„To są dzielne kobiety, które starają się nie rozpaczać, nie roztkliwiać nad sobą, nie płakać, ale widać, że bardzo to wszystko przeżywają. Chwila dłuższej rozmowy wystarczy, by zrozumieć, że się martwią, że mają świadomość, że zostały pozbawione wszystkiego, że nie wiadomo, czy będą miały do kogo i do czego wracać” – mówi w rozmowie z KAI Lucyna Muniak, rzecznik prasowy Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej. KAI: Ilu uchodźców z Ukrainy zamieszkało już na terenie archidiecezji gnieźnieńskiej? Lucyna Muniak: To trudno oszacować. Po pierwsze dane szybko się zmieniają, bo nowe osoby przybywają codziennie, po drugie mamy informacje tylko o tych, w których rozlokowaniu jako Caritas pośredniczymy. Jest wiele parafii, które przyjmują uchodźców bez naszego pośrednictwa, organizując się oddolnie. Warto o tym wspomnieć, bo często są to małe wspólnoty, gdzie angażuje się cała społeczność, przygotowując budynki parafialne, organizując zbiórki, pomagając w ogarnięciu najważniejszych spraw po przyjeździe.
Jako Caritas gnieźnieńska do tej pory (17 marca) pośredniczyliśmy w ulokowaniu około trzystu osób z Ukrainy. Miejsca, w których zamieszkały były to zarówno zgłoszone wcześniej domy prywatne, jak i plebanie, budynki należące do parafii czy budynki diecezjalne. Ta liczba – jak już powiedziałam – dotyczy tylko naszego pośrednictwa. Jeśli chodzi o wszystkich przyjętych w archidiecezji gnieźnieńskiej jest z całą pewnością wyższa, ale na ten moment nie jesteśmy tego w stanie policzyć.
Jako Caritas mamy w Gnieźnie pod bezpośrednią opieką około 40 osób, które mieszkają obecnie w naszym Domu Matki i Dziecka oraz w domach należących do gnieźnieńskiej kurii na Wzgórzu Lecha. Kończymy też remont domu w Powidzu, gdzie również, jeśli będzie taka potrzeba, przygotujemy miejsca. W ostatnim czasie duże grupy uchodźców wojennych, głównie matki z dziećmi, zamieszkały w Archidiecezjalnym Domu Rekolekcyjnym w Rościnnie (64 osoby) oraz w dawnym budynku gnieźnieńskiego seminarium, gdzie obecnie działa Centrum Edukacyjno-Formacyjne (35 osób). Wiem, że miejsca zabezpieczone są też w sanktuarium w Markowicach.
Czy jest jakaś procedura przyjęcia? Jak to wygląda?
Współpracujemy w tym zakresie z wojewodami wielkopolskim i kujawsko-pomorskim. Najczęściej jest tak, że dostajemy informacje, ile osób zostało do nas skierowanych i my szukamy dla nich miejsc. Zwykle te osoby do Gniezna docierają same. Jeśli jadą gdzieś dalej, to księża lub ktoś z parafii po nich przyjeżdża. Trzeba pamiętać, że i dla nas i dla tych przybywających osób jest to sytuacja nowa, zdarzają się różne problemy, które trzeba na bieżąco rozwiązywać. Bywa, że mamy zgłoszone z parafii załóżmy 5 miejsc, a przyjeżdża rodzina 6-osobowa, wiadomo, że jej nie rozdzielimy, ale staramy się znaleźć to jedno dodatkowe miejsce, tak by wszyscy byli razem. Takich drobnych spraw jest bardzo wiele. Logistycznie to duże wyzwanie.
Masz kontakt z tymi rodzinami. Odbierasz je, ogarniasz te pierwsze sprawy. Co jest najważniejsze. Czego potrzeba?
