Jedno zdanie z usłyszanych przed chwilą czytań stanowi dobrą ilustrację duchowości świętej Moniki, patronki dnia dzisiejszego, nad którą to duchowością chcielibyśmy się zatrzymać na chwilę: „Gorąco modlimy się we dnie i w nocy, […] abyśmy mogli dopełnić tego, czego brak waszej wierze” (1 Tes 3,10). Jest to jednocześnie zdanie, którego treść może być bardzo użyteczna tak dla nas, jak i dla naszych braci w wierze.

1.         ŚW. MONIKA

Modlitwa jednej osoby jako środek wpływający na pomnożenie wiary innych jest ukazana w znakomity sposób na przykładzie życia świętej Moniki. Ona nie była źródłem wiary i nowego życia w Chrystusie dla swojego męża i dzieci, ale to ona – dzięki swojej modlitwie – uprosiła u Boga nowe życie z Ducha dla nich.

Monika urodziła się ok. 332 r.p.Ch. w Tagaście, w dzisiejszej Algerii, w rodzinie głęboko chrześcijańskiej. Została wydana za pogańskiego urzędnika, który miał charakter popędliwy i niewierny, co nie przeszkodziło jej doprowadzić go – swoją dobrocią i cierpliwością – do przyjęcia Chrztu Świętego.

Gdy miała 39 lat zmarł jej mąż i wtedy rozpoczął się dla niej okres 16-tu lat pełnych niepokoju i cierpień, których przyczyną był przede wszystkim – oprócz drugiego syna i córki – jej syn Augustyn. Ten zaczął naśladować swobodne życie swojego ojca, prowadził życie próżniacze, oddając się rozpuście. Przez wiele lat żył z kobietą bez ślubu, z czego urodziło się nieślubne dziecko. Potem uwikłał się w błędy herezji manichejskiej. Pośród tych wszystkich zawirowań zbolała matka nie opuściła swojego syna, ale szła za nim wszędzie, błagając Boga o jego nawrócenie.

Kiedy w końcu z Afryki przeniósł się do Rzymu a z Rzymu do Mediolanu – pod wpływem usłyszanych tam kazań biskupa Mediolanu, św. Ambrożego – przyjął Chrzest i rozpoczął nowe życie (387). Szczęśliwa matka spełniwszy misję swojego życia, mogła odejść po nagrodę do Pana. Kiedy zamierzała wrócić do Afryki zachorowała śmiertelnie i po kilku dniach zmarła w porcie w podrzymskiej Ostii w 387 r.p.Chr.

Jej życie było nadzwyczajnym przykładem cierpliwej pracy nad wiarą jej męża i syna. Jej modlitwa wyzwoliła Augustyna najpierw z trybów gorszącego życia, następnie z więzów herezji manichejskiej a w końcu doprowadziła go na łono Kościoła katolickiego. Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział: „Ileż trudności występuje i dziś we wzajemnych relacjach rodzinnych i jakże wiele matek smuci się, że ich dzieci obierają błędne drogi! Monika, kobieta mądra i silna wiarą, wzywa je, by nie upadały na duchu, lecz trwały w misji żon i matek, pokładając niewzruszoną ufność w Bogu i uporczywie trwając na modlitwie („Anioł Pański” – 27.08.2006). A należy dodać, nie idzie tutaj jedynie o wysiłek propedeutyczny ziemskiej matki, lecz także o wysiłek Matki, jaką jest Kościół powszechny.

2.         „WYZNANIA” AUGUSTYNA

W jaki sposób owa matka dokonała tego dzieła i jak może nam ona dzisiaj pomóc w dotarciu do ludzi współczesnych, zagubionych tak pod względem wiary jak i obyczajów? Najbardziej wyczerpującej odpowiedzi na to pytanie udzieli nam podmiot jej trosk, św. Augustyn w swoich „Wyznania”, który tak charakteryzuje swoją matkę.

a.        wychowanie matki

Augustyn przypisuje wychowanie swojej matki nie tyle ludziom, ile w pierwszym rzędzie Chrystusowi. Gdy idzie zaś o ludzi, to najważniejszą rolę w jej wychowaniu spełnili nie tyle jej wierzący rodzice, ile bardziej służąca: „Nie o darach tej służebnicy, lecz o Twoich darach przejawionych w niej – opowiem. Bo nie stworzyła sama siebie ani też sama siebie nie wychowała. Ty ją stworzyłeś. Ani ojciec jej, ani matka nie przeczuwali, jaka z niej istota wyrośnie. W bojaźni Twojej wychowała ją różdżka Twego Chrystusa, władza jedynego Syna Twego – w domu chrześcijańskim, w jednej ze szlachetnych komórek Twego Kościoła.

