Niedziela Palmowej czyli Męki Pańskiej jest bramą wprowadzającą nas w liturgię Wielkiego Tygodnia. W tym roku jest to niezwykła Niedziela Palm. Po raz pierwszy – ze względu na epidemię – nie możemy fizycznie towarzyszyć procesji palmowej Po raz pierwszy możemy tylko duchem iść razem na spotkanie Jezusa, który po raz ostatni przybywa do Jerozolimy.

W ten dzień Pan Jezus wyrusza ku swojej śmierci i zmartwychwstaniu; ku swemu tryumfowi. Idzie do Jerozolimy, aby tam zostać przybitym do krzyża a potem – zgodnie z Pismami – zmartwychwstać. Wyrusza z dwunastoma apostołami, a w miarę jego zbliżania się do miasta dołączają do Niego także inni pielgrzymi (Mk10,46) a naprzeciw tłumom pielgrzymów podążającym razem z Jezusem wychodzą na spotkanie mieszkańcy Miasta świętego.

W tym kontekście chciałbym dzisiaj powiedzieć kilka słów o trzech rodzajach oczekiwania: o oczekiwaniu tłumów uczestniczących w uroczystym wjeździe Jezusa do Jerozolimy, następnie o naszych oczekiwaniach współczesnych chrześcijan, wreszcie o oczekiwaniach papieża Franciszka związanych z młodzieżą.

  1. NIEDZIELA PALMOWA JEZUSA

a. Pierwsza sprawa to oczekiwania Żydów towarzyszących Jezusowi w Jego wjeździe do Jeruzalem. Niezależnie od epidemii, Jezus każdego roku – w liturgii Kościoła – podąża w tym czasie z Góry Oliwnej do Miasta świętego.  Idzie tą samą drogą, jaką miał przybyć Pan Bóg wychodząc na ostateczną walkę ze swoimi wrogami: „Wtedy Pan wyruszy do boju i będzie walczył przeciw ludom, jak niegdyś walczył w dniu bitwy. W owym dniu dotknie stopami Góry Oliwnej, która jest naprzeciw Jerozolimy od strony wschodniej, a Góra Oliwna rozstąpi się w połowie od wschodu ku zachodowi i powstanie wielka dolina. Połowa góry przesunie się na północ, a połowa na południe” (Zach 14,3-4).

Nastroje uczniów, a także innych towarzyszących im pielgrzymów przepełnione są entuzjazmem. Ogromny tłum „słał swoje płaszcze na drodze, a inni obcinali gałązki[κλαδους] z drzew i słali nimi drogę” (Mt 21,8). Gdzie indziej czytamy: „…wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe [τα βαια των φοινικων] i wybiegł Mu naprzeciw” (J 12,12-13). Palma była wówczas symbolem wszystkiego, co wzniosłe i szlachetne, symbolem zwycięstwa, radości i pokoju. Nic więc dziwnego, że palmę nazywano „królewskim drzewem”. Była to radość podobna do radości z okazji Święta Namiotów: „Weźmiecie owoce z najpiękniejszych drzew, gałązki palm… i przez siedem dni będziecie radowali się przed Jahwe, waszym Bogiem” (Kpł 23,40; por. także Neh 8,15; 1 Mch 13,37.51; 2 Mch 10,7; 14,4). Każdego roku – w Niedzielę Palmową – przyłączaliśmy się przed katedrą na sposób fizyczny do tego wydarzenia, niosąc gałązki palm, szczególnie te piękne, sprowadzane przez neokatechumenat z ciepłych krajów.  Dzisiaj – ze względu na epidemię – jest to niemożliwe; gałązki palmowe niesie tylko „Reszta Izraela”.

