Przewodniczący Episkopatu: bez Eucharystii usychamy

Bez Eucharystii – w sensie duchowym – usychamy. Być może, na skutek epidemii, hasło tego roku duszpasterskiego – „Eucharystia daje życie” – przestanie być pobożnym sloganem, a stanie się zadaniem, z którym utożsami się nasze serce – mówił podczas procesji Bożego Ciała w Poznaniu przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

Wierni jak co roku przeszli w procesji z kościoła Bożego Ciała do katedry poznańskiej. Uczestnikom wolontariusze rozdawali maseczki, aby spełnić wymogi przepisów sanitarnych.

W homilii wygłoszonej przed katedrą poznańską abp Stanisław Gądecki porównał prawo Boże do chleba, mówił też o Chrystusie – chlebie eucharystycznym, który jest źródłem jedności.

„Każda procesja Bożego Ciała podąża zawsze drogą prowadzącą do świata. Ulicami naszych miast niesiemy w niej Chrystusa, obecnego pod postacią chleba i Jego dobroci zawierzamy ulice, domy, nasze życie codzienne. W procesji Bożego Ciała przedstawiamy Chrystusowi cierpienia chorych, samotność młodych i starych, nasze pokusy, lęki – całe nasze życie i pragniemy, aby nasze drogi stały się Jego drogami, aby nasze domy stały się Jego domami” – mówił abp Gądecki.

Metropolita poznański zauważył, że historia pokazuje, jak na śmietniku historii „lądują” walczące z Bogiem różnego rodzaju ideologie wraz z ich twórcami i wodzami. „Dla wszystkich, którzy chcieliby urządzać życie społeczne, polityczne, ekonomiczne i kulturalne narodów bez odwołania do Bożego prawa, strasznym ostrzeżeniem pozostanie na zawsze lekcja, jaką otrzymały narody w wieku XX” – mówił abp Gądecki.

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski podkreślił, że dzięki Eucharystii wchodzimy w komunię z osobą żywego Chrystusa, jest to prawdziwe spotkanie dwóch osób, przyzwolenie, aby przeniknęło nas życie Stwórcy i Odkupiciela.

Abp Gądecki zauważył też, że epidemia koronawirusa niesie dramatyczne skutki dla jedności Kościoła. „Jest nim brak Eucharystii dla wielkiej ilości chrześcijan w niespotykanej dotąd skali. Jeśli hasło bieżącego roku duszpasterskiego brzmi «Eucharystia daje życie», to warto zauważyć, że dla wielu z nas ciągle jeszcze tego życia eucharystycznego brakuje” – mówił metropolita poznański.

Zdaniem abp. Gądeckiego tego braku nie zaspokoją szlachetne skądinąd próby rekompensowania Eucharystii różnymi racjonalizatorskimi pomysłami w Internecie. „Byliśmy przyzwyczajeni do tego, że Eucharystia była zawsze na wyciągnięcie dłoni. Nawet jeśli ktoś uczestniczył w niej nieregularnie, to zawsze miał świadomość jej powszechnej dostępności. Być może z tej racji nieraz zbyt mało ją ceniliśmy, może nawet popadliśmy w rutynę” – zauważył metropolita poznański.

Przewodniczący Episkopatu podkreślił, że wskutek epidemii w nasze życie codzienne wkradło się wiele lęków i obaw, a niektórzy nazwali ironicznie koronawirusa wyjątkowo pobożnym, bo trzyma się tylko kościoła, a w innych przestrzeniach nie istnieje.

„Prawdopodobnie dlatego niektórzy protestują przeciwko procesji Bożego Ciała, ale nie protestują np. przeciwko zebraniom wiecowym na Placu Wolności” – mówił abp Gądecki, odnosząc się do zorganizowanego przez prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka spotkania z kandydatem na prezydenta RP.

„Boimy się witać uściskiem ręki, lękamy się bliskości w kolejce przed apteką, stresujemy się spotykając kaszlącą osobę. Dziadkowie boją się wnuków, a wnuki dziadków. Potrzeba czasu, aby odbudować nasze relacje międzyludzkie i całe życie społeczne, w tym także pełne praktykowanie wiary” – zauważył abp Gądecki.