Zawsze powtarzała, że dobre wychowanie zawdzięcza nie tyle zabiegom matki, ile troskliwości pewnej sędziwej służącej, która już jej ojca, gdy był niemowlęciem, na plecach nosiła, jak to dorastające dziewczęta zwykle noszą małe dzieci. Za to, jak też ze względu na sędziwy wiek i nienaganne obyczaje, pan i pani odnosili się do niej z respektem jako do szacownego członka tej chrześcijańskiej rodziny.

Dlatego też powierzyli jej wychowanie swoich córek, co ona sumiennie wypełniała. Ilekroć było to konieczne, surowo je karciła, powołując się na prawa Boże, a przez rozsądne pouczenia przygotowywała je do trzeźwego życia (Wyznania IX,8).

Szczególny przykład zbawiennych skutków otrzymanego przez matkę prawdziwie chrześcijańskiego wychowania Augustyn najpierw zilustruje przykładem, jakim Monika służyła innym mężatkom, zachęcając je do wypełniania zobowiązań, jakie zaciągnęły razem z zawarciem sakramentu małżeństwa: „Wiele mężatek, których mężowie byli łagodniejszego niż on [mąż Moniki] usposobienia, nieraz w gronie przyjaciółek skarżyło się na swoich mężczyzn; zresztą miały na twarzach haniebne ślady uderzeń. Moja matka wtedy, ganiąc ich uszczypliwość, jakby żartem, lecz w istocie poważnie im mówiła, że skoro wysłuchały niegdyś umowy małżeńskiej, powinny wiedzieć, iż stały się służebnicami swych mężów; niechże teraz, pamiętając o swej roli, nigdy się zuchwale im nie sprzeciwiają. Przyjaciółki doskonale wiedziały, jaki jest temperament jej męża. Podziwiały więc zarówno jej słowa, jak i to, iż nigdy nie słyszały – ani też nie widziały żadnych znaków mogących na to wskazywać – jakoby Patrycjusz zbił żonę, albo że choćby przez jeden dzień się kłócili. Gdy prosiły ją, aby z racji przyjaźni wyjawiła im, jak to osiąga, zawsze powtarzała ową zasadę, którą wyżej wspomniałem.

A przecież człowiekowi prawdziwie ludzkiemu nie powinna wystarczać sama powściągliwość: to, że nie rozjątrza i nie wzmaga wrogości złym językiem. Powinien swymi słowami ją uśmierzać. Tak postępowała moja matka, a nauczyła się tej postawy w szkole serca, gdzie Ty jesteś mistrzem. Wreszcie i męża własnego – u schyłku jego życia doczesnego – pozyskała dla Ciebie. Po jego nawróceniu już nigdy nie ubolewała nad tym, co przed jego nawróceniem od niego ucierpiała (Wyznania IX,9).

Innym skutkiem jej wychowania była pełna oddania służba rodzinie, płynąca z pełnego zjednoczenia z Chrystusem: „Którykolwiek z nich ją poznał, ten sławił, czcił i miłował Ciebie w niej. Bo czuł w jej sercu Twoją obecność, której też dawało świadectwo całe jej świątobliwe życie. Tylko jednego miała męża. Rodzicom swoim odwdzięczyła się za to, co od nich otrzymała. Domem troskliwie i pobożnie się zajmowała i sławiono ją za uczynki miłosierne.

Wychowała dzieci i tylekroć na nowo przeżywała ból macierzyński, ilekroć widziała, że one od Ciebie odchodzą. A w końcu, o Panie, nami wszystkimi, którym w dobroci Twej pozwalasz przemawiać jako Twoim sługom, opiekowała się, gdy dostąpiliśmy łaski chrztu i żyliśmy we wspólnocie przyjacielskiej, zanim ona zasnęła w Tobie. Opiekowała się nami tak, jakby była nas wszystkich matką, a służyła każdemu tak jakby jego córką była” (Wyznania IX,9).

b.         dzieciństwo syna

Ukształtowana w duchu prawdziwie chrześcijańskim Monika umiała – mimo wielu trudności – doprowadzić z kolei do końca dzieło wychowania własnego syna: „…już jako mały chłopiec dowiedziałem się o życiu wiecznym obiecanym nam przez naszego Pana, który pokornie zstąpił do nas, grzeszników pełnych pychy. Od samego urodzenia żegnano mnie znakiem Jego krzyża i kosztowałem Jego soli. Bo matka moja gorąco w Ciebie wierzyła.

