ludzkości tylko przez wiarę swoich, którym się ukazuje. Nie przestaje lekko pukać do drzwi naszych serc i jeśli je otworzymy, powoli czyni nas widzącymi. Czy nie taki właśnie jest boski styl? Nie pokonywanie siłą zewnętrzną, lecz ofiarowanie wolności, obdarzanie miłością i budzenie” (Jezus z Nazaretu, t. 2, Kielce 2011, s. 293).
Druga kwestia to postawa chrześcijanina. Czego uczy nas Niedziela Palmowa? Uczy nas ona tego, że każdy z nas stoi przed wyborem; wyborem między dwoma rodzajami mesjanizmu.
Jakiego Mesjasza wybieramy? Takiego, jakiego oczekiwali ludzie towarzyszący wjazdowi Jezusa do Jerozolimy? Który nie stroni od użycia siły i obiecuje szybkie rozwiązania naszych ziemskich problemów? Czy Tego, który – rezygnując z wszelkiej przemocy - pozwala się pojmać i ukrzyżować, ukazując nam bezgraniczną miłość Boga do człowieka? Tłum wybiera pierwszego, czyli Barabasza, a my? Rzeczywiście, „w propozycji paschalnej amnestii stają naprzeciw siebie dwie interpretacje nadziei mesjańskiej” (Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu).
Tutaj właśnie tkwi sedno dzisiejszego święta. Jakiego Mesjasza wybieramy! Jest to kluczowa kwestia, od której nie możemy uciec, tym bardziej, że właśnie w tym tygodniu jesteśmy wezwani, by iść za naszym Królem, który wybiera krzyż jako tron. Jesteśmy wezwani do naśladowania Chrystusa, który nie zapewnia nam łatwego ziemskiego szczęścia, ale szczęście nieba i błogosławieństwo Boga. Wiemy zaś, że ziemia nie jest niebem dopóki nie urzeczywistni się na niej wola Boga. Trzeba więc zadać sobie pytanie: Jakie są nasze najgłębsze pragnienia, z którymi przybyliśmy dzisiaj duchowo do poznańskiej katedry, aby świętować Niedzielę Palmową?
Trzecia kwestia to oczekiwania papieża Franciszka wobec młodych. Papież wybrał Lizbonę jako miejsce następnego Światowego Dnia Młodych – w 2022 roku. Pomyślałem – pisze Ojciec święty - aby w ciągu dwóch lat poprzedzających to spotkanie, wraz z młodymi zastanowić się nad dwoma tekstami biblijnymi: „Młodzieńcze, tobie mówię wstań” (Łk 7,14; w 2020 roku) i „Wstań. Ustanawiam cię świadkiem tego, co zobaczyłeś” (Dz 26,16; w 2021 roku).
Są bowiem tacy, którzy wegetują powierzchownie, sądząc, że żyją, podczas gdy wewnątrz są martwi (Ap 3,1). Można mieć dwadzieścia lat i wlec życie w dół, nie na miarę swej godności. Wszystko sprowadza się do tego, by „pozwolić sobie żyć”, dążąc do odrobiny satysfakcji: trochę zabawy, trochę okruchów uprzejmości i uczucia od innych... Istnieje również rozpowszechniony narcyzm cyfrowy, który dotyka zarówno młodych, jak i dorosłych. Wielu tak żyje! Być może niektórzy z nich oddychali wokół siebie materializmem ludzi myślących tylko o zarabianiu pieniędzy i urządzeniu się, jak gdyby były to jedyne cele życia. Na dłuższą metę pojawi się nieuchronnie głuchy niepokój, apatia, nuda życia, coraz bardziej bolesna.
Tymczasem Jezus mówi do młodzieńca wskrzeszonego w Nain i do każdego z młodych: „Wstań!”. Dobrze wiemy, że także my, chrześcijanie, upadamy i zawsze musimy powstawać. Tylko ten, kto nie chodzi, nie upada, ale też nie idzie dalej. Dlatego trzeba przyjąć działanie Chrystusa i dokonać aktu wiary w Boga. Pierwszym krokiem jest zgodzić się, aby „wstać”. Nowe życie, które Wam da Chrystus, będzie warte przeżycia, bo będzie wspierane przez Chrystusa, który będzie Wam towarzyszył również w przyszłości, nigdy Was nie opuszczając. Pomagając Wam żyć w sposób godny i owocny.
To naprawdę nowe narodziny. To nie jest oddziaływanie psychologiczne. Zapewne w chwilach trudności wielu z was słyszało, jak powtarza się słowa „magiczne”, które są modne i powinny rozwiązać wszystko: „Musisz uwierzyć w siebie”, „Musisz znaleźć siłę w sobie”, „Musisz sobie uświadomić swoją energię pozytywną”... Ale są to wszystko zwykłe słowa, a w przypadku człowieka, który jest „wewnętrznie martwy”, nie działają. Słowo Chrystusa jest innego rodzaju. Jest to słowo Boskie i stwórcze; jedyne, które może przywrócić życie tam, gdzie ono obumarło.
