Teraz wiem, że boisz się Boga. 58. Ogólnopolska Pielgrzymka Apostolstwa Chorych. Wspomnienie Matki Bożej Uzdrowienia Chorych (Jasna Góra - 6.07.2023)

We wspomnienie NMP Uzdrowienia Chorych - patronki Apostolstwa Chorych - przybywają chorzy, niepełnosprawni i cierpiący na Jasną Górę, aby zawierzyć Matce Zbawiciela ich radości i smutki.

U tronu Jasnogórskiej Pani spotykają się członkowie Apostolstwa Chorych, tej szczególnej wspólnoty osób, która odkrywa pragnienie złożenia duchowej ofiary ze swego cierpienia. Podobnie jak Matka Bolesna stojąca pod krzyżem tak też i one przyjmują cierpienie w zjednoczeniu z Jezusem, który się za nas ofiarował na Krzyżu. Ofiarują swoje cierpienia Bogu za zbawienie świata, za Kościół i Ojczyznę oraz w intencji Ojca świętego. Jest to już 58. Ogólnopolska Pielgrzymka Apostolstwa Chorych.

W takim kontekście warto podjąć rozważanie o dwóch sprawach: o ofierze Abrahama oraz ofierze członków Apostolstwa Chorych.

1. OFIARA ABRAHAMA (Rdz 22)

Przy okazji tej pielgrzymki słyszymy na jej wstępie bardzo znaczący dla osób chorych, niepełnosprawnych i cierpiących tekst z 22. rozdziału Księgi Rodzaju (Rdz 22,1-19). Jest to opowiadanie o ofierze Abrahama. Prawdopodobnie żadna inna historia w Księdze Rodzaju nie ma takiej teologicznej głębi i literackiego piękna. Jest to historia z ludzkiego punktu widzenia bardzo trudna do zrozumienia. Na szczęście sam autor natchniony odsłania przed nami potrzebny klucz interpretacyjny.

Oto Pan Bóg wystawia Abrahama na próbę. Jest to ostatnia, dziesiąta próba, jakiej został poddany Abraham. Próba najcięższa. Próba, która miała dowieść ponad wszelką wątpliwość, że Abraham jest bezgranicznie wierny Bogu. Było to jego wyjście do kraju Moria, gdzie Abraham miał dowieść, że kocha także Boga aniżeli swego własnego syna

Pan Bóg powiedział nie tylko „weź twego syna jedynego”, ale dodał jeszcze „którego miłujesz”. Za pomocą tego powtórzenia Bóg zwiększył ciężar próby, używając jednocześnie terminu „ofiara całopalna” (por. Kpł 1,3-11). Abraham doskonale zdawał sobie sprawę, co czeka Izaaka; całopalenie wymagało pocięcia i spalenia całego zwierzęcia.

Przez trzy dni drogi do góry Bożej Moria Abraham miał okazję dokładnie przemyśleć Boże polecenie. Przez całe trzy dni jego dusza doznawała cierpienia. Søren Kierkegaard - w książce Bojaźń i drżenie - starał się poddać głębszej analizie reakcję Abrahama. Pragnął odgadnąć myślenie Abrahama w tych dramatycznych dniach. Abraham – mówi Kierkegaard - nie chce powiedzieć Izaakowi tego, co mu Pan Bóg nakazał, dlatego wypowiada w duszy następującą modlitwę: Panie niebios, lepiej byłoby, żeby Izaak sądził, że ja jestem potworem, niżby miał stracić wiarę w Ciebie. Gdybym wyjaśnił Izaakowi Twoje żądanie, Izaak przekląłby Boga, dlatego Abraham milczy. Kierke­gaard pisze dalej: Każdy staje się wielki w zależności od wielkości tego, czego oczekiwał. Jeden stał się wielki, ponieważ oczekiwał rzeczy możliwych. Inny - bo oczekiwał rzeczy wiecznych. Lecz ten, kto  oczekiwał rzeczy niemożliwych, jest większy od wszystkich innych. Inaczej mówiąc, Abraham nie wie, dlaczego Pan Bóg prosi go o śmierć Izaaka, on całkowicie ufa Bogu. On wie, że Bóg jest wierny nawet wtedy, gdy wydaje się, że nas zdradza.