Kiedy w chłopięctwie chwyciły mnie pewnego razu okropne bóle żołądka, kiedy trawiła mnie gorączka i już niemal konałem, widziałeś, Boże mój, […] z jaką natarczywością, z jaką wiarą od mojej pobożnej matki i od Matki nas wszystkich, czyli od Kościoła, domagałem się chrztu w imię Chrystusa, Syna Twego, który jest Bogiem moim i Panem.

Moja ziemska matka od razu przystąpiła do dzieła. W swoim czystym sercu, pełnym wiary w Ciebie, bardziej cierpiała rodząc mnie ku wiecznemu zbawieniu niż niegdyś rodząc cieleśnie. Szybko robiła wszystkie przygotowania. I gdybym nagle nie wyzdrowiał, dopuszczono by mnie wówczas do zbawczego sakramentu; oczyszczony byłbym wyznaniem wiary w Ciebie, Panie Jezu, ku odpuszczeniu grzechów. Odwlokło się moje oczyszczenie, bo uważano, że jeśli będę żył nadal, jeszcze nieraz splamię się grzechem. A po chrzcie wina taka byłaby większa i bardziej niebezpieczna.

Już wtedy wierzyłem, jak i matka, i cały nasz dom oprócz jednego tylko ojca, który jednak nie zdołał udaremnić wpływu pobożnej matki i odwieść mnie od wiary w Chrystusa; on sam jeszcze w Niego nie wierzył. Matka ze wszystkich sił starała się, abyś Ty, Boże mój, raczej niż on, był moim ojcem. Pomagałeś jej w tym i sprawiłeś, że jej wpływ przeważył wpływ męża, któremu zresztą, będąc od niego lepsza, okazywała posłuszeństwo, aby przez to być posłuszną Tobie. Ty bowiem każesz tak postępować.

Pragnąłbym wiedzieć, Panie – jeśli zechcesz to przede mną odsłonić – w jakim celu został wówczas odwleczony mój chrzest. […] O ileż byłoby lepiej, gdybym został uzdrowiony od razu, gdyby troska moich bliskich i moja sprawiła, że zbawienie, jakiego by dostąpiła moja dusza, powierzono by Twojej opiece, skoro Twoim to zbawienie jest darem. O ileż byłoby lepiej! Ale matka wiedziała, jak wiele nawałnic pokusy czeka jeszcze na mnie po okresie chłopięctwa. I wolała wystawić na ich napór raczej glinę, z której miałem się kiedyś ukształtować, niż sam ukształtowany już wizerunek (Wyznania I,11).

c.         młodość Augustyna

Razem z młodością Augustyna pojawiły się pierwsze poważne matczyne kłopoty z wychowaniem syna: „Cóż jest bardziej godne wzgardy niż niegodziwe namiętności? A ja, by mną nie gardzono, brnąłem w coraz gorsze czyny. Gdy brakowało mi czegoś, abym mógł dorównać tym łajdakom, zmyślałem rzeczy, jakich nie popełniłem; nie chciałem wydawać się marniejszy przez to, że byłem mniej splamiony, i nędzniejszy przez to, że byłem czystszy. Oto z jakimi kompanami kroczyłem przez ulice Babilonu, tarzając się w ich błocie niby w wonnościach i olejkach bezcennych. Abym zaś mocniej przywarł do zła, niewidzialny nieprzyjaciel przydeptywał mnie stopą. Kusił mnie, a ja dla jego pokus byłem łatwym łupem. Bo nawet ona, moja matka cielesna, która już uciekła ze śródmieścia Babilonu, lecz ociągała się z odejściem z jego skrajów, nie zabezpieczyła mej czystości tak stanowczo, jak mnie do niej nakłaniała”.