Metropolita poznański podziękował za udział w procesji wszystkim jej uczestnikom, m.in. paniom sypiącym razem z dziewczynkami kwiaty przed Chrystusem eucharystycznym.

KAI/ ms / Poznań

Publikujemy pełny tekst homilii:

Każda procesja Bożego Ciała podąża zawsze drogą prowadzącą do świata. Ulicami naszych miast niesiemy w niej Chrystusa, obecnego pod postacią chleba i Jego dobroci zawierzamy ulice, domy, nasze życie codzienne. W procesji Bożego Ciała przedstawiamy Chrystusowi cierpienia chorych, samotność młodych i starych, nasze pokusy, lęki - całe nasze życie i pragniemy, aby nasze drogi stały się Jego drogami. Aby nasze domy stały się Jego domami. Aby nasze życie codzienne zostało przeniknięte Jego obecnością.

W kontekście dzisiejszej procesji pragniemy rozważyć prawdę o trzech postaciach chleba; najpierw o chlebie w postaci Prawa Bożego, następnie o chlebie w kształcie osoby Chrystusa, wreszcie o chlebie jako znaku jedności Kościoła.

1. PRAWO BOŻE - CHLEBEM

a. Pierwsza kwestia to chleb rozumiany jako Prawo Boże. O znaczeniu Prawa Bożego dla życia człowieka miało Izraelitów nauczyć doświadczenie pustyni; doświadczeniem pragnienia i głodu, czyli przeciwieństwo doświadczenia raju. Na pustyni izraelici nauczyli się najpierw tego, że Pan Bóg troszczy się o swój naród: „Potem z góry wydał rozkaz chmurom i bramy nieba otworzył, i spuścił jak deszcz mannę do jedzenia: dał im zboże z nieba. Człowiek chleb mocarzy spożywał - żywności zesłał im do syta” (Ps 78,23-25; por. J 6,31-34.49-58; Wj 16,4). Dla ludu wędrującego po pustyni, który cierpiał głód i pragnienie manna była najpierw świadectwem Bożej troski o podstawowe potrzeby swoich wybranych (Pwt 8,3). Była znakiem Bożej opieki, która nieustannie podtrzymuje swój naród przy życiu (1 Kor 10,4).

Tę Bożą troskę o podstawowe potrzeby człowieka przypomniał później Pan Jezus: „Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,25-33).

Ale manna miała także sens pedagogiczny: „Utrapił cię, dał ci odczuć głód, żywił cię manną, której nie znałeś ani ty, ani twoi przodkowie, bo chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana” (Pwt 8,3). Pustynia miała nauczyć Izraelitów, iż tym co podtrzymuje życie człowieka jest nie tylko zwyczajny ziemski chleb, ale także - i to w o wiele większej mierze – chleb duchowy, czyli Prawo Boże i przykazania. Tym chlebem duchowym była Torah, czyli Prawo Boże, które pozwala człowiekowi żyć mądrze: „Chodźcie, nasyćcie się moim chlebem, pijcie wino, które zmieszałam. Odrzućcie głupotę i żyjcie, chodźcie drogą rozwagi!” (Prz 9,5-6). „Pilnie przestrzegajcie wykonywania każdego polecenia, które ja wydaję dzisiaj, abyście żyli, rozmnażali się i weszli w posiadanie ziemi, którą Pan poprzysiągł [dać] waszym przodkom” (Pwt 8,1). „Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce” (Ps 119,105).

Podobne doświadczenie stało się udziałem Pana Jezusa podczas jego kuszenia na pustyni: „Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: ‘Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem’. Lecz On mu odparł: ‘Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym Słowem, które pochodzi z ust Bożych’” (Mt 4,1-4). Jezus odparł wszystkie pokusy szatana wyłącznie przy pomocy tarczy Słowa Bożego. Jezus nie wypowiedział żadnego własnego słowa; odpowiadał jedynie Słowem Bożym i dzięki temu - pełen Ducha Świętego – wyszedł zwycięsko z tej próby, z której Izrael czasów pustyni wyszedł pokonany.

