Bp Greger do nauczycieli i wychowawców: Zadaniem szkoły jest kształcić przekazując wiedzę i wychowywać w oparciu o trwały system wartości

Zadaniem szkoły jest kształcić przekazując wiedzę i wychowywać w oparciu o trwały system wartości; szkoła nie może być przestrzenią indoktrynacji – mówił bp Piotr Greger, biskup pomocniczy diecezji bielsko-żywieckiej, w homilii Mszy św. podczas 87. Ogólnopolskiej Pielgrzymki Nauczycieli i Wychowawców na Jasną Górę. W tym roku odbywa się ona w dniach 1-2 lipca pod hasłem: „Nauczycielu, co mam czynić?”

Bp Greger zwrócił uwagę na to, że istnieją uzasadnione obawy o środowisko szkolne, na wszystkich poziomach nauczania. „Polska szkoła jest na wyjątkowo ostrym zakręcie, to jest – czasem bezwzględna – walka o uczniów. Wobec zapowiadanych zmian (nie chodzi tylko o ograniczenie godzin nauczania religii) istnieje potencjalne niebezpieczeństwo włożenia młodego człowieka w sztywny gorset programowy, na który nie ma – przynajmniej w jakiejś części – zgody rodziców, a także wielu nauczycieli” – zaznaczył. „Zadaniem szkoły jest kształcić przekazując wiedzę i wychowywać w oparciu o trwały system wartości; szkoła nie może być przestrzenią indoktrynacji. Wobec ogromnej polaryzacji społecznej jawi się konieczność twórczego dialogu wszystkich, którzy na swoich barkach niosą odpowiedzialność za dziś i jutro polskiej szkoły” – dodał.

Bp Greger podkreślił, że „nikomu nie przyniesie pożytku autorytarne narzucenie programu, który – w niektórych obszarach – stanowi zamach na wielowiekowy dorobek kultury narodowej wyrosłej na gruncie cywilizacji chrześcijańskiej”. „Szkoła to poważna sprawa, dlatego nie może być ona przestrzenią edukacyjnych eksperymentów. Szkoła wyrasta z naszej narodowej tożsamości” – przyznał.

Hierarcha podziękował nauczycielom i wychowawcom za codzienny trud podejmowany w trosce o młode pokolenie Polaków. „Mam pełną świadomość, że praca nauczyciela nie kończy się na progu szkoły” – ocenił.

Bp Greger zwrócił uwagę, że jako osoby wierzące nie jesteśmy zwolnieni od egzystencjalnych pytań o sens i wartość ludzkiego życia. „Różnica jednak jest zasadnicza i polega na tym, że kierujemy te pytania nie w stronę idoli współczesnego świata i ludzi uważających siebie za posiadających monopol na wszystko; ale – w duchu wiary – stawiamy te pytania Chrystusowi jako Temu, który jest naszym Mistrzem. Zatem: Nauczycielu, co mam czynić?” – mówił w homilii.

BP KEP 

Publikujemy pełny tekst homilii:

1 P 1, 3-9; Mk 10, 17-27

Reprezentujemy różne środowiska szkolne całej Polski, jesteśmy odpowiedzialni za kształt polskiego szkolnictwa. Na co dzień stajemy przed uczniami i podczas prowadzonych zajęć przekazując wiedzę i dzieląc się życiowym doświadczeniem, jesteśmy w pozycji nauczających. Spróbujmy zamienić się miejscami, zasiądźmy w ławkach, po drugiej stronie, by poczuć własną tożsamość ucznia Chrystusowego. To On, w trosce o nasze zbawienie przyszedł na ziemię także po to, aby nauczać.

Większość czasu wakacyjnego mija na aktywnym wypoczynku, wyjazdach, zwiedzaniu ciekawych miejsc świata, jest to okazja do wędrowania po górach, kroczenia szlakami pielgrzymek czy plażowania korzystając z dobroci słońca. W takich warunkach daleko nam do głębokiej refleksji, ciężko się zmobilizować do konstruktywnego myślenia, chociaż nie można tego wykluczyć. Są jednak i tacy, którzy mimo trwającego urlopu, doświadczają kruchości szczęścia, którego tak usilnie poszukają. Jest to bolesna rzeczywistość, która potwierdza, że chwile radości i szczęścia – tak samo jak wakacje – trwają zdecydowanie za krótko. Dwa miesiące szybko przeminą, rozpocznie się nowy rok szkolny, nadejdzie jesienna szaruga i monotonia dni powszednich. Być może wówczas łatwiej nam będzie postawić pytanie o istotę życia, także o sens rozpoczętych niedawno wakacji: czy jest coś poza tym wszystkim, co tak bardzo człowieka absorbuje, co czasem raduje, a innym razem martwi? Co się kryje poza codzienną, stresującą pracą, krótkotrwałym odpoczynkiem, ulotnymi chwilami szczęścia, perspektywą starości i nieuchronnej śmierci? Co czeka człowieka później? To nie są pytania abstrakcyjne, lecz elementarne, bardzo konkretne. One stanowią dowód odpowiedzialności człowieka za swoje życie widziane w perspektywie czekającej wieczności.

