W dniu dzisiejszym obchodzimy jubileusz 100-lecia powstania tutejszej parafii pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego na Starołęce. Obchodzimy to wydarzenie właśnie teraz, ponieważ arcybiskup Edmund Dalbor wydał dekret erygujący tę parafię właśnie z dniem 1 marca 1924 r. Od tego momentu minęło 100 lat. Nie żyją już świadkowie tego ważnego dla tutejszej wspólnoty gestu. Istnieje jednak pełnoprawny powód, aby świętować ten już drugi biblijny jubileusz, który przypada co 50 lat. Ów jubileusz był związany z powszechną amnestią, czyli z przywróceniu wolności i własności żydom znajdującym się w niewoli u swoich ziomków. Dla chrześcijan jubileusz to powrót do naszej pierwotnej wolności i własności, czyli do życia w stanie łaski uświęcającej.

W takim kontekście usłyszane przed chwilą słowo Boże prowadzi nas do rozważenia trzech spraw: najpierw Mojżeszowego zakazu bałwochwalstwa (Wj 20,3-5), następnie oczyszczenia świątyni z bałwochwalstwa przez Pana Jezusa (J 2,13-22), wreszcie do krzyża, jako drogi do prawdziwego kultu (1 Kor 1,22-25).

1.      ZAKAZ BAŁWOCHWALSTWA (Wj 20,3-5)

a.       Dekalog stanowi uprzywilejowany wyraz prawa naturalnego. Są to przykazania ze swej natury niezmienne, obowiązujące zawsze i wszędzie. Nikt nie może nas dyspensować od ich zachowania (KKK 2070-2072).

Pierwsze z tych przykazań brzmi: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie. Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią. Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył…” (Wj 20,3-5). Jest to najważniejsze przykazanie Dekalogu, które zawiera w sobie wszystkie pozostałe przykazania (Abraham ben Ḥiyya). Od jego przestrzegania zależy przestrzeganie wszystkich pozostałych przykazań.

To przykazanie zawiera w sobie stanowczy zakaz bałwochwalstwa, które polega na ubóstwianiu tego, co nie jest Bogiem (Katechizm Kościoła Katolickiego, 2113). Ten zakaz nie dotyczy tylko fałszywych kultów pogańskich, ale także jakiejkolwiek rzeczy, która może dla nas stać się bożkiem. Ono pozostaje stałą pokusą wiary. Istota ludzka bowiem nie może żyć bez jakiegoś centrum, toteż świat oferuje nam supermarket bożków, którymi mogą być przedmioty, wizerunki, idee czy role.

b.      W jaki sposób rozwija się bałwochwalstwo? Pierwsze przykazanie opisuje jego kolejne fazy: „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu –  Nie będziesz oddawał im pokłonu – nie będziesz im służył” (Wj 20,4-5). Greckie słowo „idol” (bożek) pochodzi od czasownika „widzieć”. Bożek jest naszą „wizją”, która staje się naszą obsesją. Jest zwodniczy, bo zamyka nas w królestwie pozoru (por. Benedykt XVI, Rozum nigdy nie jest w sprzeczności z wiarą. Msza św. na placu Inwalidów, Paryż – 13.09.2008). Bożek jest w rzeczywistości projekcją nas samych na przedmioty lub plany. Tę dynamikę świetnie wykorzystuje na przykład reklama. Widzę przedmiot nie jako taki, lecz postrzegam ten samochód, ten smartfon,  bądź inne rzeczy jako środek służący zaspokojeniu moich istotnych potrzeb. I szukam tego, mówię o tym, myślę o tym, aby posiąść ten przedmiot lub zrealizować ten projekt, zdobyć to stanowisko, które jawi mi się jako droga do szczęścia i wszystko musi służyć temu celowi.

Wówczas przechodzi się do drugiej fazy: „Nie będziesz oddawał im pokłonu”. Bożki domagają się kultu, domagają się rytuałów, domagają się pokłonów i poświęcenia im wszystkiego. W starożytności bożkom składano ofiary z ludzi, ale i dzisiaj dla kariery poświęca się dzieci, zaniedbując je albo ich nie rodząc. Uroda wymaga ofiar z ludzi. Atrakcyjność fizyczna, która dawniej była atutem, dzisiaj wydaje się być obowiązkiem. O naszej wartości nie decyduje już nasz charakter, ale piękno i młodość. W kulturze wizualnej ciało stało się głównym nośnikiem tożsamości. Współczesny świat doprowadza kult ciała do absurdu i obsesji, co może doprowadzić do dramatycznych konsekwencji. Najważniejsza jest fizyczność, inne wartości zostają zepchnięte na dalszy plan do tego stopnia, że ostatecznie wstydzić się należy nie tego, co robimy, ale tego jak wyglądamy. Także sława domaga się poświęcenia samych siebie; swojej niewinności i autentyczności. Ubóstwianie sławy sprawia, iż człowiek żyje w obłudzie, robiąc i mówiąc to, czego oczekują inni. Pieniądz z kolei poświęca ludzkie życie dla zdobycia większych zysków. Rujnuje życie, niszczy rodziny, pozwala młodzieży ulegać destruktywnym wzorom, byle tylko zwiększyć zyski. Narkotyki podobnie są bożkiem. Iluż młodych ludzi niszczy przez nie swoje zdrowie a nawet życie.

