Św. Faustyna Kowalska miała dwóch kierowników duchowych. Nazwisko jednego z nich – ks. Michała Sopoćki zna chyba każdy, kto zetknął się z kultem Pana Jezusa Miłosiernego. Ks. Sopoćko aż do swojej śmierci w 1975 r. gorliwie i niestrudzenie kontynuował dzieło swojej penitentki, a 2008 r. został beatyfikowany. Postać drugiego z nich – jezuity o. Józefa Andrasza, który był spowiednikiem św. Faustyny na początku jej misji i pod koniec jej życia, była do niedawna prawie zapomniana. Tymczasem o. Andrasz również odegrał ważną rolę w misji głoszenia światu orędzia o Bożym Miłosierdziu. W rodzinnych okolicach jezuity na Sądecczyźnie rozwija się jego kult.

Skromna siostra drugiego chóru s. Maria Faustyna kończyła nowicjat w Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, gdzie zajmowała się – oprócz modlitwy – gotowaniem, uprawianiem ogrodu i innymi prostymi pracami. Bardzo kochała Pana Jezusa, który dawał jej się poznać nie tylko w taki sposób, w jaki przemawia do większości ludzi, czyli przez sakramenty, Pismo Święte i świadectwa innych ludzi; ale jeszcze dodatkowo ukazywał się jej w mistycznych wizjach. I tu był pewien kłopot.

Jezus zlecił s. Faustynie misję skierowaną do całej ludzkości. Kazał jej namalować obraz, polecił rozpowszechniać Koronkę do Miłosierdzia Bożego, założyć nowe zgromadzenie i doprowadzić do ustanowienia nowego święta w Kościele powszechnym. Faustyna, córka biednych rolników, która poza formacją zakonną nie miała prawie żadnego wykształcenia, nie wyobrażała sobie, jak ma tego wszystkiego dokonać. Ufała Bogu, ale znała też swoje ograniczenia. W dodatku zaczęła poważnie chorować i z najwyższym trudem wykonywała codzienne obowiązki. Tuż przed ślubami wieczystymi poprosiła więc spowiednika, żeby biorąc pod uwagę te obiektywne trudności zwolnił ją z zadania. Kapłan jednak powiedział: „Nie zwalniam siostry z niczego i nie wolno się siostrze uchylać od tych wewnętrznych natchnień, ale o wszystkim musi siostra mówić spowiednikowi, koniecznie, absolutnie koniecznie, bo inaczej zejdzie siostra na manowce pomimo tych wielkich łask Bożych”.

Tym spowiednikiem był jezuita o. Józef Andrasz. Zajmował się kierownictwem duchowym św. Faustyny w sumie przez dwa i pół roku – w nowicjacie i pod koniec jej życia. W „Dzienniczku” jest najczęściej wymienianym kapłanem. Faustyna nazywa go „wodzem duchownym” i „słupem świetlanym”, oświecającym jej drogę do ścisłego zjednoczenia z Bogiem. To on pomógł jej rozpoznać prawdziwość objawień i upewnił ją, że powinna za nimi pójść.

Józef Andrasz urodził się w 1891 r. w Wielopolu k. Nowego Sącza w bardzo pobożnej rodzinie. Miał sześciu braci i trzy siostry. Od dzieciństwa był związany z jezuitami, którzy mieli kościół i klasztor w Nowym Sączu. Jako 11-latek zaczął naukę w jezuickim niższym seminarium duchownym, a w wieku niespełna 15 lat wstąpił do Towarzystwa Jezusowego (potrzebował dyspensy z powodu zbyt młodego wieku). W zakonie zdobył gruntowne wykształcenie, które wykorzystywał w duszpasterstwie oraz w pracy wykładowcy i redaktora książek. Władał w mowie i piśmie językami: łacińskim, greckim, francuskim i niemieckim.

Działał niezmordowanie na wielu polach, m.in. był cenionym rekolekcjonistą i spowiednikiem, wydawcą, promotorem katolickich organizacji: Apostolstwa Modlitwy, Sodalicji Mariańskiej, Krucjaty Eucharystycznej. Zajmował się szerzeniem kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa, m.in. jako redaktor naczelny jezuickiego pisma „Posłaniec Serca Jezusowego”. Napisał wiele artykułów i kilka książek, a wiele innych przetłumaczył albo zlecił ich wydanie w Wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy.

W listopadzie 1939 r. choroba, z powodu której musiał leżeć w łóżku w klasztorze w Krakowie, uchroniła go przed aresztowaniem przez Niemców (25 jego współbraci trafiło najpierw do więzienia, a potem do obozów koncentracyjnych w Auschwitz i Dachau). Przyczynił się tego, że prymas Polski kard. Stefan Wyszyński w 1951 r. przeprowadził akt oddania Polski Najświętszemu Sercu Jezusa. Był niesłychanie pracowity, chociaż już w średnim wielu zaczął mieć problemy ze zdrowiem – do śmierci w 1963 r. przeszedł aż pięć operacji.

Wśród licznych zajęć duszpasterskich o. Andrasza było spowiadanie sióstr, m.in. ze Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach. A raczej: w Józefowie, bo tak przed II wojną światową mówiono na ten podkrakowski wówczas klasztor i jego okolice. Jezuici byli spowiednikami zakonnic przez kilka dziesięcioleci (dopiero we wrześniu tego roku to zadanie przejęli saletyni). O. Andrasz był także kierownikiem duchowym bł. Anieli Salawy, urszulanki bł. s. Marii Klemensy Staszewskiej i założycielki Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Zbawiciela s. Pauli Tajber, której proces beatyfikacyjny jest w toku.