Wnikliwa obserwacja rzeczywistości, w której przychodzi nam żyć, pozwala zauważyć, że oprócz wielu pozytywnych osiągnięć w różnych sektorach codzienności, żyjemy w czasach niebezpiecznego zamętu, zagubienia człowieka, utraty przez niego celu i poczucia sensu życia. Dla niektórych już nic nie wydaje się do końca pewne czy prawdziwe. Ludzie coraz mniej liczą się ze słowem drugiego człowieka, wzajemne zaufanie wymyka nam się z rąk. Ta sytuacja zaznacza swoją obecność w obszarze ludzkiej moralności, gdzie problem objawia się nie tylko w tym, że człowiek wybiera drogę zła, przemocy, że świadomie i dobrowolnie odrzuca Boże przykazania. Ma ona także swoje odzwierciedlenie w tym, że niektórzy nie wiedzą już jak żyć i jak postępować. Tymczasem każdy człowiek nosi w sobie, w swoim sercu, we wnętrzu pytanie o dobro, a także o sens i wartość życia. Prędzej czy później ono daje znać o sobie, czasem odzywa się bardzo natarczywie. Co robić, jak postępować, aby nie zmarnować swojego - jedynego przecież - indywidualnego i niepowtarzalnego życia?

Odpowiedź jawi się niesamowicie trudna, zwłaszcza w obliczu doświadczanego kryzysu autorytetów. Co więcej, namnożyło się dzisiaj wielu pseudoautorytetów i fałszywych nauczycieli. Wystarczy popatrzeć tylko na niektórych ludzi – zwłaszcza młodych – jak łatwo poddają się złudnym wizjom życia swoich idoli, jak często bywają przez nich wyprowadzani na bezdroża życia. Z pokoleniem ludzi dorosłych też nie jest w tej kwestii najlepiej. Co pewien czas można usłyszeć powtarzane tu i ówdzie gotowe recepty na życie, zaczerpnięte z audycji radiowych czy programów telewizyjnych. Jakżeż programy te bazują na ludzkiej ignorancji i naiwności, jak potrafią zafascynować człowieka wizją świata i życia łatwego, wygodnego, pozbawionego kłopotów i trosk, ale świata nierealnego i pełnego utopii. Na widok takich sytuacji ręce opadają, a i serce zaczyna boleć.

Odczuwamy uzasadnione obawy o środowisko szkolne, na wszystkich poziomach nauczania. Polska szkoła jest na wyjątkowo ostrym zakręcie, to jest – czasem bezwzględna – walka o uczniów. Wobec zapowiadanych zmian (nie chodzi tylko o ograniczenie godzin nauczania religii) istnieje potencjalne niebezpieczeństwo włożenia młodego człowieka w sztywny gorset programowy, na który nie ma – przynajmniej w jakiejś części – zgody rodziców, a także wielu nauczycieli. Zadaniem szkoły jest kształcić przekazując wiedzę i wychowywać w oparciu o trwały system wartości; szkoła nie może być przestrzenią indoktrynacji. Wobec ogromnej polaryzacji społecznej jawi się konieczność twórczego dialogu wszystkich, którzy na swoich barkach niosą odpowiedzialność za dziś i jutro polskiej szkoły. Nikomu nie przyniesie pożytku autorytarne narzucenie programu, który – w niektórych obszarach – stanowi zamach na wielowiekowy dorobek kultury narodowej wyrosłej na gruncie cywilizacji chrześcijańskiej. Szkoła to poważna sprawa, dlatego nie może być ona przestrzenią edukacyjnych eksperymentów. Szkoła wyrasta z naszej narodowej tożsamości. Wiele ważnych spraw zostało rozwiązanych szczęśliwie i pomyślnie, co zawdzięczamy szkole i nauczycielom. Szkoła publiczna nie jest własnością kogokolwiek z ludzi, to jest dobro narodu, o który wszyscy musimy zadbać, każdy na miarę swoich kompetencji i możliwości. Jako nauczyciele jesteście ogromnie potrzebni polskiej szkole i polskim uczniom, którzy już niebawem wezmą odpowiedzialność za przyszłość naszą i całej Ojczyzny we własne ręce.