Autor „Listu do Hebrajczyków” ujawni nam później inny temat rozmyślań Abrahama w ciągu tych trzech dni. Abraham „Pomyślał, iż Bóg mocen jest [ma moc] wskrzesić także umarłych” (Hbr 11,19). Inaczej mówiąc, w konkluzji swoich rozważań Abraham uwierzył, że jego zabity i spopielony syn zmartwychwstanie. Uwierzył, że nie jest możliwe, aby Bóg skłamał udzielając mu obietnicy (Rdz 21,12). Ten, który ożywił obumarłe łono Sary, może odrodzić człowieka z prochu.

Przybywszy więc na górą Moria Abraham zbudował ołtarz, położył na nim drwa i związał swojego syna. Tora dokładnie opisuje związanie Izaaka, używając przy tym hebrajskiego słowa akeda („związanie razem rąk i nóg”). Zdaniem rabinów Abraham miał wtedy 137, a Izaak 37 lat. Czy jest to możliwe - pytają oni - aby tak stary człowiek związał młodego mężczyznę bez jego zgody? Wzmianka o akeda pokazuje więc, że Izaak dobrowolnie zgodził się na taką ofiarę. Być może Abraham dał synowi ostatni ojcowski pocałunek, po czym przystąpił do czynności, którą tyle razy ćwiczył na barankach. Jego ręką sięgnęła po nóż, który za chwilę miał przyłożyć do szyi Izaaka…

Jest to słynna, dziesiąta próba, jakiej zostaje poddana wiara Abrahama. Obrzydzenie, jakie budzi w nas myśl o tym, że Pan Bóg może nakazać czyn tak haniebny nie znajduje na szczęście uzasadnienia w samym opowiadaniu. W rzeczy samej bowiem opowiadanie to jest jedynie próbą wyjaśnienia, jak w Izraelu doszło do zaniechania ofiar składanych z pierworodnych chłopców. Żydzi - zanim przystąpili do lektury tego tekstu – od dawna znali jego zakończenie; wynik tej próby był z góry wiadomy. Podobnie jak dzieje się w przypadku dzieci, które znają na pamięć bajkę o Czerwonym Kapturku a mimo to ciągle na nowo proszą rodziców o jej ponowne przeczytanie.

Ta scena pozwala nam lepiej zrozumieć, czym jest wiara. Wiara polega na posłuszeństwie, które nie wyklucza krzyża. Wierzyć w Boga, to ufać Mu całkowicie. Kochać Go bardziej niż wszystkie Jego dary. „Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę: z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo.

Istnieje wspaniały fragment u Orygenesa, będący interpretacją Listu do Rzymian, którego bohaterami są - podobnie jak w Księdze Rodzaju 22 - Ojciec i Syn. Z tą jednak różnicą, że ojciec i syn z Księgi Rodzaju są śmiertelni, natomiast Ojcem z Listu do Rzymian (8,32) jest nieśmiertelny Bóg a Synem - odwieczny Chrystus. Oto słowa Orygenesa: „Bóg rywalizuje w hojności z ludźmi. Abraham ofiaruje Bogu syna śmiertelnego, który umrze a Bóg dla ludzi wydaje na śmierć Syna nieśmiertelnego. Oto nowe światło dla wiary. To jest nie tylko nasza wiara w Boga, ale też wiara Boga w nas. Bóg ofiaruje swego Izaaka, bo kocha nas całkowicie. Podobnie jak wiara w Boga to miłość do Niego wbrew wszelkiej oczywistości, tak też miłość Boga do ludzi objawia się wbrew wszelkiej oczywistości ludzkiej logiki. Szaleństwo wiary Abrahama znajduje swoje prawdziwe światło w szaleństwie wiary Boga, który nie oszczę­dził swego Syna, ale ofiarował Go za nas na krzyżu (Rz 8,32). Jezus jest nowym Izaakiem a Bóg to nowy Abraham, którego przedmiotem  nieskończonej miłości jesteśmy”. Św. Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim” napisał: „Ta góra [Moria] nie doczekała się ofiary z syna. Inna góra – tak. Inny Ojciec złoży Syna – Baranka, Jezusa Chrystusa. Inny Ojciec złoży jedynego Syna, którego miłuje, za nas, dla nas i dla naszego zbawienia”. Apostoł Paweł wyprowadza z tej sceny słowa otuchy: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?” (Rz 8,31b-32).