W odpowiedzi na nakaz „pamiętaj” obserwujemy od wieków ruch ludzkości zmierzający w dwóch przeciwstawnych kierunkach. Pierwszy z nich mówi: nie będę posłuszny Bożym przykazaniom, ponieważ one krępują moją wolność; ponieważ nie pozwalają mi czynić tego, na co mam ochotę; ponieważ zabraniają mi zabijania narodzonych i nienarodzonych, rabowania, kradzieży, malwersacji, oszczerstw, poniewierania ludźmi, dorabiania się ich krzywdą, deptania ludzkich serc, rozbijania cudzych rodzin, popełniania grzechów przeciw naturze i wszelkich innych występków. W takim nastawieniu odchodzą do wieczności niezliczone pokolenia ludzi, odchodzą w zapomnienie potężne imperia, bogate kultury, różne ziemskie potęgi oraz najrozmaitsze filozofie i światopoglądy, które uważały się za ostateczne i jedynie słuszne, a okazały się tak bardzo nietrwałym wytworem ludzkiej wyobraźni. Na śmietniku historii lądują - walczące z Bogiem - różnego rodzaju ideologie wraz ze swoimi twórcami i wodzami. Dla wszystkich, którzy chcieliby urządzać życie społeczne, polityczne, ekonomiczne i kulturalne narodów bez odwołania do tego Bożego prawa, strasznym ostrzeżeniem pozostanie na zawsze lekcja, jaką otrzymały narody w wieku XX.

Ale istnieje też drugi kierunek postępowania, właściwy ludziom, którzy starają się iść wiernie posłuszni Bożemu Prawu. Wiedzą oni o tym, że zaspokojenie potrzeb doczesnych człowieka jest ważne; ważny jest chleb dla nich i ich rodzin, od którego zależy ich życie fizyczne, ale ważniejszy jest duchowy chleb Bożych przykazań, którym karmi nasze dusze i daje nam życie wieczne. Człowiek ma obowiązek posilać się tym chlebem każdego dnia, w każdej godzinie i minucie, bez względu na to, czy ktoś jest ministrem, profesorem, lekarzem, nauczycielem, urzędnikiem, rolnikiem, robotnikiem, czy kimkolwiek innym. Istnieje konieczność słuchania prawa Bożego nie w sposób wybiórczy, ale w każdej sytuacji. Po ludzku wiele rzeczy może nam nie odpowiadać, ale w naszym żywotnym interesie leży, abyśmy - jak Chrystus - umieli powiedzieć: „Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39).

W dzisiejszym fragmencie z Księgi Powtórzonego Prawa słyszymy nakaz „pamiętaj”, „nie zapominaj” o tym doświadczeniu pustyni (Pwt 8,2-3.14b-16a). Nie idzie tu tylko o proste przypomnienie sobie minionych wydarzeń z czasu wyjścia Izraelitów z Egiptu, ale raczej o akt duchowy, który przechowuje wydarzenie w pamięci, ponieważ rozumie jego znaczenie i zgadza się na nie.

2. OSOBA CHRYSTUSA - CHLEBEM

Druga kwestia to chleb w postaci osoby Chrystusa. Za czasów Jezusa istniała tradycja żydowska, według której w czasach mesjańskich powtórzy się cud manny. Wtedy – jak za czasów Mojżesza – pojawi się Mesjasz i nakarmi ludzi prawdziwym „chlebem z nieba”.

Jezus Mesjasz - podczas jego publicznej działalności w Galilei – przygotowywał swoich współczesnych stopniowo na to wydarzenie poprzez dwukrotne rozmnożenie „ziemskiego chleba” (Mt 14,13-21; J 6,1-15). Niewiele chlebów, jakimi dysponowali wówczas uczniowie – dzięki Jezusowej modlitwie dziękczynienia - wystarczyło do nakarmienia tysięcy ludzi. Był to już znak zapowiadający prawdziwy „chleb z nieba”. Niestety ludzi interesował wówczas tylko materialny pokarm; jedzenie i nasycenie się nim (J 6,26), ponieważ pojmowali zbawienie w sposób czysto materialny, jako ogólny dobrobyt.

Potem jednak nadszedł ten moment, w którym Jezus wzniósł się na wyższy poziom i powiedział o sobie: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata’. […] To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6,51.58).

