Chrześcijanie leczą i cierpią

Przpominamy homilię abp. Gądeckiego wygłoszoną w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejski w Poznaniu 11 lutego 2014.

0
1586

Dzisiejszy XXII. Światowy Dzień Chorego zwraca nam ponownie uwagę na kluczowy dla człowieka problem cierpienia i śmierci. Z jednej strony, człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że w jego sercu jest głęboko zakorzenione pragnienie szczęścia i zdrowia, lecz – z drugiej – doświadcza cierpienia i bólu, i to w najrozmaitszych formach. Doznaje nie tylko cierpienia fizycznego, ale i psychicznego, duchowego a także moralnego.

1. DLACZEGO?

W takiej sytuacji pyta: „dlaczego”? Dlaczego tak się dzieje, szczególnie kiedy cierpienie dotyka człowieka sprawiedliwego. A chociaż cierpienie ma zazwyczaj swoje źródło w naszej własnej osobie, w innych ludziach albo w świecie, to my zazwyczaj nie stawiamy zarzutu sobie, innym ani światu, ale stawiamy je Bogu. Prawdopodobnie dlatego, ponieważ o ile istnienie świata otwiera oczy naszej duszy na istnienie Boga, o tyle zło i cierpienie – a zwłaszcza dramat tylu niezawinionych cierpień, tylu win, które uchodzą bezkarnie – zdają się zaćmiewać obraz Boga, wprowadzać w duszę zwątpienie, co do Jego istnienia.Dlaczego Bóg nie wyeliminuje zła?  Starożytna odpowiedź ateistyczna brzmi – „ponieważ Bóg nie troszczy się o nic” (Epikur): „Albo Bóg chce usunąć zło, a nie może, albo może, a nie chce, albo ani nie che, ani nie może, albo i chce i może. Jeśli chce, a nie może, jest niedołężny, co nie może dotyczyć Boga. Jeżeli może, a nie chce, jest zawistny, co również nie może być cechą Boga. Jeżeli ani nie chce, ani nie może, jest zawistny i niedołężny, a przeto nie jest Bogiem. Jeżeli chce i może, co jedynie przystoi Bogu, skąd więc zło? Albo dlaczego go nie usuwa?” (Epikur cytowany przez Laktancjusza, O gniewie Boga, XIII).Z kolei klasyczna odpowiedź chrześcijańska – jaką znajdziemy u tegoż Laktancjusza (III/IV wiek po Chr.) – uczy: Bóg może cokolwiek zechce i nie ma w nim żadnego niedołęstwa, lub zawiści. Bóg może więc usunąć zło, lecz nie chce. A nie usuwa dlatego, ponieważ dał człowiekowi mądrość. Kiedy Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo wlał mu jednocześnie mądrość, polegającą na odróżnianiu tego co dobre, od tego, co złe. Gdyby usunął zło, musiałby jednocześnie usunąć ludzką mądrość, czyli zdolność rozróżniania dobra i zła i wybierania tego, co dobre. Wszystko zatem istnieje ze względu na człowieka, tak zło jak i dobro. Inaczej mówiąc, Bóg pozostawia człowiekowi wolność.

2. CHRYSTUS LECZY I CIERPI

Sam Bóg jednak, ze swej strony, szczególnie w osobie swojego Syna, Jezusa Chrystusa zamierza tylko dobro. Przywraca człowieka do życia i zdrowia. Nie da się zrozumieć publicznej działalności Jezusa bez wszystkich Jego cudów polegających na wskrzeszaniu zmarłych, uzdrawianiu z rozlicznych chorób fizycznych i psychicznych. Te uzdrowienia były dla ludzi dowodem dobroci Boga. Egzorcyzmy i uzdrowienia chorych dopełniały się wzajemnie i wskazywały na konieczność leczenia całego człowieka, tzn. jego ducha i ciała. A chociaż pierwszorzędnym celem tych uzdrowień nie było zdrowie chorych, lecz raczej wiara uzdrowionych i świadków wydarzenia, i chociaż były one przede wszystkim znakiem uzdrowienia z różnych form zniewolenia duchowego – inaczej niewiele by one pomagały ludziom żyjącym dzisiaj – to jednak tłum próbował dotknąć Pana właśnie dlatego, „ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk 6, 19). Także z tej racji Ewangelia po wszystkie czasy zostanie szczególnym źródłem nadziei dla chorych.Warto jednak podkreślić, iż Chrystus nie tylko uzdrawiał, ale i cierpiał. On od swoich urodzin doznawał trudu, bezdomności, prześladowania i niezrozumienia nawet ze strony najbliższych mu osób. Nade wszystko zaś coraz szczelniej otaczał go krąg nienawiści, ostatecznie zmierzający do zamordowania Go. Jezus musiał cierpieć, ponieważ cierpienie jest częścią autentycznie ludzkiej kondycji, którą przyjął On wraz ze wcieleniem.Ponadto, właśnie przez cierpienie i krzyż Chrystusa dokonało się odkupienie. Chrystus – bez żadnej własnej winy – wziął na siebie „całe zło grzechu”, a doświadczenie tego zła wyznaczyło nieporównywalną miarę cierpienia Chrystusa – tego cierpienia, które stało się ceną Odkupienia: „Wiecie bowiem, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną Krwią Chrystusa, jako Baranka niepokalanego i bez zmazy” (1Pt 1,18-19).