W kulturze, która chce, aby ludzie młodzi byli odizolowani i zamknięci w świecie wirtualnym, rozpowszechniajmy to słowo Jezusa: „Wstań!”. Jest ono zaproszeniem do otwarcia się na rzeczywistość wykraczającą daleko poza świat wirtualny. Nie oznacza to wcale pogardzania technologią, ale - używanie jej jako środka, a nie celu. „Wstań” oznacza również „miej marzenia”, „podejmij ryzyko”, „weź udział w przemianie świata”, rozpal swoje pragnienia, podziwiaj niebo, gwiazdy, świat wokół ciebie. „Wstań i stań się tym, kim jesteś!”.
ZAKOŃCZENIE
Drodzy bracia i siostry, niech w tych dniach Wielkiego Tygodnia towarzyszą nam dwa uczucia: uwielbienia i wdzięczności. Uwielbienia - podobnie jak to czynili mieszkańcy Jerozolimy wznosząc okrzyk „Hosanna” - oraz wdzięczności, aby w tym czasie Pan Jezus przekazał nam największy dar, jaki można sobie wyobrazić; dar swego życia, dar swojej miłości.
Na tak wielki dary wypada nam odpowiedzieć darem z nas samych; z naszego czasu, z naszej modlitwy, z naszego życia w komunii miłości z Chrystusem. Trzeba, abyśmy rozpostarli nasze „płaszcze” - symbol naszego życia z Jezusem - który podąża szybkimi krokami ku swemu i naszemu zmartwychwstaniu. Amen.
Abp Gądecki: to jest niezwykła Niedziela Palm W tym roku jest to niezwykła Niedziela Palm. Po raz pierwszy – ze względu na epidemię – nie możemy fizycznie towarzyszyć procesji palmowej. Po raz pierwszy możemy tylko duchem iść razem na spotkanie Jezusa, który po raz ostatni przybywa do Jerozolimy – mówił w katedrze poznańskiej abp Stanisław Gądecki. Była to pierwsza od kilku tygodni publicznie sprawowana przez przewodniczącego Episkopatu Msza św. po wprowadzeniu w Polsce stanu epidemii. W homilii metropolita poznański rozważał tajemnicę oczekiwania – oczekiwań tłumów wobec Jezusa, oczekiwań współczesnych chrześcijan i oczekiwań papieża Franciszka związanych z młodzieżą. „Niezależnie od epidemii, Jezus każdego roku – w liturgii Kościoła – podąża w tym czasie z Góry Oliwnej do Miasta świętego. Idzie tą samą drogą, jaką miał przybyć Pan Bóg wychodząc na ostateczną walkę ze swoimi wrogami” – mówił abp Gądecki, powołując się na proroctwo Zachariasza. „Nastroje uczniów, a także innych towarzyszących im pielgrzymów przepełnione są entuzjazmem. Każdego roku – w Niedzielę Palmową – przyłączaliśmy się przed katedrą na sposób fizyczny do tego wydarzenia, niosąc gałązki palm, szczególnie te piękne, sprowadzane przez neokatechumenat z ciepłych krajów. Dzisiaj – ze względu na epidemię – jest to niemożliwe” – zauważył przewodniczący Episkopatu. Metropolita poznański podkreślił, że oczekiwania Jezusa były odmienne od oczekiwań uczniów czy uczestników tamtych wydarzeń. „Wszystkiego tego Jezus dokonał z miłości do nas, z miłości chciał «ogołocić samego siebie» i stać się naszym bratem, z miłości przyjął naszą naturę – naturę każdego człowieka” – mówił abp Gądecki. „Jakiego Mesjasza wybieramy? Takiego, jakiego oczekiwali ludzie towarzyszący wjazdowi Jezusa do Jerozolimy? Który nie stroni od użycia siły i obiecuje szybkie rozwiązania naszych ziemskich problemów? Czy Tego, który – rezygnując z wszelkiej przemocy – pozwala się pojmać i ukrzyżować, ukazując nam bezgraniczną miłość Boga do człowieka?” – pytał abp Gądecki. Wskazał, że właśnie w odpowiedzi na to pytanie tkwi sedno Niedzieli Palmowej. „Jest to kluczowa kwestia, od której nie możemy uciec, tym bardziej, że właśnie w tym tygodniu jesteśmy wezwani, by iść za naszym Królem, który wybiera krzyż jako tron. Jesteśmy wezwani do naśladowania Chrystusa, który nie zapewnia nam łatwego ziemskiego szczęścia, ale szczęście nieba i błogosławieństwo Boga” – podkreślił metropolita poznański. ms / Poznań