Św. Efrem Syryjczyk napisał: „Jezus wziął w swoje ręce chleb, który w tym momencie był zwyczajnym chlebem, pobłogosławił go, naznaczył i uświęcił w imię Ojca i imię Ducha Świętego, połamał i rozdzielił w kawałkach wśród swoich uczniów w swojej niezrównanej dobroci; nazwał ten chleb swoim żywym ciałem i napełnił go sobą samym i Duchem…” (Sermone IV per la settimana Santa, 4). Ziemski chleb mógł stać się miejscem obecności samego Chrystusa, ponieważ zawierał on w sobie tajemnicę Męki i Zmartwychwstania. Chleb zakłada przecież, że ziarno rzucone na ziemię „umarło” a z jego rozkładu wyrósł nowy kłos. Tym sposobem „chlebem z nieba” było już nie samo Prawo, ale stała się nim osoba Jezusa Chrystusa, dawana każdemu, kto dzięki wierze otworzył się na przyjęcie tego daru. Nie chodziło już o Prawo, które wyraża się w pojęciach i regułach, ale o osobę, która jest ostatecznym słowem, jakie Bóg kieruje do ludzkości, z którą człowieka wiąże miłość, czego trudno oczekiwać po Prawie. W tej perspektywie można zrozumieć, dlaczego „u początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie” (por. Verbum Domini, 11). Dzięki temu - w spotkaniu z Chrystusem - karmimy się żywym Bogiem, rzeczywiście spożywamy „chleb z nieba” (por. Verbum Domini, 54). „Wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy [βρωμα πνευματικον]” (1 Kor 10,3), powie apostoł Paweł myśląc o Eucharystii (1 Kor 10,17).

Co to znaczy spożywać Chrystusa? To znaczy łączymy się, wchodzimy w komunię z osobą żywego Chrystusa. Ta komunia, ten akt „spożywania” jest prawdziwym spotkaniem dwóch osób. Jest przyzwoleniem, aby przeniknęło nas życie Tego, który jest naszym Stwórcą i Odkupicielem. Celem tej komunii jest włączenie mojego życia w Jego życie. Jest moja przemiana i upodobnienie się do Tego, który jest żywą miłością. Komunia zakłada więc wolę naszego naśladowania Chrystusa, pójścia w ślady Tego, który idzie przed nami (por. Benedykt XVI, Nasze drogi niech będą drogami Jezusa. Msza św. w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa – 26.05.2005). „Spożywanie” Chrystusa polega więc na przyswajaniu sobie Jego sposobu widzenia świata, a co za tym idzie, również Jego postępowania. „Spożywać” ciało Chrystusa znaczy uczyć się nieustannie Jego sposobu życia. Nic nam nie przyjdzie z uczestniczenia we Mszy świętej, z przystępowania do Komunii, jeśli nasza pobożność będzie się zaczynać i kończyć na progu kościoła. Wtedy nic w nas się nie zmieni. Jeśli  nie uwierzymy, że najpewniejszym miejscem, w jakim żyje Jezus jest cały świat a nie tylko niektóre fragmenty tego świata.

3. JEDNOŚĆ

a. I wreszcie trzecia i ostatnia sprawa to jedność. „Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest udziałem we Krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa? Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba” – powie apostoł  Paweł (1 Kor 10,16-17).

Od dwóch tysięcy lat Kościół nieprzerwanie sprawuje Eucharystię i w niej dostrzega symbol jedności. Jeden chleb, który powstał z wielu zmielonych ziaren wskazuje na jedność. Kościół – składając się z tak różnych i licznych osób dąży do jedności (1 Kor 10,17). W Nauce Dwunastu Apostołów - spisanej ok. 100. roku po Chr. – czytamy: „Jak ten chleb łamany, rozrzucony po górach, został zebrany w jedno, tak niech Twój Kościół aż po najdalsze krańce ziemi zbierze się w jednym Twoim królestwie” (IX,4).