I tu dochodzimy do trzeciej i najbardziej tragicznej fazy: „nie będziesz im służył”. Bożki zniewalają. Bożki obiecują życie, ale w rzeczywistości je odbierają. Obiecują szczęście, ale go nie dają a człowiek żyje dla tej rzeczy czy wizji, wciągnięty w spiralę samozniszczenia, w oczekiwaniu na rezultat, którego nie osiąga.

c.       Coś podobnego dzieje się z ludźmi w naszych czasach. Współczesne bałwochwalstwo przejawia się dziś w ubóstwianiu człowieka, sukcesu, przyjemności, pieniądza, władzy, ubóstwiania natury, środowiska, a przede wszystkim w ubóstwianiu niczym nie ograniczonej wolności. Świat współczesny – przez który przechodzą wielkie prądy ateistyczne – jest światem postępującego bałwochwalstwa. To znowu glina, która usiłuje zająć miejsce Garncarza. Człowiek chce być Stwórcą, ale wszędzie tam, gdzie Bóg znika z pola widzenia, tam człowiek popada w niewolę; bożki zniewalają. Sam, na własne życzenie, staje się więźniem „więzienia bez krat”.

Niestety, przywiązanie do przedmiotu czy idei sprawia, że człowiek staje się ślepy na miłość. A tym samym, w pogoni za bożkami, możemy się zaprzeć ojca, matki, dzieci, żony, męża, rodziny… tego wszystkiego, co najdroższe. Bożki kradną nam miłość, sprawiają, że stajemy się ślepi na miłość, tak więc, aby naprawdę kochać, trzeba się uwolnić od wszelkich bożków (por. Papież Franciszek, Bóg prawdziwy a kult bożków. Katecheza podczas audiencji generalnej – 1.08.2018).

2.      OCZYSZCZENIE Z BAŁWOCHWALSTWA (J 2,13-22)

a.       Druga sprawa to wyzwolenie z bałwochwalstwa. Według Ewangelii Janowej scena oczyszczenia świątyni jerozolimskiej od przekupniów miała miejsce po weselu w Kanie Galilejskiej, gdy Jezus udał się do Jerozolimy, aby tam obchodzić swoją pierwszą Paschę; Jan przedstawia to jako programowy gest Jezusa. Natomiast pozostali ewangeliści umieszczają to wydarzenie podczas ostatniej Paschy Jezusa, gdy doprowadził On do końca swoją misję.

Przyszedłszy do świątyni, Pan Jezus napotkał tam bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Istotnie – w czasie świąt – zewnętrzny dziedziniec świątynny („dziedziniec pogan”) stawał się swego rodzaju rynkiem. Cały ten handel był uzasadniony religijnie. Odbywał się z powodu kultu. Był całkowicie legalny i zaaprobowany przez Księgę Powtórzonego Prawa (Pwt 16,23-26), która pozwala, aby ci co mieszkali daleko mogli swoje dziesięciny zamienić na pieniądze, przyjść do świątyni i za te pieniądze kupić dary potrzebne na ofiarę.

A jednak – mimo oficjalnej aprobaty – sytuacja ta wywołała oburzenie i gniew Jezusa, który wynikał ze znieważenia domu Bożego, a przez to samego Boga. Świątynia jerozolimska – zamiast domu modlitwy – stała się miejscem handlu religijnego. Jeśli w świątyni nie celebruje się liturgii, modlitwy i chwały Bożej, wówczas celebruje się „liturgię rynku”. Wystąpienie Pana Jezusa w świątyni przypomina więc gniew Mojżesza, który roztrzaskał kamienne tablice Dekalogu przed ludem, który podczas jego nieobecności zaczął oddawać kult złotemu cielcowi.

Jezus – wszedłszy do świątyni i „sporządziwszy sobie bicz [φραγελλιον] ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał”. On sprząta, porządkuje dom Boży. Uzasadnienia dla swojego czynu nie czerpie z Pisma Świętego – tak jak to opisują synoptycy (Mt 21,13; Mk 11,17; Łk 19,46; por. Iz 56,7; Jer 7,11) – ale z własnej gorliwości o dom Boży, bo miejsce, które miało być święte i wyjątkowe stało się dla Niego zwykłym targowiskiem [οικον εμποριου].