Podobnie jak Abraham, człowiek jest gotów chętnie iść za Bogiem, gdy Ten spełnia jego najskrytsze pragnienia. Gdy realizuje nasze marzenia. Miło jest iść za Bogiem, który robi to, czego od Niego oczekujemy. A jak się zachowamy, gdy Pan Bóg odbierze nam to, co nam dał? Gdy odbiera nam zdrowie i siły, gdy czyni niepełnosprawnymi i potrzebującymi pomocy i opieki? Co robię, gdy zapadam na nieuleczalną chorobę? Kiedy śmiertelnie zachoruje moje dziecko? Gdy umiera małżonek? Jeśli w naszym życiu nie przeżyliśmy takiego momentu, w którym byliśmy gotowi zostawić wszystko i zaufać całkowicie Bogu, nie wiemy jeszcze czym jest wiara.

Wiara nie jest intelektualną grą. Wiara to gotowość oddania  wszystkiego co najdroższe z miłości do Jedynego Boga, to całkowite zawierzenie Bogu, niezależnie od tego czegokolwiek by od nas zażądał. Czy jesteśmy gotowi na naszą akeda? Czy jesteśmy gotowi oddać Bogu swego ukochanego „Izaaka”? Rezygnacja z tego, czego w nie kochasz, nic nie kosztuje. Rezygnacja z tego, co kochasz najbardziej, i zawierzenie Bogu na dobre i na złe to jest właśnie wiara. „Teraz wiem, że boisz się Boga?” Uczyń ze mną, co się Tobie podoba. Spraw, abym poszedł za Tobą bez zastrzeżeń.

2.  OFIARA CHORYCH 

Druga kwestia to ofiara osób chorych, cierpiących i niepełnosprawnych. Podobnie jak ostatnia próba Abrahama dowiodła jego całkowitego zaufania Bogu, tak też i próba, jaką przechodzi każdy człowiek cierpiący może się stać potwierdzeniem jego wiary i otwarciem na Boże błogosławieństwo dla siebie, dla ludu Bożego, dla Ojczyzny.

a. Łatwo najpierw nam zauważyć, że nasz świat był i jest nie tylko pełen radości, ale także przepełniony cierpieniem. Człowiek doznaje przecież nie tylko cierpienia fizycznego, ale także psychicznego, duchowego i moralnego. Oprócz przerażająco rozległego obszaru cierpienia fizycznego istnieje także obawa przed niebezpieczeństwem śmierci, śmierć własnych dzieci, ale również bezdzietność, prześladowanie i wrogość otoczenia, szyderstwo i wyśmiewanie cierpiącego, samotność i opuszczenie, wyrzuty sumienia, trudność zrozumienia, dlaczego złym się powodzi, podczas gdy sprawiedliwi doznają cierpień, niewierność i niewdzięczność ze strony przyjaciół i bliskich, wreszcie nieszczęścia własnego narodu i tęsknota za Ojczyzną. Lecz najbardziej szczególną kategorią ciepiących osób są dzieci. Wprawdzie każde cierpienie woła o pomoc, ale cierpienie bezbronnego dziecka woła o to w szczególności.