My wszyscy jesteśmy kimś jednym! W tych słowach – mówi papież Benedykt - wyczuwa się moc chrześcijańskiej rewolucji, najgłębszej rewolucji w dziejach ludzkości, którą przeżywa się wokół Eucharystii. Na Eucharystii gromadzą się w obecności Pana ludzie różniący się wiekiem, płcią, położeniem społecznym, ideami politycznymi. Eucharystia nigdy nie może być sprawą prywatną, przeznaczoną wyłącznie dla tych, którzy się dobrali ze względu na wspólne cechy czy przyjaźń. Eucharystia jest kultem publicznym, w którym nie ma nic wyłącznego. Również dzisiaj nie wybraliśmy sobie osób, z którymi się spotykamy na procesji, lecz przyszliśmy i wszyscy razem stoimy tu, złączeni jedną wiarą, aby stać się jednym Ciałem. Jesteśmy zjednoczeni bez względu na różnice narodowości, zawodu, statusu społecznego, idei politycznych. Otwieramy się na siebie nawzajem, aby - poczynając od Chrystusa - stać się czymś jednym. To właśnie od samego początku było jedną z cech chrześcijaństwa. Należy zawsze czuwać, by często powracające tendencje do partykularyzmu, nawet w dobrej wierze, nie prowadziły nas w przeciwną stronę. Dlatego Boże Ciało przypomina nam przede wszystkim to, że być chrześcijanami to znaczy przybywać ze wszystkich stron, aby stanąć w obecności naszego Pana i stać się jedno z Nim i w Nim (por. Benedykt XVI, Pochylmy się przed Bogiem, który pochylił się nad nami. Msza św. w uroczystość Bożego Ciała – 22.05.2008). Dlatego wołamy: „Spraw, abyśmy posileni Ciałem i Krwią Twojego Syna i napełnieni Duchem Świętym, stali się jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie” (III Modlitwa eucharystyczna).

b. Dlatego też to, co dzieje się ze Mszą świętą z powodu koronawirusa ma dramatyczne skutki dla jedności Kościoła. Jest tym czas braku Eucharystii dla wielkiej ilości chrześcijan w niespotykanej dotąd skali. Jeśli hasło bieżącego roku duszpasterskiego brzmi „Eucharystia daje życie”, to warto zauważyć , że dla wielu z nas ciągle jeszcze tego życia eucharystycznego brakuje. Warto zwrócić uwagę na ten brak, pomimo szlachetnych skąd inąd prób rekompensowania go różnymi racjonalizatorskimi  pomysłami w internecie. Wprawdzie w dziejach Kościoła mamy przykłady wspólnot katolickich, które potrafiły przetrwać, a nawet się rozwijać, w sytuacjach skrajnych, pośród prześladowań, pozbawione kapłanów i Eucharystii, to jednak – jeśli Kościół jest zdrowy – wówczas robi on wszystko, aby Eucharystię celebrować. Jeśli „Eucharystia daje życie”, to warto o nią walczyć w sposób odpowiedziany, mimo rzucanych haseł, że zdrowie jest ważniejsze od Mszy św., albo że zakupy są konieczne a Msza święta nie. Róbmy wszystko, aby się nie okazało, że my bez niedzielnej Eucharystii żyć możemy (Dariusz Kowalczyk SJ, Źródło i szczyt, Idziemy 23/2020/12-13). Jeśli zaniedbamy Eucharystię, to w jaki sposób zaradzimy naszej nędzy?

Byliśmy przyzwyczajeni do tego, że Eucharystia była zawsze na wyciągnięcie dłoni. Nawet jeśli ktoś uczestniczył w niej nieregularnie, to zawsze miał świadomość jej powszechnej dostępności. Być może z tej racji nieraz zbyt mało ją ceniliśmy, może nawet popadliśmy w rutynę. Tymczasem jej brak uświadomił nam, że bez Eucharystii – w sensie duchowym - usychamy. Być może - na skutek epidemii - hasło tego roku duszpasterskiego przestanie być pobożnym sloganem, a stanie się zadaniem, z którym utożsami się nasze serce.