I w tym momencie docierają do naszych uszu słowa Psalmu 118, czyli słowa starożytnego błogosławieństwa pielgrzymów; „ Alleluja. Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo łaska Jego trwa na wieki” (Ps 118,1). Słowa te były jednocześnie proklamacją mesjańską: „Hosanna! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach!” (Mk 11,9-10). To hymn radości, wyrażający przekonanie, że oto Bóg nawiedził swój lud i nadszedł wreszcie upragniony Mesjasz. „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny — jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy” (Za 9,9). Uczniowie i tłum towarzyszący Jezusowi dostrzegają w Nim Tego, na którego długo czekali, dlatego wołają z radością: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał” (Łk 2,14).

b. oczekiwania pobożnych

Czego naprawdę oczekiwali ludzie, którzy wtedy obwoływali Go królem Izraela? Z pewnością mieli oni jakieś oczekiwania a oczekiwania te mogły być bardzo zróżnicowane.

Ci, którzy należeli do ugrupowania saduceuszów zwalczali objawy mesjanizmu, który miałby burzyć porządek społeczny i ówczesny status quo Judei. Gdy więc wokół Jezusa z Nazaretu zaczęła narastać „gorączka mesjańska”, arcykapłan Kajfasz, saduceusz – zgodnie z tymi oczekiwaniami swojej partii – oświadczył, że lepiej, aby zginął jeden człowiek, niż miałby zginąć cały naród (J 11,50). Dzięki temu – na skutek denuncjacji saduceuszów – Jezus zostanie ukrzyżowany przez Rzymian (J 11,53).

Esseńczycy zaś – a wśród nich qumrańczycy – podkreślali z kolei osobę mesjasza będącego arcykapłanem. Nawet tam, gdzie mówili o dwóch mesjaszach (mesjaszu z Izraela oraz mesjaszu z Aarona), decydujące znaczenie przyznawali mesjaszowi kapłańskiemu. To namaszczony kapłan miał służyć radą namaszczonemu królowi. A namaszczony król miał poprowadzić świętą wojnę przeciwko poganom i przeciw grzesznikom w Izraelu. Jezus nie należał do rodów kapłańskiego, w związku z czym – pośród esseńczyków – przypadałoby mu królewskie zadanie prowadzenia świętej wojny.

Faryzeusze z kolei – w opozycji do dominacji rzymskiej – podkreślali mesjanizm królewski i narodowy.  Ostatecznym celem nadziei mesjańskiej w wydaniu faryzejskim był powrót do wierności jedynemu Bogu; do takiej wierności, która wyklucza wszelką niesprawiedliwość i ucisk (Ps 17). Zawałoby się więc, że zamiary Jezusa najbardziej odpowiadały ich myśli.

Gdy idzie o odłam faryzeuszów, jaki – według  Józefa Flawiusza – stanowili zeloci, to dążyli oni do wyzwolenia kraju spod władzy Rzymu drogą terroru. Wierzyli, że naród żydowski w swej istocie jest święty i czysty, a wszelkie zło przychodzi do niego z zewnątrz, dlatego postulowali radykalne odrzucenie obcych wpływów. Wierzyli, że tylko zbrojny opór może przyspieszy nadejście Mesjasza. Ich radykalnym odłamem byli sykariusze (nożownicy); (por. ks. Henryk Seweryniak, Mesjanizm grup społecznych Izraela w epoce Jezusa).

A jakie oczekiwania żywili – w stosunku do Mesjasza – sami uczniowie Jezusa? Byli oni niewątpliwie przekonani, że Jezus jest Mesjaszem, czyli Królem, Pomazańcem Bożym (po grecku Chrystusem) (Mk 8,29; J 1,49). Ich oczekiwania dotyczące tego, co konkretnie miałby robić Jezus Mesjasz pojawiły się bardzo szybko, już w momencie wystąpienia Jana Chrzciciela. Również im chodziło prawdopodobnie o polityczne (jeśli w czasach teokracji można tak mówić) wyzwolenie Izraela.