Święta matka, działając w błędnym przekonaniu, zamiast myśleć o życiu wiecznym jej syna, oddalała myśl o jego małżeństwie, przekonana że studia retoryczne przybliżą Augustyna do wiary: „Gdy mąż jej opowiedział o moich namiętnościach, czuła, że jestem dotknięty chorobą, która w przyszłości może się stać niebezpieczna. Nie uznała jednak, że skoro nie można jej całkowicie wytrzebić, to należy ją przynajmniej ująć w ramy małżeństwa. Bała się bowiem, że więzy małżeńskie mogłyby zaszkodzić mej przyszłości.

A chodziło tu nie o nadzieję przyszłego życia, jaką pokładała w Tobie, lecz o moje sukcesy w studiach retorycznych, o które wówczas oboje moi rodzice nadmiernie dbali – on dlatego, że o Tobie prawie wcale nie myślał, a o mnie myślał niemądrze, ona zaś dlatego, że sądziła, iż te określone zwyczajem studia nie tylko mi nie przeszkodzą, lecz nawet trochę pomogą w zbliżeniu się do Ciebie. […] Zostawiono mi też swobodę szukania rozrywek poza granicami ścisłej dyscypliny. I szukałem rozrywek różnych. A wszystkie one były kurtyną ciemności pomiędzy mną a jasnością pogodną Twojej, Boże, prawdy; dymiła, jak z tłustości, nieprawość moja” (Wyznania II,3). Tak więc życie świętych – mimo trwania w wierności Chrystusowi – bywa czasami naznaczone błądzeniem.

d.         herezja

Kiedy Augustyn wpadł w sidła herezji manichejskiej, dzięki Bożym natchnieniom, matka nie pozostawiła syna sobie samemu, ale starała się mu towarzyszyć, mimo iż z punktu widzenia chrześcijańskiego winna się od niego zdecydowanie odciąć: „Ale wyciągnąłeś rękę z wysoka i wydobyłeś duszę mą z tej ciemnej przepaści. Bo przed Tobą płakała nad moją dolą wierna Ci matka moja, bardziej niż płaczą matki nad mogiłami dzieci. W świetle bowiem wiary i ducha, którego miała z Ciebie, uważała mnie za umarłego.

I wysłuchałeś ją, Panie, wysłuchałeś, nie pogardziłeś łzami, co rzęsiście spływały z jej oczu na ziemię w każdym miejscu, gdzie się modliła. Wysłuchałeś ją. Bo jakże inaczej można by wytłumaczyć ten sen, przez który udzieliłeś jej takiej pociechy, że zgodziła się mieszkać ze mną i jadać przy tym samym stole w naszym domu, czego w ostatnim okresie odmawiała, ze zgrozą odsuwając się od moich błędów bluźnierczych (Wyznania III,11).

Nie tylko sen, ale również słowa biskupa sprawiły, że nie podjęto wobec Augustyna działań, które nie przyniosłyby żadnego pożytku, w okresie, w którym był on wstępnie zachwycony herezją: […] Ale pamiętam, że dałeś jeszcze jedną odpowiedź na jej modlitwy, tym razem przez usta Twego kapłana, pewnego biskupa, który życie spędził w Kościele i dobrze znał Twoje Księgi. Moja matka prosiła go, by zechciał ze mną porozmawiać i odeprzeć moje błędy: wybić mi z głowy złe przekonania, a zaszczepić poglądy właściwe. Ów biskup nieraz to czynił, gdy spotykał odpowiednich słuchaczy. Ale tej prośbie odmówił, co było – jak później zrozumiałem – na pewno rozsądne. Powiedział, że jeszcze nie dojrzałem do słuchania pouczeń. Szumiała mi bowiem w głowie nowość owej herezji, a wielu prostych ludzi udawało mi się zaskoczyć moimi sofizmatami, jak o tym ona sama biskupowi opowiedziała. „Zostaw go – rzekł – i tylko módl się za niego do Pana. Sam studiując odkryje, jak niedorzeczny to jest błąd i jak niegodziwa bezbożność”.

[…] To wszystko jeszcze nie przekonało mojej matki. Nadal płacząc, błagała go, by zechciał się ze mną spotkać i podyskutować. W końcu, już zniecierpliwiony, rzekł: „Zostaw mnie, idź w pokoju. Nie może się to stać żeby syn takich łez miał zginąć”. W późniejszych latach nieraz mi mówiła, że słowa te przyjęła jako orędzie z nieba (Wyznania III,12).