Inaczej mówiąc, gest oczyszczenia świątyni był wypełnieniem proroctwa Malachiasza: „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe” [θυσίαν ἐν δικαιοσύνῃ] (Ml 3,1-3).

Żydzi – rozumiejąc, że idzie tu prawdopodobnie o gest symboliczny – proszą go o znak  [σημειον], aby potwierdzić, że działa jak prawdziwy prorok w imię i mocą Boga. Pan Jezus odwołuje się do znaku, do jakiego żaden inny prorok nie byłby w stanie się odwołać, tym znakiem będzie jego krzyż i zmartwychwstanie: „Zburzcie tę świątynię [τον ναον], a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo”. Prawdziwe znaczenie tych słów – które zostały błędnie zrozumiane przez dopytujących się Żydów – zostanie objawione dopiero po zmartwychwstanie Chrystusa, gdy uczniowie przypomnieli sobie te słowa, „i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus”. Dopiero po zmartwychwstaniu uświadomili sobie, że mówił On o sobie samym, „o świątyni swego Ciała”.

b.      Dlaczego nasz Zbawiciel zachował się w tak gwałtowny sposób? On pragnął wyeliminować ze świątyni to, co piętnowali przed Nim wszyscy prorocy. Pragnął usunąć kult, który nie przekłada się na święte życie. Cała historia „życia w cieniu świątyni” to nieustanne zmaganie się z brakiem przełożenia zasad wiary głoszonej w świątyni na życie codzienne. „Kraść, zabijać, cudzołożyć, przysięgać fałszywie, palić kadzidło Baalowi, chodzić za obcymi bogami, których nie znacie. A potem przychodzicie i stajecie przede Mną w tym domu, nad którym wzywano mojego imienia, i mówicie: ‚Oto jesteśmy bezpieczni’, by móc nadal popełniać te wszystkie występki. Może jaskinią zbójców [σπήλαιον λῃστῶν] stał się w waszych oczach ten dom, nad którym wzywano mojego imienia?” (Jer 7,9-11).

Lud handlujący w świątyni był znakiem kultu bałwochwalczego, który Mesjasz przyszedł usunąć. Jemu chodziło o powrót do „ofiar sprawiedliwych„. Ostatecznie sam człowiek wiodący prawe życie, jest autentycznym uwielbieniem Boga. Podobnie jak w Kanie z wody uczynił On wino, tak samo z targowiska, które czynimy ze świątyni, Jezus ma moc uczynić prawdziwą świątynię żyjącego Boga.

„Nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. (…) Prawdziwi czciciele [οι αληθινοι προσκυνηται] będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie [εν πνευματι και αληθεια] a takich to czcicieli chce mieć Ojciec” (J 4,21-23). Oddać Bogu cześć w Duchu znaczy poddać trwać w jedności z Jego Duchem. A czcić w Prawdzie znaczy w jedności z Chrystusem. Uznać, że nie ma nic ważniejszego, jak przyjąć, że Jezus jest jedyną prawdą, która prowadzi do życia obiecanego prawdziwym czcicielom.

„Otóż nigdy dość podkreślania, że my wierzący nazywamy się Kościołem, czyli Świątynią. Jednak nazwa Kościół przysługuje nam tylko w takim stopniu, w jakim jesteśmy zjednoczeni z Chrystusem” (o. Jacek Salij OP).

3.      MĄDROŚĆ KRZYŻA

Trzecia sprawa to „mądrość krzyża”. Oprócz autentycznego kultu, który zakłada święte życie, Chrystus wzywa nas do czegoś, co umożliwia nam pełną realizację autentycznego kultu, czyli wzywa do „mądrości krzyża”. „Gdy Żydzi żądają, znaków [σημειον], a Grecy szukają mądrości [σοφιαν], my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów [σκανδαλον], a głupstwem [μωριαν] dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi” (1 Kor 1,22-25).

Dlaczego do Kościoła z takim trudem trafiają ludzie władzy; „niewielu tam możnych” [δυνατοι]? Przecież historia dowodzi, że władcy są bardzo potrzebni dla budowania państw tego świata. Ale apostoł Paweł określa „możnych” jako nie nadających się do budowania Królestwa Bożego, prawdopodobnie dlatego, iż są oni najbardziej narażeni na pokusę pychy. Najłatwiej im sobie wyobrazić, że są bogami. Są jak wysokie drzewa, które im bardziej rosną, tym bardziej okradają ze słonecznego światła mniejsze  drzewa i krzewy, jakie wzrastają w ich cieniu. Poza tym ludzie władzy żądają zbyt wielkiej ceny za swoje usługi świadczone społeczeństwu. Żądają i otrzymują czego chcą, bo kontrolują instytucje za pomocą których społeczeństwo zdobywa samoświadomość. Najpierw wprowadzają pokój społeczny wykorzystując do tego swoją władzę, a następnie go niszczą, żądając wygórowanych opłat za swoje usługi.