Takie nastawienie zdają się zdradzać apostołowie, którzy – na chwilę przed uwięzieniem Mistrza – pokazali Mu dwa miecze, najwyraźniej w przekonaniu o konieczności rychłego podjęcia walki (Łk 22,3). Być może także Judasz oczekiwał wyzwolenia Izraela, i był pewien, że gdy pojawi się straż świątynna, Jezus okaże swoją moc i objawi się wreszcie jako oczekiwany Mesjasz; rozgromi Rzymian i wyzwoli naród wybrany. Może swoją zdradę pomyślał jako rodzaj prowokacji, która miałaby zmusić Jezusa do zbrojnego wystąpienia.

Nawet po śmierci Jezusa – uczniowie podążający  do Emaus – wciąż jeszcze żywią polityczne oczekiwania: „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić [λυτρουσθαι] Izraela” (Łk 24,21). Podobnie zresztą jak na moment przed Wniebowstąpieniem: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” (Dz 1,6).

c. pragnienia Jezusa

A jakie oczekiwania miał w tym momencie sam Jezus? On patrzył na sprawę całkiem odmiennie niż uczniowie i ówczesne ruchy religijne. Nie angażował się w żaden ruch polityczny i udaremniał wszelkie próby łączenia Go ze sprawami politycznymi. W opisie Jego kuszenia na pustyni władza ziemska pojawiła się Mu nawet jako jedna z Jego głównych pokus: „Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: ‘Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon’. Na to odrzekł mu Jezus: ‘Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz’” (Mt 4,8-10). Po cudownym rozmnożeniu chleba, gdy Jezus poznał, „że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę” (J 6,15). Narodowi żydowskiemu – do którego należał i który kochał – nigdy nie obiecywał wyzwolenia politycznego, czego wielu wówczas po Nim się spodziewało.

Główną ilustracją poglądów Zbawiciela w tej materii stanowi Jego rozmowa z Piłatem. Gdy Piłat zapytał: „Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?”, Jezus mu odpowiada: „Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18,36). W tych słowach Jezus wyraźnie stwierdził, że Jego zadanie w żaden sposób nie łączy się z władzą doczesną. Państwo Boże, jakie przyszedł założyć nie jest z tego świata. Ten, który „przychodzi w imię Pańskie”, przyniesie ziemi to, co znajduje się w niebie. Jego królestwo stanie się obecnością nieba na ziemi. On przyszedł po to, aby ludzkości żyjącej w niewoli grzechu przynieść wyzwolenie duchowe (J 8,34-36); (por. Jan Paweł II, Prezbiter wobec społeczności świeckich. Audiencja generalna – 28.07.1993).

Dlatego nie przypadkiem – kilka dni po tryumfalnym wjeździe Jezusa do Jerozolimy – tłum zamiast potwierdzić swój podziw dla Jezusa – zawoła do Piłata: „Ukrzyżuj Go!”. A sami uczniowie – podobnie jak zresztą inni, którzy go widzieli i słuchali – zaniemówią i znikną, ponieważ większość była rozczarowana tym, że Jezus nie zamierza zająć się sprawą wyzwoleniem Żydów z rąk Rzymian. Coś podobnego powtórzy się wiele wieków później w Ameryce Południowej, w postaci tzw. „teologii wyzwolenia”. Była to próba wykorzystania Kościoła dla wprowadzenia większej sprawiedliwości między ludźmi przy pomocy terroru i przemocy.

Zapowiadając uczniom, że będzie musiał cierpieć zanim zmartwychwstanie, Jezus pragnął im uzmysłowić, że będzie On Królem prześladowanym. Będzie Sługą posłusznym woli Ojca, aż do oddania swego życia: „Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mej twarzy przed zniewagami i opluciem” (Iz 50,6). Tylko ten, kto jest gotów iść za Nim Jego drogą, kto jest gotowy żyć w jedności z Nim we wspólnocie uczniów, ten może Go prawdziwie zrozumieć.

