Dziękujemy za bardzo przejmującą relację Pana Szymona i kierowców, którzy w piątek rano wyjechali spod siedziby ełckiego caritas z pomocą humanitarną na Ukrainę. Są już na miejscu i wciąż liczą na naszą pomoc…

Dary od Caritas Diecezji Ełckiej zostały dostarczone.

Chociaż w taki sposób możemy pomóc! Kiedy przekroczyliśmy granicę, zobaczyliśmy tłumy kobiet i dzieci, które szły pieszo na granicę, każdy z nas zamilkł (…) Kiedy mijały nas kolejne autobusy wypełnione dzieciakami, łzy same cisnęły się do oczu. Niewyobrażalna tragedia, jeden chory człowiek wyrządza taką krzywdę milionom, rozdziela mężów od żon, matki od dzieci, morduje w imię swoje chorej wizji świata…nie wierzę w to, że nie można go powstrzymać….

Z każdym kilometrem nastroje się robiły bardziej poważne. Co kilka kilometrów są rozstawione posterunki i blokady na drogach. Żołnierze razem z okolicznymi mieszkańcami szukają dywersantów, legitymują każdego kierowcę i pasażera. Długa broń, hełmy, palec na spuście. W takim momencie wiesz, że skończyło się „śmieszkowanie”. Mijane jednostki wojskowe w pełnej gotowości, pierwsza myśl…co ja tu robię!?

Kiedy jednak mijasz ludzi, którzy stoją przy drodze i widząc auto opisane pomoc humanitarna w sekundę uśmiechają się, machają, podnoszą kciuki w górę, to wiesz po co tu jesteś! Wiesz, że tak trzeba, bo oni potrzebują tego, co wieziesz. Kiedy po kilku godzinach dojechaliśmy na miejsce, zobaczyliśmy tłum ludzi, którzy wiedząc, że przyjedziemy czekali na nas od 6 rano!

My dojechaliśmy o 15.00. „Skrzyknęli” się na Facebooku i dwa auta rozładowali momentalnie. Rzeczy z jednego auta zostały na miejscu, drugie przeładowaliśmy na ukraińską ciężarówkę, która pojechała z nimi na wschód, gdzie toczą się walki. Cały czas tłumaczono nam, że jest korytarz humanitarny, że wjeżdżamy i wyjeżdżamy, a my od wczoraj, od 22 stoimy na granicy…kolejka się nie rusza…ale my to „pikuś”. Mamy pełną lodówkę, gorącą herbatę i ogrzewanie postojowe, a ludzie w osobówkach, których jest tysiące…ludzie, którzy idą pieszo w mrozie…Trzeba coś zmienić na granicach, bo to jedna wielka masakra. Polscy celnicy w Medyce odprawili nas w 15min. Ukraińcy – masakra. „Zniszczyli” nam życie, a przecież do nich z tym jedziemy…papierologia, bieganie z dokumentami, auta z których się wysypywało, bo pogranicznik każe otwierać, bo musi zdjęcie zrobić.

Po rozmowach z Siostrami na miejscu taka prośba – nie organizujcie bezsensownych zbiórek. Ludzie mają ubrania, granica tonie w ciuchach, lepiej zbierać je kiedy Ukraińcy się zakwaterują, wtedy pytajcie ich co jest potrzebne! Tutaj na miejscu potrzebne są: jedzenie, opatrunki, leki, karimaty, śpiwory, nakolanniki, kamizelki kuloodporne, magazynki. Jeśli się zmobilizujemy, uzbieramy kolejne rzeczy. to auta znów pojadą… Dziękujemy za wszystkie słowa wsparcia, za to, że tak nas dopingowaliście!

Szymon Owedyk

Dawid Andrecki

HR Polska

diecezjaelk.pl