Tak, „cierpienie przynależy do ludzkiej egzystencji. Pochodzi ono z jednej strony z naszej skończoności, a z drugiej strony z ogromu win, jakie nagromadziły się w ciągu historii i jakie również obecnie bez przerwy narastają. Oczywiście należy robić wszystko, co w naszej mocy, aby cierpienie zmniejszyć: zapobiec - na ile to możliwe - cierpieniom niewinnych, uśmierzać ból, pomagać w przezwyciężeniu cierpień psychicznych. Są to obowiązki wynikające zarówno ze sprawiedliwości, jak i z miłości, które wchodzą w zakres podstawowych wymagań chrześcijańskiej egzystencji i każdego życia prawdziwie ludzkiego. […] Tak, musimy zrobić wszystko dla pokonania cierpienia, ale całkowite usunięcie go ze świata nie leży w naszych możliwościach – po prostu dlatego, że nie możemy zrzucić z siebie naszej skończoności i dlatego, że nikt z nas nie jest w stanie wyeliminować mocy zła, winy, która – jak to widzimy – nieustannie jest źródłem cierpienia (Spe salvi, 36).

I tu niemal automatycznie rodzi się pytanie: Dlaczego Pan Bóg nie eliminuje choroby i cierpienia, dlaczego nie eliminuje zła? Dlaczego cierpienie i choroba ranią człowieka niewinnego? Dlaczego tak się dzieje? Brak odpowiedzi na to pytanie staje się często źródłem niewiary.

Ateistyczna odpowiedź pochodząca z głębokiej starożytności brzmi: Bóg nie eliminuje zła, ponieważ nie troszczy się o nic. Epikur uczył: „Albo Bóg chce usunąć zło, a nie może, albo może, a nie chce, albo ani nie chce, ani nie może, albo i chce i może. Jeśli chce, a nie może, to znaczy, że jest niedołężny, co nie może dotyczyć Boga. Jeżeli może, a nie chce, tzn. że jest zawistny, co również nie może być cechą Boga. Jeżeli ani nie chce, ani nie może, to jest zawistny i niedołężny, przeto nie jest Bogiem. Jeżeli chce i może - co jedynie przystoi Bogu - skąd więc zło? Albo dlaczego go nie usuwa?” (w: Laktancjusz, O gniewie Boga, XIII).

Klasyczną chrześcijańską odpowiedź na ten ateistyczny zarzut znajdziemy u Laktancjusza, który uczy: „Bóg może cokolwiek zechce i nie ma w nim żadnego niedołęstwa, lub zawiści. Bóg może więc usunąć zło, lecz nie chce. A nie usuwa go dlatego, bo dał człowiekowi mądrość. Kiedy Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo wlał mu jednocześnie mądrość, polegającą na odróżnianiu tego co dobre, od tego, co złe. Gdyby usunął zło, musiałby jednocześnie usunąć ludzką mądrość, czyli zdolność rozróżniania dobra i zła i wybierania tego, co dobre. Wszystko zatem istnieje ze względu na człowieka, tak zło jak i dobro. Inaczej mówiąc, Bóg pozostawia człowiekowi wolność”.

Kościół rozumie gorące ludzkie pragnienie zdrowia, wszechobecne u człowieka chorego i w takiej sytuacji - idąc za radą św. Jakuba - radzi mu żarliwą modlitwę o uzdrowienie: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5,14-15).

Oczywiście odwoływanie się chorego i jego otoczenia do modlitwy nie wyklucza a nawet zakłada korzystania z lekarzy i naturalnych środków medycznych, służących zachowaniu i przywróceniu zdrowia. Kościół jest bowiem przekonany, że każdy człowiek cierpiący winien ze wszystkich sił walczyć z chorobą i wszelkimi godziwymi sposobami starać się o zachowanie swego zdrowia. Nade wszystko jednak trzeba pamiętać, że nie cierpimy sami. Bernard z Clairvaux ukuł wspaniałe powiedzenie: Impassibilis est Deus, sed non incompassìbilis. „Bóg nie może cierpieć, ale może współcierpieć”. Człowiek jest dla Boga tak bardzo cenny, że On sam stał się człowiekiem, aby móc współcierpieć z człowiekiem, w sposób rzeczywisty, w ciele i krwi, jak to nam przedstawia opis Męki Jezusa. Stąd w każde cierpienie ludzkie wszedł Chrystus, który je z nami dzieli i znosi. Stąd w każdym cierpieniu jest odtąd obecne con-solatio, „pocieszenie” przez współcierpiącą miłość Boga.