Wskutek epidemii w nasze życie codzienne wkradło się wiele lęków i obaw. Boimy się witać uściskiem ręki, lękamy się bliskości w kolejce przed apteką, stresujemy się spotykając kaszlącą osobę. Dziadkowie boją się wnuków a wnuki dziadków. Nie wiemy nawet, czy bardziej boimy się o siebie, czy też o naszych bliskich. Trwożymy się wobec niewidzialnego wirusa, zaczęliśmy bać siebie nawzajem i panicznie uciekać od wspólnoty. Te lęki dotknęły także świątyni, tj. przestrzeni, która stworzona jest do życia wspólnotowego. Troska o to, aby nie zarazić się wirusem w kościele, stała się w niektórych sytuacjach nieporównywalnie większą, aniżeli obawy przed ryzykiem zarażenia w innych miejscach publicznych, jak np. w supermarkecie, poczcie, bankach, pociągach, czy tramwajach. Stąd niektórzy nazwali ironicznie obecny koronawirus wyjątkowo pobożnym, który trzyma się tylko kościoła a w innych przestrzeniach nie istnieje. Prawdopodobnie dlatego niektórzy protestują przeciwko procesji Bożego Ciała, ale nie protestują np. przeciwko zebraniom wiecowym na Placu Wolności.

Potrzeba czasu, aby odbudować nasze relacje międzyludzkie i całe życie społeczne, w tym także pełne praktykowanie wiary. Z pewnością zbyt wiele w międzyczasie się wydarzyło, abyśmy mogli pozwolić sobie na spokojne oczekiwanie na koniec epidemii. Dla niektórych „nic już nie będzie tak, jak było”. Mówiąc tak zapominamy, że Europa była już świadkiem niezliczonej ilości epidemii, po czym wszystko wracało do dawnego stanu. Gdyby jednak rzeczy wróciły do takiego samego stanu jak przedtem, gdybyśmy z obecnej sytuacji nie wyciągnęli żadnych poważnych wniosków i nie dokonali gruntownej zmiany kierunku naszego życia społecznego i gdybyśmy starali się odbudowywać naszą ojczyznę wyłącznie na pragnieniu nieustannej konsumpcji i gonitwie za pieniędzmi, to pogrążylibyśmy się w tych samych co wcześniej błędach. Bylibyśmy ślepcami skazanymi na nieuchronną klęskę, ponieważ jak długo człowiek nie zwróci się do Boga całym sercem, tak długo zmierza nieuchronnie ku przepaści. Pytanie o Boga nie jest tylko naszą prywatną sprawą. Jest to jednocześnie pytanie o same fundamenty naszej cywilizacji.

Bierzemy udział w procesji Bożego Ciała nie po to, by pielęgnować tradycję dla niej samej. Ktoś powiedział: wszyscy potrzebujemy trochę zmiany i trochę ciągłości, chociaż w różnych proporcjach. Gdybyśmy nie mieli w tym świecie niczego trwałego, zwariowalibyśmy, ale gdyby kompletnie nic się nie zmieniało, stalibyśmy się jak kamień. Dlatego musimy wciąż szukać równowagi między ciągłością i zmianą. Problem polega na tym, że kompromis, jaki tworzymy jako społeczeństwo, zdaje się zawierać zbyt wiele zmian i zbyt mało ciągłości jak na możliwości przeciętnego człowieka. I coś z tym trzeba zrobić.

ZAKOŃCZENIE

Tak więc na koniec, gdy modlitwą i śpiewem adorowaliśmy podczas dzisiejszej procesji Zbawiciela obecnego w konsekrowanej hostii, mówiliśmy jednocześnie w imieniu mieszkańców całego miasta: Zostań z nami Panie Jezu i daj nam tego chleba, który jest pokarmem na życie wieczne! Uwolnij nasz świat od trucizny zła, od przemocy i nienawiści, która niszczy nasze sumienia. Oczyść nas mocą swojej miłosiernej miłości. Prowadź nas Panie po drogach naszych dziejów. Obdarz nas chlebem dla ciała i duszy. Zgromadź nas ze wszystkich zakątków ziemi i zjednocz rozdartą ludzkość!

Dusz Pasterzu! Prawy Chlebie! Dobry Jezu, prosim Ciebie: Ty nas karm i broń w potrzebie, Ty nam dobra okaż w niebie, Kędy jest żyjących raj!

(Chwal Syjonie Zbawiciela). Amen.

 

 

« 1 »