Święci nie zawsze rozumieją głębszy sens tego, co się aktualnie wydarza. Działając pod wpływem uczuć, bardziej niż pod wpływem Bożego natchnienia Monika skarżyła się, że nie wysłuchuje jej modlitwy. Tymczasem odjazd jej syna, wbrew jej woli, okazał się zbawienny dla sprawy jego nawrócenia, czego by prawdopodobnie nie osiągnął, gdyby została spełniona każda modlitwa jego matki: „Woda ta miała mnie obmyć i powstrzymać strumień łez, którymi matka moja codziennie ziemię skrapiała, pochylając głowę w modlitwie zanoszonej w mojej intencji ku Tobie. Ale nie chciała wrócić do domu beze mnie i osiągnąłem tylko tyle, że spędziła tę noc w znajdującej się niedaleko od naszego okrętu kaplicy poświęconej błogosławionemu Cyprianowi. Tej samej nocy ja potajemnie odpłynąłem, ona zaś została modląc się i płacząc. A o cóż Ciebie prosiła, Boże mój, wśród tylu łez, jeśli nie o to, żebyś nie pozwolił mi odpłynąć? Lecz Ty, głęboko rzecz ujmując i wysłuchując prawdziwej treści jej życzenia, pominąłeś to, o co wówczas prosiła, aby ze mną uczynić to, o co Ciebie prosiła zawsze.

Powiał wiatr i napełnił nasze żagle. Brzeg począł się oddalać od naszych oczu. Tego rana ona szalała z bólu, skarżąc się Tobie i jęcząc, bo myślała, żeś wzgardził jej modlitwą. Ty zaś pozwalałeś, aby moje własne pragnienia pognały mnie ku kresowi tych pragnień; a jej zbyt zazdrosną miłość do syna poddałeś słusznej chłoście smutku. Bo jak to zwykle dzieje się u matek – i znacznie bardziej niż u większości z nich – chciała mieć mnie zawsze przy sobie. A nie wiedziała, jaką radość miałeś jej zgotować skutkami mojego wyjazdu” (Wyznania V,8).

Wychowanie jest czasami dziełem cierpienia i może być przyrównane do bólów rodzenia, a nawet przewyższające fizyczne bóle rodzenia: „A jak prawdziwa była w istocie śmierć Jego ciała, tak pozorne było życie duszy mojej, która w to nie wierzyła. Gorączka się wzmagała. Byłem już bliski śmierci i zguby duszy. Dokądże bym odszedł, gdybym wówczas umarł? Czyż nie w ogień i mękę, godne moich czynów według Twego sprawiedliwego prawa? Moja matka nie wiedziała o tej chorobie, ale z dala modliła się w mojej intencji.

Ty, wszędzie obecny, wysłuchiwałeś jej tam, gdzie przebywała. A tu, gdzie ja byłem, pochylałeś się miłosiernie nade mną, abym odzyskał zdrowie ciała, chociaż serce bluźniercze było nadal pogrążone w chorobie. Bo nawet w tak wielkim niebezpieczeństwie nie zapragnąłem jeszcze Twojego chrztu. Lepszy byłem dawniej, jako chłopiec, gdy żądałem tego od pobożnej matki, jak to już wspominałem i wyznałem. Dorastając stałem się gorszy i jak błazen śmiałem się z Twoich lekarstw. A Ty dwukrotnie uchroniłeś mnie od śmierci. Gdybym umarł w tym stanie, serce mojej matki już by nigdy nie przestało krwawić po takim ciosie. Nie potrafię słowami wyrazić, jak bardzo mnie kochała i o ile bardziej cierpiała rodząc mnie do życia duchowego, niż wtedy, gdy mnie wydawała na świat (Wyznania V, 9).

e.        nawrócenie

Pragnienie towarzyszenia błądzącemu synowi doprowadziło Monikę do podróży z Afryki do Italii, a następnie do Mediolanu, gdzie spotkała się ze świętym biskupem Ambrożym: „Teraz przybyła do mnie matka moja. Pobożność dała jej siłę do wędrowania za mną przez ziemię i morze, a ufność pokładana w Tobie obdarzyła ją spokojem niewzruszonym wśród wszelkich niebezpieczeństw. Gdy okrętowi groziło zatonięcie, to właśnie ona dodawała otuchy marynarzom, tym, do których podróżnicy nieobyci z morzem zwykle zwracają się o pomoc i pokrzepienie, ilekroć trwoży ich burza. Obiecała im bezpieczne przybicie do portu – Ty sam bowiem to jej obiecałeś w widzeniu” (Wyznania VI,1).