Drodzy nauczyciele i wychowawcy, pragnę Wam gorąco podziękować za codzienny trud podejmowany w trosce o młode pokolenie Polaków. Mam pełną świadomość, że praca nauczyciela nie kończy się na progu szkoły. Mówię to jako ten, który przez kilka lat uczył w szkole, ale obraz pracy nauczyciela wyniosłem z rodzinnego domu, bo jestem synem nauczycielki języka polskiego (moja mama nie uczyła mnie w szkole ani godziny). Pamiętam, jak nosiłem w siatce zeszyty z wypracowaniami czy dyktandami, które mama sprawdzała wieczorami, a na drugi dzień rano niosłem je z powrotem. Zajęta sprawdzaniem musieliśmy chodzić na palcach, w żaden sposób nie przeszkadzać; a jeśli już była potrzeba zapytania o coś, bo nikt nie wiedział, to odpowiadała zawsze na podwyższonym tonie, bo myślała, że jest w szkole. Ta praca odbywała się kosztem czasu, który można było spędzić razem w gronie rodziny, ale myśmy to rozumieli i nikt z tego tytułu nie miał żadnych pretensji. Osobiście wiele zawdzięczam polskiej szkole i moim nauczycielom, znaczna część z nich jest już po drugiej stronie życia; każdego dnia mam ich w pamięci modlitewnej. Dziękuję Bogu za to, że miałem nauczycieli i wychowawców odpowiedzialnych, ogromnie wymagających (czasem aż za bardzo), ale uczących twórczego myślenia i pozwalających na własną interpretację. To były osoby kompetentne, które wraz z wiedzą uczyły nas szacunku wobec wartości rodzinnych, narodowych i religijnych, chociaż były to czasy, kiedy religii w szkole jeszcze nie było. Mieli w sobie dużo odwagi, razem ze swoimi wychowankami stali po tej samej stronie. Cieszyli się naszymi sukcesami, ale martwili też niepowodzeniami. Zawsze, nawet po ukończeniu szkoły, byli do naszej dyspozycji. Myśmy o tym wiedzieli, a niektórzy chętnie z ich rad korzystali.

Jako ludzie wierzący nie jesteśmy zwolnieni od egzystencjalnych pytań o sens i wartość ludzkiego życia. Różnica jednak jest zasadnicza i polega na tym, że kierujemy te pytania nie w stronę idoli współczesnego świata i ludzi uważających siebie za posiadających monopol na wszystko; ale – w duchu wiary – stawiamy te pytania Chrystusowi jako Temu, który jest naszym Mistrzem. Zatem: Nauczycielu, co mam czynić?

W tym kontekście pójdźmy po śladach odczytanej dziś Ewangelii, który przedstawia spotkanie Chrystusa z młodzieńcem. Szukał on z pewnością autorytetu – o czym świadczy zwrot, jakim się odniósł do Jezusa – Nauczycielu dobry, i ufał, że Pan Jezus mu pomoże. Jest to ewangeliczny zapis jednego ze spotkań człowieka z Jezusem; kończy się ono rozczarowaniem, do głosu dochodzi smutek, rezygnacja, brak nadziei. Wiele spotkań ma pozytywny finał (liczne uzdrowienia, uwolnienia od grzechu, nakarmienie głodnych, wskrzeszenie), o tyle dzisiejsze ma zupełnie odmienny finał. Napotkany człowiek (Łukasz pisze, że to jest dostojnik [Łk 18, 8], a Mateusz mówi o młodzieńcu [Mt 19, 20]) upadł przed Jezusem na kolana, co ma swoją wymowę; tak nie witano rabinów, ale cudotwórców. Poprzednio tak się zachowują wobec Jezusa ludzie, którzy są w rozpaczliwej sytuacji życiowej: człowiek trędowaty (zob. Mk 1, 40) czy przełożonych synagogi Jair, na okoliczność zbliżającej się śmierci swojej córki (zob. Mk 5, 22; Łk 8, 41). Człowiek ten nie spotyka Jezusa przypadkowo; aby się spotkać biegnie, co może wskazywać na jego nieprzeciętną gorliwość; widać, że ogromnie mu na tym zależy.