3. CHRZEŚCIJANIE LECZĄ I CIERPIĄ

Lecz Chrystus nie zakończył pracy nad ludzkim cierpieniem w momencie swojej śmierci i zmartwychwstania. On zlecił jej kontynuację swoim apostołom, których posłał w świat: „aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych” (Łk 9,2).a.lecząJezus udzielił im „władzy […], aby leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości” (Mt 10,1). Kościół bardzo poważnie traktował ten nakaz Chrystusowy, co zostało potwierdzone przez – sięgającą pierwszych wieków chrześcijaństwa – praktykę kościelnej opieki nad ludźmi chorymi i cierpiącymi. Przez całe stulecia Kościół był jedyną instytucją publiczną zajmującą się lecznictwem i opieką nad chorymi, a zdecydowaną większość lekarzy i średniego personelu medycznego stanowili zakonnicy i zakonnice, bądź też świeccy ściśle związani z Kościołem. Takie było przekonanie Kościoła, który jeszcze w średniowieczu kształcił kapłanów na uniwersytetach nie tylko w dziedzinie teologii, ale domagał się od nich również znajomości medycyny. Stąd niektórzy nazywają chrześcijaństwo „religią terapeutyczną”, czyli religią przywracania pełnego zdrowia przez miłość Bożą (Eugen Biser).Prof. Bogdan Chazan, dyrektor Szpitala św. Rodziny w Warszawie, mówił o tym wczoraj; o czułości chrześcijańskiego lekarza wobec pacjenta, o potrzebie personalistycznego podejścia do chorego, o medycynie jako szczególnym rodzaju apostolstwa. Medycyna winna być spotkaniem człowieka cierpiącego z lekarzem, który też ma swoje ograniczenia i kłopoty, ale w tym momencie winien o nich zapomnieć i zwrócić uwagę choćby na to, jak wielkie znaczenie mają jego słowa. One mogą leczyć, ale też zabijać. Ważne jest to, żebyśmy pamiętali o tym, że leczymy nie tylko ciało człowieka, ale także jego umysł i duszę. Lekarze i pielęgniarki nie mogą mieć zbyt dużego dystansu wobec spraw i problemów pacjentów. Obie strony zyskają, jeśli zechcą cierpieć z cierpiącymi i cieszyć się razem z cieszącymi. Nie wyklucza to profesjonalizmu, który przez personalny wymiar relacji „pacjent – lekarz” dodatkowo się uwiarygodnia – mówił prof. Chazan.„Kiedy z czułością zbliżamy się do tych, którzy potrzebują opieki, wnosimy nadzieję i uśmiech Boga w sprzeczności świata” (Wiara i miłość: „My także winniśmy oddać życie za braci” (1 J 3,16). Orędzie Ojca Świętego na XXII. Światowy Dzień Chorego – 11.02.2014).b. cierpiąAle Kościół – w swoich członkach – nie tylko leczy, on również cierpi. W trudnym a nieraz dramatycznym położeniu radzi choremu modlitwę: „Synu, w chorobie swej nie odwracaj się od Pana, ale módl się do Niego a On cię uleczy” (Syr 38, 9). Idąc za radą św. Jakuba podpowiada: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5,14-15).Odwołanie się chorego i jego otoczenia do modlitwy nie wyklucza oczywiście korzystania z naturalnych środków medycznych, służących zachowaniu i przywróceniu zdrowia. Kościół jest bowiem przekonany, że każdy człowiek cierpiący powinien ze wszystkich sił walczyć z chorobą i wszelkimi godziwymi sposobami starać się o zachowanie swego zdrowia.W pewnych okolicznościach – kiedy cierpienie jest sposobem budowania Kościoła – należy przyjąć cierpienie jako łaskę. „W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” – powie św. Paweł (Kol 1, 24). Przez tego rodzaju cierpienie chrześcijanin buduje Kościół duchowy. Dzięki łasce Chrystusa zdobywa wewnętrzną dojrzałość i wielkość duchową. Znajduje nową miarę swojego życia i powołania. Czyż wielu świętych nie zawdzięczało swego nawrócenia właśnie łasce cierpienia?Poza tym, nie wolno nam zapominać o tym, że w Kościele chorzy mogą stać się źródłem mocy dla zdrowych, „czasem dla tych, którzy swoje zdrowie źle wykorzystują, którzy obrażają Boga, posługując się swoim zdrowiem i swoimi siłami. […] Tak jak zbawienie świata, odkupienie świata, czyli nawrócenie człowieka w świecie idzie poprzez Krzyż Chrystusa, tak ciągłe nawracanie grzeszników w świecie idzie poprzez wasz krzyż, poprzez wasze cierpienie” (Jan Paweł II, Przemówienie do chorych zgromadzonych w kościele OO. Franciszkanów. Kraków – 9.06.1979).c. W sytuacji choroby nieuleczalnej dobrze jest pamiętać o tym, że tylko Pan Bóg jest władcą życia. Dobrze wiemy, że tej prawdzie często zaprzecza hedonizm, szerzący się w tak zwanych społeczeństwach dobrobytu. Życie jest tam cenione, dopóki jest przyjemne, ale odmawia się mu szacunku, kiedy człowiek staje się chory bądź upośledzony.Gdyby decyzja o zakończeniu własnego życia przeszła w ręce człowieka, byłby to katastrofa, bo odtąd to już nie życie miałoby samoistną wartość, ale jakość życia. W ten sposób powróciłaby do łask filozofia Nitschego, który twierdził iż istnieje też „taki rodzaj życia, który jest niewart życia”. Według niego – tylko osobniki silne i zdrowe cieszą się godnym życiem. Praktyczne wnioski z takiego rozumowania wyprowadził Hitler, przeprowadzając eksterminację Żydów i zakładając też przyszłą eksterminację Słowian, jako ludzi niegodnych życia.Dzisiaj, z eutanazji „życia niewartego życia” mogą się cieszyć przede wszystkim towarzystwa ubezpieczeniowe „na życie”, które kierując się rachunkiem czysto ekonomicznym są zainteresowane jak największymi dochodami przy jak najmniejszych wydatkach na leczenie obłożnie chorych pacjentów. 