b. A co w takim razie mają czynić ludzie nieuleczalnie chorzy? Rozwiązanie libertyńskie sugeruje, że to nie życie ma samoistną wartość, ale „jakość” życia. Gdy owa jakość zdecydowanie się pogorszy, sam człowiek nieuleczalnie chory, albo jego rodzina mieliby prawo zadania mu śmierci, lub przekazania takiego prawa lekarzom. Tego rodzaju postępowanie przekazuje Prawo Boże w ręce człowieka, który sam miałby decydować, kiedy może przerwać swoje życie. W taki oto sposób historia zatoczyła wielkie koło, przywracając do łask filozofię Fryderyka Nietzsche, który twierdził iż istnieje pewien rodzaj życia, który jest „niewart życia”. Godne życia prowadziłyby tylko osobniki młode, silne i zdrowe. Praktyczne wnioski z tego założenia wyprowadził Hitler, nakazując najpierw eksterminację psychicznie chorych, a następnie Żydów, a w dalszej kolejności eksterminację Słowian. Z takiego rozwiązania cieszą się  towarzystwa ubezpieczeniowe, które - kierując się rachunkiem czysto ekonomicznym - są zainteresowane jak najmniejszymi wydatkami na leczenie nieuleczalnie chorych pacjentów.

Tymczasem „miarę człowieczeństwa określa się w odniesieniu do cierpienia i do cierpiącego. Ma to zastosowanie zarówno w przypadku jednostki, jak i społeczeństwa. Społeczeństwo, które nie jest w stanie zaakceptować cierpiących ani im pomóc i mocą współczucia współuczestniczyć w cierpieniu, również duchowo, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim. Społeczeństwo nie może jednak akceptować cierpiących i wspierać ich w cierpieniu, jeśli nie są do tego zdolne jednostki. Co więcej, jednostka nie może akceptować cierpienia drugiego, jeśli ona sama nie potrafi odnaleźć w cierpieniu sensu, drogi oczyszczenia i dojrzewania, drogi nadziei” (Spe salvi, 38).

Ewangelia w pewnych okolicznościach – gdy cierpienie może stać się sposobem na budowanie Kościoła – radzi nam przyjąć cierpienie jako łaskę. „W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” – powie św. Paweł (Kol 1,24). Przez tego rodzaju przyjęcie cierpienia chrześcijanin buduje Kościół duchowy. Nie unikanie cierpienia ani ucieczka od bólu uzdrawia człowieka, ale zdolność jego akceptacji, dojrzewania w nim, prowadzi do odnajdywania sensu przez zjednoczenie z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością (Spe salvi, 37). Dzięki łasce Chrystusa człowiek cierpiący zdobywa wewnętrzną dojrzałość i wielkość duchową.  Czyż wielu świętych nie zawdzięczało swego nawrócenia właśnie łasce cierpienia?

W tym duchu Tomasz a Kempis pisał: „Tak oto wszystko mieści się w krzyżu i wszystko zawiera się w śmierci, i nie ma innej drogi do życia i prawdziwego pokoju ducha, tylko droga krzyża i codziennego umierania. Idź, gdzie chcesz, szukaj, czego chcesz, a nie znajdziesz w górze drogi wznioślejszej ani w dole pewniejszej, tylko tę drogę krzyża świętego. Ułożysz sobie wszystko i zaplanujesz według własnej woli i chęci, a i tak zawsze, chcesz czy nie chcesz, znajdzie cię cierpienie, zawsze krzyż znajdziesz. Bo albo dotknie cię boleść ciała, albo znieść będziesz musiał udręki ducha.

A tu Bóg cię opuści, a tu bliscy zranią, a co gorsza, staniesz się sam sobie źródłem męki. A znikąd pomocy, znikąd nadziei uwolnienia i ulgi i musisz przejść przez to wszystko, aż Bóg powie ci: Dość. Bóg bowiem chce, abyś uczył się cierpieć mękę bez ochłody, abyś cały Jemu się poddał, aż cierpienie uczyni cię bardzo pokornym. Tylko ten może całym sercem współcierpieć z Jezusem, kto przeszedł podobną mękę. Krzyż jest gotowy zawsze i czeka wszędzie. Nie uciekniesz, choćbyś nie wiem gdzie odbiegł, bo gdziekolwiek się znajdziesz, wszędzie musisz nieść z sobą siebie - i zawsze siebie odnajdziesz. Ty w górę, ty w dół, ty w głąb, ty na zewnątrz, a wszędzie krzyż. I wszędzie potrzeba wiele cierpliwości, jeśli chce się osiągnąć pokój i zasłużyć na nagrodę wieczności.