Najpierw młodzieniec stawia Panu Jezusowi bardzo konkretne pytanie: Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? To nie jest zwykłe, prozaiczne pytanie o to, jak postępować w określonej sytuacji życiowej. To nie jest pytanie o bycie spełnionym i zadowolonym, to nie jest pytanie o bycie człowiekiem żyjącym bezpiecznie i na odpowiednio wysokiej stopie życiowej. To jest pytanie, w którym wyraźnie zawarta jest troska o ostateczne ukierunkowanie życia, jest to pytanie o wieczne przeznaczenie, o czekającą go perspektywę przyszłości poza progiem śmierci. To jest pytanie o to, gdzie odnaleźć ostateczny kierunek życia, aby podporządkować mu swoją codzienność. Młody człowiek okazuje się na tyle odpowiedzialny, iż wierzy, że w jego konkretnych czynach wyraża się ostateczny cel życia.

Znamienna jest odpowiedź Jezusa. Ewangelista zapisał, że Jezus spojrzał na niego z miłością. Spotkanie z kochającym Jezusem jest zawsze dialogiem miłości; także wtedy, gdy stawia człowiekowi wymagania. Jakżeż czasami trudno to zaakceptować. Ileż potrzeba wiary do zrozumienia, że miłość – jeżeli jest autentyczna – prędzej czy później staje się wymagająca. Miłość Jezusa nie jest zgodą na bylejakość, na to, co w życiu człowieka jest przeciętne. Chrystus stawia wymagania, bo chce, aby człowiek rósł, dojrzewał do pełni człowieczeństwa, by stawał się coraz lepszy i nie zadowolił się czymś, co nie wyraża pełni życia. Dlatego właśnie Jezusowi nie wystarcza to, że ten młody człowiek wypełnia podstawowe przykazania. Trzeba go za to podziwiać, był wierny obowiązującym przepisom i zasadom życia religijnego, nie miał sobie w tym względzie nic do zarzucenia. co ogranicza i zawężą pole widzenia.

Dzisiejsza Ewangelia to bardzo konkretna katecheza na temat roztropnej relacji do tego, co posiadamy i czym możemy dysponować. Dramat zaczyna się wtedy, gdy wartości materialne stają się dla kogoś ważniejsze od ludzi. Biedny jest człowiek, który miłość lokuje w tym, co posiada. Szybko staje się wówczas samotnym, gdyż radość płynie z dawania, a nie z tego, że człowiek tylko gromadzi. Warunkiem szczęścia nie jest wypchany portfel czy bogaty rachunek bankowy, lecz kochające serce. Kto ulega pokusie chciwości, ten staje się biedakiem. Nie bez powodu chciwość należy do grupy siedmiu grzechów głównych, ponieważ to jest niezwykle groźna forma egoizmu.

Spotkanie młodego człowieka z Jezusem wskazuje na jeden z ludzkich dramatów: oto dobry skądinąd człowiek nie poszedł za Jezusem do końca, nie przyjął Jego wezwania, nie stać go było na to, aby pozbyć się tego materialnego balastu. To niezmiernie ważne ostrzeżenie dla tych spośród nas, ludzi wierzących, którzy uważają się za dobrych chrześcijan, żyją według przykazań Bożych, przestrzegają obowiązującego prawa, ale zatrzymują się na przeciętności, nie są zdolni albo też nie chcą dać Panu Bogu więcej ze swojego życia. Nie lekceważąc w niczym życia według Bożych przykazań, poczujmy się wezwani przez Jezusa do przyjęcia takiej miary naszego życia, którą wyznacza nam pytanie: Nauczycielu dobry, powiedz, co mamy czynić, jak mamy żyć, jak się uporać z kłopotami dnia codziennego, jak dawać w dzisiejszym świecie skuteczne świadectwo o Tobie i Ewangelii? Prosimy Cię, Nauczycielu dobry, powiedz nam, co mamy czynić, aby żyć na miarę naszego nauczycielskiego powołania i nigdy się temu zadaniu nie sprzeniewierzyć? Nauczycielu dobry, powiedz co robić, aby w kieracie codzienności się nie pogubić? Nauczycielu dobry, wskaż i prowadź, aby każdy z nas osiągnął życie wieczne. Niech nas wspomaga Matka Boża królująca ze szczytu Jasnej Góry, obecna tu od ponad 600 lat w znaku ikony typu Hodegetrii, czyli Tej, która jest Przewodniczką drogi. Niech to będzie droga szczęśliwa, droga, która prowadzi do tego, co jest celem naszej egzystencji. Amen.

 

« 1 »