4. WIARA W ŻYCIE WIECZNE

Trzeba też jasno powiedzieć, że ostatecznie nasz strach przed perspektywą śmierci fizycznej może zostać przerwany jedynie przez radykalną zmianę kierunku marszu; przez zwrócenie się ku prawdzie. W dziewiątej księdze „Wyznań” św. Augustyn opowiada o rozmowie, jaką prowadził ze swą matką, a której przedmiotem była tęsknota Moniki za życiem wiecznym, za dotarciem do przystani, gdzie będzie mogła się poczuć jak w domowym zaciszu. „Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego życia – ów dzień Ty znałeś, a my nie wiedzieliśmy o nim – zdarzyło się, jak myślę, za tajemnym Twoim zrządzeniem, że staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd się roztaczał widok na ogród wewnątrz domu gdzieśmy mieszkali – w Ostii u ujścia Tybru. Tam właśnie, z dala od tłumów, po trudach długiej drogi nabieraliśmy sił do czekającej nas żeglugi. W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo. Zapominając o przeszłości, a wyciągając ręce ku temu, co było przed nami, w obliczu prawdy, którą jesteś Ty – wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, czym będzie wieczne życie zbawionych […]. Doszliśmy w tej rozmowie do rozpoznania, że żadna rozkosz cielesna, choćby największa i najpromienniejszym światłem doczesnym rozjarzona, nie zasługuje nawet na wspomnienie, a cóż dopiero na porównanie z błogością życia wiecznego” (Wyznania IX,10). Czy dzisiaj – zamiast zamartwiać się śmiercią – żyjemy jeszcze wiarą i tęsknotą za niebem; za życiem wiecznym, gdzie znajdziemy nasz ostateczny dom?

Tak, największą pomocą dla chorego i umierającego człowieka jest wiara w Boga i nadzieja na życie wieczne. Umocnienie chorego przez lekarzy i pielęgniarki we wierze jest najwyższą formą humanizacji śmierci. Jest czymś więcej niż ulgą w cierpieniu. Oznacza zaangażowanie się w ułatwienie choremu przejścia do Boga (por. Karta pracowników służby zdrowia. Papieska Rada ds. Duszpasterstwa służby zdrowia. Watykan 1995,118).

ZAKOŃCZENIE

Spotykając się w Światowym Dniu Chorego na Eucharystii za chorych i cierpiących oraz personel szpitalny pomyślmy przede wszystkim o umocnieniu naszej wiary, bez której choroba i śmierć staje się nieludzka. Popatrzmy z szacunkiem i czułością na samych chorych, za których cierpiał Chrystus. Módlmy się następnie za wszystkich pracowników służby zdrowia (dyrektora szpitala, ordynatorów, lekarzy, kapelanów, pielęgniarki, pracowników administracji szpitalnej, wolontariuszy, za farmaceutów), wreszcie na członków rodzin, i wszystkich bliskich, aby – poddawani nadzwyczajnym próbom – nie zniechęcili się i nie zaniechali troski o życie i zdrowie chorych.

BRAK KOMENTARZY