Ponoć w przedwojennym Krakowie mówiło się o o. Andraszu jako specjaliście od „trudnych spraw” w kierownictwie duchowym, takich jak domniemane doświadczenia mistyczne. Z „Dzienniczka” św. Faustyny wyłania się postać kapłana niezwykle roztropnego, ale też rozmodlonego i oddanego Bogu, prowadzącego dusze pewną drogą do świętości. „Choć był w cieniu swoich współbraci zakonnych, to należy go zaliczyć do grona wybitnych jezuitów działających w XX wieku” – pisze o. Stanisław Cieślak SJ w biografii „Kierownik duchowy świętej Faustyny”.

O. Andrasz przyczynił się do rozwoju kultu Miłosierdzia Bożego. Po śmierci s. Faustyny zebrał fakty z jej życia (w tym celu m.in. poprosił matkę przełożoną zgromadzenia, żeby wysłała siostry do miejsc, w których mieszkała Helena Kowalska) i napisał jej biografię. Nieukończona książeczka przeleżała w maszynopisie w zakonnym archiwum aż do 2015 r. Także on rozpoczął w 1943 r. publiczne nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego i nadzorował malowanie obrazu Jezusa Miłosiernego, który wisi w kaplicy Łagiewnikach. Rozdawał różnym osobom obrazki z tekstem koronki do Bożego Miłosierdzia, głosił konferencje.

Chyba jedyną żyjącą osobą, która dobrze znała o. Andrasza, jest jego siostrzeniec, Jerzy Rudziński. Pamięta wuja jako wysokiego, postawnego mężczyznę, który zawsze chodził w stroju zakonnym i lubił nosić kapelusze. Kiedy pojawiał się w domu siostry, wzbudzał respekt, chociaż był człowiekiem sympatycznym i uśmiechniętym. Zawsze starał się wykorzystać spotkania rodzinne czy wyjazdy wypoczynkowe do głoszenia rekolekcji, spowiadania czy pracy redakcyjnej. Umiał też tak pokierować rozmową, żeby druga osoba wyniosła ze spotkania jakąś korzyść duchową. Problemy zdrowotne, których nie brakowało mu pod koniec życia, przyjmował z pokorą, jako dar Boży dla ukształtowania charakteru.

Prowincjał jezuitów o. Jakub Kołacz przyznaje, że gdyby nie „Dzienniczek” św. Faustyny, pewno dzisiaj nikt by nie pamiętał o. o Andraszu. Był on po prostu jednym z wielu jezuitów – bardzo mądrym i pobożnym, ale niespecjalnie znanym. Ojcowie, którzy mieli z nim kontakt jako młodzi zakonnicy, nigdy nie słyszeli od niego nic na temat św. Faustyny ani niezwykłych wydarzeń, których był świadkiem i uczestnikiem. A przecież nie wszystko, co wiedział, było objęte tajemnicą spowiedzi.

O. Andrasz stał się w ostatnich latach znany na Sądecczyźnie, skąd pochodził. Inspiratorem i propagatorem kultu był przedsiębiorca Czesław Bogdański, który w pewnym momencie zainteresował się postacią swojego rodaka. Jak wierzy, stało się to z inspiracji „z góry”. Sprawę podjęli miejscowi księża i grupy osób modlących się za kapłanów, tzw. Margaretki. Powstał obraz o. Andrasza, modlitwa i litania. Blankiety z modlitwą za pośrednictwem o. Andrasza i jego biogramem można znaleźć w różnych kościołach w Polsce. 28 października w Nowym Sączu, na murze jezuickiego kościoła, w którym o. Andrasz rozpoznał swoje powołanie do zakonu i gdzie odprawił prymicyjną Mszę św., zostanie zainstalowana poświęcona mu tablica. Po tej uroczystości odbędzie się konferencja o o. Andraszu.

Czy w planach jest proces beatyfikacyjny? Prowincjał o. Kołacz przyznaje, że jezuici myślą o tym. Na razie są zajęci procesem beatyfikacyjnym ks. Piotra Skargi. Dopiero później prawdopodobnie przyjdzie kolej na o. Andrasza – najwcześniej za dwa-trzy lata. Kluczową sprawą jest tutaj rozwój i trwałość kultu kandydata na ołtarze.

„Powstanie dwóch pierwszych obrazów Pana Jezusa Miłosiernego dzieli 10 lat: pierwszy powstał w roku, w którym w Niemczech doszedł do władzy Adolf Hitler, a w sowieckiej Rosji szalał komunizm; a drugi – w roku, kiedy przechyliły się szale w walce dwóch totalitaryzmów. Bóg mówi do nas przez różne znaki. Przypomina nam o swojej sprawiedliwości i miłosierdziu – przede wszystkim o miłosierdziu. Tylko czy chcemy Go słuchać? Postać o. Andrasza jest na pewno jednym z takim znaków” – mówi Bogdański.

Joanna Operacz / Warszawa (KAI)

Zdjęcie ilustracyjne: Mazur/ Episkopat.pl