Jeżeli chętnie niesiesz krzyż, on cię poniesie i poprowadzi do upragnionego kresu, który będzie także kresem cierpienia, bo tu nie ma końca cierpieniu. Jeżeli dźwigasz go niechętnie, jeszcze więcej ci ciąży, jeszcze bardziej się obarczasz, a przecież donieść go musisz. Jednego krzyża się pozbędziesz, znajdziesz na pewno drugi, a może jeszcze cięższy” (Tomasz a Kempie, O naśladowaniu Chrystusa, II,12).

Św. Jan Paweł II uczył: „Jest to bowiem następna tajemnica, która jest udziałem świata chorych, że wy, słabi, fizycznie słabi, poddani cierpieniom, jesteście równocześnie — w każdym razie możecie być — źródłem mocy dla innych, dla zdrowych, czasem dla tych, którzy swoje zdrowie źle wykorzystują, którzy obrażają Boga, posługując się swoim zdrowiem i swoimi siłami. Możecie być dla zdrowych nie tylko wyrzutem, ale także i nawróceniem. Podobnie jak zbawienie świata idzie poprzez krzyż Chrystusa, tak nawracanie grzeszników w świecie idzie poprzez wasz krzyż i przez wasze cierpienie (por. św. Jan Paweł II, Przemówienie do chorych zgromadzonych w kościele OO. Franciszkanów. Kraków - 9.06.1979). To wy możecie pomóc ludziom zdrowym osiągnąć „zdrowie wewnętrzne, które jest równoznaczne z pogodą i pokojem duszy, a bez którego zdrowie fizyczne i wszelkie inne zdrowie ziemskie nie jest nic warte”.

„Cierpieć z innymi, dla innych; cierpieć z powodu pragnienia prawdy i sprawiedliwości; cierpieć z powodu stawania się osobą, która naprawdę kocha – oto elementy fundamentalne człowieczeństwa, których porzucenie zniszczyłoby samego człowieka. Jednak znowu rodzi się pytanie, czy jesteśmy do tego zdolni? Czy inny jest wystarczająco ważny, abym ja dla niego cierpiał? Czy prawda jest dla mnie na tyle ważna, by wynagrodziła cierpienie? Czy obietnica miłości jest tak wielka, aby usprawiedliwiała dar z samego siebie? W historii ludzkości wierze chrześcijańskiej przypada ta właśnie zasługa, że w nowy sposób i z nową głębią obudziła w człowieku zdolność do takich sposobów cierpienia, jakie są decydujące dla jego człowieczeństwa. Wiara chrześcijańska pokazała, że prawda, sprawiedliwość, miłość nie są po prostu ideałami, ale rzeczywistością w najwyższym stopniu. Ukazała nam bowiem, że Bóg – osobowa Prawda i Miłość – zechciał cierpieć dla nas i z nami” (Spe salvi, 39).

ZAKOŃCZENIE

Na koniec módlmy się więc w intencji wszystkich chorych, ale także w intencji całej służby medycznej i wolontariuszy: Ojcze niebieski, Ty z miłości do człowieka posłałeś na świat swojego Syna, który żyjąc pośród ludzi uzdrawiał chorych i pomagał cierpiącym. Przez Twoją nieskończoną miłość prosimy Cię o łaskę zdrowia dla chorych, jeśli taka jest Twoja wola, a otrzymane zdrowie nie przyczyni się do ich zguby wiecznej. Prosimy, abyś dał im łaskę zrozumienia sensu cierpienia i choroby, aby krzyż, który dźwigają nie był bezsensownym ciężarem, ale stał się źródłem uświęcenia własnego oraz całego Kościoła. Amen.

« 1 »