Dlaczego tak niewielu „szlachetnie urodzonych” [ευγενεις] jest powołanych do uczestnictwa w życiu Kościoła? Być dobrze urodzonym znaczy zajmować uprzywilejowane miejsce w społeczeństwie. O ile pierwsze pokolenie „dobrze urodzonych” bywa zazwyczaj grubiańskie, to drugie i trzecie pokolenie jest już wykształcone i nabyło wystarczającej ogłady. Dobrze urodzonym trudno jest znaleźć się w Kościele, bo często ulegają oni pokusie obłudy. Kulturą uzasadniają okrucieństwo swoich poczynań. Za piękną fasadą ukrywają niesprawiedliwość. W ten proces uwikłane są także dobrze urodzone kobiety, które traktują niesprawiedliwość jako rzecz oczywistą, ale starają się usunąć jej nieprzyjemny zapach okazjonalną filantropią, będącymi tyleż wyrazem współczucia, co demonstracja ich siły. Szlachetnie urodzeni nie garną się do Królestwa Bożego, ponieważ brak im wewnętrznej uczciwości.

Wreszcie Bóg nie wezwał do Kościoła wielu „mędrców” [σοφοι], mimo iż wielu jest przekonanych, że właśnie naukowcy są zbawieniem społeczeństwa i że gdyby tylko władcy byli mędrcami, dałoby się rozwiązać wszelkie problemy dręczące narody i świat. Niestety, mędrcy nie są zazwyczaj na tyle mądrzy, aby przejrzeć intencje władców. Najczęściej usłużnie podążają za taborem możnych, ponieważ ci zapewniają im utrzymanie i możliwość rozwoju. Nawet jeśli nie są naumyślnie nieuczciwi, rzadko są na tyle mądrzy, aby dostrzec coś więcej poza interesem własnej grupy. Dzięki wykształceniu uchodzą za bezstronnych, gdy tymczasem – kiedy wypowiadają się na inne tematy – stają się najbardziej udanymi kłamcami. Nie tyle usuwają bezpodstawne uprzedzenia, ile dostarczają ludziom lepszych argumentów dla ich uprzedzeń. Wielu mędrców nie jest wezwanych nie dlatego iż są nie dość mądrzy, ale dlatego, że są zbyt mądrzy. Utożsamiają prawdę z racjonalną spójnością i mierzą paradoksy życia według ludzkiej logiki. Albo uważają człowieka za nic, albo wynoszą go ponad Stwórcę (por. R. Niebuhr, Poza tragizmem, 130-138).

Tak, ludzki rozum z trudem pojmuje tajemnicę miłości, której symbolem jest krzyż. Ludzka mądrość nie chce uznać, że jej własna słabość stanowi warunek jej mocy (2 Kor 12,10). „Człowiek nie potrafi pojąć, w jaki sposób śmierć może być źródłem życia i miłości, Bóg jednak wybrał właśnie to, co rozum uznaje za ‚szaleństwo’ i ‚zgorszenie’, aby objawić tajemnicę swojego planu zbawienia. […] ‚Bóg wybrał właśnie to, co według świata jest niczym, by to, co jest, unicestwić’. […] Rozum nie może sprawić, że straci sens tajemnica miłości, której symbolem jest Krzyż, natomiast Krzyż może dać rozumowi ostateczną odpowiedź, której ten poszukuje. Nie mądrość słów, ale Słowo Mądrości jest tym, co św. Paweł wskazuje jako kryterium prawdy, a tym samym zbawienia” (Fides et ratio, 23).

ZAKOŃCZENIE

Na koniec więc prośmy Patrona waszej parafii: Święty Antoni, wzorze wielkiej świętości, pomóż nam żyć jak przystoi prawdziwym chrześcijanom, wiernym przyrzeczeniom chrzcielnym. Ty wiesz, jak wielkie są trudności naszego życia. Wyjednaj nam, abyśmy pokonali wszelkie pokusy do złego i stali się odważnymi świadkami wiary. Wyjednaj nam serce zdolne do miłowania Boga ponad wszystko, gotowe do przyjęcia Jego świętej woli w całej „mądrości krzyża”. Abyśmy kochali naszych bliźnich szczerze i ofiarnie. Podtrzymuj nas Twoim przykładem, byśmy zasłużyli na Bożą przyjaźń. Amen.