Wszystkiego tego Jezus dokonał z miłości do nas; z miłości chciał „ogołocić samego siebie” i stać się naszym bratem; z miłości przyjął naszą naturę — naturę każdego człowieka: „Będąc Bogiem i Bożej natury i będąc równy Bogu, nie uważał tego za coś wielkiego, jak czynią ci, którzy otrzymali jakiś zaszczyt przewyższający ich zasługi, lecz ukrywając zasługi, wybrał najgłębszą pokorę i przyjął postać człowieka” (Teodoret z Cyru, Komentarz do Listu do Filipian, 2,6-7).

Benedykt XVI pisał: Otóż tajemnica Boga polega na tym, że działa On bez rozgłosu. W wielkiej historii ludzkości stopniowo tylko buduje swoją historię. Staje się człowiekiem, tak jednak, że przez współczesnych sobie, przez miarodajne siły historii, może pozostać niezauważony. Cierpi i umiera, jako Zmartwychwstały chce przyjść do ludzkości tylko przez wiarę swoich, którym się ukazuje. Nie przestaje lekko pukać do drzwi naszych serc i jeśli je otworzymy, powoli czyni nas widzącymi. Czy nie taki właśnie jest boski styl? Nie pokonywanie siłą zewnętrzną, lecz ofiarowanie wolności, obdarzanie miłością i budzenie” (Jezus z Nazaretu, t. 2, Kielce 2011, s. 293).

  1. CHRZEŚCIJANIN WOBEC WYBORU

Druga kwestia to postawa chrześcijanina. Czego uczy nas Niedziela Palmowa? Uczy nas ona tego, że każdy z nas stoi przed wyborem; wyborem między dwoma rodzajami mesjanizmu.

Jakiego Mesjasza wybieramy? Takiego, jakiego oczekiwali ludzie towarzyszący wjazdowi Jezusa do Jerozolimy? Który nie stroni od użycia siły i obiecuje szybkie rozwiązania naszych ziemskich problemów? Czy Tego, który – rezygnując z wszelkiej przemocy – pozwala się pojmać i ukrzyżować, ukazując nam bezgraniczną miłość Boga do człowieka? Tłum wybiera pierwszego, czyli Barabasza, a my?  Rzeczywiście, „w propozycji paschalnej amnestii stają naprzeciw siebie dwie interpretacje nadziei mesjańskiej”  (Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu).

Tutaj właśnie tkwi sedno dzisiejszego święta. Jakiego Mesjasza wybieramy! Jest to kluczowa kwestia, od której nie możemy uciec, tym bardziej, że właśnie w tym tygodniu jesteśmy wezwani, by iść za naszym Królem, który wybiera krzyż jako tron. Jesteśmy wezwani do naśladowania Chrystusa, który nie zapewnia nam łatwego ziemskiego szczęścia, ale szczęście nieba i błogosławieństwo Boga. Wiemy zaś, że ziemia nie jest niebem dopóki nie urzeczywistni się na niej wola Boga. Trzeba więc zadać sobie pytanie: Jakie są nasze najgłębsze pragnienia, z którymi przybyliśmy dzisiaj duchowo do poznańskiej katedry, aby świętować Niedzielę Palmową?

  1. ŚWIATOWY DZIEŃ MŁODZIEŻY

Trzecia kwestia to oczekiwania papieża Franciszka wobec młodych. Papież wybrał Lizbonę jako miejsce następnego Światowego Dnia Młodych – w 2022 roku. Pomyślałem – pisze Ojciec święty – aby w ciągu dwóch lat poprzedzających to spotkanie, wraz z młodymi zastanowić się nad dwoma tekstami biblijnymi: „Młodzieńcze, tobie mówię wstań” (Łk 7,14; w 2020 roku) i „Wstań. Ustanawiam cię świadkiem tego, co zobaczyłeś” (Dz 26,16; w 2021 roku).