Święci nie wątpią w nawrócenie tych, za których się modlą. Dzięki temu stopniowo, powoli Augustyn – pod wpływem mądrości świętego Ambrożego – zaczyna zmierzać w stronę katolickiej wiary: „W myślach mnie ofiarowała Tobie jakby leżącego na marach, abyś rzekł do syna wdowy: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!” – aby ożył, aby przemówił, abyś go mógł oddać jego matce. Nie zadrżało więc jej serce żadną gwałtowną radością, gdy się dowiedziała, że w tak znacznej części już się wypełniło to, o co prosiła Ciebie każdego dnia wśród łez: wprawdzie jeszcze nie przyjąłem prawdy, ale już się oderwałem od kłamstwa.

Zamiast głośno się cieszyć, matka moja, ponieważ wiedziała, że obiecałeś spełnić całość jej prośby, i była pewna, że udzielisz również tego, czego jeszcze brakowało, powiedziała mi – z największym spokojem, z taką pogodą, jaką daje zupełna ufność – iż wierzy w Chrystusie, że zanim odejdzie z tego świata, ujrzy mnie wierzącym katolikiem. Tyle do mnie rzekła. Do Ciebie zaś, który zdrojem jesteś miłosierdzia, jeszcze goręcej się modliła, płacząc; prosiła, byś jak najrychlej wspomógł mnie i rozświecił moje ciemności Twoim światłem. Jeszcze gorliwiej biegała do kościoła, słuchała Ambrożego jak wyroczni, bo dla niej to było źródło wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu  (Wyznania VI,1).

Zaangażowanie i odwaga matki gotowej umrzeć, byleby tylko wytrwać w prawdziwej wierze, potwierdza szczerość przywiązania do Chrystusa świętej Moniki, która to determinacja budzi u Augustyna otrząśniecie się z postawy postronnego widza przypatrującego się z boku życiu Kościoła: „Niedawny to był jeszcze czas, kiedy Kościół mediolański zaczął szukać pociechy i duchowego umocnienia w takim zespalaniu głosów i serc swoich wiernych. Zaledwie rok wcześniej albo niewiele dawniej Justyna, matka młodocianego cesarza Walentyniana, prześladowała Twego sługę Ambrożego, służąc arianom, którzy ją zwiedli na drogę swej herezji. Wówczas oddany Ci lud czuwał w kościele, gotów umrzeć razem ze swoim biskupem, Twoim sługą.

Tam też matka moja, Twoja służebnica, przodując w gorliwości i w nocnym czuwaniu, żyła pogrążona w modlitwie. Chociaż mnie jeszcze wtedy nie rozgrzewał żar Ducha Twego, udzielał mi się niepokój i podniecenie miasta. To właśnie w tym okresie wprowadzono zwyczaj, wzorem Kościołów wschodnich, śpiewania hymnów i psalmów, aby wśród ogólnego przygnębienia wierny lud nie tracił ducha” (Wyznania IX,7).

f.         śmierć matki  

Po całkowitym nawróceniu Augustyna i jego chrzcie, święta Matka odchodzi z tego świata w spokoju. Spełniło się jej najgłębsze marzenie. Niczego więcej nie pragnie na tej ziemi: „Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego życia – ów dzień Ty znałeś, a my nie wiedzieliśmy o nim – zdarzyło się, jak myślę, za tajemnym Twoim zrządzeniem, że staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd się roztaczał widok na ogród wewnątrz domu gdzieśmy mieszkali – w Ostii u ujścia Tybru. Tam właśnie, z dala od tłumów, po trudach długiej drogi nabieraliśmy sił do czekającej nas żeglugi. W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo. Zapominając o przeszłości, a wyciągając ręce ku temu, co było przed nami, w obliczu prawdy, którą jesteś Ty – wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, czym będzie wieczne życie zbawionych, to, czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, i co w serce człowiecze nie wstąpiło.