Przyjmując uchodźców wojennych trzeba pamiętać przede wszystkim o tym, że przyjeżdżają do nas nie dlatego, bo tego chcą, bo tak im się podoba, ale dlatego, że muszą, bo zostając w domu naraziliby życie swoje i dzieci. O tym często się zapomina, że to nie jest ich wybór. Oni zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów, porzucenia dotychczasowego życia, często pozostawienia tam, w Ukrainie najbliższych. Mówię oni, ale są to głównie kobiety. Bardzo dzielne kobiety, które starają się nie rozpaczać, nie roztkliwiać nad sobą, nie płakać, ale widać, że bardzo to wszystko przeżywają. Chwila dłuższej rozmowy wystarczy, by zrozumieć, że się martwią, że mają świadomość, że zostały pozbawione wszystkiego, że nie wiadomo, czy będą miały do kogo i czego wracać. Boją się, że zostały same w obcym kraju, w obcym mieście, bez znajomości języka, bez pracy, z dziećmi, przy których przecież nie mogą się bać. Jeśli ktoś mówi, że Ukrainki mają teraz lepiej niż Polki powinien się poważnie zastanowić nad swoją kondycją psychiczną.
Czego potrzeba? Wszystkiego. Te osoby spakowały często swoje życie do dwóch walizek. W pośpiechu. Brakuje im niekiedy ciepłych ubrań, niekiedy zmiany bielizny, szamponu, ręcznika, takich podstawowych rzeczy. I tutaj bardzo delikatna i ważna sprawa – szacunek. Obdarowując kogoś okażmy mu szacunek i dotyczy to zarówno sposobu przekazania, jak i tego, co przekazujemy. Te kobiety dziękują za wszystko, ale pamiętajmy o szacunku dla nich i dla siebie, niech nasza pomoc nie będzie wiosennym czyszczeniem szafy ze starych, niepotrzebnych rzeczy.
Kolejna sprawa to traumy. Wiele z tych osób, w których przyjęciu pośredniczyliśmy nie ma już do czego wracać. Wiedzą, że ich domy zostały zniszczone. To jest niewyobrażalnie trudne. Problemem jest też bariera językowa, o której wspominałam. Z porozumieniem werbalnym może nie jest tak źle, można się dogadać, ale z pisaniem jest trudniej. Mówię to w kontekście choćby wypełniania dokumentów, zapisania dzieci do szkoły. Ktoś musi im w tym pomóc.
Czego oprócz kolejnych miejsc zakwaterowania potrzeba w tej chwili najbardziej?
Przydałaby się nam pomoc psychologa znającego język ukraiński albo chociaż rosyjski. Wolontariusze też zawsze się przydadzą. Na naszej stronie www.caritas.gniezno.pl wciąż działa formularz, poprzez który można się zgłosić. Myślimy o jakiejś zorganizowanej nauce języka polskiego. Jeśli ktoś chciałby nam w tym pomóc, chętnie pomoc przyjmiemy. Jeśli chodzi o pomoc materialną to w naszej siedzibie na osiedlu Orła Białego 20 w Gnieźnie działa magazyn, gdzie wydawane są pakiety dla uchodźców. W tej chwili kończą nam się podstawowe rzeczy higieniczne – szampony, mydła, kremy, pasty do zębów, szczoteczki do zębów dla dorosłych, ręczniki, bielizna, domowe obuwie (popularne klapki). Generalnie wszystko się przyda, bo wszystko wykorzystamy. Jeszcze słodycze dla dzieci, kredki, coś do malowania. Ktoś się kiedyś zdziwił, że prosimy o słodycze. A przecież dzieci to zawsze dzieci. Gdyby ktoś chciał coś dla tych najmłodszych zorganizować to też chętnie wsparcie przyjmiemy. W sobotę na przykład dzieciaki idą zobaczyć alpaki, organizujemy im wycieczkę po Gnieźnie, czy wypady do kina.
pomoc zgłosić można przez FORMULARZ
B. Kruszyk KAI Fot. B. Witowski