Są bowiem tacy, którzy wegetują powierzchownie, sądząc, że żyją, podczas gdy wewnątrz są martwi (Ap 3,1). Można mieć dwadzieścia lat i wlec życie w dół, nie na miarę swej godności. Wszystko sprowadza się do tego, by „pozwolić sobie żyć”, dążąc do odrobiny satysfakcji: trochę zabawy, trochę okruchów uprzejmości i uczucia od innych… Istnieje również rozpowszechniony narcyzm cyfrowy, który dotyka zarówno młodych, jak i dorosłych. Wielu tak żyje! Być może niektórzy z nich oddychali wokół siebie materializmem ludzi myślących tylko o zarabianiu pieniędzy i urządzeniu się, jak gdyby były to jedyne cele życia. Na dłuższą metę pojawi się nieuchronnie głuchy niepokój, apatia, nuda życia, coraz bardziej bolesna.

Tymczasem Jezus mówi do młodzieńca wskrzeszonego w Nain i do każdego z młodych: „Wstań!”. Dobrze wiemy, że także my, chrześcijanie, upadamy i zawsze musimy powstawać. Tylko ten, kto nie chodzi, nie upada, ale też nie idzie dalej. Dlatego trzeba przyjąć działanie Chrystusa i dokonać aktu wiary w Boga. Pierwszym krokiem jest zgodzić się, aby „wstać”. Nowe życie, które Wam da Chrystus, będzie warte przeżycia, bo będzie wspierane przez Chrystusa, który będzie Wam towarzyszył również w przyszłości, nigdy Was nie opuszczając. Pomagając Wam żyć w sposób godny i owocny.

To naprawdę nowe narodziny. To nie jest oddziaływanie psychologiczne. Zapewne w chwilach trudności wielu z was słyszało, jak powtarza się słowa „magiczne”, które są modne i powinny rozwiązać wszystko: „Musisz uwierzyć w siebie”, „Musisz znaleźć siłę w sobie”, „Musisz sobie uświadomić swoją energię pozytywną”… Ale są to wszystko zwykłe słowa, a w przypadku człowieka, który jest „wewnętrznie martwy”, nie działają. Słowo Chrystusa jest innego rodzaju. Jest to słowo Boskie i stwórcze; jedyne, które może przywrócić życie tam, gdzie ono obumarło.

W kulturze, która chce, aby ludzie młodzi byli odizolowani i zamknięci w świecie wirtualnym, rozpowszechniajmy to słowo Jezusa: „Wstań!”. Jest ono zaproszeniem do otwarcia się na rzeczywistość wykraczającą daleko poza świat wirtualny. Nie oznacza to wcale pogardzania technologią, ale – używanie jej jako środka, a nie celu. „Wstań” oznacza również „miej marzenia”, „podejmij ryzyko”, „weź udział w przemianie świata”, rozpal swoje pragnienia, podziwiaj niebo, gwiazdy, świat wokół ciebie. „Wstań i stań się tym, kim jesteś!”.

ZAKOŃCZENIE

Drodzy bracia i siostry, niech w tych dniach Wielkiego Tygodnia towarzyszą nam dwa uczucia: uwielbienia i wdzięczności. Uwielbienia – podobnie jak to czynili mieszkańcy Jerozolimy wznosząc okrzyk „Hosanna” – oraz wdzięczności, aby w tym czasie Pan Jezus przekazał nam największy dar, jaki można sobie wyobrazić; dar swego życia, dar swojej miłości.

Na tak wielki dary wypada nam odpowiedzieć darem z nas samych; z naszego czasu, z naszej modlitwy, z naszego życia w komunii miłości z Chrystusem. Trzeba, abyśmy rozpostarli nasze „płaszcze” – symbol naszego życia z Jezusem – który podąża szybkimi krokami ku swemu i naszemu zmartwychwstaniu. Amen.