[…] Doszliśmy w tej rozmowie do rozpoznania, że żadna rozkosz cielesna, choćby największa i najpromienniejszym światłem doczesnym rozjarzona, nie zasługuje nawet na, wspomnienie, a cóż dopiero na porównanie z błogością życia wiecznego. [….] Kiedyśmy w owym dniu to mówili, pośród tych słów rozsypywał się nam w marność świat doczesny ze wszystkimi swoimi rozkoszami.

Wreszcie rzekła ona: „Synu, mnie już nic nie cieszy w tym życiu. Niczego już się po nim nie spodziewam, więc nie wiem, co ja tu jeszcze robię i po co tu jestem. Jedno było tylko życzenie, dla którego chciałam trochę dłużej pozostać na tym świecie: aby przed śmiercią ujrzeć ciebie chrześcijaninem katolikiem. Obdarzył mnie Bóg ponad moje życzenie, bo widzę, jak wzgardziwszy szczęściem doczesnym stałeś się Jego sługą. Co ja tu robię jeszcze?” (Wyznania IX,10).

Przed swoją śmiercią św. Monika jednoznacznie wskazuje na swoje zapatrzenie w cel ostateczny. Nie zależy jej na losie swojej powłoki cielesnej, lecz na pamięci bliskich „przed ołtarzem Pańskim”. Na pamięci podczas Eucharystii: „Już niezbyt dokładnie pamiętam, co jej na to odpowiedziałem. A zaledwie w pięć dni po tej rozmowie albo niewiele później, mając gorączkę, musiała położyć się do łóżka. Podczas choroby pewnego dnia omdlała i na krótki czas straciła przytomność. Zbiegliśmy się do niej, lecz niebawem odzyskała przytomność, popatrzyła na stojących nad nią – mnie i mego brata – jakby ze zdziwieniem i zapytała: ,,Gdzie byłam?” A gdy spostrzegła, że stoimy niemi z przerażenia i smutku, powiedziała: „Tu pochowacie waszą matkę”. Ja nadal milczałem i dusiłem w sobie płacz. Brat zaś powiedział coś w tym sensie, że byłoby dla niej lepiej gdyby umarła we własnym kraju, a nie na obczyźnie. Spojrzała na niego z niepokojem i same jej oczy wyrażały naganę za takie poglądy. A zwróciwszy wzrok ku mnie, rzekła: „Słyszysz, co on mówi?” I znowu przemówiła do nas obu: „To nieważne, gdzie złożycie moje ciało. Zupełnie się o to nie martwcie! Tylko o jedno was proszę, żebyście – gdziekolwiek będziecie – wspominali mnie przed ołtarzem Pańskim”.

Zadziwieni takim męstwem kobiety – męstwem, które Ty jej dałeś – pytali, czy nie budzi w niej lęku to, że zwłoki jej zostaną tak daleko od rodzinnego miasta. „Nic nie jest dalekie dla Boga – rzekła – i nie należy się obawiać, że mógłby On nie rozpoznać u kresu czasu, z jakiego miejsca ma mnie wskrzesić”. W dziewiątym dniu choroby, w pięćdziesiątym szóstym roku jej życia, w trzydziestym trzecim roku mego życia – ta pobożna, oddana Bogu dusza rozstała się z ciałem” (Wyznania IX,11). Tak więc jej pragnieniem jest nie tylko spotkanie z Chrystusem zmartwychwstałym, Sędzią żywych i umarłych, ale również modlitwa wstawiennicza Kościoła.

ZAKOŃCZENIE

Tak to, idąc po śladach duchowości św. Moniki, jakie zostawiła ona w pamięci jej świętego syna, dochodzimy do tego punktu, w którym ogarnia nas wielkie pragnienie uwielbienia Boga za przykład, jaki daje On Kościołowi w życiu i śmierci świętej Moniki, kobietę żywej wiary i wielkiej miłości. Ty Boże – w odpowiedzi na jej modlitwy o nawrócenie syna i męża – obdarzyłeś ją wielką radością, w nagrodę za wszystkie wylane przez nią łzy. Usłysz nasze modlitwy zanoszone w intencji wszystkich, którzy pobłądzili w wierze i obyczajach i jak kiedyś skierowałeś serce jej męża i syna ku nowemu życiu w Chrystusie, tak teraz pociągnij nasze serca ku sobie, Boże, Piękno odwieczne, a zawsze nowe. Amen.

NO COMMENTS